HCP Cegielski - to powrót do przeszłości. Przekraczając bramę fabryki otwieramy żywą księgę z historią, w której na każdym kroku czeka nas niespodzianka - wielkie elementy silników okrętowcy oraz ich niezwykłe historie.
Historia fabryki
Hipolit Cegielski urodził się w Gnieźnie, gimnazjum kończył w Trzemesznie, a następnie w Poznaniu. Studiował filozofię na uniwersytecie berlińskim, skąd po otrzymaniu doktoratu powrócił do Poznania.
Swoją karierę zaczął jako nauczyciel języka polskiego w gimnazjum, którego był absolwentem. Naraził się jdnak władzom szkoły, kiedy odmówił inwigilowania swoich uczniów oraz przeprowadzania kontroli w ich mieszkaniach. Zwolniony z pracy poszukiwał dla siebie innego zajęcia.
Dzięki pomocy przyjaciół udało mu się założyć niewielki warsztat remontujący pługi oraz radła. Dzięki dużemu popytowi Cegielski błyskawicznie przekształcił warsztat w małą fabrykę narzędzi oraz prostych maszyn rolniczych. Zakład nieustannie rozrastał się.
Rozkwit, kryzys i wojna i tramwaje
Kiedy po I Wojnie Światowej rozpoczęto produkcję tramwajów, zakłady przeżywały prawdziwy rozkwit. W ciągu zaledwie sześciu lat liczba pracowników zwiększyła się dziesięciokrotnie (z 490 wzrasta do 4500 plus 500 pracowników umysłowych). Powstają oddziały zamiejscowe w Inowrocławiu oraz Chodzieży.
Po wkroczeniu wojsk okupacyjnych do Poznania w l939 roku fabryka została skonfiskowana oraz sprzedana koncernowi Deutsche Waffen und Munitionsfabriken (DWM). W tym okresie w fabryce produkowano różnorodne elementy na potrzeby niemieckiej armii, od elementów optycznych, poprzez rowery, motocykle i lawety, aż po części do samolotów i okrętów podwodnych. Po alianckich bombardowaniach i w związku ze zbliżaniem się Armii Czerwonej Niemcy ewakuowali fabrykę, którą wcześniej zdewastowali. Hale pozostały w dużej mierze zrównane z ziemią.
Zwiedzanie - drzwi otwarte w fabryce
Zakład Cegielskiego od czasu do czasu organizuje Drzwi Otwarte, w czasie których można zwiedzać hale fabryczne. Przy odrobinie szczęścia trafić możemy również na ciekawego przewodnika (czyli sympatycznego pracownika, który zechce wprowadzić nas w tajniki tego historycznego miejsca).
Nasz przewodnik pewnego razu wyznał: „Szkoda, że nie przyszliście, kiedy mamy próbę silnika. Co prawda jest wtedy tak wielki hałas, że pewnie byście mnie nie słyszeli, ale za to jest na co popatrzeć!”.
Miałam szczęście zwiedzać hale fabryki wiele razy i to zawsze w godzinach pracy zakładu. Wchodziliśmy więc nie do muzeum, lecz do miejsca pracy, gdzie naprawdę trzeba było zachować dużą ostrożność.
Jeżeli ktokolwiek to potrafi, najlepiej jednym okiem zerkać pod nogi, a drugie skierować w górę. Korytarzami jeżdżą wózki widłowe i wagony transportując duże i ciężkie części silnikowe, nad głowami przemieszczają się natomiast suwnice - również transportujące elementy silników, tyle że huśtające się nad naszymi głowami.
Przyznać trzeba, że zwłaszcza pierwsze spotkanie z historią robi piorunujące wrażenie - sama świadomość, że znalazło się wewnątrz jednej z najstarszych spółek na ziemiach polskich, o której właścicielu dzieci uczą się na lekcjach historii.
Co można zobaczyć?
Ktoś może powiedzieć - co interesującego może być w takim miejscu? A może! Pierwszą rzeczą robiącą niesamowite wrażenie jest megalomania - wkraczając w świat części ważących po kilkaset ton i wielkich jak całe nasze mieszkanie, odnieść można wrażenie jakby się nagle zmalało, a świat wokół rozrósł do monstrualnych rozmiarów.
Ostatnio pojawiło się w fabryce trochę nowego, sterowanego elektronicznie sprzętu, nadal jednak pod sufitem hali wiszą pamiętające pewnie samego Hipolita lampy, nie zmienił się także szklany dach, na który tak często narzekają robotnicy. W lecie czyni on z hal produkcyjnych wielką saunę, w ziemie - krainę wiecznego mrozu.
Punkt numer dwa - silniki-giganty. Nie wiem czy jeszcze tam stoi, ale przez ostatni przynajmniej rok, połowę hali zajmował 900-tonowy silnik, nieodebrany przez stocznię szczecińską, która po złożeniu zamówienia upadła.
Poza biernym oglądaniem sporo można się też dowiedzieć, choćby na temat jak uruchamia się takiego kolosa (bo na pewno nie kluczykiem, jak w samochodzie), ile zużywa ton paliwa, do czego służą poszczególne elementy i wiele, wiele innych.
Spacerując halami, znajdziemy również największą w Europie frezarkę bramową, czy ciekawy, wielopiętrowy, sięgający aż pod dach hali, magazyn narzędzi. Poznamy także sposoby konserwacji, mycia, pakowania oraz transportu poszczególnych części i jakkolwiek brzmiało by to nieciekawie, robi wrażenie.
Co dalej z fabryką?
Jeżeli nadarzy się wam okazja wślizgnięcia się do tych historycznych hal - korzystajcie. Może to być ostatnia szansa zobaczenia fabryki w obecnym stanie, a to na skutek zapaści polskiego przemysłu stoczniowego, który mocno odczuł na sobie światowy kryzys ekonomiczny. Do niemałych problemów finansowych w Cegielskim dołożyła swoją cegiełkę, a właściwie swój silnik, stocznia w Szczecinie, która zamówiła w fabryce gigantyczny 900-tonowy silnik okrętowy, po czym upadła, nie realizując płatności.
Zakłady Cegielskiego przechodzą trudny okres; szukając dla siebie nowych rozwiązań, w których odchodzą od tradycyjnych gałęzi swojej działalności. Pozytywne zmiany wywołał za to ruch związany z budową stadionów na Euro 2012. Cegielskiemu powierzono skonstruowanie iglicy na Stadion Narodowy w Warszawie.
Brak komentarzy. |