Wielka Brytania - U króla Karola - relacja z wakacji
Wycieczka z BP Rainbow Królewska Anglia czyli pięciodniowe zwiedzanie kraju króla Karola. Wylot z Katowic na lotnisko Luton i po zebraniu wszystkich uczestników przylatujących również z innych miast wsiadamy do autokaru i od razu zwiedzanie. No może nie od razu, bo okazuje się, że jednemu uczestnikowi zaginął bagaż, więc dopiero po załatwieniu formalności ruszamy w komplecie, chociaż z niekompletnym bagażem. Okazało się, że jakaś pani zabrała nie swoją walizkę i dopiero następnego dnia dowiozła ją do naszego hotelu. Tak więc jedziemy do Windsoru i oglądamy tą królewską siedzibę. Niejako szokiem są przelatujące nad nim regularnie co kilka minut samoloty. No wewnątrz odgłosów silników nie słychać, ale inna szykana - zakaz robienia foto we wnętrzach. Ponoć statystyczny Anglik zużywa rocznie 2kg herbaty; no mnie to nie zaimponuje - zużywam więcej. I co to za herbata?? Na lotnisku przy wylocie pani kilka razy dopytywała czy aby ta zamówiona tea na pewno bez mleka. Jak można dolewać do herbaty mleko??! Po zobaczeniu zamku w Windsorze jakiś czas wolny, w którym zaglądamy do pobliskiego kościoła i przez stary dworzec kolejowy z repliką dawnej lokomotywy wracamy na parking. Następnie podjeżdżamy pod Hampton Court Palace, którego zwiedzanie rozpoczynamy od kuchni; tu focić można. Potem reprezentacyjna sala, w której możesz poczuć się jak król. Tak, tak najsłynniejszym mieszkańcem pałacu był sam Henryk VIII. Przez kolejne dziedzińce dochodzimy do parku, by w czasie wolnym samodzielnie powrócić do stojącego na pobliskim parkingu autokaru. W zamku, do którego wchodzi się, a jakże przez most, rzucają się w oczy kominy o charakterystycznym kształcie; ich liczba poraża i niegdyś świadczyła o bogactwie właściciela. Stąd jedziemy już do hotelu, w którym będziemy spali 2 noce. Po kolacji wychodzimy w kierunku stadionu Wembley, ale właśnie go zamykają - zwiedzanie możliwe do godz 20, a właśnie dochodzi. Robię foto stojącemu przed nim posągowi Bobby'ego Moore'a i wracamy do hotelu, a nazajutrz zwiedzanie Londynu metrem. Zwiedzanie Londynu rozpoczynamy od największego anglikańskiego kościoła - katedry św Pawła, która została zbudowana na przełomie XVII i XVIII wieku po wielkim pożarze miasta. Jest ogromniasta, a w jej kryptach spoczywa szereg wielkich postaci jak Wellington, Nelson, Churchill, a także jej budowniczy Wren. Po zobaczeniu wnętrza idziemy przez ?stary Londyn? do Opactwa Westminsterskiego - miejsca koronacji królów począwszy od Wilhelma Zdobywcy i miejsce pochówków osób wybitnych. Czasem znamienita osoba ma tu jedynie tablicę pamiątkową, bo pochowana jest gdzie indziej. Wchodzimy bocznym wejściem, a w osi katedry miejsce na koronacyjne krzesło, chór muzyczny, główny ołtarz z grobowcem Edwarda Wyznawcy, a za nim kaplica MB z niespotykanym i pięknym stropem oraz grobowcami monarchów. Po zwiedzeniu opactwa idziemy do Tower, a potem rejs statkiem po Tamizie od słynnego mostu pod Parlament. Spacer wśród urzędowych budynków pod pałac Buckingham, obiadokolacja w pubie i powrót do hotelu. Następnego ranka wykwaterowanie - bagaże pod opieką hotelu, a my dalej zwiedzamy Londyn; Muzeum Historii Naturalnej, samodzielnie Muzeum Wiktorii i Alberta, a potem jako ciekawostka - reklamy zarządzane sztuczną inteligencją. W muzeum Wiktorii eksponaty związane są z szeroko pojętą sztuką użytkową, a w kilku salach prezentowane są kopie najbardziej znanych dzieł sztuki; tu też głupieję widząc rzeźbę Dawida dłuta Michała Anioła. Dopiero analiza tabliczek opisowych wyjaśnia sprawę. Ale w muzeum oprócz ?falsyfikatów?, które na dobrą sprawę mają już wartość historyczną, bo powstały w połowie XIXw są również, a może przede wszystkim oryginały pochodzące z różnych kultur i zakątków świata. Po obejrzeniu części, tego jednak godnego polecenia muzeum, idziemy na miejsce zbiórki. Czas na obiad; dziś w chińskiej dzielnicy, a potem jeszcze spacer po Trafalgar Square i metrem pod hotel. O wyznaczonej godz podjeżdża autokar i jedziemy na nocleg pod Oxford, który nazajutrz będziemy zwiedzać. Zupełnie tego hotelu nie pamiętam - czarna dziura; czyli był normalny. I słowo o hotelach. Dużym zaskoczeniem było, że zawsze hotelowy pokój wyposażony był w elektryczny czajnik, jakieś kubki, szklanki i jednorazowy zestaw kawa, herbata. Elektryczne gniazdka, wiadomo, ichnie dziwactwo, ale ponoć wystarczy w ten trzeci otwór włożyć patyczek do mieszania herbaty by gniazdko odblokować; ja mam adopter. I jeszcze jedno dziwactwo - nad umywalką i wanną dwa krany nijak ze sobą nie połączone i masz wybór: myjesz się albo w zimnej, albo w gorącej wodzie!! A prysznic?? Całkiem podobnie. Co ja się nakombinowałem zawsze przy obsłudze prysznica (w jednej kabinie chyba dało się regulować i mieszać wodę), ale zwykle mieszanie na sobie - z kranu zimna, a z prysznica gorąca i średnia wychodzi - nogi w zimnej wodzie, a na plecy gorąc. Oxfordu opisywać nie trzeba - same podobnie wyglądające collegee, a i samo miasto o dość jednolitym i podobnym stylu zabudowy. Do niektórych kolegiów za opłatą można zajrzeć. My zaglądamy dość pechowo, bo część trasy wewnątrz właśnie (jakiś hall i coś tam w remoncie i nie zobaczysz; a pełną opłatę skurczybyki pobierają. I znów czkawką odbija się znajomość języków. Tak więc zorganizowany spacer po Oxfordzie, a potem czas wolny. Zbiórka o wyznaczonej porze i przejazd do Bath, które oglądamy z pokładu turystycznego autobusa-piętrusa. Następnie zwiedzanie pozostałości rzymskich termalnych łaźni i czas wolny, w którym udaje nam się zajrzeć do wnętrza tutejszej wiekowej katedry. Przejazd na obiadokolację i nocleg do hotelu, który mieści się w dawnym klasztorze. I to są przedmieścia Bristolu - ok. 3km od centrum. Po kolacji, jak zawsze, dochodzi do wymiany myśli, a może zdań. Żona uwielbia spacery, a ja wolę regenerację; tym razem ulegam - idziemy na spacer. Oczywiście ulice puściutkie, a 3km to zbyt daleko, by obrócić na nogach; wiadomo komunikacja publiczna nie dla mnie - językowego inwalidy. Dochodzimy do jakiegoś ogromnego cmentarza, gdzie widać i ogromniaste pomniki, jest decyzja wchodzimy. Był pomnik jakiegoś piłkarza, były i stare pochodzące z XIX stulecia i nagle spotykamy dziwaczną parę. Stroje niecodzienne, on wyczynia jakieś tańce, a ona siedząc na ziemi to filmuje. Mijamy ich w miarę pospiesznie i info do żony widzisz, gdyby tu byli jacyś sataniści, którzy potrzebują świeżej krwi - to ja jestem w tym wieku, że nie potrafię obronić ani ciebie, ani siebie; wkoło pustka więc można krzyczeć do woli ... I DLATEGO NIE PRZEPADAM ZA WIECZORNYMI SAMOTNYMI SPACERAMI. Mam nadzieję, że dotarło. Następnego dnia megalityczne Stonehenge, którego tajemnic pewnie nigdy nie odkryjemy; i już nie chodzi o sposób budowy, ani transport kamieni z dużych odległości, nie chodzi o tajemnicze dziury czy usypane nieopodal jakieś kopce, ale o powiązania astronomiczne. Budowlę obchodzi się wytyczoną w dalszej odległości ścieżką. W drugiej połowie dnia jedziemy na wybrzeże i treking do znajdującego się na plaży skalnego łuku Durdle Door. W odróżnieniu od wielu młodych do łuku docieram, chociaż na plażę nie schodzę; w moim wieku jedno podejście z parkingu na klify wystarczy, bo powrót tą samą drogą. Na trekingu wieje sakramencko, a po powrocie na parking wejście na klif zasnuwają chmury. No bingo, papuasi to szczęściarze. Spod łuku wracamy do Londynu, a jutro ostatni dzień wycieczki. W programie zakupy lub samodzielne zwiedzanie, a potem dla chętnych przejażdżka w kapsule London Eye. I powiem, że warto, bo z góry fajne widoki na Parlament i inne budowle miasta. Część wycieczki idzie z pilotką na zakupy pamiątek, a my zorganizowaną grupą odwiedzamy pobliskie British Muzeum i jest tam co oglądać. Wydaje się, że okresowo otwierają różne działy ekspozycji, bo dopiero w drodze wyjściowej zobaczyliśmy wspaniałą Asyrię, która uprzednio była zamknięta. Trzeba przyznać, że pilotka która z obowiązku towarzyszyła grupie zakupowej była super, bo dokonała nam indywidualnej rezerwacji wejścia do muzeum, którą kilka osób z grupy miało na telefonach. Po przejażdżce diabelskim młynem :) no jeden obrót, wracamy do hotelu, a potem na lotnisko i do kraju.
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Wielkiej Brytanii:
Komentarze:
danutar 2024-10-01 | Oglądając Twoje zdjęcia myślę sobie, że gdybym miała pewność, że trafi mi się taka pogoda, jak Wam, to zdecydowałabym się pojechać w te rejony. Zwiedzać jest co, ale jak sobie pomyślę, że może być (z dużym prawdopodobieństwem) deszcz, mgły, zimno... bez zastanowienia wybieram południe. Ja ciepłolubna jestem. Upał mi nie straszny, a zimno i deszcz - owszem. Może kiedyś... :) |
papuas 2024-09-30 | fakt, tych dziwactw jest jeszcze więcej i cosik o nich napiszę
no Piea, od czegoś trzeba zacząć i padło na Anglię, chociaż i mnie pociągają stare zamczyska, rodowe klany i ... faceci w spódniczkach :) |
piea 2024-09-30 | określenie Anglików dziwakami- jest bardzo .... "delikatne" :)) ; ja bym ich nazwała bardziej dosadnie:)) , bo generalnie nie cierpię tego narodu! :)) (oczywiście, że nie można generalizować, ale znam kilku osobników tejże nacji - osobiście i są wyjątkowo "tępogłowi" :)) );
Papuas, ależ trafiłeś z tą pogodą!!! no miałeś tam rzadki przykład nie angielskiej aury:) (ja byłam w Londynie kilka dni wiele lat temu, chyba w 2005 roku (typowy business trip na konferencji) i lało nam tam wtedy non-stop, z przerwami na przejaśnienia, czyli mżawkę:)), więc o zwiedzaniu mowy nie było, choć organizator (nasz, służbowy londyński kontrahent) starał się zabierać nas w czasie pomiędzy końcem wykładów a służbowymi kolacjami w różne ciekawe miejsca w "Lądku", ale tylko te "pod dachem" :), zatem tylko kościoły, muzea, jakies galerie....., więc niewiele tam widziałam, zatem kiedyś pewnie wybiorę się jeszcze do "Wielkiej Brytfanny" :)) , ale chciałabym szerzej....nie tylko Londyn, a najbardziej marzy mi się Szkocja;
ps. nienawidzę bawarki!!! coś obrzydliwego! :)) jak można sprofanować herbatę mlekiem? tfuj! Brytole jak coś wymyślą, to pożal się Boże :)))) |
danutar 2024-09-28 | Też jestem milośniczką herbaty (kawę pijam tylko we Włoszech i w Grecji) i żaden Anglik nie zaimponuje mi ilością wypijanego tego wspaniałego napoju. Ale dodawać do niej mleko??? Zawsze uważałam Anglików za dziwaków ;))) |