Zawsze wydawało mi się, że kraje azjatyckie to taki zakątek na świecie, do którego prawo wstępu mają przede wszystkim ci, którzy posiadają dość gruby portfel. Nic bardziej błędnego! Okazuje się, że najdroższy jest zawsze przelot. Bilet dla osoby dorosłej w dwie strony, waha się w granicach od dwóch do dwóch i pół tysiąca złotych. A na miejscu, pewnie was zaskoczę, ale wydamy mniej niż przeznaczyliśmy na transport!
Nie warto w
Tajlandii korzystać z opcji
all inclusive, czyli wszystko w cenie. Co się z tym wiąże, oczywiście to, że jesteśmy skazani na pobyt w hotelu, gdzie jedzenia i picia mamy owszem pod dostatkiem no i z góry zapłacone, ale przecież najlepiej smakuje to, co jedzą sami mieszkańcy Tajlandii. Być w Tajlandii i nie spróbować regionalnej kuchni to naprawdę ogromny błąd!
Podstawą każdego dania jest ryż, łączony z rybami, krewetkami, wieprzowiną lub drobiem oraz kwaskowaty bulion z jarzyn i grzybów. Tajowie spożywają swe potrawy widelcem i łyżką, nie dziwi zatem brak noża przy nakrytym stole. Kuchnia Tajska należy do jednej z najlepszych na świecie. Wieprzowina w sosie curry z dodatkiem imbiru, kurkumy oraz tamaryndu to dopiero wierzchołek kulinarnej góry lodowej. W Tajlandii używa się niezliczonej ilości przypraw, dominuje zaś ostre chili. Dla mniej odpornych poleca się wypicie mleka kokosowego, które łagodzi podniebienie po ostrych potrawach.
Najbardziej atrakcyjne w Tajlandii są jednak zwykłe
targowiska spożywcze pod gołym niebem, gdzie obok świeżo złowionych ryb sprzedaje się całe naręcza zieleniny, mięsa, jajek. Pomiędzy tym wszystkim ustawione są stoiska, gdzie wprost z kociołków można zamówić obfitą kolację, łącznie z deserem. Te ostanie funkcjonują przez całą dobę przez co przyciągają tłumy ludzi, najczęściej turystów, bo ceny są bardzo atrakcyjne.
W Tajlandii płaci się batami, jeden bat to około dziewięćdziesięciu groszy, zatem na przykład za tackę świeżych owoców zapłacimy około pięciu batów, co oznacza około pięciu złotych. To świetna, zdrowa i orzeźwiająca przekąska, doskonała w parnym i wilgotnym klimacie Tajlandii, niezwykle wzbogacająca dietę tych, którzy się odchudzają, w witaminy i błonnik. Obiad na straganie ulicznym zaś to wydatek od trzydziestu do stu batów, podczas gdy w restauracji kosztuje nawet trzykrotnie więcej.
Kiedy handlarz widzi turystę, od razu podaje mu wyższą cenę niż rodakowi. W Tajlandii
trzeba się targować, to zjawisko powszechne i co więcej, odniosłam wrażenie, że Tajowie to zwyczajnie lubią. I tak z początkowej ceny stu batów za portfel z wężowej skóry, drogą negocjacji zeszłam do zaledwie trzydziestu. Trzeba zawsze poświęcić temu procederowi trochę czasu, ale obustronna satysfakcja z dobitego targu jest wystarczającą nagrodą. Cenę handlarze wystukują na kalkulatorze i przedstawiają klientowi. Dlaczego? Otóż język angielski nie jest mocną stroną Tajów, jednak zawsze potrafią się dogadać z turystami w ten czy inny sposób.
W Tajlandii
można kupić chyba wszystko, o czym się tylko zamarzy. A także to, czego nie jest się w stanie sobie wyobrazić. Prażone pestki arbuza, paczkowane suszone małe rybki z karmelem i sezamem. To i tak nic w porównaniu z pomysłowością Tajów w kwestii, co sprzedawać, gdzie, jak i o jakiej porze. Zakupoholicy byliby zachwyceni tym krajem. Osoby nie lubiące zakupów natomiast nagle odkrywają swoją skrywaną naturę i ciężko jest im przejść obojętnie obok wyładowanych towarem straganów, przenośnych kiosków, sklepów i ulicznych sprzedawców. Ja do dziś mam t-shirty z nadrukami krajobrazów tajlandzkich, które jeszcze się nie sprały. A koszulki wyglądają jak nowe, za każdą zapłaciłam około osiemdziesięciu batów a okazało się, że to stuprocentowa bawełna!
Największą popularnością wśród turystów cieszy się jednak
wodny targ. Rzeczywiście handel odbywa się na łodziach, na których dominują świeże owoce i warzywa, a ponadto wielu ze sprzedających prosto z łodzi serwuje ciepłe posiłki, smażone na ogniu z przenośnych butli gazowych. Tajowie ponadto świetnie masują, a robią to niemal wszędzie. Polecam także przejażdżkę na słoniu, którego możemy spotkać spacerującego sobie spokojnie nawet po bardzo ruchliwej ulicy. Steruje się nim prosto, wystarczy podrapać go za prawym uchem a skręca w lewo, za lewym - skręca w prawo.
Zatem chyba warto wyjść z hotelu i zaczerpnąć tego prawdziwego, jakże innego, azjatyckiego życia.