Oferty dnia

Sri Lanka - Beruwela - relacja z wakacji

Zdjecie - Sri Lanka - Beruwela

Sri Lanka, dawniej znana jako Cejlon. Kraina kojarzona głownie z herbatą, jest połączeniem tradycji Dalekiego Wschodu z nowoczesnością.

Turystów przyciąga wielobarwnością świata roślinnego i zwierzęcego, malowniczymi plażami oraz wszechobecnym aromatem przypraw unoszącym się w powietrzu. Niewątpliwą atrakcja są zabytki oraz bogata kultura i tradycja mieszkańców.

Nasza podróż jak zwykle zaplanowana na wariata. 6 tygodni przed planowanym wyjazdem wykupiona wycieczka last minute z brytyjskiego biura First Choice, oczywiście przez internet :)

Zatem 25 marca 2009 o 18.30 z londyńskiego Gatwick razem z dwójką naszych pociech wyruszamy w podróż poślubna na Sri Lanke :) Większość współpasażerów nieco zdziwiona naszą obecnością, bo jak to?? z dziećmi jedziemy?? tak daleko?? cóż tacy z nas wariaci, ze wszędzie zabieramy dzieci :)

Podróż mimo iż trwała 11 godzin upłynęła nam dość szybko, każdy miał swój TV, oglądaliśmy kreskówki, graliśmy w przeróżne gry, śmialiśmy się i wygłupialiśmy z dziećmi, które wymęczone spały do końca lotu :)

Wreszcie o 10.15 czasu lokalnego lądujemy w Colombo, jest pięknie, wszędzie dżungla, same palmy ...ehh jesteśmy w raju :)

Po wejściu w tunel odprowadzający nas na lotnisko, uderzyła nas bardzo wysoka temperatura i wilgotność, które były prawie nie do wytrzymania, więc po kilku minutach byliśmy cali mokrzy. Na lotnisku trzeba było swoje odczekać w piekielnie długiej kolejce, żeby dostać stempelek w paszporcie :)

Z uwagi na bezpieczeństwo na lotnisku mogły znajdować się tylko osoby podróżujące, wiec udaliśmy się na zewnątrz w poszukiwaniu naszego rezydenta.

Po kilkunastu minutach, zaopatrzeni w zapas wody wyruszamy w dwugodzinną podróż do miejsca docelowego - Beruweli, nie należała ona jednak do najprzyjemniejszych z uwagi na brak klimatyzacji w autobusie. Po drodze mijaliśmy wiele posterunków wojskowych, które były usytuowane wzdłuż drogi, co kilkaset metrów. Kokosy i banany na palmach robiły wrażenie. Na ulicy, na której ledwo mieszczą się dwa auta, okazuje się, ze Lankijczyk bez problemu potrafi wyprzedzać „na trzeciego”.

Jadąc wzdłuż wybrzeża mieliśmy jeszcze okazję zobaczyć ogrom zniszczeń jakie zostały po Tsunami z 2004 roku. Widoki przeplatały się, raz rajska plaża, a raz zniszczone domy, hotele, połamane drzewa... smutne.

Wreszcie uff, po ok. 2h jazdy docieramy do Hotelu Neptune w Beruweli, gdzie czekała na nas fantastyczna obsługa z mokrymi ręcznikami i cudownymi koktajlami. Hotel dość skromny, za to pięknie usytuowany, przy samej plaży i ten widok z balkonu, zapierający dech w piersi, ogród z kwitnącymi drzewami, po środku basen, a po prawej stronie szmaragdowy ocean :) Cudowny ocean :)

Nie mogąc oprzeć się pokusie wybraliśmy się na pierwszy spacer wzdłuż plaży, gorący i miękki piasek, cudowna woda, tylko kilka stopni chłodniejsza od powietrza. Zmiana czasu i długa podróż zrobiły swoje, więc już po godzinie spaceru mieliśmy dość i spaliśmy przez ok. 18h :)

Była to nasza podróż poślubna, więc chcieliśmy odpocząć, pobyć razem, nacieszyć się swoim towarzystwem, no ale ile można się tak lenić.

Ciekawi świata jesteśmy, wiec sporo spacerowaliśmy po okolicy, te spacery owocowały spotkaniami z tubylcami i dzikimi zwierzętami, ale super się tak oderwać od naszej poukładanej i cywilizowanej rzeczywistości.

W planach mieliśmy również dwudniową wyprawę do Kandy ze słynną już Świątynią Zeba Buddy. Podróż dość długa i męcząca, jednak widoki rekompensowały wiele. Plantacje ryżu, kauczuku, ananasów i herbaty, to tylko niektóre z atrakcji. Po drodze zatrzymaliśmy się w Herbal Garden, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć różnego rodzaju rośliny lecznicze - aloes, cynamon, kakaowiec i wiele innych.

Kandy jest piękne i tłoczne, jednak nie tak wyobrażałam sobie zwiedzanie... było to cos w rodzaju rajdu przez miasto, szybki wjazd na gore, z której mogliśmy podziwiać panoramę tego miejsca, potem pędem do świątyni i powrót do hotelu. Jakiś koszmar, nie tak wyobrażam sobie poznawanie innej kultury, jak dla nas to tempo zdecydowanie za szybkie. My wolimy pospacerować uliczkami, pobyć miedzy ludźmi ... ehh. Jednak największą atrakcją był nasz synek. Każdy chciał go dotknąć albo zrobić zdjęcie, tak małe białe dziecko w tym miejscu to prawdziwy ewenement.

Kolejnego dnia udało nam się zobaczyć Ogród Botaniczny w Peradeniya, piękne miejsce, niestety jak zwykle wszystko w pośpiechu, więc tylko przemknęliśmy na skróty, między drzewami, ale zobaczyliśmy skorpiona, ogromne nietoperze i wiele gatunków roślin, których nie można spotkać w Europie.

Kolejnym punktem programu była Fabryka Herbaty, gdzie z bliska zobaczyć można poszczególne procesy jej powstawania, tam również zaopatrzyliśmy się w dość pokaźny zapas tego pysznego napoju.

W drodze do Pinnawala mieliśmy niepowtarzalną sposobność przejażdżki na słoniu, z której rzecz jasna skorzystaliśmy i całą rodzinką odbyliśmy niezapomniane safari - coś wspaniałego, polecam każdemu :)

Po kolejnych kilku km, byliśmy już w sierocińcu dla słoni, miejscu, w którym trzymane są słonie młode lub chore albo takie, które nie dały sobie rady na wolności. Żal trochę na to patrzeć, bo wszystko zrobione pod turystów, karmienie, a potem co godzinę prowadzone są do kąpieli w pobliskiej rzece, bardzo widowiskowe.

Polecamy również wyprawę łodzią po rzece, w poszukiwaniu dzikich zwierząt - niesamowite przeżycie. My wybraliśmy się i nie żałowaliśmy, bo było fantastycznie, sceneria jak z filmu :) Płynęliśmy rzeką Bentota, a potem jej węższymi dopływami. Najpierw wpłynęliśmy w węższy obszar tej rzeki, gdzie drzewa wisiały dosłownie nad naszymi głowami, trochę przerażające, bałam się, że za chwilę cos spadnie mi na głowę, albo co gorsza, że gdzieś utkniemy i zjedzą nas krokodyle haha ;) A w dwóch przypadkach na gałęziach nad naszymi głowami widzieliśmy warany. Na szczęście, a trochę szkoda w wodzie tylko kilka krokodyli się przed nami chowa. Domy nad brzegiem rzeki to totalne skrajności, od małych pałacyków po prawdziwe ruiny z desek!

Później popłynęliśmy w znacznie szerszy odcinek rzeki, podpływa do nas kilkunastoletni chłopiec, który w swojej łodzi trzyma kilka małych krokodyli. Mieliśmy okazje potrzymać je przez chwilkę w rekach, super atrakcja i aż nie chce się wierzyć, że te stworzenia urosną jeszcze kilka metrów. W drodze powrotnej przewodnik zabiera nas jeszcze na spacer po naturalnym ogrodzie botanicznym, w którym poza roślinami były jeszcze zwierzęta m.in. jeżowce. Znowu widzimy warany, które spacerują nieopodal. Wracając zahaczamy jeszcze o tunel z namorzynów i wracamy do hotelu.

Klika razy wybraliśmy się w podróż tuk-tukiem, koszt kilkaset rupii, ale wrażenia bezcenne ;) polecam.

Sri Lanka już zawsze będzie nam się kojarzyła z cudownym zapachem i wspaniałymi ludźmi, których tam spotkaliśmy i gdyby nie to, że za każdym razem planując nasze wypady wybieramy inne miejsce, to z chęcią byśmy tam wrócili.

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji na Sri Lance:
Autor: toria83 / 2009.04
Komentarze:
Brak komentarzy.