Będąc w Bośni i Hercegowinie nie mogliśmy pominąć stolicy kraju - Sarajewa. Niegdyś było to wielokulturowe miasto z ludźmi żyjącymi w pokoju mimo wyznawanych religii, odmiennych obyczajów i tradycji. Niestety lata niedawnej wojny zmieniły wszystko.
W obecnym Sarajewie również żyją ludzie różnych narodowości. Niestety już nie żyją zgodnie. Osoby pochodzenia serbskiego jak i muzułmanie maja swoje dzielnice, nienawiść widać prawie na każdym kroku. Nawet każdy ma swoje bary ponieważ można od razu po parasolkach poznać przynależność rasową właściciela baru. Puby z parasolami Karlovaćko - chorwackie, Jeleń - serbskie, Sarajewsko - bośniackie (muzułmańskie). W zależności od miejsca powstawania piwa jest ono spożywane przez konkretną nację ludzi. Nie będę opisywać położenia miasta a skupię się na moich odczuciach tego miejsca. Szczegóły dotyczące położenia, walorów itd. będzie można znaleźć w przewodniku (w trakcie realizacji i sprawdzania). Dla mnie to miasto było bardzo fajne, bogate w różne zabytki oraz interesujące miejsca m.in. mosty, różne świątynie, stare miasto. Życie jakieś takie spokojniejsze. Na przystankach nie ma rozkładów autobusów według zasady jak przyjedzie to będzie. Ludzie sympatyczni, pomocni trochę ciekawi obcych. Samo centrum bardzo ładne poszczególne budynki - zwłaszcza ratusz są godne polecenia.
Najwspanialszym dla mnie miejscem była Stara Cerkiew przypuszczalnie pamiętająca czasu sprzed 1539 r. Miejsce robi niesamowite wrażenie ślady czasu można zobaczyć w całym wnętrzu. Odniosłam wrażenie, że nic nie jest tam zmieniane od wielu lat. Malowidła, dokumenty, rekwizyty wszystkie te przedmioty noszą na sobie ślady wieków. Pierwszy raz byłam w „kościele” innego wyznania w środku (nie licząc Błękitnego Meczetu), i może dlatego połączenie innego wyznania, innego wyglądu w środku, innych przedmiotów w dodatku w tak starym otoczeniu zrobiło na mnie największe wrażenie.
Pokusiliśmy się również na odwiedzenie Starej Synagogi. Początkowo zastanawialiśmy się czy warto wydać na bilet wstępu, ale jednak ciekawość i perspektywa, że możliwość zwiedzenia tego rodzaju miejsca może się szybko nie powtórzyć zwyciężyły. I w tym miejscu dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy o kulturze, obrzędach, tradycjach, i wyznaniu Żydów. W środku był pan, który odpowiadała na nasze i innych zwiedzających pytania. Chyba wszyscy przewodnicy albo mnie lubią albo mają mnie dość bo jakoś dziwnym trafem na każdej wycieczce mam najwięcej pytań. I tym razem pan przewodnik również mógł wykazać się wiedzą ponieważ został przez nas o wiele rzeczy spytany. Nie zwiedzaliśmy w środku meczetów. Jeden widzieliśmy w Istambule, Piotrek wszedł jeszcze do jednego w Mostarze. Mnie jakoś nie ciągnie może dlatego, że czuje się tam jakby wszyscy mężczyźni na mnie patrzeli i myśleli po co ta kobieta tu wlazła? I czekali aż wyjdę. Po prostu jest mi nieswojo. Przestrzegam zasad i staram się ubierać podczas zwiedzania krajów muzułmańskich odpowiednio, nie pokazywać za wiele i zachowywać łagodniej niż zwykle a i tak czuje sie czasami jak małpa w cyrku. Oczywiście Katedrę również znaleźliśmy choć nie było to łatwe.
Brak znaków i wskazówek utrudniał sprawę, ale Piotrek mając mapę wszystko znajdzie więc się udało :) Kościół był całkiem fajny. Tracił w porównaniu z Synagogą i Cerkwią bo nie był nadzwyczajny a i w Polsce widziałam ładniejsze świątynie, ale zawsze warto zobaczyć. Po zaliczeniu wszystkich możliwych świątyń w mieście poszliśmy na obiad do knajpy poleconej przez naszego gospodarza Gorana. W knajpce tanie, smaczne i miejscowe jedzonko :).
A skoro już wspomniałam o gospodarzu to okazało się że Goran gościł nas jako pierwszych za pomocą Couchsurffingu. Dopiero zaczynał swoją „karierę” na tym portalu i mam nadzieje że zostawiliśmy po sobie dobre wspomnienia. Jest to świetny człowiek, z wielką wiedzą zwłaszcza historyczną. Od niego dostaliśmy pełną czapkę informacji na temat ostatniej wojny. Nie jestem w stanie nawet wszystkiego powtórzyć. Dzięki niemu zobaczyliśmy serbskie miasteczko, o którym nie było nic w przewodniku. W związku ze studiami musiał pojechać do Pale bo tak się ono nazywa a my zabraliśmy się z nim. Po górskich drogach z pięknymi widokami, którymi można się było cieszyć dotarliśmy do interesującego miejsca. Pale bowiem było kiedyś malutką górską wioska, w czasie wojny wielu Serbów musiało uciekać głównie z Sarajewa i znajdowało właśnie tam schronienie. Wioska zaczęła się rozwijać i rozbudowywać. Obecnie jest to dość spore jak na górskie warunki miasteczko. Uniwersytet, ładne budynki, rzeczka, otoczenie gór, klimatyczne kawiarenki i muzeum z wystawą o wojnie lat 90 to wszystko co tam spotkaliśmy na swojej drodze. No i jeszcze jednego sie dowiedzieliśmy. W przypadku kiedy Serb proponuje wejście do lokalu na lody/ciastko/piwo znaczy, że on zaprasza i płaci. Okazało sie to przy płaceniu rachunku. kiedy chcieliśmy zapłacić za siebie nie chcąc nadwyrężać gościnności i budżetu domowego naszego nowego przyjaciela. Nasz czas w Sarajewie dobiegł końca. Ruszyliśmy w drogę do Zagreb w Chorwacji. Po drodzę jeszcze na kilka chwil zatrzymywaliśmy się w Kraljeva Sutjeska, Travnik i Jajce.
Kraljeva Sutjeska to mała wieś, w której nie ma turystów, komercji. Jest za to niestety niszczejący klasztor franciszkański, który nadal mimo braku opieki i przemijającej dawnej sławy wygląda majestatycznie. Również można w tej miejscowości odnaleźć najstarszy w środkowej Bośni wiejski dom mieszkalny.
Travnik jest ważnym centrum komunikacyjnym. Do zabytków można zaliczyć wyjątkowy most o niezwykle wysokim i wąskim przęśle wiodący do zamku zbudowanego w XV w., meczety, budynek medresy, muzea: Regionalne oraz Dom Rodzinny Ivo Andricia, cerkiew oraz kościół św. J. Chrzciciela.
Miasteczko Jajce obfituje w zabytki i pomniki kultury. Jest ono kandydatem na Listę UNESCO. Jajce leży u zbiegu rzek Pliva i Vrbas w otoczeniu średniej wysokości gór. Centrum miasta wyznaczone jest z dwóch stron rzekami a z dwóch starymi murami obronnymi.
Brak komentarzy. |