Oferty dnia

Indonezja - BALI I SINGAPUR - relacja z wakacji

Zdjecie - Indonezja - BALI I SINGAPUR
W mieście Lwa i świątyniach Bali ? czyli powrót do Azji :)

Oj kusił mnie ten wyjazd...kusił...aż skusił :) Niestety skończyło się tanie latanie do Azji- właśnie przelot był najdroższą częścią tego wyjazdu. Za oknem ciemno, zimno i ponuro, a ja z moimi towarzyszami podróżysiostrą i szwagrem udajemy się na lotnisko Chopina, aby przez Stambuł i Singapur dolecieć na Bali. Organizowaliśmy wszystko na własną rękę- czyli najbardziej jak lubię. Zawsze przed wyjazdem porządnie się przygotowuję i czytam mnóstwo blogów, relacji- często z nich korzystam, czasem cytuję autorów, co również zrobiłam tym razem i sporadycznie cytowałam opisy miejsc, które zwiedzałam podczas tego wyjazdu. Bardz polecam następujące strony osobom, które będą chciały zobaczyć Bali i Singapur na własną rękę:
www.wheretravelmarta.pl
www.nanowejdrodzezycia.pl
www.elizawydrych.pl
www.celwpodrozy.pl
www.napoludnieodslonca.pl
www.zakreconapodrozniczka.pl
www.naszeszlaki.pl

A teraz przechodzę do relacji- jak zwyklę opisuję dzień po dniu naszego wyjazdu...
Dzień I
Rano jesteśmy na lotnisku Chopina skąd wylatujemy liniami Turkish Airlines przez Stambuł do Singapuru.
Dzień II
Lądujemy w Singapurze i przesiadamy się w samolot linii AirAsia lecący na Bali. Przylatujemy około godziny 13.00 czasu balijskiego :) Na Bali jest o siedem godzin później niż w Polsce - pamiętajcie o tym kontaktując się z bliskimi :) Dotarliśmy tu w czasie trwania pory deszczowej, na szczęście już pod jej koniec w związku z tym opady występowały rzadko i raczej rano. W zasadzie na Bali panują dwie pory- pora sucha i pora deszczowa. Każda z nich ma swoje plusy i minusy. W czasie pory suchej jest cieplej i mniej wilgotno- za to jest drożej i bardziej tłoczno w popularnych miejscach. W trakcie pory deszczowej musimy liczyć się z częstymi i gwałtownymi opadami (zwłaszcza w styczniu) , za to ceny za usługi spadają, turyści nie okupują każdego skrawka ziemi. Powiedzmy sobie szczerze ? Bali jest bardzo turystyczne. Będąc tutaj warto korzystać z usług lokalnego kierowcy. My korzystaliśmy z usług fantastycznego kierowcy Palguna Warsa Wayan, którego można znaleźć na Facebooku, a gdyby ktoś z Was był zainteresowany to chętnie przekażę kontakt do niego. Namiary na niego otrzymałam od Katarzyny z Travelmaniaków za co dziękuję :) Za całodniową wyprawę według wcześniej ustalonego z nim planu płaciliśmy 50 USD za 3 osoby czyli około 17 USD za osobę. Jedziemy do naszego pierwszego hotelu w miejscowości Ubud- Kunang Kunang Guest House. W Ubud spędzamy kilka dni ponieważ z niego będziemy wyjeżdżali na nasze całodzienne wyprawy. Po drodze do Ubud wymieniamy pieniądze. Lepiej zrobić to blisko lotniska. Bali dzieli się na sześć głównych regionów. Najczęściej odwiedzaną przez turystów częścią wyspy jest południe ze słynnymi, imprezowymi miejscowościami takimi jak: Uluwatu, Kuta, Seminyak czy Canggu. Północna część jest zupełnym przeciwieństwem ? tam znajduje się dawna stolica Bali oraz ciche, czarne plaże idealne na odrobionę relaksu. Centrum to kulturalne serce Bali z klimatycznym Ubud po jednej stronie i jeziorami po drugiej. To właśnie tutaj znajdziemy większość balijskich wodospadów. Na wschodzie dumnie wznosi się wulkan Agung, a na zachodzie mieści się (nadal nieodkryty) Park Narodowy Zachodniego Bali. Bali wydaje się być malutkie, ale objechanie jej zajmuje naprawdę dużo czasu. W odróżnieniu do reszty Indonezji 93% społeczeństwa stanowią hinduiści wyznania Bali Hindu, będącego połączeniem religii hindu, buddyzmu oraz pradawnych wierzeń w moc przodków i przyrody.  Balijczycy szczególnym szacunkiem otaczają przyrodę, która stanowi moc samą w sobie, a każdy z jej elementów pozostaje pod opieką bogów i duchów. Mieszkańcy wyspy karmią je darami pochodzenia naturalnego trzy razy dziennie. Można je zobaczyć dosłownie wszędzie. Mają postać małych koszyczków, do których wkładane są kwiaty czy ryż. Co się później z nimi stanie, tym Balijczycy się nie przejmują, bowiem tak samo jak ludzie, dary mają swoją karmę, czyli los.  W zasadzie pierwszy dzień poświęcamy na relaks w hotelu po długim locie, kąpiele, spacer po okolicy. Wieczorem udajemy się na pokaz tańca. Miejsc w których można zobaczyć taniec w Ubud jest wiele. My wybieramy Taman Sari Temple Ubud. Najbardziej znane tańce to Barong oraz Kecak. Taniec Barong ma kilka odmian, ten najczęściej prezentowany w Ubud to Barong Ket. To, co charakterystyczne to zwierzęce motywy, a raczej zwierzęco-ludzka postać, przypominająca trochę tygrysa, lwa, smoka i krowę w jednym. Postać ta nosi właśnie taką nazwę, jak taniec.

Taniec Kecak, zwany także Ubud Kecak fire dance, to pokaz, który odbywa się wyłącznie wieczorem z wykorzystaniem ognia. Jest to taniec, wykonywany bez użycia instrumentów, a jedynie przy użyciu głosów, tańczących artystów. 
Przedstawienie opiera się na tradycyjnym balijskim rytuale, został on stworzony przez Niemca w 1930 roku na podstawie słynnej epickiej hinduskiej opowieści o Ramajanie. Pokaz przedstawia historię Śri Ramy, księcia królestwa Ayody. Po skończonym spektaklu wracamy na nocleg do hotelu i szykujemy się na kolejny dzień.
Dzień III
Wyjeżdżamy około 10.00 rano. Najpierw ?bierzemy na ząb? pobliski Monkey Forest. Niedaleko naszego hotelu jest najpopularniejsza atrakcja Ubud ? Monkey Forest (Małpi Las). Dużo jest w internecie ostrzeżeń, aby uważać na makaki żyjące na Bali. Chwila nieuwagi i może się okazać, że nasze okulary lub inne przedmioty, jak np. czapka, opaska, aparat zmienią właściciela i już ich nie odzyskamy. Należy unikać jedzenia i picia w ich towarzystwie, gdyż bez pytania o pozwolenie same mogą się poczęstować. Sami staramy się nie patrzeć w oczy zwierzakom i traktujemy je z ostrożna :) Na szczęście nasz kierowca czuwa nad wszystkim. Następnie Pal zabiera nas w miejsce w którym możemy skosztować najdroższej kawy na świecie czyli znanej Kopi Luwak. Łagodny klimat i żyzna wulkaniczna ziemia sprawia, że Bali jest miejscem idealnym nie tylko do uprawy ryżu ale także wanilii, kakao, cynamonu oraz kawy. Najpopularniejsza kawa na Bali to Kopi Luwak, która jednocześnie uznawana jest za najdroższą na świecie! Głównym powodem zawrotnych cen, jakie osiąga, jest specyficzny proces jej wytwarzania.  W XVIII wieku wszystkie plantacje kawy zlokalizowane na Bali otaczała dżungla, w której mieszkały słynne cywety. Właściciele plantacji uważali je za szkodniki, bo kradły dojrzałe ziarna kawy, a następnie je zjadały. Nakazano zabicia wszystkich luwaków, które pojawią się na terenach plantacji. Jednak miejscowi pracownicy szybko odkryli, że Luwak nie jest w stanie strawić całego nasiona kawy. Podczas gdy miękka miazga trawiona jest w ich układzie pokarmowym to ziarno wydalane jest w całości i składowane wokół siedliska zwierzęcia. Chcąc pozyskać więcej kawy, lokalsi starannie zbierali odchody, dezynfekowali je i wykorzystywali ziarna na swój własny użytek. Właściciel plantacji szybko zorientował się, że pracownicy parzą własną kawę. Po wizycie w chatach, w których mieszkali, odkrył prawdę i od razu zachwycił się niesamowitym aromatem kawy, a jej recepturę przekazał dalej. Następnie Holendrzy wprowadzili ten rodzaj kawy do Europy, ale kiedy konsumenci dowiedzieli się o tym, że w rzeczywistości jest to produkt uboczny procesu trawienia luwaków ? rynek nie chciał tego zaakceptować. Popularność kawy kopi luwak pojawiła się dopiero po dłuższym czasie. My również próbujemy tej kawy i powiem szczerze...smak mnie nie powala. Pal proponuje nam zjedzenie jakiegoś posiłku...No nareszcie zapoznamy się z kuchnią balijską :) Co by tu wybrać? Na Bali na każdym kroku spotkacie warungi... i tam spotkacie prawdziwe balijskie jedzenie. W Indonezji kojarzą się z niedrogą kuchnią i miejscem w którym dostaniecie klasyczne dania kuchni indonezyjskiej. Na Bali warungi bywają różne...tańsze i droższe. Podstawą kuchni jest ryż i występuje w wielu potrawach. Podaje się go nawet do śniadania. Bardzo często danie dostaje się nie na talerzu, ale w pięknym koszyczku. Do dania głównego przeważnie dostaniecie tylko łyżkę i widelec. Noże, a już zwłaszcza kojarzone z Azją pałeczki nie są tam popularne, bo jedzenie jest mocno rozdrobnione. Popularne są Nasi Goreng i Mie Goreng- czyli smażony ryż lub smażony makaron często z dodatkiem smażonych lub duszonych warzyw i różnego rodzaju mięsa. Innym popularnym daniem jest chicken satay czyli małe kawałki kurczaka grilowane na patyczkach i polane lekkim, słodkim sosem. Balijskim specjałem jest również Babi Guling czyli pieczony prosiaczek. Posileni udajemy się na dalsze zwiedzanie. Dojeżdżamy do świątyni Tirta Empul. Głównym powodem, dla którego miejsce to odwiedzają setki Balijczyków (i nie tylko) jest kąpiel w mającym moc uzdrawiania świętym źródle, którego pochodzenie przypisuje się pewnej osobliwej legendzie. Wedle legendy, posiadający nadnaturalne moce władca Mayadenawa, pewnego dnia postanowił mianować się bogiem. Zabronił on swoim poddanym składania darów innym bóstwom, co rozgniewało prawdziwych bogów. Wypowiedzieli oni Mayadenawie wojnę i zesłali swoje wojska na ziemię, w miejsce obecnej świątyni. Samozwańczy władca przegrał walkę i uciekł do dżungli, próbując zatrzeć po sobie ślady. Na szczęście, próba ucieczki Mayadenawy nie powiodła się. Jednakże zanim boska armia dopadła króla, ten podstępnie zatruł strumień wody. Gdy spragnieni wojownicy się z niego napili, padli martwi. Na szczęście, z pomocą przyszedł bóg Indra, który wbił swoją broń w ziemię. W ten sposób z powstałej dziury wytrysnęło źródło nieśmiertelności. Eliksir wskrzesił martwą armię bogów, a ta bez trudu pokonała złego króla. Będąc tutaj często napotkacie Balijczyków modlących się lub składających ofiary. Widać też wielu turystów wchodzących do wody i ?oczyszczających się? choć robią to raczej dla ciekawej fotki...My się nie ?skusiliśmy?, woleliśmy uszanować wierzenia lokalnej ludności. Po świątyni czas na pola ryżowe Tegellalang. Uprawa ryżu stanowi nieodłączną część kultury balijskiej i jest poniekąd wizytówką wyspy.
Nietrudno się domyślić, że wycieczki po tarasach ryżowych należą do bardzo popularnych atrakcji turystycznych. Tarasy Tegalalang które odwiedziliśmy znajdują się okolicach Ubudu. Miejsce uczęszczane, co chwilę podjeżdza bus z turystami, chwila na zdjecia i ruszają dalej. Jeśli jednak poszwędacie sie po samych tarasach, jest już zdecydowanie spokojniej. Miejsce robi wrażenie. Misterna konstrukcja zatrzymuje wodę na kolejnych poziomach, tak aby sadzonki ryżu były zanurzone. Do tego zieleń w intensywnym odcieniu. Nie musicie wybierać się do Tegalalang, pola ryżowe są na Bali na każdym  kroku. Chociaż podobno z roku na rok coraz mniej.  Na koniec tego dnia jedziemy w stronę jednego z najładniejszych wodospadów na Bali czyli w stronę Kanto Lampo Waterfall. Powstał po uderzeniu lawiny w rejon rzeki o tej samej nazwie. Woda w tym miejscu przepływa przez skaliste urwisko, które wcześniej służyło do nawadniania pól uprawnych. Ukryty głęboko w dżunglach wodospad oferuje piękne widoki i niesamowite przeżycia. Na noc wracamy do naszego hoteliku.
Dzień IV
Rano po pysznym śniadanku przyjeżdża po nas Pal i razem z nim jedziemy do jednej z najbardziej znanych świątyń na Bali ? do Ulun Danu Bratan Temple. Pura Ulun Danu Bratan to niezwykła świątynia, która znajduje się w Indonezji i jest jedną z najczęściej fotografowanych miejsc tego typu na Bali. Znajduje się ona tuż nad brzegiem jeziora Bratan i patrząc na nią można mieć wrażenie, że właściwie dryfuje na tafli wody. To świątynia hinduistyczna, która pochodzi z XVII wieku. Odbywają się tutaj ceremonie ofiarowania dla bogini wody, jeziora oraz rzeki Dewi Dany. Położona na wysokości 1200 metrów n.p.m. potrafi zachwycić. Co ciekawe nie tylko sama świątynia jest czarująca, ale także to, co ją otacza. Co to takiego? Otóż wspaniały ogród, w którym można się zrelaksować. Warto pamiętać, że jest tutaj zimniej niż w innych częściach wyspy i się na to wcześniej przygotować. Po zobaczeniu świątyni na narobieniu mnóstwa zdjęć przejeżdżamy w stronę kolejnego z wodospadów balijskich- ogólnie jest ich bardzo dużo, niektóre rzeczywiście zapierają dech w piersi, a zobaczenie i podejście do innych wymaga nie lada sprawności fizycznej.- tak jest w przypadku dotarcia do wodospadu Tukad Cepung, aby dotrzeć do celu trzeba pokonać dziesiątki schodów. Wodospad Tukad Cepung był kiedyś ?tajnym wodospadem?, lecz Instagram mocno przyczynił się do jego popularności. Obecnie najlepszą porą na odwiedzenie tego miejsca jest wczesny poranek, ponieważ później bywa tłoczno. Wodospad znajduje się w jaskinii, a przed nim mieści się kilka dużych głazów, które również są świetnym miejscem do robienia zdjęć. Warto również przespacerować się w drugą stronę wąwozu, który skrywa inne mniejsze jaskinie z ukrytymi wodospadami. Po wodospadzie czas na inne tarasy ryżowe- chyba nawet piękniejsze od poprzednich; mianowicie na Tarasy ryżowe Jatiluwih znajdują się w moim TOP 3 odwiedzonych miejsc na Bali. Jeśli macie sporo czasu to dla samego porównania warto odwiedzić również te w Tegalalang, natomiast jeśli wasz plan jest napięty to zdecydowanie polecam Jatiluwih! Jest to miejsce obowiązkowe i myślę, że każdy kto je odwiedził, zgodzi się z tym co piszę. Znajdują się ok. 2h jazdy od Ubud, w stronę miejscowości Munduk. Warto połączyć zwiedzanie tarasów z północną częścią Bali. To największe pola ryżowe na wyspie, wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wszechobecna zieleń, ciągnąca się aż po horyzont sprawiła, że zaniemówiłam. Do tego wulkan w oddali. Coś niesamowitego.  Tarasy Ryżowe Jatiluwih to ponad 600 hektarów zachwycających pól ryżowych rozsianych na wzgórzach w okolicy góry Batukaru. Świetnie utrzymane poprzez tradycyjny system gospodarki wodnej z IX wieku!nUprawia się tu endemiczny gatunek ryżu balijskiego zwany Bali Paddy, wymagający więcej pracy i mający dłuższy okres wegetacji. Jest on znacznie wyższy niż ten, który porasta większość pól ryżowych na Bali. Warto zaznaczyć, że obszar ten jest jedynym miejscem na świecie, gdzie w ciągu roku są aż trzy zbiory ryżu. Na ?deser? tego dnia zostawiamy sobie zobaczenie świątyni Tanah Lot. Pura Tanah Lot (bo Pura po indonezyjsku oznacza świątynię) to moim zdaniem jedno z najpiękniejszych miejsc na całym Bali. Pura Tanat Lot to jedna z siedmiu hinduistycznych świątyń ulokowanych na wybrzeżu Bali ? a dokładniej w mieście Tabanan oddalonym około 20 km od Denpasar. Razem tworzą one swego rodzaju duchowy mur przeciwko złym wibracjom docierającym od strony oceanu. Każda z nich powstała w ramach zasięgu wzroku względem następnej, tworząc tym samym łańcuch wzdłuż południowo-zachodniego wybrzeża. Zbudowano ją w XVI wieku na wystającym z morza kawałku skały. Do wnętrza mają jednak wstęp tylko wierzący. Turyści mogą dojść tylko do schodów Zmęczeni wracamy do hotelu na nocleg.
Dzień V
Wyjeżdżamy rano po śniadanku. Jedziemy w stronę urokliwego miejsca i jednej z najbardziej znanych świątyń na Bali- w stronę Tirta Gangga Temple. Tirta Gangga to ogrody wodne należące do królewskiej rodziny Karangasem z ponad hektarowym parkiem otoczonym bogatą roślinnością, licznymi basenami, oczkami wodnymi.
Tirta Gangga znaczy ?Woda z Gangesu? co świadczy o ścisłych powiazaniach hinduizmu balijskiego z hinduskim. Pałac wybudowano w roku 1946 w stylu balijskim i chińskim. On również nie oparł się niszczycielskiej sile wulkanu Agung, którego erupcja w roku 1963 zniszczyła pałac w znacznym stopniu. Dokładnie odbudowany cieszy oczy zarówno Balijczyków jak i turystów. Chyba najbardziej instagramowym miejscem są kamienne płyty, które wystają ponad powierzchnią basenu, a fontanny stanowią bardzo malownicze tło. Niewiele osób wie, że za tymi fontannami znajdują się publiczne łaźnie, gdzie można się wykąpać. Niestety tego dnia pogoda nam nie sprzyjała i doświadczyliśmy prawdziwie tropikalnej ulewy- nie zabawiliśmy zbyt długo w tej pięknej świątyni i pojechaliśmy dalej, aby zobaczyć .świątynię Lempuyang. To świątynia, która budzi kontrowersje wśród turystów na Bali. Miejsce, do którego przyjeżdżają turyści z całego świata, bynajmniej nie z duchowej potrzeby, a raczej, by uzyskać wymarzone zdjęcie w ?bramach niebios?. Wyjaśnijmy sobie coś od razu. Jezioro, które widoczne jest na zdjęciach świątyni Lempuyang nie istnieje. Zamiast krystalicznej tafli wody ujrzysz tam brukowany plac oraz wyszkolonych pracowników świątyni z lusterkiem. To dzięki tej sztuczce w obiektywie aparatu pojawia się wymarzone jezioro.  My też zrobiliśmy zdjęcie, ale oczywiście lało ? Na dodatek okazało się, że postać jest bardzo oddalona więc tak naprawdę raczej nie warto poświęcać na to miejsce czasu...zwłaszcza, że są inne o wiele piękniejsze i ciekawsze. Wieczorem wracamy do hotelu.
Dzień VI
Rano po śniadaniu z bagażami pakujemy się do ?naszego? samochodu i jedziemy do Garuda Wishnu Kencana Park. Jest to park kulturowy na południowym wybrzeżu Bali. Znany jest z trwającej budowy gigantycznego pomnika posągu Wishnu jadącego na skrzydłach ptaka Garudy. Można tutaj bardzo często być świadkiem różnych występów tanecznych i artystycznych. Park obejmuje swoim położeniem 250 heltarów ziemi. Znajduje się 260 metrów nad poziomem morza przez co gwarantuje wspaniałą panoramę i widoki. Nie poświęcamy temu miejscu za wiele czasu, jedziemy dalej w stronę Uluwatu Temple. Jedną z atrakcji turystycznych Bali jest świątynia Uluwatu na południowo-zachodnim wybrzeżu wyspy. Można z niej podziwiać najpiękniejsze zachody słońca. To jedna ze świątyń brzegowych Bali. Balijczycy wierzyli, że w morzach i oceanach żyją najgroźniejsze potwory, więc dla ochrony przed nimi postawili na brzegach wyspy kilka świątyń. Mają one chronić mieszkańców przed złymi mocami. Świątynia stoi na klifach, z których rozciągają się wspaniałe widoki. Zabudowa wznosi się na stromym, kilkunastometrowym klifie, a na dole fale z olbrzymią siłą rozbijają się o skały. Szczególną ostrożność należy zachować w kontakcie z małpami. Wyglądają słodko, ale kradną wszystko co popadnie . Na wieczór docieramy do naszego hotelu w miejscowości Sanur. Jeśli wybieracie się na Nusa Penida (a warto!), to zahaczycie też o Sanur (znajduje się tam port). Jest to miejscowość położona blisko lotniska, więc jeśli chcecie szybko się gdzieś zadomowić po przylocie, odpocząć i zwalczyć jetlag to Sanur będzie idealnym rozwiązaniem. Jest to spokojna, nadmorska miejscowość z 5-kilometrową plażą, niewielkimi falami i ścieżką rowerową wzdłuż oceanu. Ma spokojną, wypoczynkową atmosferę w przeciwieństwie do dużo bardziej imprezowych i tętniących życiem miejsc jak Canggu czy Kuta. Sanur to dobra baza do odkrywania wysp i wschodniej części Bali. Tutaj spędzamy dwie noce w zarezerwowanym wcześniej hoteliku Ari Putri.
Dzień VII
Rano jedziemy do portu w Sanur, aby szybką łodzią przedostać się na wyspę Nusa Penida. Nusa Penida to magiczna indonezyjska wyspa leżąca tuż nieopodal Bali. Do niedawna omijana była szerokim łukiem. Balijczycy wierzyli bowiem, że zamieszkuje ją demon, a samo miejsce do szpiku kości przesiąknięte jest magią. Wyspę z czasem ?odczarowali? influencerzy. Przez ostatnich kilka lat na swoich kanałach social media dzielili się zapierającymi dech w piersiach zdjęciami i filmikami z tej tajemniczej i mało poznanej wyspy. Podziałały one na resztę świata jak wabik. Na Nusa Penida chce przyjechać teraz każdy kto odwiedza Bali. Powoli staje się ona tak samo popularna jak jej dwie sąsiadki: Nusa Lembongan i Nusa Ceningan. Atrakcje na Nusa Penida to przede wszystkim wspaniała natura, dzikie plaże, punkty widokowe z niezwykłymi formacjami skalnymi, a także podwodny świat egzotycznych ryb. Port, do którego dopłyniesz znajduje się w zachodniej części wyspy. Wielu turystów przypływa na Nusa Penida w ramach zorganizowanych wycieczek i pozostaje na wyspie tylko przez kilka godzin. My też spędziliśmy tutaj zaledwie 6-7 godzin- a szkoda, bo warto na to miejsce przeznaczyć 2 dni. Po przeczytaniu kilku relacji zdecydowaliśmy się na zobaczenie zachodniej części wyspy. Kelingking Beach  to najbardziej pożądana atrakcja na wyspie. Nieważne, jak wiele jej zdjęć zobaczysz przed odwiedzeniem Nusa Penida, gwarantuję Ci, że słynne skały T-Rex wciąż zrobią na Tobie wrażenie.

Już sam widok fantazyjnych skał z góry jest przepiękny, a na aktywne osoby, które lubią dawkę adrenaliny czeka rajska plaża na samym dole wysokiego klifu. Angel?s Billabong to naturalny basen wytworzony w skałach, który uzupełniają fale wlewające się z oceanu. Zanim się tam wybierzesz, koniecznie sprawdź, czy trwa tam przypływ czy odpływ. . Wieczorem wróciliśmy do Sanur, pochodziliśmy jeszcze po miasteczku, ale nie długo bo następnego dnia mieliśmy wylot z samego rana.
Dzień VIII
Rano pojechaliśmy na lotnisko...pożegnaliśmy Bali ...a przywitaliśmy Singapur. Pierwsze wrażenie ? mamo jak my się wydostaniemy z tego lotniska. Gdy tylko weszliśmy na lotnisko z samolotu, po wylądowaniu, pierwsze co przykuło naszą uwagę to wszechobecna roślinność i dywany. Mimo, że nie mieliśmy za dużo czasu na eksplorację lotniska (to zostawiliśmy sobie na drogę powrotną), to były właśnie te dwa aspekty, które od razu rzuciły nam się w oczy. Podobnie jak w całym Singapurze, tak i tutaj wszystko niemalże błyszczy od czystości. W rozeznaniu się w planie lotniska nie ma najmniejszego problemu. Wszystko jest widoczne, bez problemu znajdziemy mapki i wskazówki jak dojść do bramek lub innego miejsca na lotnisku, które nas interesuje.Obecnie w Singapurze znajdują się 4 terminale. Połączone są automatyczną kolejką, która co kilka minut kursuje pomiędzy nimi. Zapierająca dech w piersiach atrakcją Jewel jest Shiseido Forest Valley ? czteropiętrowy ogród wypełniony szlakami spacerowymi otaczający wodospad. Na ostatnim piętrze znajduje się Canopy Park o powierzchni 14 000 metrów kwadratowych. Znajduje się w nim kilka restauracji i ogrodów tematycznych.  Pomimo lekkiego zmęczenia nie odpoczywamy w hotelu tylko zostawiamy bagaże i ruszamy na zwiedzanie Singapuru. Singapur to w zasadzie ?miasto-państwo?. Singapur to miasto ? państwo pełne kontrastów położone na południu Półwyspu Malajskiego. Założone przez Brytyjczyków w 1819 roku, w sierpniu 1965 roku uzyskało niepodległość. Symbolem miasta lwa jest słynny Merlin (pół lew, pół ryba). To jednocześnie jedno z najmniejszych i najbogatszych państw świata, z jednym, z najważniejszych centrum finansowych (zaraz po Londynie, Nowym Jorku, czy Tokio). Niegdyś niewielka wioska rybacka, która przeobraziła się w imperium biznesowe i finansowe. To również miasto nakazów i zakazów, gdzie za spożywanie posiłków i napoi w miejscach zabronionych (na przykład w metrze) grożą wysokie kary. Jest to również jedno z najczystszych miast w całej Azji. Kwintesencja Singapuru jest jego różnorodność. Mimo trudnej kolonialnej przeszłości zdobył miano azjatyckiego tygrysa. Każdy po Singapurze spodziewa się luksusów ze stali i betonu, więc już na początku uderzyło nas, że miasto jest takie? urokliwe, a wielu miejscach zupełnie zwyczajne. Poza dzielnicą finansową i osławioną Mariną Bay, które rzeczywiście mogą być planem dla filmów sci-fy, zaskoczeni byliśmy jak wiele jest zachowanej starej zabudowy w pozostałych częściach miasta.   Najciekawszym rozwiązaniem, żeby poczuć klimat Singapuru (dosłownie i w przenośni) będzie spacer. Najstarszą częścią miasta i jedyną, gdzie można trochę poczuć kolonialnego klimatu XIX-wiecznej Azji jest ujście rzeki Singapur i okolice mostu Anderson Bridge. Tu dojedziemy, wysiadając właśnie na stacjach City Hall lub Raffles Place. Właśnie tu, nieopodal Muzeum Cywilizacji Azjatyckich (które warto odwiedzić, bo jest za darmo i jest naprawdę ciekawie wyposażone) wylądował sir Raffles. Gdzieś pomiędzy bagienkiem, szuwarami, namorzynami a jakimś krokodylem. Kim w zasadzie był Stamford Raffles? Człowiek, którego imię zdobi drogi, hotele i posągi to gubernator Indii Wschodnich i założyciel współczesnego Singapuru. Przypisuje mu się przekształcenie Singapuru z mało znanej małej wioski rybackiej w strategiczny port morski. W Singapurze są dwa pomniki związane z tą historyczną postacią. Warto przejść się w stronę hotelu Raffles ? być może najsłynniejszego hotelu w Singapurze. Nasza dalsza droga prowadzi przez Fullerton Road i docieramy do Marina Bay. Oczywiście w oczy od razu rzuca się jeden z najsłynniejszych na świecie hoteli Marina Bay Sands. Nie mamy tam zarezerwowanego noclegu, ale cieszymy się tym, że możemy go zobaczyć na własne oczy. Marina Bay Sands to najbardziej rozpoznawalny budynek miasta. Ten pięciogwiazdkowy hotel zbudowany jest z trzech 55-piętrowych wież o nachyleniu 26°, które połączono ogromnym dachem w kształcie łódki. Cały budynek wznosi się na wysokość 200 m, a najbardziej pożądanym piętrem jest 57 ? najwyższe. Znajduje się tam SkyPark o powierzchni 12 000 m2. W jego skład wchodzą restauracje, bary, taras widokowy i przede wszystkim basen. I to nie byle jaki basen! To największy na świecie basen na wysokości! Basen typu infinity pool w Marina Bay Sands jest długi na 150 m i mieści ok. 1,5 mln litrów wody! Wchodząc tam, ma się wrażenie, że jego powierzchnia łączy się z linią horyzontu. Jednak wstęp do niego jest jedynie dla gości hotelowych. Żeby nim zostać, trzeba przygotować się na wydatek ok. 1200 zł, bo średnio tyle właśnie kosztuje pokój. Na teren basenu wejść nie można, ale można odwiedzić Skypark Observation Desk otwarty od 9.00 rano do 22.00 wieczorem. Cena biletu to około 80 zł . Taras widokowy znajduje się na dachu hotelu i gwarantuję Wam, że Warto się tu znaleźć (no chyba że możecie sobie pozwolić na nocleg w hotelu...) Po drugiej stronie hotelu, kolejne 15 minut drogi wchodzimy na teren wydarty kiedyś morzu a dziś zagospodarowany w sposób niesamowity, niewyobrażalny i imponujący.
Wchodzimy na teren Gardens By The Bay, nowego symbolu miasta i wielokrotnie już nagradzanego w różnych konkursach architektonicznych i turystycznych kompleksu ogrodów botanicznych i egzotariów. Najbardziej charakterystycznym elementem GBTB jest ?las? ogromnych sztucznych drzew, z których dwa są połączone wiszącym mostem a największe chowa w sobie taras widokowy i restaurację. Na końcu kompleksu pod gigantycznymi kopułami stworzono przedziwne światy ? egzotarium roślinności lasów deszczowych oraz Flower Dome czyli przegląd większości stref klimatycznych z przywiezionymi z Madagaskaru baobabami na czele. Gardens by The Bay to futurystyczna konstrukcja obejmująca wysokie szklane kopuły i stalowe drzewa ozdobione prawdziwymi kwiatami ? zajmuje ona powierzchnię ponad 100 ha! Dodatkową atrakcją jest wieczorna iluminacja świetlna, która gwarantuje niezwykłe doznania zwiedzającym. Co interesujące, to połączenie nowoczesności z przyrodą wcale nie razi, a wręcz przeciwnie ? tworzy spójną całość. Tereny te powstały zgodnie z ideą tworzenia miasta w ogrodzie. Na terenie Gardens by the Bay znajduje się 18 superdrzew. Aż 12 z nich tworzy kompleks Supertree Grove ? ich wysokość sięga 25 metrów. Najwyższe sztuczne drzewo ma aż 50 m wysokości, a na jego szczycie znajduje się restauracja. Co sprawia, że konstrukcje te zyskały miano supertrees? Są to tzw. pionowe ogrody porośnięte 200 gatunkami roślin ? paprociami, orchideami, tropikalnymi pnączami. Poza swym oczywistym urokiem w ciągu dnia, Garden by The Bay zachwyca wieczorami. Potem idziemy w stronę pomnika zwanego Merlion. Jest to połączenie głowy lwa z ogonem rybim. Jednocześnie ta ?postać? jest symbolem Singapuru czyli ?miasta-lwa?...?singa? lew ?pura? miasto. Pod wieczór wracamy na pokaz świetlno-muzyczny.. Garden Rhapsody odbywa się wieczorami, dwa razy dziennie: o godz. 19.45 i 20.45, ale zalecamy przyjść wcześniej, aby zająć sobie wygodne miejsce, nawet rozłożyć się z kocem i leżąc podziwiać niesamowitą grę świateł w takt znanych melodii. Jest to jedno z najlepszych i niezapomnianych przeżyć podczas naszych wyjazdów. Wracamy do hotelu zmęczeni, ale pełni wrażeń. Kolejny dzień przed nami...zamierzamy go dobrze wykorzystać.
Dzień IX
Rano po śniadaniu udajemy się na dalsze zwiedzanie Singapuru. Na ten dzień zaplanowaliśmy odwiedzenie Chińskiej Dzielnicy (China Town); Ogrodu Botanicznego, Hawkes Centre, Little India... Singapur to miks kultur, tradycji, religii i zwyczajów z rozwojem i nowoczesnością. Są tutaj również dwie dość spore dzielnice, które są tak kolorowe i wyróżniające się, że nie można przejść obok nich obojętnie. Mowa o dzielnicy chińskiej (Chinatown) i indyjskiej (Little India).  Można by napisać, że Chinatown to typowa chińska dzielnica, ale jak na Singapur przystało typowo być nie może. Tak, zewsząd atakują nas chińskie restauracje, intensywne zapachy, tłok, sklepy oferujące wszystko co się da, ale jest tutaj jednak czyściej i nowocześniej. Można spacerować uliczkami ozdobionymi lampionami, pełnymi chińskim ślimaczków i hałasu, a gdzieś dalej nad nami, górują typowe dla Singapuru wieżowce. Jednak to tutaj kiedyś biło serce miasta i mieszkali ludzie, którzy to miasto tworzyli. Labirynt uliczek i ciemnych alejek, które wiją się we wszystkich kierunkach, setki mikroskopijnych sklepików, sprzedających posążki Buddy i sproszkowane koniki morskie i tysiące kolorowych domów, pamiętających pierwszych mieszkańców dzisiejszego państwa-miasta... Jeżeli jesteśmy głodni duchowej strawy, koniecznie zajrzyjmy do znajdujących się niedaleko świątyń hinduistycznych i muzułmańskich, które nie tylko zachwycą nas swoją misterną architekturą, ale i uświadomią bogactwo kulturowe Singapuru. Będąc w tej dzielnicy koniecznie trzeba zajrzeć do buddyjskiej świątyni i muzeum, w którym znajduje się ząb Buddy (Buddha Tooth Relic Temple). I nawet nie o same relikwie chodzi, ale o całą świątynię, pięciopiętrową, z licznymi pomieszczeniami i ogrodem na dachu. Roznosi się tutaj dym z kadzidełek. Na najwyższym piętrze znajduje się relikt zęba Buddhy - podziwiać go można w otoczeniu błyszczącego złota, najlepiej z lornetką, bo prezentowany jest z daleka. Po pomieszczeniu chodzi się bez butów, po dywanie wokoło? Poza tym, w świątyni, na parterze znajduje się sala stu Budd, w której ściany ozdobione są małymi posążkami przedstawiającymi bóstwo ? każdy ręcznie robiony przez kilku twórców, a do tego setki jeszcze mniejszych figurek. I wbrew nazwie świątyni, to jednak to piętro zrobiło na nas większe wrażenie niż sam ząb. W dzielnicy chińskiej nie jest tak, że zobaczymy tylko buddyjskie świątynie. Pamiętacie jak na początku wpisu napisaliśmy o tym, że tutaj świątynie niemalże sąsiadują ze sobą? Spacerując po poszczególnych dzielnicach Singapuru miejcie umysły otwarte, bo w chińskiej łatwo trafić na świątynie chociażby hinduskie (Sri Mariamman czy Sri Layan Sithi Vinayagar), a obok, tuż za rogiem na meczety (np. Masjid Jamae (Chulia) przy Mosque street). Z wcześniej wymienionych dwóch warta zobaczenia jest Sri Mariamman. To najstarsza hinduistyczna świątynia w Singapurze- jest także przedstawiana jako jej najcenniejsza atrakcja turystyczna. Opinia wydaje się być nieco na wyrost, ale z pewnością lata temu była schronieniem dla uchodźców z Indii. Kiedyś także wyłącznie mnich z tej świątyni mógł udzielać ślubów Hindusom w Singapurze i być może stąd wzięła się jej legenda.
Oczy przyciąga bardzo szczegółowo wykonana wieża wejściowa (gopuram), której kolejne poziomy przedstawiają postaci o coraz mniejszej skali. To, wespół z ostrymi i krzykliwymi kolorami, tworzy działającą na wyobraźnię iluzję dużej wysokości. Obok tej świątyni znajduje się typowy bazar z pamiątkami i innymi drobiazgami w atrakcyjnych cenach- na Pagoda Street. Będąc w Singapurze, nie można nie znać definicji słowa ”hawker”. To nic innego jak jedzeniowe pawilony, alejki z kulinarnymi stoiskami, w których okolicy znajduje się wolna przestrzeń w postaci stolików i krzesełek do konsumpcji. Swoje danie często gęsto trzeba samemu odebrać od sprzedawcy, a kucharz robi je praktycznie na Waszych oczach. Takich hawkerów znajdziecie w samym Singapurze ponad 110!!! . Tuż obok słynnej Świątyni Zęba, w samym sercu chińskiej dzielnicy znajdziecie głośny i gwarny chiński food court. To tutaj znajdziecie najsłynniejsze miejsce z chińską kuchnią w całym Singapurze, a także jedno z najbardziej znanych kulinarnych odkryć, które ze zwyczajnego jedzeniowego stoiska przerodziło się w... knajpkę z jedną gwiazdką Michelin - Liao Fan Hong Kong Soya Sauce Chicken Rice & Noodle - Hawker Chan. To stoisko z największą kolejką, na drugim piętrze, nr 126.  Jednak nie ma konieczności spożycia posiłku akurat w tym miejscu bo inne czekają ze wspaniałościami kulinarnymi, a kolejki po jedzenie są o wiele mniejsze. Najedzeni podążamy w stronę Ogrodu Botanicznego. ?Pamiętajcie o ogrodach? śpiewał kiedyś Jonasz Kofta i pewne jest, ze Singapurczycy nie zapomnieli, co więcej  w dziedzinie ogrodnictwa wspięli się na spektakularne szczyty.  Jedyną ?rysą na szkle? może być fakt, że prawie każdy milimetr singapurskiej ziemi został przemielony przez człowieka i nie znajdziecie tutaj właściwie żadnych pozostałości dzikiej przyrody (może jedynie mikro-skrawek lasu deszczowego). Nie można jednak nie zachwycać się tymi stworzonymi ab ovo idyllicznymi zakątkami i cieszyć faktem, że nowoczesny, gęsto zaludniony Singapur na miano Miasta Ogrodów bezsprzecznie zasługuje. Ogrody Botaniczne w Singapurze to jedyny obiekt w Singapurze, który znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO (i to zaledwie od miesiąca ? został na nią wpisany 4 lipca 2015). Za rok założenia ogrodu przyjmuje się 1859, co czyni go najstarszym w Singapurze, ale początki parku sięgają jeszcze dalej, dokładniej roku 1822, kiedy to Sir Stamford Raffles powołał do życia Ogród Botaniczny i Eksperymentalny, którego celem były badania i uprawa roślin dla człowieka potencjalnie użytecznych. Ciekawym osiągnięciem ogrodu jest wynalezienie metody hybrydyzacji Orchidei, co uczyniło z Singapuru jedno z największych na świecie centrów upraw tych pięknych pasożytów. Aktualnie znajduje się tu największa na świecie kolekcja odmian Orchidei licząca sobie 1200 gatunków i 2000 hybryd. . Absorbującym fragmentem ogrodu są rośliny trujące oraz toksyczne, odgrodzone od reszty obiektu wysoką siatką. Istnieje jednak możliwość wybrania się tam z przewodnikiem. Ogrody botaniczne w Singapurze są niewątpliwie miejscem wartym odwiedzenia ze względu na ich wyjątkowość oraz różnorodność, dzięki czemu każdy turysta znajdzie tam coś dla siebie. Późną nocą wracamy do hotelu. Następnego dnia jedziemy na lotnisko... i to w zasadzie koniec naszej przygody z Bali i Singapurem. Co zapamiętam z tego wyjazdu? Przyrodę i kulturowaść Bali, potęgę i bogactwo oraz roślinność Singapuru, jedzenie które zawsze mi smakowało w tej części świata...i po raz kolejny się przekonałam, że to jest to co Kubusie Puchatki takie jak ja lubią najbardziej... . Mimo zachwytów muszę do tej beczki miodu dołożyć łyżkę dziegdziu... mowa o cenie przelotu. Jak wszyscy teraz mówią ?tanio to już było?. Zaskoczyły mnie również dość wysokie ceny wejść do świątyń na Bali...
Kosztorys wyjazdu:
przelot Warszawa-Stambuł-Singapur-Bali 3900 zł
wynajęcie kierowcy Pala na 4 dni od osoby około 75 USD czyli około 380 zł
wycieczka całodniowa- zwiedzanie wyspy Nusa Penida od osoby około 40 USD czyli 200 zł
noclegi na Bali od osoby 6 nocy ze śniadaniami 350 zł
nocleg w Singapurze 2 noce ze śniadaniami 750 zł
jedzenie, pamiątki drinki, desery 600 zł
wstępy do świątyń oraz wodospadów, tarasów ryżowych 300 zł
szczepienia na dur brzuszny 250 zł
ubezpieczenie zdrowotne około 150 zł
W sumie plus/minus 6800 zł
Zapraszam do galerii zdjęć :)
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Indonezji:
Autor: kawusia6 / 2023.02
Komentarze:

danutar
2023-03-30

Bardzo interesująca relacja. Chociaż na razie w te rejony się nie wybieram, to jednak z przyjemnością poczytałam i obejrzałam fotki. Niektóre miejsca faktycznie zachwycają. Pozdrawiam :)

kawusia6
2023-03-29

Piea- jesteś niezastąpiona :) Dzięki za polecajkę książki- z chęcią przeczytam. Osobiście lubię rejony Azji- jeszcze marzy mi się Kambodża i Wietnam; o Japonii nie wspomnę- ale jest niestety zbyt kosztowna jak dla mnie :( Pozdrawiam

piea
2023-03-29

zapomniałam Ci dopisać, więc dopiszę osobno:)) ; jakieś 2 miesiące temu skończyłam czytać książkę, którą po raz pierwszy czytałam kiedyś, ze 20 lat temu... może ją znasz? a jak nie to polecam czterema łapami!!! , zwłaszcza na świeżo po powrocie z Singapuru ; chodzi o "Tanamerę" Noela Barbera, nieamowita powieść dziejąca się głównie w Singapurze !!!! niezwykle ciekawa i klimatyczna; oczywiście głównym wątkiem jest zakazana historia miłosna, ale też całe tło powieści na tle wielkiej dziejowej burzy... to stuletnia historia Malajów, angielski kolonializm, japońska okupacja, komunistyczne powstanie, to niesamowita historia jednego z najbardziej fascynujących miast świata, - Singapuru no i ta egzotyka przyrody i obyczajów.... Kawusia bardzo gorąco Ci polecam! jestem pod ogromnym wrażeniem tej powieści! myślę, że jakbym wróciła z Singapuru i ją przeczytała- byłabym pod jeszcze większym wrażeniem! :))

piea
2023-03-29

Och Kawusia, i kolejne marzenie spełniłaś.... :)
i zazdroszczę i nie:))
(tak się złożyło, że dokładnie rok temu (tuż przed Wielkanocą) prawie poleciałam na Bali:)) ; moja "wyjazdowa przyjaciółka" dostała prezent od dzieci na okrągłe urodziny właśnie wyjazd sponsorowany na Bali:), ale... nie miała tam z kim jechać.... i mocno, baaaardzo długo i mocnoooo mnie na ten wyjazd namawiała.... ; ale ja po łącznie miesiącu spędzonym w klimacie Azji poł-wschodniej (Taj i SriL) nie miałam już ponownej ochoty na ten żar!!! może gdyby to była Jawa z Sumatrą - to dałbym się namówić (?) ale jednak samo Bali jakoś mnie aż tak bardzo nie pociągało.... za daleko i za gorąco a na miejscu jak dla mnie nie aż tak atrakcyjnie (żeby już tyle lecieć i wydać kasę:)) ; mimo, że wyjazd nie był wcale jakoś strasznie drogi (wtedy ta wycieczka z Rainbow :Bali-Wyspa Bogów" kosztowała dokładnie 5300 w tym marcowym terminie) , ale kumpela nie chciała zamiany na inną opcję (trzeba było sporo dopłacić :(( ) i w końcu z braku chętnych poleciała tam sama... (w końcu to był jej prezent !, więc nie mogła się wymigać :)) ; to był tydzień objazdówki+tydzień pobytu (w hotelu Wina Holidays) ; po powrocie stwierdziła, że było ok, ale... jednak za gorąco, za wilgotno i za "lepko" :)) i nie aż tak jak się spodziewała... no wiadomo, każdy ma inne oczekiwania... ; pogoda ją tam wymęczyła! i za bardzo się tam wynudziła w tym drugim tygodniu! ;
ja popatrzę więc sobie na Twoje urocze fotki, (choć obejrzałam ich od kumpeli ze 3 tysiące!!!:)) bo osobiście się na Bali nie wybieram :) , choć Azja mnie kusi, ale jednak już ta bardziej "chłodna" :Chiny od Pekinu - do Szanghaju, Wietnam północny, Japonia.... może kiedyś tam dotrę...?
(PS. a dlaczego mąż nie pojechał z Tobą, siostrą i szwagrem? )

papuas
2023-03-26

Z zaciekawieniem przeczytałem, tym bardziej, że niedawno wróciłem z rejonu Indochin. Na samodzielne zwiedzanie, które pewnikiem wychodzi nieco taniej po prostu mnie nie stać, chociażby ze względu na barierę języka. Tak, plusem takiego zwiedzania jest że jesteś sam sobie panem również czasu i miejsc ale ... Z przyjemnością foto pooglądam. Często mówiąc "chińskie jedzenie" popełniamy błąd uogólniający, gdyż jedzenie tak naprawdę często stricte chińskim nie jest, a np. wietnamskim. Bo czy ktoś widział tradycyjnego Chińczyka jedzącego łyżką i widelcem?? W Chinach albo pałeczkami, albo jak turysta nie potrafi to nożem i widelcem.