Targowanie się, zwłaszcza podczas pobytu w krajach arabskich, jest obowiązkowym elementach na wakacjach. Ale czy targować się należy również o wakacje? Gdzie leży granica między oszczędnością, a zwykłą pazernością czy sknerstwem?
Kto da więcej czyli wędrówka po rabat
Często obserwujemy zjawisko, iż ludzie mają tendencję do chwalenia się korzystaniem z ekskluzywnych restauracji, modnych salonów fryzjerskich czy kupowaniem markowych ubrań, najnowocześniejszych sprzętów i drogich samochodów. Dlaczego ci sami ludzie za punkt honoru stawiają sobie kupno najtańszych wakacji? Dlaczego bez mrugnięcia okiem płacą 500 zł za nową fryzurę, kupują torebkę za 3000 zł czy telewizor za 8000 zł, a chwilę później w biurze podróży próbują wytargować rabat od oferty do Egiptu za 1600 zł?
Organizatorzy wycieczek przyjmują zasadę, iż cena jest jednakowa niezależnie od miejsca zakupu wakacji. Oznacza to, że dokonując rezerwacji przez stronę internetową, biuro własne touroperatora, czy też za pośrednictwem jednego z biur agencyjnych zawsze zapłaci się tyle samo (ostatnim wyjątkiem są działania TUI Poland, które skłuciły touroperatora z agentami - przyp. red.). Ponadto, w umowach z agentami i pośrednikami turystycznymi touroperatorzy zawierają zapisy zabraniające wprowadzania jakichkolwiek zmian w cenach przez siebie ustalonych, w tym udzielania zniżek. Mimo to, bardzo popularne jest zjawisko targowania się o ceny wycieczek. Ta grupa klientów potocznie nazywana jest przez pracowników biur „rabaciarzami”, którzy po wybraniu konkretnej imprezy pielgrzymują od biura do biura z pytaniem o rabat „pod stołem”. Kto da więcej, tam kupię. Targować się można zresztą o wszystko: o cenę dla dziecka (on ma tylko 3 latka, po co mu fotel w samolocie, on prawie nic nie zje w hotelu, więc dlaczego ma płacić za wyżywienie), o dodatkowe ubezpieczenie, czy wysokość biletów wstępu do muzeum na wycieczce objazdowej (ja chcę zobaczyć tylko jeden obraz, wejdę dosłownie na 5 minut, to może zapłacę tylko cześć ceny).
Przed poproszeniem o zniżkę warto zastanowić się, czy o to samo zapytalibyśmy w gabinecie dentystycznym lub salonie kosmetycznym i czy, pomijając oficjalne zakazy, sprzedawca ma z czego ją nam udzielić (prowizje za sprzedaż wycieczek nie są wysokie, dodatkowo odliczyć trzeba od nich VAT i podatek dochodowy).
Oby jak najtaniej
Jeśli nie udało się utargować rabatu, zawsze można spróbować zaoszczędzić w inny sposób. Można na przykład przy rezerwacji biletu lotniczego celowo podać błędną datę urodzenia dziecka, by spróbować 3 latka przemycić na pokład samolotu jako lecące prawie za darmo dziecko do lat 2 albo w ten sam sposób próbować uzyskać większą zniżkę dla dziecka w hotelu. Ewentualnych zainteresowanych informujemy: nie warto, to zawsze się wyda, daty urodzenia podczas odprawy czy zakwaterowania są starannie sprawdzane, zdarzały się przypadki, że turyści nie polecieli na wakacje, bo okazywało się, że dla ich „nieco wyrośniętego infanta” nie ma miejsca w samolocie.
W kwestii kombinatorskich prób oszczędności pomysłowość ludzka nie zna granic. Rezydentka jednego z biur wspomina grupę turystów wypoczywającą w hotelu oferującym wyżywienie zarówno w opcji z dwoma posiłkami, jak i all inclusive. Na dopłatę do all inclusive zdecydowała się tylko jedna para, która następnie przez tydzień zaopatrywała w drinki i przekąski pozostałych członków 10-osobowej grupy. Spotykane są również próby użycia opasek uprawniających do korzystania z all inclusive uzyskanych od poprzedniego turnusu. Jak nie zapłacić za nadbagaż? Można założyć na siebie kilka warstw ubrań, a kieszenie wypełnić zakupionymi pamiątkami, można też próbować rozparcelować swoje bagaże po walizkach innych członków wycieczki. Zdarzają się również sytuacje, gdy turyści próbują opuścić hotel bez uiszczenia należności za mini-bar czy inne usługi dodatkowe lub wykłócają się z obsługą, że oni nic nie wypili, a te kilka butelek rozmaitych trunków złośliwie dopisano im do rachunku. Na plażach z płatnymi leżakami częstym widokiem są turyści, którzy na widok osoby pobierającej opłatę gwałtownie zrywają się z zajmowanych miejsc i w pośpiechu przenoszą na piasek, podobne przykłady wymieniać by można w nieskończoność.
Sami do tego doprowadziliśmy
Trzeba przyznać uczciwie, w dużej mierze branża turystyczna jest sama sobie winna. Gdyby nikt nie dawał zniżek, to nie narodziłaby się tradycja pytania o nie. Niestety część biur, próbując za wszelką cenę utrzymać się na rynku, wprowadziła te mało chwalebne praktyki i nauczyła klientów, że z ustalonej odgórnie przez organizatora ceny mogą coś jeszcze ściąć.
Ciekawym wyjściem z sytuacji może być coraz częściej pojawiająca się w biurach podróży tabliczka z napisem: „Szanowni Klienci, w związku z licznymi pytaniami o Rabat informujemy, że jest on stolicą Maroka”.
dinus | My tez sie zawsze targujemy, no bo dlaczego z tego nie skorzystac, jak i tak biuro na nas zarobi. A wytargowana kaske mozna zawsze na cos przeznaczyc:). |
kangur | No cóż, zgadzam sie calkowicie, ze zagrania typu zanizanie wieku dzieci, kombinowanie z opaskami czy wynoszenie jedzenia i drinkow znajomym to cwaniactwo i dziadowanie, ktore przynosza naszym turysta zla slawe. Natomiast dziwi mnie, ze targowanie sie, ktore w wiekszosci krajow uwazane jest za cos zupelnie naturalnego, za normalny element transakcji kupno-sprzedaz, w Polsce traktowane jest wciaz jako cos zlego, wstydliwego czy nieuczciwego. My zawsze targujemy sie kupujac wakacje w australijskich biurach podrozy i to targujemy sie ostro. Naszym celem jest dostac najlebsze wakacje za najnizsza cene. To jest normalna sprawa, dla agentow biur turystycznych rowniez. Ostatnie trzy wyjazdy azjatyckie zalatwialismy z ta sama agentka, ktora wie, ze z nami bedzie miala "ciezko" a mimo to uwaza nas za dobrych klientow i wysyla nam nawet kartki na Swieta. Zasada jest taka, ze zadne biuro nie sprzeda klientowi wakacji tak, zeby na tym nie zarobic czy stracic. Niektorzy klienci akceptuja cene wstepna bez mrugniecia okiem i na takich biuro zarabia wiecej... a inni sie targuja :) |