Trzeba przyznać, że w Australii jest coś urzekającego i fascynującego. To prawdziwie filmowy kraj - ogromne i dzikie przestrzenie, ciągnące się po horyzont drogi i bezdroża, piaszczyste plaże i lasy deszczowe, nasłonecznione stoki i pastwiska czy wypalone pustynie...
Na dodatek tylko tu ewolucja ssaków przebiegła inaczej niż na całej planecie, dzięki czemu rozwinęły się i przetrwały do naszych czasów gatunki stekowców i torbaczy - dziobaki, kolczatki, wombaty, koale czy kangury.
Dwie trzecie kontynentu zajmuje Outback - spieczona słońcem bezkresna równina o barwie, która kojarzy mi się ze zmieloną czerwoną papryką. Tutaj znajduje się symbol Australii - formacja skalna Ayers Rock, czyli Uluru, święte miejsce Aborygenów. O zachodzie ściany tego monolitu mienią się wieloma kolorami.
Rdzennych mieszkańców kontynentu spotkacie w każdym wielkim mieście. Żyją jednak przede wszystkim w Australii Zachodniej, Queensland, Nowej Południowej Walii, a również na Terytorium Północnym, gdzie tak, jak ich przodkowie od tysięcy lat, mieszkają w regionie Rzek Aligatorów (Alligator Rivers Region) w Parku Narodowym Kakadu (Kakadu National Park). Dziś te tereny pełne wodospadów, ścieżek spacerowych, ptaków, ryb, kwiatów zasiedla ok. 500 Aborygenów.
W australijskich progach
Najważniejszym portem morskim północnego wybrzeża Australii jest Darwin. Obok przepięknych i czyściutkich plaż największy atut tego miasta stanowi wielonarodowa kuchnia, czerpiąca ze sztuki kulinarnej Malezji, Tajlandii, Wietnamu, Indonezji i Timoru Wschodniego. Uważa się je też za świetną bazę wypadową na pobliskie obszary chronione, nie tylko do wspomnianego już Parku Narodowego Kakadu, lecz także do Parku Narodowego Litchfield (Litchfield National Park), na Wyspy Tiwi (Tiwi Islands) oraz do rezerwatu Ziemia Arnhema (Arnhem Land). Ze względu na upał i tropikalną wilgoć wędrówki po tym rejonie nie należą do łatwych. Trzeba również pamiętać, aby wcześniej zaopatrzyć się w karty pozwoleń na wkroczenie na tereny aborygeńskie. Nigdzie indziej jednak nie zobaczycie takich wspaniałości, jak malowidła na skałach Ubirr i Burrunggui (Nourlangie Rock), wodospady Jim Jim, Twin i Gunlom, rozlewiska Rzek Aligatorów z krokodylami i egzotycznym ptactwem czy termitiery w Litchfield.
Warto wspomnieć, że aż do XVIII w. Aborygeni, pierwotni mieszkańcy kontynentu, obrabiali kamień i kości, muszle morskie i drewno. Nie uprawiali ziemi, nie hodowali zwierząt... Przez dziesiątki tysięcy lat polowali na dziką zwierzynę, łowili ryby, korzystali z darów natury i żyli w zgodzie z jej prawami - nie poprawiali jej i nie zmieniali. Ich kultura jest niezwykle piękna, pełna tajemniczych rytuałów, wierzeń i magii. Opiera się na ustnych podaniach przekazywanych z pokolenia na pokolenie i prastarych wierzeniach pochodzących jeszcze z tzw. Czasu Snu. Gdy Europejczycy zaczęli kolonizować antypody, uznali jednak, że Terra Australis (łac. Ziemia Południowa) to ziemia niczyja. Do połowy lat 60. XX w. Aborygeni nie byli uważani za obywateli tego kraju. Ich dzieje, często tragiczne, są ciemną kartą historii Australii.
W ciągu ostatnich dwudziestu paru lat kolejne rządy australijskie czyniły wiele, aby naprawić grzechy przeszłości. Uznano przykładowo aborygeńskie nazwy geograficzne. Dlatego praktycznie na całym kontynencie spotkamy podwójne nazewnictwo: pierwotne i późniejsze, wprowadzone przez podróżników i odkrywców. Wśród nich był również nasz rodak Paweł Edmund Strzelecki (1797-1873), słynny badacz Australii, który ochrzcił najwyższy szczyt w Górach Śnieżnych w paśmie Alp Australijskich mianem Góry Kościuszki (Mount Kosciuszko, 2228 m n.p.m.). Zimą możemy tu poszaleć na nartach biegowych lub snowboardzie (nawet w Australii pada śnieg!), a w miesiącach letnich uprawiać wspinaczkę i kolarstwo górskie, zwiedzać jaskinie, pływać łodzią i wędkować...
Plaże wielkiego miasta
Współczesna Australia to niesamowity tygiel narodów, kultur i religii... Ludzie są tu na ogół życzliwi, gościnni, pomocni i wyrozumiali, uśmiechają się do siebie i pozdrawiają nieznajomych.
W styczniu 1788 r., czyli 18 lat po dotarciu przez Jamesa Cooka (1728-1779) do południowo-wschodnich wybrzeży Terra Australis, kapitan Arthur Phillip (1738-1814) wraz z grupą ponad tysiąca osób wylądował w zatoce Port Jackson. Przywiózł ze sobą 778 więźniów skazanych wyrokami sądów angielskich. Taki był początek pierwszej australijskiej kolonii karnej i pierwszej europejskiej kolonii w Australii w ogóle. Na ziemiach, które Cook nazwał Nową Południową Walią, powstała osada Sydney.
Dziś zatokę Port Jackson (zwaną też Sydney Harbour) przecina znany z wielu widokówek i prospektów reklamowych most, czyli Sydney Harbour Bridge. Na jej brzegu wznosi się kolejny charakterystyczny symbol miasta - gmach opery, słynny Sydney Opera House, który swoim kształtem przypomina statek pod pełnymi żaglami. Tę perłę tutejszej architektury odwiedza 7 mln turystów rocznie. Podobną popularnością cieszy się także pobliska promenada wysadzana drzewami dżakarandy. W listopadzie i grudniu obsypane są one przecudnym fioletowym kwieciem. Schodząc po schodach opery, można podziwiać centrum Sydney z drapaczami chmur przypominającymi te z Nowego Jorku. Niewątpliwie z tego miejsca prezentuje się ono najokazalej. Nadbrzeżna aleja wypełniona jest restauracjami, a w każdej z nich spróbujecie potraw z najrozmaitszych kuchni świata. Jeśli panorama miasta oglądana z perspektywy schodów opery to dla Was za mało, możecie wybrać się w rejs tramwajem wodnym, promem lub statkiem turystycznym. Dopłyniecie nimi np. do Zoo Taronga (Taronga Zoo), w okolicę Latarni Hornby’ego (Hornby Lighthouse) albo do zatoczki Manly Cove przy najdroższej dzielnicy Manly. Wzdłuż plaży Manly (Manly Beach) nad Morzem Tasmana rosną araukarie wyniosłe (Araucaria heterophylla) - niezwykłe drzewa iglaste, których gałęzie wyglądają nieco jak rosnące w ziemi korzenie, a my mamy wrażenie, że ktoś posadził je na odwrót. Cóż, w końcu jesteśmy w Australii...
Nazwa dzielnicy i plaży pochodzi od wspomnianego już kapitana Arthura Phillipa, który nadał ją temu miejscu po spotkaniu z tubylczą ludnością (manly znaczy „mężny”). Manly to obecnie - obok Bondi Beach (jednej z największych tutejszych plaż) - najmodniejsze kąpielisko Sydney.
Boondi w języku Aborygenów oznacza „odgłos wywoływany uderzeniem fali o skały”. Nad brzegiem oceanu spotkacie w tym miejscu przedstawicieli społeczności z całego świata: Włochów i Polaków, Nowozelandczyków i Brytyjczyków, których łączy miłość do surfingu i nurkowania. Poszukiwacze wysokich fal ściągają na plażę Fairy Bower. Amatorzy podwodnych przygód wybierają zaś Shelly Beach w zatoce Cabbage Tree.
Poza surferami i nurkami przybywają tu także turyści spragnieni morskich kąpieli i spacerów. Restauracje i kawiarnie przy promenadach są zawsze wypełnione po brzegi. Po plażowaniu na Bondi warto wybrać się do północnej części dzielnicy o tej samej nazwie, gdzie na polu golfowym zachowały się naskalne ryty Aborygenów. Można też skierować się na południe - do Tamaramy nad zatoką spienionych fal. W sezonie, a zwłaszcza w okresie Bożego Narodzenia i Nowego Roku, na plaży panuje tu nieopisany ścisk. Nic w tym dziwnego, przecież w Australii panuje wówczas lato!
Ziemia królowej
Jeśli ktoś nie lubi tłumów, a marzy o ciszy i spokoju z dala od cywilizacji, niech uda się do Queensland. Na północy tego stanu leży popularna miejscowość Cairns, którą założyli w końcu XIX w. poszukiwacze złota i plantatorzy trzciny cukrowej. Dziś to miasto, żyjące z turystyki i rybołówstwa, jest doskonałą bazą wypadową w inne zakątki półwyspu Jork (Cape York Peninsula) - na przylądek Jork (Cape York), do dżungli tutejszej tropikalnej strefy klimatycznej i na rafy koralowe, dokąd płyną specjalne łodzie wyposażone we wszelki sprzęt do nurkowania. Dziewicza przyroda stanowych parków narodowych - Mungkan Kandju, Iron Range i Jardine River - potrafi wprawić w prawdziwy zachwyt nawet wytrawnych podróżników. Na pewno warto również wyruszyć do Parku Narodowego Daintree (Daintree National Park), aby zobaczyć las deszczowy, skupiska mangrowców, liczne wąwozy i... krokodyle. W Queensland znajdziecie aż pięć rezerwatów wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO, m.in. Wielką Rafę Barierową (Great Barrier Reef) i Lasy Deszczowe Gondwana w Australii (Gondwana Rainforests of Australia), czyli Środkowo-Wschodnie Rezerwaty Lasu Deszczowego (Central Eastern Rainforest Reserves).
Raj wczasowiczów i poszukiwaczy złota
Odkrywca wschodnich wybrzeży Australii, kapitan Cook, nazwał jedną z wysp w okolicach Townsville Wyspą Magnetyczną (Magnetic Island), bo kiedy próbował ją opłynąć, wszystkie przyrządy pokładowe zwariowały. Była ona kiedyś aborygeńskim sanktuarium. W XIX w. stała się dla Australijczyków rodzajem modnego kurortu. Tu spotykali się ludzie z elity w czasie urlopów i w weekendy. Na ten niewielki skrawek lądu dopłyniecie promem z Townsville. Krajobraz wysepki jest niezmiernie różnorodny - las deszczowy sąsiaduje na niej z namorzynami i wiszącymi skałami oraz piaszczystymi plażami. Poza tym obejrzycie tu fortyfikacje wojskowe, a także spotkacie pademelony z rodziny kangurowatych i misie koala.
Samo Townsville to malowniczy port morski z licznymi lagunami kąpielowymi. Na uwagę zasługują szczególnie miejscowe nowoczesne Muzeum Tropikalnego Queensland (Museum of Tropical Queensland) i akwarium Reef HQ Great Barrier Reef Aquarium. Na południowy zachód od miasta, wśród typowego australijskiego buszu, leży Charters Towers - żywy skansen z okresu gorączki złota (II połowa XIX w.), gdy na kontynencie eksploatowano jedne z największych na świecie złóż tego kruszcu. Swoje bogactwo i ciągły rozwój zawdzięcza tym czasom także Ballarat, położone na zachód od Melbourne, stolicy stanu Wiktoria. Do dziś zachowały się tu imponujące budynki użyteczności publicznej i domy prywatne, wybudowane niegdyś za fortuny zbite na wydobyciu złota. W tym mieście warto zwiedzić m.in. Teatr Jej Królewskiej Mości (Her Majesty’s Theatre), Hotel Craiga (Craig’s Royal Hotel) czy Ratusz (Town Hall).
Śladem złóż kamieni szlachetnych
Australia słynie także z innego cenionego w jubilerstwie bogactwa naturalnego ziemi - przepięknych opali, mieniących się wszystkimi kolorami tęczy. Zainteresowanym wydobyciem tych kamieni szlachetnych polecam wycieczkę na Pustynię Gibsona (Gibson Desert). Zanim jednak na nią dotrzecie, przejedźcie się drogą Great Ocean Road w kierunku Adelajdy (Adelaide), aby zobaczyć Dwunastu Apostołów (Twelve Apostles), czyli okazałe kominy skalne, utworzone przez wiatr i stałą erozję wapienia. Wyrastają one wprost z Oceanu Południowego. Promienie wschodzącego i zachodzącego słońca barwią je na rozmaite kolory. Na pewno zachwyci też wszystkich turystów miejscowa fauna. Przy brzegu można zaobserwować wieloryby, a w parkach narodowych natknąć się na koale i dziobaki. Okoliczne wody zachęcają do surfowania i pływania z delfinami. Skaliste klify, malownicze plaże, jeziora, wyspy i lasy Wybrzeża Wiktorii (Victoria Coast) warto obejrzeć również z pokładu helikopterów lub samolotów należących do Aus Air Services.
Cel naszej wyprawy leży jednak w centrum Pustyni Gibsona, ponad 800 km na północ od Adelajdy. Nazwa miasteczka Coober Pedy pochodzi od wyrażenia z języka Aborygenów kupa-piti, co oznacza „kryjówkę białego człowieka”. Większość ludzi żyje tu w podziemnych mieszkaniach lub w nieczynnych kopalniach ze względu na panujące na powierzchni kilkudziesięciostopniowe upały. W ich nietypowych domach panuje idealna temperatura: latem jest w nich chłodniej niż na zewnątrz, a zimą - cieplej. Przy wydobyciu opali pracują tutaj tysiące Polaków, Greków, Włochów, Filipińczyków, Wietnamczyków, Hindusów, Chińczyków... Pierwszy okaz znaleziono w tym rejonie w 1915 r., w okresie gorączki złota. Po I wojnie światowej zaczęli napływać w te strony uchodźcy z Europy, którzy pragnęli szybko się wzbogacić. Tu zobaczycie Australię w pigułce - kraj stanowiący mieszankę wielu kultur, wyznań i języków. Coober Pedy słusznie określa się mianem „światowej stolicy opali”.
Polacy w Australii
Podczas wędrówki po najmniejszym kontynencie świata natkniecie się również na polskie ślady i swojsko brzmiące nazwy, jak np. Lake Gruszka (jezioro Gruszka). Ponad 50 lat temu Jerzy Gruszka (1930-1994) stał się bohaterem australijskich relacji prasowych, radiowych i telewizyjnych. Na Pustyni Gibsona w Australii Zachodniej nasz rodak odkrył jedyny na tym terenie zbiornik słodkiej wody. Wiadomość ta miała duże znaczenie, ponieważ tutejsze wielkie pustkowia nie mogły zostać wykorzystane pod uprawy z powodu braku nawodnienia.
Najsłynniejszym Polakiem wśród Australijczyków jest jednak niewątpliwie Paweł Edmund Strzelecki, którego największą zasługą było opracowanie mapy geologicznej Nowej Południowej Walii i Tasmanii. Jego nazwiskiem nazwano okresową rzekę i pustynię w południowej części kraju - Strzelecki Creek i Strzelecki Desert, wzgórza przybrzeżne stanu Wiktoria - Strzelecki Ranges, najwyższy szczyt Wyspy Flindersa - Strzelecki Peak (756 m n.p.m.), a także kilka gatunków roślin i zwierząt. Do jednych z najbardziej znanych polskich obywateli należy też słynny na cały świat antropolog i etnograf Bronisław Malinowski (1884-1942). Swoje badania plemion tubylczych prowadził w Australii, Nowej Gwinei i na Wyspach Trobriandzkich w latach 1914-1920. Ich wyniki opisał potem w swoich pracach, które przyniosły mu międzynarodową sławę. Jego współtowarzyszem podróży, rysownikiem i fotografem był sam Witkacy, czyli Stanisław Ignacy Witkiewicz (1885-1939).
Australijskie winne grona
W ciągu ostatnich lat Australia stała się jednym z bardziej popularnych i znaczących eksporterów wina do 85 krajów świata. Tradycję uprawy winorośli przywieźli ze sobą ok. 150 lat temu przybysze z Irlandii, Szkocji, Austrii, Hiszpanii czy Prus. W czasie wędrówek po południowej części kontynentu, od Sydney przez Melbourne i Adelajdę do Perth, możecie skosztować wyśmienitych trunków. Miejscowe winiarnie to zazwyczaj małe, często rodzinne biznesy, ale obok prostych chat zbudowanych przy winnicach znajdziemy tutaj też aleje wysadzane palmami, prowadzące do pałaców otoczonych polami winnych krzewów. Niezależnie od zamożności wszyscy winiarze cieszą się z odwiedzających ich gości i chętnie opowiadają o historii powstania swojej plantacji, szczepach uprawianych winogron, cudownych smakach i aromatach każdego rocznika...
Jedynie Australia pachnie tak wspaniale winogronami, bryzą z nad oceanu, suchym powietrzem buszu i wilgotnym zapachem dżungli... Ten fascynujący zakątek świata należy odwiedzić przynajmniej raz w życiu!
Brak komentarzy. |