Do Phnom Penh dostałyśmy się autobusem z Siem Reap. Jedzie się ok. 6 h. Wcześniej, będąc jeszcze w Siem Reap zabukowałyśmy sobie hostel tej samej sieci, w której mieszkałyśmy w SR. Siecią tego raczej nazwać nie można, jest to rodzinny biznes, ale wybór był ok. Za 4 USD od osoby miałyśmy ciepłą wodę we własnej łazience, TV, wiatrak, darmowy net i balkon z widokiem na miasto. Miałyśmy także darmowy transfer z dworca autobusowego do hostelu. Czekał tam na nas pan z tuk-tukiem i kartką z czymś co wyglądało na polskie nazwisko :)
Pierwszego dnia urządziłyśmy sobie spacer po mieście. Jako że miałyśmy tu spędzić 6 następnych dni, nie spieszyło nam się za bardzo. Wynajęłyśmy z hostelu tuk-tuka do Killing Fields i Muzeum Ludobójstwa Toul Sleng. Wycieczka nie należała do najprzyjemniejszych. Kiedyś na studiach coś tam słyszałam o Pol Pocie i Czerwonych Khmerach,a le dopiero teraz zobaczyłam ogrom tego wszystkiego, co zrobili, i po tej wyprawie zaczęłam się bardziej interesować tą tematyką. Robi wrażenie, sama nie wiem co większe, czy masowe groby z opisami w jakim stanie i w jakiej ilości znaleziono tu ciała, czy zdjęcia więźniów „politycznych” w Toul Sleng. W rzeczywistości jest tam pełno zdjęć dzieci, które raczej do więźniów politycznych ciężko zaliczyć.
Następnego dnia udałyśmy się do Pałacu Królewskiego i Srebrnej Pagody. Piękny kompleks, bardzo ładnie utrzymany, tylko strasznie dużo ludzi, ciężko zrobić przyzwoite zdjęcia. Jest to miejsce, które można zwiedzić, ale także można tu na chwilę przysiąść w parku i się zrelaksować.
Po licznych spacerach po mieście, postanowiłyśmy wybrać się na rejs po Mekongu. Taki rejs rozpoczyna się na rzece Tonle Sap. Statek płynie na tzw. wyspy na Mekongu, gdzie można podziwiać pływające na rzece wioski, a także zachód słońca. Warto się wybrać, kosztuje jakieś 9 USD od osoby, statek zabiera tylko kilka osób. Rejs można wykupić w każdym biurze podróży wzdłuż rzeki Tonle Sap.
Wieczorem można się wybrać do parku w okolicy Pomnika Niepodległości i Pomnika Przyjaźni Kambodżańsko-Wietnamskiej. Tam wieczorami odbywają się zajęcia z tańca, aerobik czy jakieś inne dziwne rzeczy :) Jeden wielki festyn w stylu azjatyckim :)
Z Phnom Penh kupiłyśmy bilety na autobus do Sihanouk Ville. Za 4 USD dojechałyśmy nad Wybrzeże. Tam pokój za 4 USD od osoby za dzień, warunki takie same jak w poprzednich miastach. Niestety, złapało mnie straszne zapalenie ucha i nie mogłyśmy udać się na żadną z imprez. Poplażowałyśmy i pokąpałyśmy się, a potem ruszyłyśmy w drogę do Bangkoku, oczywiście z przygodami:) Nie pozwólcie się namówić na bilety autobusowe do Bangkoku z Sihanouk Ville jeśli nie macie wizy. Będą mówili, że jej nie potrzebujecie, a potem zawrócą was z granicy. Bez sensu.
Brak komentarzy. |