Byłoby wielkim błędem kończyć zwiedzanie Raciborza na zabytkowym śródmieściu. Któż bowiem nie chciałby obejrzeć miejsca, gdzie miał powstać pierwszy reaktor jądrowy III Rzeszy, fabryki, w której planowano produkcję elementów dla polskiej elektrowni atomowej w Żarnowcu oraz potężnej wieży ciśnień, którą faszyści zamienili na miejsce swojego kultu.
DAWNE ZAKŁADY SIEMENSA, po wojnie ZEW, dziś SGL Carbon Miejscu temu musimy poświęcić więcej uwagi. Dwukrotnie bowiem historia splątała losy Adolfa Hitlera z ziemią raciborską. Raz wodza III Rzeszy uratował z pola bitwy pod Bapaume bieńkowicki sanitariusz Johann Jambor, drugi raz antyfaszysta Erwin Schmidt pokrzyżował führerowi plany budowy bomby atomowej. Raciborska dywersja, choć pozostaje wydarzeniem mało znanym, była punktem zwrotnym niemieckiego programu jądrowego i jednym z najważniejszych wydarzeń II wojny światowej - czytamy w opracowaniu pt. Broń jądrowa i radiologiczna, zamieszczonym na forum dyskusyjnym studentów krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Sięgnijmy zatem do mało znanych wydarzeń z 1941 roku, a konkretnie do raciborskiego epizodu, związanego z budową niemieckiej bomby atomowej. Tajny niemiecki program pilotowało Towarzystwo Uranowe (Uranverein). W stolicy III Rzeszy planowało zbudować doświadczalny reaktor atomowy. Na potrzeby badań potrzebowano dwóch materiałów - paliwa oraz substancji spowalniającej neutrony. Paliwem był uran. III Rzesza posiadała go pod dostatkiem, m.in. ze złóż dolnośląskich. Gorzej ze wspomnianą substancją. Pracujący dla nazistów naukowcy za najlepszą uznali ciężką wodę. - Produkcja ciężkiej wody okazała się jednak wąskim gardłem. W 1941 roku Norsk Hydro wyprodukowało mniej niż jedną tonę. Bez zwiększenia produkcji Uranverein musiałoby czekać jeszcze wiele lat na uzyskanie odpowiedniej ilości deuteru - pisze Rainer Karlsch w książce Atomowa bomba Hitlera - historia tajnych niemieckich prób z bronią jądrową. Pracujący w Heidelbergu fizycy doświadczalni, Paul Harteck i Walter Bothe, uznali, że najlepszą alternatywą dla ciężkiej wody jest grafit. Tak zrodziła się koncepcja budowy reaktora grafitowego. Bothe zamówił grafit w firmie Siemens. Dostarczono go pomiędzy czerwcem 1940 a styczniem 1941 roku. - Podczas pierwszych pomiarów [Bothe] nie dysponował jeszcze ultraczystym materiałem. Zakładał, że przy zastosowaniu materiału lepszej jakości będzie można uzyskać lepsze rezultaty - pisze Karlsch. Doświadczenia nie przyniosły, niestety, zadowalających wyników. - Wyciągnął więc wniosek, że grafit, nawet w najczystszej postaci, nie może być brany pod uwagę jako moderator. Nie wiedział jednak, że użyty przez niego materiał nie był tak czysty, jak zakładano - czytamy dalej u Karlscha. Wszystko przez Erwina Schmidta, technologa działających od 1895 roku zakładów Siemens-Planiawerke AG für Kohlefabrikate w ówczesnym Ratibor. Raciborska filia koncernu Siemensa otrzymała zamówienie na sto sztuk bloków grafitowych o wymiarach 3 x 0,6 metra. Schmidt był współodpowiedzialny za realizację zamówienia. Zastanowiły go wyśrubowane normy technologiczne i krótki termin realizacji. Uznał, że zamówienie związane jest z produkcją wojskową. Postanowił dokonać sabotażu. Zanieczyścił grafit pirytem oraz związkami wapnia i siarki. Doświadczenia Bothe nie przynosiły oczekiwanych rezultatów, bo nie mogły. Schmidt wysyłał mu z Raciborza zanieczyszczone bloki, a Bothe naiwnie wierzył, że odpowiadają podanym w zleceniu parametrom. Naukowiec z Heidelbergu nie zorientował się, że padł ofiarą sabotażu. Niemcy ostatecznie zaniechali dalszych prób, uznając, że „ich przemysł nie jest w stanie wyprodukować grafitu o najwyższym stopniu czystości” - pisze Karlsch. Nie była to prawda. Zakłady Siemensa w Ratibor miały takie możliwości. - Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że w każdej chwili mogliśmy wyprodukować i dostarczyć elektrografit o wyższym stopniu czystości niż jest to zwykle wymagane do celów technicznych - pisał 9 września 1947 roku Erich Höhne, były dyrektor Siemens-Planiawerke, do Wernera Heisenberga, fizyka teoretyka, noblisty, od 1941 roku kierownika niemieckich badań nad bombą atomową. Heisenberg był zaskoczony. Obwinił władze, że nie posiadał takich informacji. - Nie za sprawą przemysłu więc nie przystąpiono w Niemczech już w 1940 roku do budowy reaktora grafitowego. Nikt po prostu nie zwrócił się wtedy do firmy Siemens w tej kwestii - pisze Karlsch. Nie nabrano żadnych podejrzeń. Sabotaż Schmidta wyszedł na jaw dopiero po wojnie. Sprawa stała się głośna m.in. za sprawą publikacji amerykańskich. Dawny ZEW, dodajmy, odgrywał kluczową rolę w przemyśle zbrojeniowym III Rzeszy. W Archiwum Państwowym w Raciborzu znajdują się przedwojenne dokumenty zakładu, w tym obfita, tajna korespondencja z dowództwem Luftwaffe (w tym sygnowana przez Hermanna Göringa) oraz Kriegsmarine. W raciborskiej filii Siemensa wytwarzano elementy niezbędne przy produkcji myśliwców i bombowców czy U-Bootów. Według stanu na 25 marca 1942 roku, znajdowała się na liście siedmiu zakładów przemysłowych Śląska, zakwalifikowanych do I klasy obiektów wymagających szczególnej ochrony ze strony Wehrmachtu przed nalotami. Zakład, jako część koncernu SGL Carbon, istnieje do dziś. Po II wojnie światowej, w ramach tajnego programu, produkował elementy do rosyjskich rakiet wyposażonych w ładunki jądrowe. Znany jest na całym świecie z produkcji elektrod oraz wykładzin wielkopiecowych. Fabrykę można obejrzeć podczas spaceru wzdłuż promenady odrzańskiej (od mostu w ciągu ul. Piaskowej do mostu kolejowego), przy której zobaczymy budynek starej dyrekcji z końca XIX w., oraz wzdłuż ul. Szkolnej. Tu zachowała się oryginalna XIX-wieczna brama dla robotników.
Proponujemy teraz kierować się ul. Piaskową w kierunku wiaduktu kolejowego. Tuż przed nim, po lewej stronie, natrafimy na kilka ciekawych obiektów. Pierwszy to budynek GAZOWNI MIEJSKIEJ. Racibórz, jako jedno z pierwszych miast na Śląsku, już w 1857 roku zlecił angielskiej firmie budowę przy Piaskowej gazowni z dzienną produkcją 500 m sześc. W 1872 roku magistrat rozbudował obiekt, który przetrwał do dziś. Odrestaurowany biurowiec zajmuje teraz Górnośląska Spółka Gazownictwa, zaś część pomieszczeń przejął Zakładowy Ośrodek Badawczy ZEW-u, dziś SGL.
W sąsiedztwie biurowca dawnej gazowni można obejrzeć budynek zarządu dawnej fabryki koncernu HEGENSCHEIDTA. Pochodzący z Westfalii Wilhelm Hegenscheidt (1823-1891) w 1857 roku uruchomił w Gliwicach wytwórnię drutów i gwoździ, a w 1888 roku kupił w Raciborzu fabrykę produkującą okucia budowlane oraz kształtki żelazne do produkcji obuwia. W 1889 roku wzdłuż torów kolejowych, obok zakładów Ganz & Sp., zbudował fabrykę okuć budowlanych oraz w zamyśle obrabiarek. W 1907 roku odkupił od rodziny Schoenawa hutę Nadzieja w Kuźni Raciborskiej, w której produkował obrabiarki, rychło stając się jednym z największych pracodawców w regionie. Doskonałe urządzenia z zakładów w Raciborzu i Kuźni wprowadzały do użytku szereg patentów i nowinek technicznych, były eksponowane na targach przemysłowych oraz eksportowane do Chin czy ZSRR. Po II wojnie światowej zakłady w Raciborzu przejęła wytwórnia aparatury cukrowniczej, zaś te w Kuźni istnieją do dziś, produkując nadal obrabiarki pod marką Rafamet.
Z ul. Piaskowej proponujemy skierować się na ul. 1 Maja, idąc w kierunku Fabryki Kotłów RAFAKO. Zanim jednak dotrzemy do największej w Europie wytwórni kotłów oraz instalacji dla przemysłu energetycznego, natrafimy po drodze na zabytkową WIEŻĘ CIŚNIEŃ. To unikalny zabytek w skali Śląska. W 1874 roku na terenach przy ul. 1 Maja utworzono miejski zakład wodociągowy złożony z: pompowni nad Odrą z dwoma zespołami pompowymi, filtrów powolnych (3 komory otwarte i 2 zamknięte), zbiornika wody czystej, pompowni z dwoma zespołami parowymi do wody czystej (miały moc 30 KM) oraz zbiornika wieżowego przepływowego. Murowana wieża ma wysokość 25 m. Oddano ją do użytku 23 września 1874 roku, choć w źródłach wzmiankowany jest również rok 1898, w którym zapewne dokonano gruntownej modernizacji. Dodajmy, że wieża składa się z ściany zewnętrznej i wewnętrznej. Zbiornik o pojemności 500 m3 i płaskim dnie został wykonany z blachy stalowej grubości 10 mm, posadowiony na wysokości 23 m nad poziomem terenu. Nieczynna wieża znajduje się na terenie Zakładów Wodociągów i Kanalizacji. Stanowi symbol postępu w XIX-wiecznym Raciborzu.
Z ul. 1 Maja, poprzez ul. Dąbrowszczaków, dostaniemy się na ul. Łąkową, przy której ma siedzibę wspomniana Fabryka Kotłów RAFAKO S.A. Historia zakładu zaczyna się co prawda po II wojnie światowej, ale to tu właśnie powstały i nadal powstają kotły do największych polskich elektrowni. Decyzja o budowie fabryki zapadła z końcem 1949 roku, a już w 1952 roku uruchomiono produkcję. Dziś jest to największa wytwórnia tej branży w Europie. Dodajmy, że z chwilą uruchomienia w 1982 roku programu budowy polskiej elektrowni atomowej w Żarnowcu, w Rafako miano budować wytwornice pary. Powstała istniejąca do dziś specjalna hala, nazwana „jądrówką”. Obecnie w Raciborzu powstają elementy eksportowane na cały świat. To tu budowane będą dwa nowe bloki energetyczne dla Elektrowni Opole.
Warto przejść z ul. Łąkowej, wzdłuż ogrodzenia fabryki równoległego do Odry, aż do TAMY. Konstrukcja, w razie zagrożenia powodziowego, ma za zadanie kierować nadmiar wód z tzw. starej Odry do kanału Ulgi, oddanego do użytku przez Niemców w 1942 roku. W perspektywie kilku lat w miejscu tym będzie czoło projektowanego suchego zbiornika przeciwpowodziowego Racibórz Dolny, kluczowego obiektu mającego chronić przed powodzią tereny w górnym i środkowym biegu rzeki, aż po Wrocław.
Wracając do śródmieścia warto przy ul. Łąkowej zwrócić uwagę na budowlę z wyglądu przypominającą pałac. To zabytkowy DOM BRACKI raciborskiego bractwa kurkowego, obecnie należący do Rafako S.A. Wzniesiony w 1896 roku w stylu eklektycznym i romantyczno-uzdrowiskowym, w 1911 roku został powiększony o obszerną salę. Dawniej był to największy lokal Raciborza, zdolny pomieścić aż 2 tys. osób. W północno-wschodnim narożniku znajduje się okrągła baszta ze spiczastym hełmem. Dziś w domu brackim organizowane są konferencje oraz koncerty. Zabytek, który z końcem wojny przeznaczono na lager dla polskich więźniów, kilka lat temu gruntownie odnowiono.
Ulicą Łąkową proponujemy kierować się do skrzyżowania z ul. Kościuszki i Stalową. Przy tej drugiej zobaczymy dwa ciekawe obiekty - dawną fabrykę węgla aktywnego Carbon oraz fabrykę mydła, dziś Henkel Polska. CARBON powstał w 1909 roku jako Chemische Werke Carbon G.m.b.H. (Zakłady Chemiczne Carbon Sp. z o.o.), zaś obiekty fabryczne zaprojektował znany architekt Georg Lüthge. Pierwszy produkowany tu węgiel aktywny nosił nazwę Eponit, a jego produkcję prowadzono według patentu rosyjskiego naukowca Ostriejki - na bazie węgla drzewnego. W ciągu kolejnych dwóch lat wdrożono do produkcji dwa następne gatunki o nazwach Purit i Norit. Podstawowym surowcem był torf. Carbon był najstarszym i największym zakładem tego typu w Niemczech. Dzienna produkcja wynosiła 10 ton. Fabryka zajmuje powierzchnię około 2 ha. Profil produkcji utrzymano po II wojnie światowej. Obecnie jest to oddział firmy Elbar Katowice.
W Raciborzu powstają komponenty do znanych na całym świecie produktów firmy HENKEL, m.in. proszków Persil czy mydeł Fa. Mało kto wie jednak, że obecna fabryka tego wielkiego światowego koncernu produkowała kiedyś silikatowe kamienie ogniotrwałe, używane do budowy pieców stalowniczych. Powstała w 1900 roku jako Stella-Werke. W 1941 roku została przejęta przez zajmującą się produkcją chemii przemysłowej firmę Erste Ratiborer Dampfseifenfabrik Adolph Hoffmann (Pierwszą Raciborską Parową Fabrykę Mydła Adolph Hoffmann). Uruchomiono tu produkcję komponentów do proszków do prania. Po II wojnie światowej zakład przemianowano na Raciborskie Zakłady Chemii Gospodarczej Pollena. Zachowały się dawne hale fabryczne oraz ponad stuletni, dwukondygnacyjny budynek administracyjno-mieszkalny.
Z ul. Stalowej na wysokości Henkla warto przejść wzdłuż torów kolejowych do nieczynnej już PAROWOZOWNI, powstałej w 1894 roku, później, od 1977 roku, eksploatowanej jako lokomotywownia. Dodajmy tu, że ostatni czynny parowóz Ty 49-92 pożegnano w Raciborzu 6 maja 1987 roku. Lokomotywownia w Raciborzu, w szczytowym 1979 roku, posiadała ponad 70 lokomotyw, w tym kilkanaście parowozów. Zatrudniała około 240 pracowników, z czego 165 maszynistów i pomocników maszynisty oraz około 60 rzemieślników i 15 pracowników umysłowych.
Z ulicy Stalowej proponujemy przejście na ulicę Chłopską, biegnącą wzgórzem naprzeciwko kościoła Matki Bożej przy ul. Jana Pawła II. Natrafimy tu na OBSERWATORIUM GEOFIZYCZNE POLSKIEJ AKADEMII NAUK. Powstanie obiektu, w 1927 roku, związane jest z rozwojem górnośląskiego górnictwa. Drewniany budynek obserwatorium, co należy mocno zaznaczyć, zaprojektował Konrad Wachsmann, znany niemiecki architekt i konstruktor żydowskiego pochodzenia, twórca projektu domu Einsteina w Caputh niedaleko Poczdamu. Po wyjeździe z Niemiec Wachsmann został profesorem w Illinois Intitute of Technology w Chicago (od 1950). Jest pionierem i najwybitniejszym teoretykiem tak zwanej architektury przyszłości, propagatorem idei budownictwa masowego z elementów prefabrykowanych. Założył też pierwszą na świecie fabrykę domów. Budynek w Raciborzu, ukończony w 1929 roku, to jeden z nielicznych jego obiektów przetrwałych w Europie. Jest więc chętnie odwiedzanym przez turystów, a przede wszystkim studentów architektury. Raciborska placówka była elementem pierwszej europejskiej stałej sieci stacji sejsmologicznych. Jako pierwszy badania prowadził tu znany niemiecki sejsmolog prof. Carl Mainka, wykładowca uniwersytetów w Strasburgu i Getyndze. Skonstruowane przez niego trzy sejsmografy mechaniczne umieszczono w piwnicy. Rejestrowały wstrząsy sejsmiczne na całym świecie, na specjalnie do tego celu przygotowywanym papierze dymionym. Były zsynchronizowane z zegarem wahadłowym. Urządzenia te znajdują się w obserwatorium do dziś, a o znacznym dorobku Mainki świadczą liczne zachowane dokumenty, w tym szklane klisze z czynionych przez niego obserwacji astronomicznych. Obecnie działa tu Śląskie Obserwatorium Geofizyczne, które odbiera sygnały o wstrząsach na całym świecie, m.in. w Japonii. Obok cyfrowego zapisu równolegle prowadzona jest rejestracja analogowa. Dane opracowywane są na miejscu, a obserwatorium jest ważnym elementem w Polskiej Sieci Sejsmologicznej. Obiekt można zwiedzać, zaś w piwnicach znajduje się pracownia dydaktyczno-historyczna.
Ze wzgórza ze stacją PAN doskonale widać potężną WIEŻĘ NADGRANICZNĄ przy ul. Starowiejskiej, obecnie użytkowaną jako fabryka Zakładów Przemysłu Cukierniczego Mieszko S.A. Dodajmy, że ta znana w Polsce i na całym świecie marka doskonałych słodyczy ma swoje korzenie właśnie w Raciborzu. Obiekt ma ciekawą aczkolwiek brunatną historię. Kiedy przestarzała wieża ciśnień przy ul. 1 Maja nie była w stanie dostarczyć wody do wyżej położonych obszarów miasta, władze miasta zdecydowały o budowie nowego obiektu na wzniesieniu przy ul. Starowiejskiej, 216 metrów n.p.m. Projekt architektoniczny i konstrukcyjny opracowali w 1926 roku miejski radca budowlany Wucherpfennig oraz architekci Tschanter i Stromsky. Prace rozpoczęto w 1933 roku. Do 1934 roku, na rzucie o kształcie zbliżonym do podkowy o wymiarach 12 x 24 m, wzniesiono część konstrukcyjną, a w latach 1935-1936 zrealizowano prace wykończeniowe. Łączny koszt inwestycji zamknął się w kwocie 240 tys. marek. Wieża ma 37 metrów wysokości. Kosztem kolejnych 170 tys. marek połączono ją z zakładem wodociągów trzykilometrowym odcinkiem rur ciśnieniowych o średnicy 40 cm. Konstrukcję wieży wykonano z żelbetonu i obłożono cegłą klinkierową. W górnej części umieszczono dwa zbiorniki po 600 m sześc. każdy. W kondygnacji pod zbiornikami zbudowano dwa mieszkania dla pracowników obsługi. Wieża nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Ciśnienie wody było zbyt duże, by wytrzymała to sieć wodociągowa. Obiekt nie został na stałe wprowadzony do użytkowania. Próbowano tego po 1945 roku, ale zaprzestano z tych samych powodów, co przed II wojną światową. Bezużyteczną dla wodociągów wieżę faszyści przekształcili w miejsce narodowosocjalistycznej indoktrynacji. Przed wieżą był plac amfiteatralny zdolny pomieścić 8000 osób, oddzielony potężną kutą kratą od szerokiego podejścia od strony ul. Starowiejskiej, szerokości 20 m i długości 200 m, z sześcioma odcinkami schodów. Na parterze urządzono faszystowski panteon. Ściany wyłożono ciemnym, górnośląskim marmurem. W ścianach było 16 podłużnych okien z witrażami w kolorze niebieskim oraz szereg czar ogniowych. Nie brakowało flag ze swastykami. W szybach okien wmontowano tabliczki z nazwiskami zasłużonych bojówkarzy, m.in. Alberta Leo Schlagetera, których faszyści uważali za bohaterów narodowych. Na podwyższeniu naprzeciw wejścia ustawiono marmurowy sarkofag oświetlony z góry silnym reflektorem i opatrzony napisem „zginęli za nas” (Sie starben für uns). Nad panteonem, na trzech piętrach wieży, funkcjonował ośrodek szkoleniowy dla 50 osób. Były tu sypialnie, łazienka, jadalnia, świetlica, sala wykładowa i kuchnia. Z dużych portretów spoglądał wódz III Rzeszy Adolf Hitler. Na elewacji, na samej górze od strony miasta, umieszczono ogromnego orła ze swastyką i napis „Niemcy, Niemcy, ponad wszystko”. Wieżę nazwano „wieżą nadgraniczną” (Der Grenzlandturm), która miała strzec Rzeszy od dwóch niedaleko przebiegających granic z Polską i Czechosłowacją.
Z ulicy Starowiejskiej proponujemy przejść na ul. Reymonta, gdzie w sąsiedztwie kładki nad Odrą zobaczymy obłożony cegłą klinkierową BUDYNEK DAWNEJ FABRYKI DOMSA. To jeden z zachowanych śladów raciborskiego imperium tytoniowego. Kiedy urodzony w Czechach Joseph Doms (1780-1853) pojawił się na początku XIX wieku w Raciborzu, miasto liczyło niespełna cztery tysiące mieszkańców. Zatrudnił się w składzie kupieckim zasiedziałej tu rodziny Galli, rychło wkradając się w serce Joanny, córki szefa. Po śmierci teścia przejął dom i kram przy Rynku, gdzie po dokupieniu sąsiedniej nieruchomości rozpoczął produkcję tabaki. Interes szedł świetnie. Doms kupił parcele rzeźni miejskiej przy dzisiejszych ulicach Chopina i Browarnej, by ulokować tu produkcję. Po 30 latach jego fabryka zatrudniała piętnastu pracowników i produkowała rocznie 150 ton tabaki o wartości czterdziestu tysięcy talarów. Liście tytoniu mielono w młynach napędzanych wodą i parą, samą zaś tabakę bejcowano i przygotowywano według ściśle strzeżonej receptury w osobnym pomieszczeniu fabrycznym. W 1860 roku z linii produkcyjnych schodziło już 350 ton wyrobów tytoniowych, a fabryka przy ulicy Chopina rychło okazała się za mała. Firmą zawiadywali już wtedy synowie seniora: Henryk, Juliusz i Leon. W 1871 roku wybudowali dużą fabrykę tabaki przy ulicy Reymonta, która zachowała się do dziś. W 1889 roku przejęli konkurencyjną wytwórnię tabaki Breitbarth & Sp. z Ostroga i przerobili ją na zakład produkujący prymkę, czyli tabakę do żucia. Pod koniec XIX wieku Domsowie płacili największe w Raciborzu podatki. W 1901 roku przystąpiono do produkcji różnych gatunków tytoniów. Domsowie wykupili też młyn nad Psiną, który przebudowali i wyposażyli w najnowocześniejsze urządzenia techniczne. W 1910 roku zaczęto tu wytwarzać papierosy. Najbardziej znane marki, to Achmed i Eichendorff. W 1911 roku cały kompleks został złączony i zajmował teren pomiędzy ówczesną ulicą Szeroką (dawniej Breitestr., dziś ks. Józefa Londzina) a promenadą odrzańską. Tabaka Domsa, jako Ratiborer Pris’chen, stała się szeroko znana w całym świecie.
Z dawnej fabryki Domsa po drugiej stronie Odry zobaczymy zamek a przy nim dawny BROWAR KSIĄŻĘCY, najstarszy górnośląski czynny przybytek złocistego napoju. Proponujemy spacer przez kładkę nad Odrą oraz alejkami parku Zamkowego. Browar raciborski istniał już przed 1532 rokiem, warząc piwo na potrzeby dworu miejscowych książąt i ich służby. W 1567 roku został wzmiankowany w księdze gruntowej dóbr komory raciborskiej. We wpisie odnotowano, że posiadacz zamku utrzymywał piwowara wraz z pomocnikiem, zaś „browar z dobrą panwią” położony był przy murze zamkowym. W 1840 roku przejęła go rodzina książąt von Ratibor. Nowi właściciele początkowo nie rozwijali piwowarstwa zamkowego, nie mając zresztą ku temu warunków. Kiedy jednak w 1858 roku stary browar całkowicie spalił się podczas wielkiego pożaru zamku, rodzina postanowiła zająć się browarnictwem. W miejsce starego browaru zbudowano nowoczesny parowy, wyburzając z tego powodu całe północne skrzydło dawniej siedziby górnośląskich książąt. Stanęła tu warzelnia, zaś w skarpie zamkowego wzgórza, głęboko pod ziemią, ulokowano fermentownię i leżakownię. Nowy zakład, wykorzystujący osiągnięcia piwowarskiej rewolucji technologicznej II poł. XIX w. , mógł produkować piwo na skalę przemysłową i śmiało konkurować nie tylko z lokalnymi browarami mieszczańskimi, ale i z dużymi, m.in. w Żywcu (1856) czy Tychach (1861). Tuż po uruchomieniu browar nie zawojował rynku. Przyczyną kłopotów był najprawdopodobniej brak odpowiedniej kadry i konieczność poczynienia kolejnych inwestycji technologicznych, zgodnie z trendami panującymi w branży. W latach 1896-1897 zakład zmodernizowano. Powstały nowoczesna warzelnia, maszynownia, kotłownia, chłodnia, suszarnia słodu, leżakownia i skład piwa oraz dom dla czeladników piwowarskich. Wiele urządzeń zakupiono w Anglii. W 1898 roku, 55 osób pod kierunkiem piwowara Kaufmanna, na nowo ruszyło z produkcją. W 1899 roku browar miał wreszcie swój hit rynkowy - raciborskie piwo pilzneńskie. Wyszynk trunku odbywał się w karczmach ziem: raciborskiej, głubczyckiej, kozielskiej, rybnickiej i hulczyńskiej aż do granicy z Austrią. W Gliwicach znajdował się skład tego piwa. Podawano je w restauracji przy Nowoświdnickiej we Wrocławiu. Kluczem do sukcesu okazało się pozyskanie przed dwór von Ratibor wspomnianego mistrza Kaufmanna. O postaci tej niewiele wiadomo. Zagadką pozostaje skąd pochodził, gdzie nabył wiedzy piwowarskiej i gdzie działał przed przybyciem do Raciborza. Najprawdopodobniej praktykował w Pilźnie i pochodził z rodziny o wieloletnich tradycjach piwowarskich. Na kartach opracowań na temat piwowarstwa w Europie XIX w. spotykamy wiele postaci noszących to nazwisko. Piwowar Kaufmann z Raciborza zmarł podczas I wojny światowej. Browar jednak, choć z krótką przerwą w latach 90. XX w., produkuje piwo do dziś, w tych samych co Kaufmann pomieszczeniach warzelni, fermentowni i leżakowni. Browar można zwiedzać.
Obecna siedziba władz miasta przy ul. Batorego, a więc raciborski magistrat to dawne centrum prawdziwego imperium słodkości - zakład FIRMY SOBTZICK, która miała swoje filie we Wrocławiu i Monachium. Historia rodzinnego biznesu zaczyna się przy ul. Nowej, ulicy wychodzącej z Rynku w kierunku południowym, gdzie powstała pierwsza raciborska cukiernia. W 1828 roku założył ją Feliks Sobtzick. Rychło przeszła do historii, kiedy 2 października 1846 roku zatrzymał się w Raciborzu król pruski Fryderyk Wilhelm IV. Podane władcy pieczywo Sobtzicka tak smakowało władcy, że kazał sobie przedstawić piekarza, któremu po kilku dniach przesłał w nagrodę srebrne puzderko. W 1852 roku syn Feliks rozbudował warsztat, dając początek firmie Franz Sobtzick. Technologie produkcji podejrzał w trakcie młodzieńczych podróży po całej Europie. Jako jeden z pierwszych na Śląsku produkował „fabryczne” pierniki miodowe i słodycze. W 1868 roku kupił półtora hektara terenu między Podwalem a obecnymi ulicami: Batorego, Środkową i Nowomiejską. Wybudował tu pierwszą na Górnym Śląsku fabrykę czekolady, w której do napędzania maszyn wykorzystano kotły parowe. Zastosowanie tego osiągnięcia techniki świadczyło o wysokim poziomie technologicznym. W 1910 roku raciborska fabryka zatrudniała 1250 pracowników. Pod koniec lat 20. XX wieku zakłady Sobtzicka, które nosiły już wówczas nazwę Roka-Werke, w wyniku kryzysu gospodarczego, rozrzutności potomków i błędów w zarządzaniu, ogłosiły upadłość. Poza budynkiem fabryki czekolady przetrwało sąsiadujące z nim osiedle domów robotniczych. W adresie mają... ulicę Czekoladową.
Brak komentarzy. |