Przemierzały pieszo setki kilometrów, wspinały się na ośnieżone szczyty z dumą i przekonaniem, że dzięki nim zostanie przywrócona równowaga na Ziemi. Duszone, trute, zamroczone alkoholem lub ugodzone rozłupującym czaszkę ciosem nie umierały... Dzieci - ofiary inkaskie.
Gniew bogów
Rozległe Imperium Inków znajdowało się pod opieką wielu bóstw odpowiadających za powodzenie ekspansji na nowych terenach, zwycięstwo w walkach, dobrą pogodę, urodzaj i pokój. Zdarzało się jednak, że równowaga między Pachamamą - Matką Ziemią i bogami, a ludźmi zostawała zakłócona. Liczne trzęsienia ziemi nawiedzające państwo, susze i powodzie wyrażały gniew niebiańskich istot, śmiercionośne erupcje wulkanów były sprawką Apus - duchów gór. Zazwyczaj bóstwa zadowalały się ofiarami ze zwierząt, kiedy jednak to nie skutkowało, aby przebłagać bogów trzeba było posunąć się do najwyższego poświęcenia - ofiary pod postacią człowieka.
Capacocha - śmiertelna procesja
Odprawiany między XIII a XVI wiekiem rytuał capacocha miał oznaczać działanie władzy królewskiej w celu przywrócenia porządku na ziemi, pozbycia się chaosu. Gdy go ogłoszono, do Cuzco - stolicy imperium ze wszystkich prowincji nadciągały wybrane przez społeczności dzieci przeznaczone na ofiarę dla króla i bogów. Dziewczęta i chłopcy, nie starsze niż 13-14 lat musiały być bez skazy, charakteryzować się wybitną urodą i zdrowiem - w końcu bogom należało oddać to, co najlepsze. Po przybyciu do miasta pielgrzymi spotykali się na głównym, ceremonialnym placu z Inką - głową państwa, który wraz z curacas - najwyższymi kapłanami podczas uroczystego święta decydowali o losie dzieci. Część z nich, w zależności od okazji - czy ofiara odbywała się z okazji wyboru nowego Inki, czy katastrofy naturalnej uśmiercana miała być na miejscu, w Qoricanchy - Złotej Świątyni. Wybrane dziewczęta trafiały do Acllahuasi - Klasztoru Dziewic Słońca, gdzie zobowiązane były do pilnowania świętego ognia, uczyły się tkać zdobne materiały na szaty kapłanów i władców, wypiekały ceremonialny chleb i warzyły świętą chichę - kukurydziane piwo. Większa część dzieci wracała w rodzinne strony, gdzie witano je z czcią i uwielbieniem. Nie oznaczało to jednak ocalenia- curacas wybierali wyznaczone w okolicy rodzinnej wioski święte miejsce i tam odprawiano rytuał poświęcenia. Ojcowie wybranych mogli w zamian za oddanie dziecka liczyć na nadanie nowych ziem przez Inkę lub awans społeczny.
Droga do nieśmiertelności
Pozostałe, najbardziej urodziwe i dobrze urodzone dzieci, których nie poświęcono na miejscu lub nie odesłano do domów miały spełnić najważniejsze zadanie - uchronić kraj od nękających klęsk suszy, powodzi, wybuchów wulkanów, trzęsień ziemi i naturalnych katastrof. Co ciekawe, kroniki wskazują na fakt, że ofiary doskonale wiedziały, co je czeka, i co więcej - świadomie godziły się na taki los. Opisywano również ich dumę z bycia wybrańcem, który przywróci równowagę światu przez swoją rolę posłańca, który miał przekazać bogom prośby śmiertelników. Sama śmierć nie była końcem - wierzono w życie pozagrobowe, zabijane w ofierze dzieci dołączały do bogów i swych przodków, a ich kult i wznoszone do nich modlitwy mogły wyprosić łaskę u bóstw. Procesja składająca się z ofiary i towarzyszących jej kapłanów i tragarzy niosących ofiarne dary otoczona gromadą wiernych udawała się nierzadko w najodleglejsze części imperium, aby dotrzeć do źródeł problemów - plującego lawą wulkanu lub wysokiej góry, której wieczne śniegi przestały nawadniać okoliczne pola. Wykańczająca wędrówka trwała nawet kilka miesięcy, imperium rozciągało się z północy na południe na niemal 5000 kilometrów. Wybrańcy nie mogli korzystać z istniejącej sieci dróg - musieli poruszać się w linii prostej prowadzącej z Cuzco do miejsca ostatecznego spoczynku pokonując znajdujące się na trasie góry i doliny. Wysokie szczyty będące siedzibą wszechwładnych Apu i celem wędrówki, nawet dziś, przy użyciu sprzętu alpinistycznego niełatwo się poddają, można więc sobie tylko wyobrazić, z jakim wysiłkiem wiązało się dotarcie do wyznaczonego miejsca kilka wieków temu.
Śmiercionośny rytuał
Ofiary zazwyczaj składano przed świtem, przy rozpalonym ognisku inkantowano rytualne pieśni i tańczono, przygotowywano ceremonialne platformy. Dzieci ubrane w tradycyjny, zdobny strój częstowano liśćmi koki i kukurydzianym piwem chicha. W zależności od bóstwa, które chciano przebłagać zostawiano antropomorficzne metalowe figurki, srebrną i złotą biżuterię, morskie muszle lub pióra ptaków. Przedmioty te miały charakteryzować cały kraj podzielony na trzy strefy: wybrzeże, góry i dżunglę. Archeolodzy wskazują, że otępione alkoholem dzieci niekiedy zostawały zabijane przez kapłanów ciosem drewnianej pałki chasqa chuqui w tył głowy, a czasem wykończone trudnym marszem, zimnem i wysokością zasypiały i tak pozostawione umierały z wyziębienia. Zwłoki układano zazwyczaj w pozycji płodowej lub ze skrzyżowanymi nogami i opuszczano do przygotowanych wcześniej komór wykopanych w ziemi lub wykutych w lodzie. Po wykonanym zadaniu kapłani wracali do Cuzco na odpoczynek, aż do kolejnych katastrof, jakże częstych na sejsmicznym terenie imperium.
Lodowa księżniczka, Dziewica i Dziewczynka od Pioruna
Do dziś odkryto 29 naturalnie zakonserwowanych ciał dzieci pozostawionych na wysokich Andyjskich szczytach. Ofiary popularnie, choć błędnie nazywane mumiami, poprzez niskie temperatury panujące na szczytach gór i małą wilgotność powietrza mają zachowane w nienaruszony stanie organy wewnętrzne i zamrożoną w żyłach krew. Po raz pierwszy natrafiono na ślad inkaskich ofiar już w 1896, na zboczach Chachani górującego nad Arequipą wulkanu, wydobyte ciało jednak przepadło bez dokładnego opisu. Kolejne dwa odkrycia odnotowano w Argentynie, jednak pierwsze znalezisko z dokładną dokumentacją archeologiczną pochodzi z 1954 roku i dotyczy odkrycia pod szczytem Cerro del Plomo w Chile. Odnaleziono tam świetnie zachowane ciało nastoletniego chłopca uczesanego w drobne warkoczyki i ubranego w odświętną szatę. Odkrycie było bodźcem do dalszych poszukiwań, i tak odnaleziono następne przykłady śmiercionośnego rytuału na terenie Argentyny, Peru i Chile. Udział w poznaniu inkaskich ceremonii mieli również alpiniści - w 1985 roku na zboczu Aconcaguy odkryto kolejną komorę pogrzebową z ciałem dziewczynki. Przełomu dokonano w 1995 roku, kiedy to na skutek działalności wulkanu Sabancaya odsłoniły się spod warstwy lodu sąsiednie zbocza Ampato. Grupa archeologów pod przewodnictwem Johana Reinharda odkryła na sześciotysięcznym kolosie ciała 4 dzieci złożonych przed wiekami w ofierze. Najbardziej znana jest „mumia” Juanity nazywanej Lodową Księżniczką, poświęconej pod koniec XV wieku 13 letniej dziewczynki. Jej idealnie zachowane ciało przykryte biało - czerwoną tuniką wystawiane jest w muzeum Santury w Arequipie. Tam też zwiedzając ciekawą ekspozycję dowiemy się więcej o rytuałach składania ofiar i obejrzymy ciekawą rekonstrukcję filmową połączoną z krótkim dokumentem na temat odkrycia znaleziska. Reinhard idąc za ciosem zorganizował w kolejnych latach ekspedycje odnajdując 10 dziecięcych ofiar na zboczach wysokich gór Peru i Argentyny. Analiza ciał nienaruszonych przez czas ofiar takich jak Dziewica czy Dziewczynka od Pioruna znalezionych pod szczytem mierzącego 6715 m. Llullaillaco stawiają odkrycia w nowym świetle. Dzięki analizie DNA można ustalić skąd pochodziły wybrane przez Inkę dzieci i jaką odległość musiały pokonać do miejsca spoczynku, badanie treści żołądka pozwala ustalić co było ich ostatnim posiłkiem, możliwe jest także ustalenie w jaki sposób poniosły śmierć.
Czy dojdzie do kolejnych odkryć przykładów morderczych praktyk? Czy dowiemy się więcej na temat historii tajemniczego rodu Inków i poznamy szczegóły ich tradycji, wierzeń i rytuałów? Odpowiedź na te pytania, jeśli istnieje, ukryta jest głęboko pod wiecznymi śniegami andyjskich gigantów.
Brak komentarzy. |