Liban - wstęp - relacja z wakacji
Po tygodniowym pobycie w Libanie wróciłam z taką masą zdjęć i przeżyć, że nie wiem od czego zacząć i jak podzielić się tym wszystkim. Ostatecznie doszłam do wniosku, że najlepiej będzie przedstawić to w kilku, tematycznych odcinkach. Na początek wprowadzenie, z podstawowymi informacjami i małą próbką zdjęć z różnych miejsc, z całego wyjazdu.
Byliśmy już kiedyś (w 2001 roku) z mężem w Libanie, gdy nastała chwila spokoju na Bliskim Wschodzie… Wtedy zwiedziliśmy objazdem 3 kraje: Jordania-Syria-Liban. Ten ostatni najkrócej, bo tylko tyle co na tranzytową wizę, więc 48 godzin. I chociaż zdołaliśmy wtedy zobaczyć najważniejsze miejsca historyczne (Trypolis, Byblos, Baalbek, Bejrut) oraz rezerwat cedrów – napisałam coś tam na tm http://www.travelmaniacy.pl/profil,2529,podroze,3728,liban i zeskanowałam nieco zdjęć z tamtej podróży, pozostał niedosyt i ciche pragnienie, by kiedyś powrócić jeszcze w tamte strony. No i udało się, w tym roku.
Mama znalazła ofertę pielgrzymki do Libanu, zorganizowanej przez nieznane nam dotąd poznańskie biuro Misja Travel. Program wydawał się interesujący – pojechałyśmy w ciemno. I to okazało się trafioną decyzją. Wszystko grało pod każdym względem (organizacyjnie i duchowo, a jeśli chodzi o program, to został zrealizowany z nawiązką, za sprawą libańskiego przewodnika i zainteresowanej grupy). Przez cały tydzień noclegi mieliśmy w jednym hotelu: Bethania w miejscowości Harissa, tuż obok głównego Sanktuarium Maryjnego Libanu. Było to dużą wygodą, a jednocześnie ciekawym doświadczeniem. Po powrocie na nocleg widzieliśmy, jak wieczorami tętni tam życie, jak dużo ludzi (z przewagą młodych) tam się modli. I to nie tylko od święta, ale codziennie.
Hotel był komfortowy, z regulowaną, dobrze działającą klimatyzacją w pokojach (co jest istotne przy temperaturach przekraczających +30°C w ciągu dnia), z lodówką, telewizorem (którego ani razu nie włączyłam!), z dzbankiem do gotowania wody na herbatę/kawę w pokoju, z talerzem owoców na powitanie, z dostarczaną codziennie dużą butelką wody mineralnej, itp.
To tyle tytułem wstępu.
Resztę przedstawię – sukcesywnie – w trzech kolejnych odcinkach:
- Przyroda – to przede wszystkim dwa wiodące akcenty: cedry i jaskinia Jeitta, ale też całe bogactwo roślinności śródziemnomorskiej;
- BB i inne – czyli: Byblos, Bejrut i inne ciekawe miejsca, np. XIX-wieczny pałac Bajt ad-Din;
- Śladami świętych libańskich i Sanktuariów chrześcijańskich tych ziem – św.Charbel i św. Rafca – to postacie, których kult jest tam bardzo żywy, odwiedziliśmy też kilka Sanktuariów Maryjnych i skalny monastyr św. Antoniego Pustelnika – w Dolinie Kadisza, którego początki sięgają IV wieku.
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Porady i ważne informacje
Kwestia bezpieczeństwa w Libanie:
Jak wiadomo, w okresie II wojny światowej Liban nazywany był Szwajcarią Bliskiego Wschodu i mimo burzliwych lat w czasach bardziej nam współczesnych, obecnie jest tam ponownie całkowity spokój. Znów można powiedzieć ”Szwajcaria Bliskiego Wschodu”. Mimo niewielkiej powierzchni kraju, przyjęli sporą liczbę uchodźców z sąsiedniej Syrii.
Miejscami spotyka się patrole wojskowe, widać też posterunki przy drogach. Jednak codzienne życie przebiega zupełnie spokojnie i bezpiecznie. Wieczorami można swobodnie poruszać się nawet w pojedynkę. Tak nas informowano i rzeczywiście przekonałam się, że tak jest.
Przelot - liniami Turkish Airlines - był miłą niespodzianką.
Mimo krótkich przelotów, Warszawa-Stambuł nieco ponad 2h, Stambuł-Bejrut nie całe 2h, na każdym odcinku karmili nas ”pełnowymiarowo” w klasie ekonomicznej.
Normalny obiad (przystawki, gorące danie główne i deser), napoje bez ograniczeń, a na krótszym odcinku kolacja lub śniadanie (w zależności od pory dnia), też normalne, a nie jakaś śladowa przekąska typu krakersy, jak to bywa np. w Al Italia, czy na dłuższych nawet przelotach na terenie Argentyny.
Komentarze: