Akwedukty Północy w Stańczykach
Na północny zachód od Suwałk, w pobliżu rzeki Błędzianki leży niewielka wieś Stańczyki. Wieś jakich wiele, sama w sobie nie jest niczym niezwykłym. Niezwykłe za to są dwa nieczynne mosty kolejowe spinające w jej pobliżu strome brzegi jaru, którym płynie w tym miejscu rzeka.
Budowę pierwszego z idealnie równoległych mostów rozpoczęto przed I wojną światową, dokończono w 1917, budowę drugiego ukończono w 1926 roku. Były częścią linii kolejowej Gołdap - Żytkiejmie - odcinka magistrali z Chojnic przez Czersk, Smętowo, Kwidzyn, Prabuty, Morąg, Ornetę, Lidzbark Warm, Bartoszyce, Korsze, Kętrzyn, Węgorzewo, Gołdap, Pobłędzie, Kalwarię do Olity (na Wilno). Budowa tej linii na terenie ówczesnych Prus Wschodnich miała znaczenie bardziej propagandowe niż praktyczne, linia miała być linią turystyczną ze względu na piękno okolicy przez którą przebiegała. Gdyby wybudowano je kilkaset metrów dalej, gdzie brzeg rzeki były dużo niższe, same wiadukty nie byłyby tak monumentalne. Różne źródła podają różne wymiary mostów: jedne mówią o 150 lub 180 metrach długości i 31, 5 metrach wysokości od lustra wody, inne o 200 m. długości i 36 wysokości. Oparte na 15 metrowych łukach betonowe mosty wzorowane są na architekturze rzymskich akweduktów. Konstrukcja mostów jest przedmiotem sporów specjalistów. Niektórzy twierdzą, że beton był zbrojony nie metalem, lecz balami drewna - dowodzić ma tego taki właśnie bal wystający w jednym miejscu z konstrukcji mostu. Ale drewno nie wytrzymałoby ciężaru takiej masy betonu, więc ten bal jest raczej pozostałością po szalunku.
Z budową mostów związana jest pewna opowieść. Dnia 31 maja 1926 roku nadeszła wielka burza. Ciśnienie atmosferyczne spadało na łeb, na szyję. Nagle z pobliskiego jeziora Tobellus (zwanego też jeziorem Stańczyki) z ogłuszającym hukiem i oślepiającym błyskiem wyleciały w powietrze tony czarnego błota. Jak się okazało, był to wybuch gromadzącego się latami pod dnem jeziora gazu, który pod wpływem rekordowo niskiego ciśnienia powietrza zaczął wydobywać się na powierzchnię. Wyrzucone siłą wybuchu w powietrze błoto opadając pokryło dokładnie powierzchnię wody. Dopiero po kilku tygodniach błoto opadło i jezioro z powrotem stało się widoczne. Podobno towarzyszące wybuchowi lokalne trzęsienie ziemi naruszyło konstrukcję wiaduktów na tyle silnie, że przejazdy po nich pociągów stały się niemożliwe. Ale to ostatnie to chyba nieprawda; większość źródeł podaje, że pociągi kursowały tędy do 1945 roku, choć ruch kolejowy nigdy nie był tu duży.
Mosty w Stańczykach są do dziś pomnikiem techniki budowlanej. Na długi czas stały się doskonałym miejscem do skoków na bungee i skoków wahadłowych. W ostatnich latach ze względu na zły stan obu mostów skoki zostały zakazane. Teren jest otoczony siatką, wstęp kosztuje 3 zł. Na mostach widnieją tablice ostrzegające, aby nie spacerować pod nimi.
Niedaleka okolica mostów jest zwana Mazurami Garbatymi - zapewne od licznych tu wzgórz pokrytych lasem, między którymi płyną czyste rzeki i kryją się urocze jeziora. Jest to rejon mało znany i dlatego mało uczęszczany. Do najciekawszych miejsc należą: wiadukt kolejowy w miejscowości Kiepojcie i dwa bliźniacze mosty nad rzeką Błudzią.
Do Stańczyk można dojechać drogą nr 651 z Gołdapi w stronę Wiżajn. Za miejscowością Przerośl skręcamy w prawo, a stąd do mostów zaprowadzą nas strzałki. Inny dojazd - od strony Suwałk drogą nr 652 prze Kuków, Jemieliste i Przerośl jest trudniejszy, można tu zabłądzić. Przenocować można w kilku gospodarstwach agroturystycznych w okolicy.
mso / 2009-12-04
Komentarze: