Hmm... dlaczego Bułgaria? W sumie nie wiem jakoś trak wyszło. Pomysł rzucony przez mojego męża a mnie nie trzeba namawiać na żaden wyjazd. Mimo że wolałabym góry ale one zostały oprotestowane przez drugą połowę mojej osoby. Miało być przede wszystkim ciepło, pięknie, piaszczyście i niedrogo. No i zostało postanowione. Po wybraniu biura termin został zarezerwowany.
Następnie już przed wylotem mieliśmy nadzieję, że po przylocie ok. 24 jeszcze się uda na jakieś wieczorne piwko wyskoczyć. Niestety samolot opóźnił się o jakieś 5h więc w hotelu byliśmy ok. 6 nad ranem. Pomysł piwka legł w gruzach niestety. Po przybyciu do hotelu szybko drzemka bo o 9.30 było spotkanie z rezydentką. Od razu zapłaciliśmy za wycieczki fakultatywne ponieważ miałam dokładnie już w Polsce opracowane co gdzie i jak. Raptem tydzień przed wyjazdem kupiłam przewodnik po tym pięknym kraju i studiowałam go dość mocno przez ten czas. Zdążyłam się zorientować co i jak można w pobliżu hotelu zwiedzić. Czasu na odpoczynek i wylegiwanie się raczej nie było. W związku z chęcią spróbowania lokalnej kuchni, oraz posiadania wolności szeroko pojętej wybraliśmy opcję hotelową z samymi śniadaniami.
Pierwszego dnia po spotkaniu z rezydentką szkoda było czasu na odsypianie nieprzespanej nocy i od razu ruszyliśmy do Nessebaru plażą. Miasteczka nie trzeba chyba zachwalać. Jest po prostu piękne, z klimatem, wspaniałymi zabytkami i knajpkami. Gdy już zgłodnieliśmy postanowiliśmy z jednej z nich skorzystać i zaszaleliśmy. Zjedliśmy typowo bułgarski posiłek. Od mocnych alkoholi na początku do coraz słabszych na końcu z przepysznym jedzeniem włącznie. Dania zamówione i polecane przeze mnie to: Kawarna - pikantny gulasz z papryką, mięsem i pomidorami. Dla osób lubiących ostre jedzenie może nie być aż tak pikantny. Kababczeta - pikantne mięso mielone w kształcie „kiłbasek”. No i na koniec sałatka szopska - podobna do naszej greckiej ale składająca się z ogórków i pomidorów pokrojonych w duże kawałki i na to biały ser jak nasza feta. W Bułgarii mają tylko 2 rodzaje sera biały i żółty bez słowa w słowniku oznaczającego SER. Biały przypomina fetę a żółty trochę nasz żółty ser do tostów. Wszystko po prosty niebo w gębie.
Po posiłku zwiedzania ciąg dalszy. Jak poczuliśmy się zmęczeni postanowiliśmy wracać do hotelu oczywiście plażą odpocząć. I na tym dzień pierwszy się zakończył.
Kolejnego dnia musieliśmy w planie wyjazd do Warny do delfinarium niestety spóźniliśmy się na autobus i musieliśmy zmienić plany. Wstąpiliśmy do sklepu po zapasy słodkich przekąsek i alkoholi. Złapał nas deszcz i resztę czasu przesiedzieliśmy w hotelu odpoczywając i drzemiąc na zmianę. Obiad zjedliśmy w hotelowej knajpce. Kelnerem był Bułgar mieszkający na stałe w warszawie z żoną a w sezonie pracujący w naszym hotelu. Przy okazji posiłku i rozmowy z ów kelnerem poznaliśmy jego znajomego. Zimą mieszkającego w górach Pirin a latem również w naszym hotelu pracował i sprzedawał swojską przez siebie pędzoną rakiję. Na koniec wycieczki mój mąż zaopatrzył się w jedną butelkę tego napoju co by go do Polski przywieźć. I tym sposobem mam swoje góry. Mamy zaproszenie do wspomnianego pana do jego domu.
Po takim lenistwie czekało nas już mnóstwo rozrywek. Trzeciego dnia pojechaliśmy na JEEP SAFARI - wycieczka fakultatywna urządzona bardzo fajnie. Polecam zwłaszcza dla odważnych lubiących przygody dobrą zabawę i umiejących śmiać się nie tylko z innych ale również z siebie. (polecam zabrać strój kąpielowy na siebie i ubrania które szybko schną). 45-letnimi Uazami przemierzaliśmy bezdroża i pobliskie góry. Odwiedziliśmy wielskie chaty z domowym ciastkiem francuskim i bułgarskim jogurtem. Do tego babuszki sprzedające swoje wyroby turystom. Polecam ciepłe skarpetki dla zmarźlaków, miód oraz biżuterię dla pań z muszelek. Następnie odwiedziliśmy najstarszą cerkiew, malutka, ale bardzo zdobioną. Co ciekawe przy niej rósł duży krzak drzewka marihuany. Można się tam dostać tylko autem z napędem na 4 koła. Dzień upłynął radośnie ponieważ jechaliśmy w 6 osób + kierowca. Trafił nam się mimo nieznanych wcześniej osób bardzo fajny skład w aucie. Para mieszkająca w Warszawie oraz w Neapolu polsko-włoskie małżeństwo. Zaproszenie do Włoch też dostaliśmy. Śmiechu było co nie miara, widoki cudowne, góry piękne, teren ciekawy. Po południu nastąpił koniec wrażeń i czas było wracać do hotelu. Późne popołudnie spędziliśmy na plaży.
Dzień czwarty był bardzo ale to bardzo intensywny. Dość wcześnie pobudka, śniadanie, z uwagi na niekoniecznie punktualną komunikację miejską, z bezpiecznikiem czasowym pojechaliśmy na dworzec autobusowy celem zakupienia biletów i udania się do Delfinarium w Warnie. Trafiliśmy bez problemu w odpowiedni PKS, na jednym z przystanków zaczęliśmy wypytywać jak z przystanku w Warnie dotrzeć do Delfinarium. Chcieliśmy wziąć taksówkę bo mieliśmy tylko 20 minut do rozpoczęcia występu. Jeden z pasażerów nam to zdecydowanie odradził bo po pierwsze taksówki to mafia a po drugie potwornie drogie. Zaoferował, że nam pomoże. Tak też uczynił, zaprowadził nas na przystanek, pojechał z nami autobusem odpowiednim który jemu też pasował i doradził na jakim przystanku wysiąść i jak dalej iść. W ostatniej chwili udało się zdążyć. Delfiny przesłodkie i bardzo mądre ssaki. Cieszyłam się jak dziecko z lizaka na ich widok. Niestety nie można było pogłaskać.
W drodze powrotnej mieliśmy sporo czasu do autobusu więc pięknym parkiem doszliśmy do centrum. Po drodze nie mogłam się oprzeć lodom. Przyznać muszę, że jako smakosz tego specjału polecić mogę w pełni. Lody bułgarskie pyszne. W centrum przeszliśmy dość sporym deptakiem. W sklepiku z pamiątkami pani nam doradziła gdzie jedzą miejscowi i oczywiście my też tam poszliśmy. Tanio smacznie i szybko. Taki bar szybkiej obsługi. Niestety jak dla mnie potrawy były letnie a ja lubię gorące obiady. Ale fajnie było poznać miejsce, z którego korzystają miejscowi. Następnie pksem wracaliśmy do Słonecznego Brzegu. Droga kręta widoki ładne a kierowcy wariaci jak u nas albo jeszcze gorsi. Po powrocie do hotelu chwila oddechu, przepakowanie torby i w drogę na wycieczkę do Istambułu.
Kolejny dzień spędziliśmy po długiej całonocnej podróży w Istambule. Miasto o wielkości 150/50-60 km. W związku z krótkim pobytem widzieliśmy niewiele. Oczywiście błękitny meczet wraz ze zwiedzaniem wnętrza, Haga Sophia, byliśmy nad cieśniną Bosfor, do tego wielki bazar. Niestety to było wszystko bo na więcej nie było czasu. Niestety takie wielkie miasto to i odległości duże. Udało nam się nie utknąć w korku na moście przebiegającym ze strony Europejskiej na Azjatycką. Cóż jak dla mnie miasto wielkie, brudne. Warto było jechać, żeby potem nie żałować, że się było tak blisko i nie odwiedziło. Niestety na pewno bym tam nie wróciła i do Turcji też raczej nie pojadę. Na pewno warto zobaczyć Błękitny Meczet w środku jest piękny. Fascynująca jest inna kultura, obyczaje. No i z pewnością warto zobaczyć również pałace sułtana bo są piękne i ślicznym otoczeniu. Na to niestety nie mieliśmy czasu chociaż myślę, że pewnie i tak większość jest niedostępna dla zwykłych śmiertelników.
Po całym dniu wrażeń wracaliśmy do domu z mieszanymi uczuciami i pieczątką w paszporcie. Pozostaję tylko powiedzieć - byłam widziałam. Czekała nas jeszcze długa podróż powrotna. W hotelu byliśmy ok. 1 w nocy. Sen przyszedł bardzo szybko. Kolejne dni mieliśmy spędzić na odwiedzeniu Sozopolu i Pomorie jednak po tak wyczerpującym tygodniu zdecydowaliśmy pojechać do Pomoriel, a ostatni dzień poświęcić na wylegiwanie się na plaży.
Pomorie to bardzo ładne i urokliwe miasteczko do którego dostaliśmy się autobusem miejskim za śmieszne pieniądze. Przy morzu są ławeczki, na których można rozłożyć ręcznik i się opalać bez przeszkód. Można również schłodzić się w wodzie bo jest do niej zejście po drabince. Piaszczystej plaży nie widziałam, ale pewnie jest dalej. W pobliżu jest jezioro, w którym zasolenie wynosi 70%. Niestety nie dotarliśmy do niego. Jednak nie żałuje bo miasteczko mnie urzekło. Mała liczba turystów, piękne kamieniczki, okolica również niczego sobie, ceny jakby niższe, oryginalne pamiątki nie to co w Słonecznym brzegu gdzie wszędzie jest to samo. Kupiliśmy piękną ceramiczną popielniczkę. Jakbym była samochodem na pewno więcej bym kupiła. Zalety tego miejsca długo by jeszcze wymieniać. Obiad zjedliśmy w bardzo przyjemnej restauracji. W końcu po wszystkich poszukiwaniach udało się znaleźć miejsce gdzie zaserwowali mi giuwecz - (jagnięcina z duszonymi warzywami o konsystencji sosu podawane z chlebem) - PYCHA!!!
Niestety nadszedł ostatni dzień pobytu. Ostatnie dopychanie walizki z gadżetami dla rodzinki, miejscowymi alkoholami i innymi nowo nabytymi przedmiotami. Wymeldowanie z pokoju. Spacer na plażę, opalanie się żeby wstydu nie było, że się bladym wraca, kąpiel w morzu. No i niestety bus na lotnisko i do już chłodnej Polski czas wrócić. Z lotniska w Poznaniu nocny autobus na dworzec spóźniony, przez co ledwo się na pociąg udało zdążyć. I w końcu do domu. Zmęczeni ale zadowoleni z wakacji wracamy na swoje stare śmieci.
Mam nadzieje że miło się czytało. Zdjęcia dodam najszybciej jak się da :).
Nessebar, Warna - Delfinarium, park na terenie, którego jest Delfinarium, centrum, Pomorie.
Dla planujących wycieczkę autem nie trzeba martwić się o zawieszenie - drogi 100 razy lepsze jak u nas. Bułgarska kuchnia jest przepyszna, mojemu mężowi przypadł zwyczaj chodzenia po ulicy z piwkiem i kosztowania go :). Piwko mają dobre nawet dla takiego wybredziocha w tej dziedzinie jak ja. Poza tym przyda się znajomość języka rosyjskiego choćby podstawowa, ludzie choć mili i sympatyczni zwłaszcza dalej od kurortów turystycznych nie władają za bardzo anielskim, w autobusie nie ma możliwości jazdy na gapę - w każdym jest osoba sprawdzająca bilety (pasażer sobie wsiada znajduje wygodne miejsce) i taka osoba podchodzi do pasażera i sprzedaje bilet - co ważne - ma wydać resztę.
Brak komentarzy. |