Praca jako pilot wycieczek nie jest łatwa, szczególnie same początki. Zwiedzanie świata, poznawanie ciekawych ludzi, zgłębianie tajników obcych kultur - tak ludzie wyobrażaj sobie pracę pilotów wycieczek. Panuje też przekonanie, że zarobki w tym zawodzie są bardzo atrakcyjne, a dodatkowo można wypoczywać pod palmami. Któż nie chciałby takiej pracy?
Jak zostać pilotem wycieczek?
Po pierwsze trzeba bardzo, bardzo chcieć zostać pilotem i pracować w tym zawodzie. Brak ogromnej motywacji przekreśla możliwość osiągnięcia sukcesu. Ludzie zwykle zazdroszczą pilotom wycieczek fantastycznego sposobu na życie, ale nie są w stanie rzucić wszystkiego i zacząć „koczowniczy tryb życia”. W tym fachu nie można liczyć na stałość zatrudnienia, bezstresową atmosferę, czy ośmiogodzinny tryb pracy. Jeśli jednak pokusa zaistnienia w świecie turystyki jest wystarczająco silna to należy przejść do realizacji planu.
Kursy, szkolenia i egzamin
Ważnym krokiem jest zdobycie uprawnień. Obowiązkowo należy przejść przez specjalny kurs, a później zdać egzamin państwowy w Urzędzie Marszałkowskim. Egzamin składa się z części teoretycznej (pisemny i ustny) oraz praktycznej. Po uzyskaniu pozytywnego wyniku jesteśmy pilotami wycieczek. Otrzymujemy legitymację pilocką oraz identyfikator. Warto jest też zdać dodatkowy egzamin z języka obcego, lub przedstawić konkretne dokumenty świadczące o wystarczająco wysokim poziomie znajomości dowolnego języka obcego. Mając w legitymacji wpis z języka obcego jesteśmy bardziej atrakcyjni na rynku pracy. Niestety zdobycie uprawnień to dopiero początek. Wiele osób posiadających legitymację nigdy nie podjęło pracy w zawodzie. Nie starcza im motywacji, szczęścia, konsekwencji, odwagi. W dzisiejszych czasach można powiedzieć, że uprawnienia nie czynią z nikogo prawdziwego pilota wycieczek. W przyszłości planuje się zresztą znieść te uprawnienia i w zasadzie bez przygotowania będzie można zacząć pilotować. Tak to jest w teorii, ale praktyka jest na tyle trudna, że raczej bez specjalistycznego szkolenia się nie obejdzie. Już na dzień dzisiejszy wiele biur podróży organizuje dodatkowe, wewnętrzne szkolenia dla swoich pracowników (poza obowiązkowym kursem na pilota). Mało tego, niektóre biura prowadzą odpłatnie kursy dla wszystkich chętnych (bez stuprocentowej gwarancji zatrudnienia). Fakt jest taki, że powiększanie swych kompetencji na kursach jest niezbędne, ale nic nie zastąpi praktyki.
Najlepiej jest zdobywać doświadczenie w momencie, kiedy jesteśmy już zatrudnieni i otrzymujemy wynagrodzenie. Niestety coraz rzadziej ktoś chce kogoś uczyć za darmo. Przy formie zatrudnienia typowej w tym zawodzie, nie ma co liczyć na gratisowe korepetycje. Jeśli zostaniemy zakwalifikowani na szkolenie to należy dać na nim z siebie wszystko: poświęcenie, maksymalne przyswojenie wiedzy i umiejętności, pokazanie zaangażowania oraz wysoki poziom odpowiedzialności. Szkolenia z reguły nie gwarantują otrzymania pracy, ale zwiększają szanse. Jeśli nie spodobamy się pracodawcy organizującemu nasze szkolenie to zawsze możemy wpisać w je w CV. Inna kwestia, że następny rekruter może wyciągnąć jakieś niekorzystne dla nas wnioski w związku z brakiem otrzymania oferty współpracy z organizatorem szkolenia. Nie jest lekko!
Jak znaleźć pracę w zawodzie pilota?
Znalezienie pracodawcy to naprawdę ogromne wyzwanie. Jak mu podołać? Pierwsza opcja jest taka, że otrzymujemy zatrudnienie po znajomości (częste, łatwe). Nie każdy ma jednak takie możliwości. Zazwyczaj trzeba się nastawić na wizyty we wszystkich znanych i nieznanych biurach. Życiorys koniecznie musi trafić do rąk właściciela biura (lub działu HR) i nie można wierzyć pracownicom, które obiecują przekazanie papieru właściwej osobie. Bezpośrednia rozmowa z właścicielem to konieczność. Oczywiście nie jesteśmy w stanie odwiedzić wszystkich biur w Polsce. Profesjonalnie i kreatywnie przygotowane CV należy porozsyłać po jak największej liczbie biur (do których nie jesteśmy w stanie sami dotrzeć). Bądźmy czujni, otwarci. Śledźmy portale turystyczne, sprawdzajmy kiedy kto rekrutuje na nowe stanowiska. W zasadzie najłatwiej jest stać się pracownikiem dużego tour operatora, bo tam przyjmuje się najwięcej ludzi i procesy rekrutacyjne są dość przejrzyste. Nie marudźmy na początku! Czasem na swoją wymarzoną destylację tj. Kenia trzeba poczekać kilka sezonów. Wcześniej pracuje się w Egipcie, Turcji, Grecji, albo tam, gdzie po prostu jest wakat. Niektórzy zgadzają się na pracę rezydenta, która przynosi spore doświadczenie i często łączy się z pilotażem. Osoby dla których wchodzi w grę praca tylko i wyłącznie na określonym kierunku (bo np. znają tylko Włochy i język włoski) powinny szukać biur obsługujący dany kierunek i tylko z nimi się kontaktować.
Niestety pierwsze umowy są krótkie, a gwarancji na przedłużenie brak. Nie rzadko nawet, gdy jesteśmy rewelacyjni w swojej pracy to nikt nas nie docenia. Trzeba się z tym pogodzić! Nie załamywać się! Starać się nadal! Jeśli starczy sił, motywacji to mamy szansę nadal trwać w tym zawodzie. Nie w biurze X, to może w Y.
Trudne początki
Początki są najgorsze i to właśnie na tym etapie ludzie odchodzą od realizacji swojego marzenia o pilotowaniu grup. Młodzi, niedoświadczeni zazwyczaj trafiają do takich biur jak J.T., czy W. Firmy te dają możliwość zdobycia doświadczenia, ale nie można liczyć na ciekawe warunki pracy. Małe wynagrodzenie, fatalne traktowanie. Kiedyś pracujący dla W ponosili spore straty finansowe w wyniku kar, które wymyślał turecki kontrahent. Za co mogła spotkać kara? Ot np. za złą fryzurę, albo za noszenie okularów przeciwsłonecznych podczas oprowadzania grupy po Efezie (długie zwiedzanie w pełnym słońcu i wysokiej temperaturze). Obowiązkowy uniform był wykonany z nieprzepuszczalnego materiału, a eleganckie buty zakrywały palce i pięty. Każdy może sobie wyobrazić jaką katorgę przeżywali zatrudnieni. Jeszcze w zeszłym sezonie pracownice biura miały problem z transportem między hotelami. Zakwaterowanie było w pokojach wieloosobowych i charakteryzowało się absolutnym brakiem prywatności. Co jakiś czas pokoje były sprawdzane celem uniknięcia tzw. pijańskich wybryków. Jak można tak traktować dorosłych ludzi? Pan G., szef J.T. (biuro już nie istnieje), wezwał w maju 2009 r. swoich pracowników na dywanik i zrobił aferę o wypicie małej lampki wina do kolacji. Był do tego stopnia bezczelny, że powiedział: „Alkohol jest gorszy niż masturbacja.” Swoją drogą było to dziwne, bo sam miał zapasy licznych napoi alkoholowych (z czym się nie krył). Zatrudnieni w tym biurze nie mieli w tygodniu ani jednego dnia wolnego. Nie mogli opuszczać hotelu bez pozwolenia niczym więźniowie. Do tego ich dział operacyjny (którego musieli stale słuchać) był kompletnie nieodpowiedzialny. Na przykład zmuszał, aby w malutkich pokojach bez szaf kwaterowano trzech, lub czterech pracowników (Turczynki wraz z Polkami). Dziewczyny mieszkały tak po parę miesięcy nie mając możliwości na wyciągnięcie swoich rzeczy z walizek. Wytrwanie całego sezonu z takim biurem i nie zniechęcenie się do zawodu to sukces. Później można szukać pracy w lepszych biurach, znajdujących się w czołówce polskich touroperatorów. Tam już panują zupełnie inne zasady. Nie jest łatwo, bo ma się na barkach znacznie większą odpowiedzialność, ale jest się traktowanym z szacunkiem, a do tego można zarobić jakieś konkretniejsze pieniądze.
Pilocie bądź gotowy na wszystko!
Ja rozpoczęłam swoją przygodę z pilotażem w Chorwacji. Udało mi się dostać tę pracę zupełnie przypadkowo. Przechodząc obok małego biura weszłam i zgłosiłam chęć podjęcia pracy. Kilka dni później pojechałam zawieść grupę na wczasy. Wszystko szło doskonale do momentu wejścia na recepcję hotelu, gdzie miałam zakwaterować turystów. Okazało się, że właściciel biura nie zapłacił za turnus, więc hotel odmówił przyjęcia. Rozpoczęła się akcja, bo denerwowani, głodni i wymęczeni podróżą turyści nie ukrywali oburzenia. Bezskutecznie próbowałam dodzwonić się do właściciela biura. Wysłuchując żalów starałam się jakoś wybrnąć z sytuacji. Ostatecznie udało się, ale przyjemnie nie było. Dziś wiem, że takiej sytuacji można łatwo uniknąć, ale skąd ma o tym wiedzieć nowicjusz?
Później podjęłam pracę w dużym, renomowanym biurze. Na mojej destynacji pracowało kilku pilotów, kilku rezydentów oraz kierownik. Po przylocie na miejsce pracy miałam mieć tygodniowe szkolenie, ale ze względu na dużą ilość turystów od razu zaczęłam pracę. Miłe koleżanki z firmy dały mi na początku kilka wskazówek. Niestety szybko okazało się, że to tylko kropla w morzu. Każdego dnia stawałam przed problemami z którymi musiałam radzić sobie zupełnie sama. Owszem na każde pytanie skierowane do koleżanek otrzymałabym profesjonalną odpowiedź, ale ileż można pytać? Widziałam, że są zirytowane moim brakiem doświadczenia. Jednocześnie były już wymęczone kilkoma miesiącami walki na destynacji. Nie chciały się integrować, bo miały ustabilizowane życie w miejscu pracy. Odczuwałam stres związany z odpowiedzialnością, która na mnie spoczywa (przy jednoczesnym braku wiedzy, którą można zyskać jedynie przez praktykę i wskazówki osób bardziej doświadczonych). Miałam wrażenie, że kierowniczka denerwuje się moimi pytaniami o oczywiste dla niej kwestie, które dla mnie przecież stanowiły nowość. W czasie świąt, które normalnie w Polsce zawsze obchodziłam z rodziną i przyjaciółmi, czułam się bardzo samotna. Niestety „nowi” są gorzej traktowani. Przypadają im najgorsze transfery, najgorsze hotele, najmniej płatne wycieczki. W przypadku popełnienia błędu są piętnowane, bo a nóż okażą się wkrótce dobre i „wygryzą” dotychczasowych pracowników. Zrozumiałam to jak już byłam tą bardziej doświadczoną osobą, która przysposabiała do pracy naturszczyków.
Bycie początkującym to nic fajnego. Kiedy jednak człowiek sprawdzi się, polubią go i docenią to na pewno będzie mu łatwiej. Może nawet połknie bakcyla i stwierdzi, że pilotaż to jego przeznaczenie.
Brak komentarzy. |