Trzeciego dnia naszego pobytu w Londynie po szybkim śniadanku byłam w o wiele lepszym nastawieniu- nareszcie metro; możliwość szybkiego przemieszczania się z miejsca na miejsce bez przemęczaniu ciut już nadwyrężonych nóg.
Metro w Londynie to wciąż, nieprzerwanie od ponad 150 lat, jedna z ikon brytyjskiej stolicy. Dla wielu atrakcja turystyczna, jak wizyta pod Big Benem czy zdjęcie na tle Pałacu Buckingham.
Londyńskie metro to nie tylko najstarsze metro na świecie, ale także jedno z najbardziej rozbudowanych - posiada największą, po Szanghaju, ilość linii. Aż 11. Podziemne połączenia ciągną się łącznie na 402 km, a pociągi zatrzymują się na 270 stacjach. Rocznie pokonują trasę o długości odpowiadającej 90 podróżom na księżyc. Nazwa metra - The Underground, wskazywałaby na to, że pasażerowie tej formy transportu przemieszczają się z miejsca na miejsce wyłącznie tunelami. Nic bardziej mylnego. W Londynie aż 55 proc torów poprowadzono na powierzchni ziemi. Na metro mówi się tam „the tube”, a więc „rura”. Obecnie metro w Londynie obsługuje 11 linii, które zapewniają transport w obrębie ścisłego centrum miasta oraz łączą je z przedmieściami. Każda z nich ma swoją unikalną nazwę i przedstawiana jest odrębnym kolorem na mapach i wszelkich materiałach informacyjnych. Na kolor ten pomalowane są również poręcze w pociągach danej linii.
Miałam świetnie zaplanowaną podróż metrem - korzystałam ze strony internetowej www.tfl.gov.uk - ale jak to w życiu bywa, gdy przybyłyśmy na stację metra okazało się, że trwają na niektórych częściach prace remontowe, a w ogóle to trwa strajk. Na szczęście jakoś dałyśmy radę i dzień nie był zmarnowany :) - a wręcz przeciwnie.
Pierwsze miejsce które zobaczyłyśmy tego dnia to Sherlock Holmes Museum - obowiązkowy punkt programu dla wszystkich miłośników twórczości A. Conan Doyla. Zanim stał się znanym pisarzem- twórcą postaci Sherlocka - był lekarzem. Pierwowzorem postaci słynnego detektywa był dr. Joseph Bell- który słynął z dedukcji, a był wykładowcą na uczelni, na której studiował Conan Doyl. Cechami Bella został obdarzony Holmes- detektyw o analitycznym umyśle, które swoje dochodzenia opierał na znajomości psychologii, anatomii, biologii, chemii a nawet balistyki i grafologii. Geniusz po prostu :).
Muzeum poświęcone tej wymyślnej postaci znajduje się przy Baker Street; jednak nie przy opisywanym adresie 221B lecz pomiędzy numerami 237 i 241. Ciekawostką może być fakt, że w momencie, gdy sir Doyle tworzył swoje dzieło o Sherlocku Holmesie najwyższy numer na ulicy Baker Street wynosił 85. Wchodząc do środka tego domu mamy wrażenie jakbyśmy cofnęli się w czasie o kilka wieków. Kamienica, w której znajduje się muzeum utrzymana jest w stylu georgiańskim, a wnętrze wypełnione jest pamiątkami i rekwizytami, dzięki którym Sherlock wraz ze swym pomocnikiem Watsonem rozwiązywali skomplikowane zagadki w mrocznym i pełnym niebezpieczeństw XIX wiecznym Londynie. Bardzo szczegółowo i realistycznie odtworzono pomieszczenia, w którym odnajdujemy ulubiony fotel detektywa, przybory, który wykorzystywał podczas śledztw. Oczywiście jest też sławna fajka Holmesa. Pomieszczenia są dość wąskie, zwiedzenie muzeum zajmuje około 20- 30 minut. Jeśli ktoś lubi przywozić pamiątki z oryginalnych miejsc może odwiedzić sklepik z pamiątkami, w którym za niestety niemałe kwoty można nabyć kubki, długopisy, karty do gry, popielniczki, książki- a wszystko to oczywiście z wizerunkiem Sherlocka. Wstęp do muzeum kosztuje 15 funtów od osoby.
Nie mogąc się rozstać z atmosferą mrocznego Londynu Pojechałyśmy metrem do stacji Aldgate East, aby dojść do ulicy Comerciall Street 84. Dlaczego? Z powodu postaci, która przed kilkoma wiekami spędzała sen z powiek mieszkańcom Londynu- a zwłaszcza kobietom. Chodzi oczywiście o Kubę Rozpruwacza zwanego po angielsku Jack the Ripper.
Odnalazłyśmy pub Ten Bells - podobno z niego wyszły w swój ostatni spacer dwie ofiary Kuby : Anna Chapman oraz Mary Jane Kelly. Ofiarami ataków Kuby Rozpruwacza zwykle padały prostytutki z ubogich dzielnic, mordowane przez podcięcie gardła. Teorie głoszące, że sprawcą wszystkich ataków był jeden człowiek zdobyły popularność we wrześniu i październiku 1888r. Wtedy to właśnie Scotland Yard oraz prasa zaczęły otrzymywać anonimowe listy od osoby podającej się za mordercę. Liczne artykuły oraz wzmianki prasowe sprawiły, że sprawca nazwany Kubą Rozpruwaczem stał się najbardziej popularnym seryjnym mordercą w kulturze masowej.
Pub, który zobaczyłyśmy został wybudowany w 1752r. Zmienił się naprawdę niewiele, od momentu kiedy Mary Kelly- ostatnia ofiara Rozpruwacza- opuściła jego progi. Łatwo przegapić to miejsce, na szczęście nam udało się tam dotrzeć. Wejść do środka nie mogłyśmy- widziałyśmy pub tylko z zewnątrz. Postałyśmy chwilę myśląc o czasach w których przyszło żyć ofiarom Kuby- ciesząc się jednocześnie, że jesteśmy tu w środku dnia- a postać Kuby R. jest tylko odległym wspomnieniem. Później zrobiłyśmy krótki spacer- który przeniósł nas jeszcze o kilka wieków wstecz- i dotarłyśmy do jednego z turystycznych „must see” Londynu- a mianowicie do Tower of London. Tu właśnie skorzystałyśmy z vouchera pokazanego wraz z biletem na metro w ramach akcji 2 for 1 i kupując bilety wstępu zapłaciłyśmy połowę ceny. Samą twierdzę zobaczyłyśmy już z daleka.
Tak naprawdę powinnam napisać „Her Majesty’s Royal Palace and Fortress, The Tower of London” gdyż tak brzmi oficjalna nazwa tego miejsca. Jej mury widziały wiele tragicznych, ale i wspaniałych wydarzeń z dziejów kraju. Powstała na życzenie Wilhelma I Zdobywcy. Po koronacji Wilhelma, która odbyła się w roku 1066 miała ona służyć do obrony monarchy przed najeźdźcami oraz ludem. Wcześniejsze mury obronne zostały zastąpione wielką, kamienną White Tower - czyli Białą Wieżą, mającą ukazywać wielkość nowego króla. Tower of London tak naprawdę nigdy nie stała się prawdziwą rezydencją królewską, choć monarchowie spędzali wu wiele czasu. Stało się jednak tradycją, że tu przyjeżdżali władcy na noc przed swoją koronacją i właśnie z niej wyruszali do Westminster. Będąc w Tower warto zobaczyć Blood Tower - czyli Krwawą Wieżę. W czasie Wojny Dwóch Róż czyli wojny narodowej- gdy Anglia była podzielona na dwa rody Yorków i Lancasterów- uwięziono w niej dwóch synów Edwarda IV- i do dziś nie wiadomo, co stało się z chłopcami, których ciała zniknęły bez śladu.
Niesławną tradycję traktowania Tower jako więzienia kontynuowali następni królowie; między innymi Henryk VIII. To za jego rządów najsłynniejszą częścią Tower stała się Tower Green- czyli Zielona Wieża. Tu więziono przyszłą królową Elżbietę I, w tym też miejscu zostali pozbawieni życia Anna Boleyn i Katarzyna Howard- dwie małżonki Henryka VIII. Ostatnia egzekucja odbyła się tu w roku 1747, ale jeszcze przez wiele lat Tower była więzieniem- przetrzymywano tu na przykład Rudolfa Hessa.
Na koniec obowiązkowo należy odwiedzić Skarbiec zawierający insygnia królewskie, wspaniałe berła, korony- między innymi maleńką koronę królowej Wiktorii oraz wspaniałe brylanty,diamenty, rubiny, szafiry i perły. Wśród tego bogactwa wyróżnia się Cullinan I- największy z bezcennych brylantów świata.
Wędrując po terenie Tower spotykałyśmy co krok mężczyzn ubranych we wspaniałe mundury. To specjalna gwardia halabardników, która została powołana w 1485r. Nazywa się ich Yeomen of the Guard- w dalszym ciągu strzegą zamku Tower, ale poza tym służą pomocą turystom. Poznać ich można po granatowo-czerwonych wiktoriańskich mundurach. Nazywa się też ich często „beefeaters” czyli „zjadaczami wołowiny”- przydomkiem nadanym prawdopodobnie w czasach głodu. Zdjęcie z takim strażnikiem - bezcenne :) Będąc w Tower skorzystałam z okazji, aby uwiecznić Tower Bridge- wspaniały most.
To jedna z popularniejszych atrakcji Londynu - często jest mylony z London Bridge. Prace nad mostem rozpoczęto w 1886 roku i jego budowa trwała 8 lat. Zużyto 70 000 ton cementu, 11 000 ton stali, z której zbudowano szkielet konstrukcji. Ten został zaś obłożony kamieniem Granitem z Kornwalii i specjalnym gatunkiem kamienia wapiennego z Portland.Koszt budowy mostu to 1 184 000 funtów w przeliczeniu na dzisiejsze czasy to 100 000 000 funtów. Most został otworzony 30 czerwca 1894 roku a dokonał tego syn królowej Wiktorii, Książe Walii Albert Edward (późniejszy król Edward VII).
Pragnąc trochę odsapnąć udałyśmy się do dzielnicy Notting Hill- niestety księgarni z filmu nie znalazłyśmy, ale i tak podobała nam się ta dzielnica. Obejrzałyśmy przepiękne rezydencje i doszłyśmy do Portobello Road Market - jeden z najbardziej znanych targów Londynu.
W sobotę i niedzielę, od rana do popołudnia można kupić na nim wszystko. Zarówno w kolorowych sklepach jak też na ulicznych straganach i w prowizorycznych budkach. My byłyśmy tu w piątek- kiedy tłumy są znacznie mniejsze, ale dzięki temu można lepiej poznać kosmopolityczny charakter tego miejsca. Czegóż tu nie było? Owoce, warzywa, sery, wędliny- a obok bibeloty i książki sprzed wielu, wielu lat. Naprawdę miejsce warte zobaczenia.
Potem pojechałyśmy zobaczyć najstarszą herbaciarnię w Londynie znajdującą się przy 216 Strand. Jest to Twinnings, który został założony w 1706 r przez Thomasa Twinningsa. Zapoczątkował on powstawanie sklepów herbacianych w całej Anglii, jest oficjalnym dostawcą herbaty na dwór królewski a jego logo jest najstarszym znakiem handlowym na świecie. W sklepie można kupić nie tylko wiele różnych kaw lub herbat, ale też wszystkie możliwe akcesoria do ich zaparzania. My też postanowiłyśmy zakupić herbatę w tak znamienitym miejscu- pijąc wieczorem ten smakowity napój, mam przed oczyma małą, ale wiekową herbaciarnię na Strandzie.
Zbliżał się wieczór- czyli, tak jak każdy szanujący się Anglik poszłyśmy poszukać jednego z najstarszego w Londynie pubu. Dla kultury brytyjskiej pub to symbol kilkusetletniej tradycji. Przeciętny Brytyjczyk nie chodzi do pubu tylko w celu napicia się piwa, lecz po to, by spotkać się w towarzystwie znajomych z pracy. Pewnie nie wszyscy wiedzą, że nazwa „pub” pochodzi od słów „public house” co wcale nie oznacza w wolnym tłumaczeniu „domu publicznego” :)Dla Anglików public house to coś w rodzaju gospody, karczmy- miejsca, gdzie przychodzi się, by załatwić interesy, omówić bieżące sprawy, porozmawiać z przyjaciółmi- lub po prostu odsapnąć, po dniu ciężkiej pracy, przy kufelku piwa. Obecnie w Wielkiej Brytanii znajduje się około 58.000 pubów. Najstarsze puby mają po kilkaset lat, nie został rozstrzygnięty spór o tytuł najstarszego pubu w Londynie. Jednym, z pubów, który ubiega się o to miano jest The Old Cheshire Cheese przy 145 Fleet Street. Początek istnienia tego pubu datuje się oficjalnie na rok 1667, czyli rok po wielkim pożarze, ale wiadomo, że pub istniał w tym miejscu już wcześniej, prawdopodobnie przed 1540r. W pubie tym lubili spędzać czas przy piwie i dobrych potrawach Mark Twain, Alfred Tennyson, sir Arthur Conan Doyle. Kilkakrotnie pojawił się też w nim Charles Dickens. A więc i my chciałyśmy zobaczyć to miejsce. Jednak ulubionego Guinnesa wypiłyśmy w innym pubie- i tak kończąc dzień trzeci wróciłyśmy do hostelu. Ufff... pora była najwyższa, zostało niewiele czasu na relaks- a czekał nas dzień czwarty i piąty pobytu w Londynie.
Dla wielbicieli twórczości Arthura Conan Doyla- koniecznie Sherlock Holmes Museum.
Pasjonaci historii związanych z działalnością Kuby Rozpruwacza powinni dotrzeć do pubu TEN BELLS - podobno to właśnie z tego pubu wyszły dwie ostatnie ofiary Kuby R. Miejsca tego należy szukać w dzielnicy Whitechapel przy ulicy Comerciall Street numer 84.
Ozywiście trzeba zobaczyć znajdującą się niedaleko Tower of London; przejść się na Tower Bridge. Warto się też przejechać się metrem do dzielnicy Notting Hill oraz zobaczyć ulicę Portobello Road- znajdują się tu fajne sklepiki, stragany oraz kafejki.
Warta odwiedzenia jest najstarsza w Wielkiej Brytanii herbaciarnia Twinning’s przy ulicy 216 Strand. Wieczorem zaś polecam przejście pod jeden z najstarszych w Wielkiej Brytanii pubów- Ye Old Cheshire Cheese przy ulicy Fleet Street.
Osoby, które w trakcie zwiedzania Londynu mają w planach zobaczenie Tower of London, Madame Tussaud lub Opactwo Westminster powinny wejść na stronę www.daysoutguide.co.uk; wybrać sobie upatrzoną atrakcję i wydrukować vocher. Następnie gdy jesteśmy już w Londynie kupujemy bilet na metro ( 1 dniowy lub 7 dniowy) ale koniecznie na stacji kolejowej - a nie na stacji metra. Mogą to być stacje : Victoria lub Charing Cross na przykład. Z tak zakupionymi biletami na metro 2 osoby mogą wejść do danej atrakcji płacąc tylko za 1 osobę - my w ten sposób zamiast płacić w Tower 22 funty od osoby zapłaciłyśmy tyle za nas obie. Tak samo zrobiłyśmy w Madame Tussaud- w ten sposób zwiedzanie Londynu okazuje się ciut tańsze.
Brak komentarzy. |