Drugi dzień pobytu w Siem Reap rozpoczęłam pobudką o godzinie 5 rano. Dzień wcześniej uzgodniliśmy z naszą nową koleżanką, że pojedziemy zobaczyć wschód słońca w słynnym Angkor Wat. Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. Ciężko było się zwlec z lóżka. Zmęczenie ciągłym przemieszczaniem się i zwiedzaniem zaczynało dawać znać o sobie. Ale z drugiej strony być w Angkor i nie pojechać na wschód słońca! Nie, tego nie mogłam odpuścić.
Bez malej czarnej na obudzenie opuściłyśmy nasze lokum w ciemnościach. Szybko wynajęłyśmy riksze i już pędziłyśmy w kierunku baśniowego Angkoru. Po drodze mijały nas inne riksze i autobusy. Turyści z całego świata tak jak my spieszyli zobaczyć rozpoczęcie dnia nad Angkorem. Miałyśmy pewne obawy czy wschód słońca się uda? Dzień wcześniej wieczorem zaczęło padać, a w nocy lało. Meteo zapowiadało pochmurny i duszny dzień. Przy takiej prognozie wątpliwy był wschód słońca!
Dojechałyśmy do Angkor w ciemnościach. Nasz ryksiarz wysadził nas przed samym mostem, który przerzucony jest przez fosę wypełnioną wodą. Most którym szłyśmy chroniony jest z obu stron przez węże Naga. Po przejściu mostu i głównej bramy weszłyśmy na hektarowy plac, na którym była świątynia. Wreszcie zobaczyłam wysokie, strzeliste trzy wieże w kształcie kolb kukurydzy. Byłam w Angkor Wat a wieże razem ze mną... Ustawiłyśmy się na jednym z tarasów i czekałyśmy na wschód słońca. Ludziska nadciągali falangami, każdy w ręce trzymający aparat i gotowy do robienia zdjęć. Słońce wyszło powoli, ale nie w swoim jasnym i majestatycznym kolorze. Pochmurna pogoda odbiła się w kolorach wschodu. Niebo było czarne z lekkim paskiem koloru czerwonego (zobaczycie na zdjęciach). Cały wschód trwał dosłownie dwie, trzy minutki. Nie był taki piękny jak na zdjęciach i rysunkach książkowych. Dla mnie nie miało to znaczenia. Ja jeden dzień w swoim życiu rozpoczęłam w tym cudownym i tajemniczym zakątku na ziemi.
Po wschodzie powróciłyśmy do miasteczka i pierwsze kroki skierowałyśmy na śniadanie. Potem ja ze swoim kumplem - śpiochem mięliśmy w planie wynająć riksze na cały dzień i zwiedzić dogłębnie Angkor Wat, Ta Prohm i Preah Khan. Taki był plan na cały dzień, który zaliczyliśmy w całości.
Nasz dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania wielkiej świątyni Angkor Wat. Angkor Wat został zbudowany w 1113-1150 roku przez króla Surjawarmana II. Wzniesiono ją jako świątynię hinduską poświęconą Siwie. Po śmierci króla świątynia miała być jednocześnie mauzoleum Surjawarmana II. Świątynia składa się z trzech poziomów. Wokół całego budynku ciągnie się na długości 800 m jedna gigantyczna płaskorzeźba przedstawiająca sceny z życia Vishnu, oraz wybrane epizody ze słynnej Mahabharaty i Ramayany-hinduskich epopei. Płaskorzeźby należy oglądać zgodnie z praktyką hinduistyczną od lewej strony do prawej. Cały zespół świątynny zajmuje powierzchnię około 210 ha. Można godzinami spacerować miedzy galeriami i poziomami i podziwiać monumentalną świątynię. Nie jest się w stanie w ciągu jednego dnia obejrzeć całą świetność Angkor Wat. Czas nas gonił i trzeba było dosyć szybko zwiedzać tą potęgą czasową.
Następną świątynię którą zwiedzaliśmy, to Ta Prohm - „przodek Brahmy”. Świątynia ta była dziełem Dzajawarmana VII i służyła buddystom. Ta Prohm jest długim, niskim zespołem budynków tej samej wysokości z koncentrycznymi galeriami i łączącymi je przejściami. Całość otacza laterytowy mur.
Spacerkiem wśród leśnej ścieżki dochodzimy powoli do wrót świątyni. Przy wejściu wita nas olbrzymi konar drzewa oplatający swoimi korzeniami mur i wejście. Przechodzimy przez bramę i wytyczonymi dróżkami wchodzimy na poszczególne dziedzińce, na których jest jedno rumowisko murów. Wszędzie walają się sterty kamieni. Jedynie pojedyncze ściany świątyni stoją w objęciach ogromnych korzeni banianów i kapoków, a korony tych drzew sięgają wysoko ponad dachy. To drzewa które przez stulecia porosły świątynię, i które oplatają kamienne bloki jak macki ośmiornicy. To tutaj był kręcony słynny film „Tomb Raider” z Angeliną Jolie. Pod słynnym drzewem z filmu stoi kolejka turystów do zdjęcia, które jest obowiązkowe do kolekcji. Ta świątynia wśród potęgi przyrody jest tajemnicza, piękna i imponująca. Przyroda tutaj pokazała dogłębnie, że potrafi walczyć z człowiekiem i odradzać się.
Świątynia Preah Khan była trzecim i ostatnim punktem na naszej liście. Zwiedzaliśmy ją powłócząc nogami. Jednak wchodząc i wychodząc po stromych schodach, spacerując i chłonąc te zakątki człowiek zaczyna być zmęczony, kamienie zaczynają się mylić i stawać jedne podobne do drugich.
Preah Khan została zbudowana pod koniec XII w. przez Dzajawarmana VII. Służyła jednocześnie jako klasztor i ośrodek dawnego królewskiego miasta. Główne sanktuarium zbudowane jest na planie krzyża, ma cztery wejścia. Nazwa Preah Khan znaczy Święty Miecz albo Szczęśliwe Miasto Zwycięstwa. Tak jak Ta Prohm roztacza wyjątkowy czar dzięki swemu zbliżeniu do natyru i współżyciu ze wszechpotężną dżunglą. Ściany z piaskowca i laterytu powoli są oplatane korzeniami drzew, które nadają budowli nieprawdopodobne wrażenie.
Brak komentarzy. |