Moja wielka grecka przygoda rozpoczęła się 20 sierpnia rano. Wstaliśmy o 4 rano, zebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę do Warszawy. Przeszliśmy wszystkie odprawy i o godz. 08.45 liniami Travel Service wylecieliśmy na Korfu. Lot przebiegł bardzo dobrze. Wyczytałem w internecie ze na Korfu jest najmniejsze lotnisko i najkrótszy pas, także po wylądowaniu hamulce włączone na max, ale to było tylko troszkę niekomfortowe. Lot trwał 2 godz. i 10 min.
Przy wyjściu z samolotu zawsze pamięta się ten buch gorącego powietrza! Wtedy już całkowicie czuje że czas na wakacje. Odebraliśmy bagaże, wyszliśmy z lotniska i musieliśmy trochę poczekać na autobus. Jak autobus przyjechał czekała nas jeszcze 45 minutowa droga do hotelu. Do hotelu zawitaliśmy na sam obiad. Także szybko dali nam opaski all inclusive, mnie zapytali się o wiek i zapytali się czy piję alkohol no i wyszło na to ze dali mi opaskę dla dorosłego, zostawiliśmy walizki w recepcji i zaprowadzili nas na stołówkę. Pierwsze wrażenie hotelu średnie. Zjedliśmy obiad, jedzonko okazało się pyszne! Następnie przeszliśmy do recepcji dali nam klucze do bungalowów które były w bardzo dobrej lokalizacji w hotelu. Była godzina po 14.00 to byliśmy już nad basenem i odpoczywaliśmy po podróży do końca dnia.
Hotel Apollo Palace Village to tak jak sama nazwa mówi mała wioska ... bungalowy rozsypane w pięknych ogrodach, dużo zieleni, dwa baseny z różną głębokością duża stołówka , boiska do siatkówki, tenisa, nogi itp. a przechodząc przez teren hotelu i przez typowo grecką malutką uliczkę trafiamy na piękną kamienistą plażę przy której są liczne tawerny i bary.. Oczywiście tylko pierwsze wrażenie hotelu było średnie, bo hotel okazał się bardzo dobry i polecam go każdemu!
Drugiego dnia odpoczywaliśmy w hotelu, opalaliśmy się i kąpaliśmy w basenie tym bliżej naszego bungalowu. W opiniach pisali ze są słabe animacje, przy tym basenie nic się nie działo i myśleliśmy że jednak to prawda co pisali. Na koniec dnia przed kolacją przeszliśmy się na plażę, zobaczyć ją a przy okazji zjedliśmy też kolacje w tawernie przy plaży. Gdy się ściemniało robiło się co raz ładniej! Rozstawiali świeczki na tym malutkim molo przy plaży, było pięknie, na dodatek jeszcze grecka muzyka w tle - no rewelacja!
Trzeciego dnia zaczęliśmy myśleć no i ja zacząłem namawiać na wynajęcie samochodu. Dzień przebiegł tak samo jak poprzedni. Tylko po południu przyszli nad nasz basen animatorzy i zapraszali nas nad tamten basen na water polo, gdy poszliśmy tam to oni już grali także kiepsko. Wieczorem znów przeszliśmy się na plaże. Wypiliśmy dobre drinki i poszliśmy do wypożyczalni samochodów! Okazało się że jest tylko mały Chevrolet Matiz na sobotę. My w 6 osób chcieliśmy sobie wypożyczyć jakiegoś jeep’a fajnego większego ale wszystko pozajmowane i tylko Matiz na sobotę :) tylko że w niedziele była wycieczka do Albanii... ale zaklepaliśmy go i daliśmy zaliczkę.
Czwartego dnia ja rezerwowałem leżaki i zarezerwowałem nad drugim basenem skoro tam grają w water polo. Po śniadaniu była gra w rzutki, wymalowali nam poliki, założyli peruki haha i graliśmy , zająłem 2 miejsce i niestety szampana nie wygrałem choć zbliżały się moje urodziny. Po rzutkach był aqua aerobic, po aerobic’u były różne gry i zabawy. Potem przyszedł czas na obiad. a Po obiedzie water polo, siatkówka i piłka nożna. Poznałem się z animatorami: Angelo i Babu! pozdrawiam ich serdecznie! ludzie narzekali na animacje ponieważ jest tylko 2 animatorów na dość duży hotel, 700 osób i na dwa baseny, a oni i tak starają się jak mogą! Poznałem też zwariowanych 11-letnich Niemców bliźniaków. Po kolacji oczywiście animacje na ładnej dużej scenie. Ale właśnie tak jak mówił Angelo jest ich tylko dwóch, nie mają nawet dziewczyny animatorki także bardzo trudno wymyślać jest różne przedstawienia. Ale i tak dawali sobie świetnie radę! :D był Fakir Show Angelo chodził po szkłach itp. poprzedniego dnia a tego wybierali Mistera (hotelu) Apollo :) Zabawa była super, przebierali ich za kobiety, oni robili striptizy i inne różne rzeczy. Na koniec otworzyli szampany, strzały i oblewanie publiczności, potem ten kto chciał to wypił. Ale następnego dnia bliźniacy: William i Are odjeżdżali, także wieczorem żegnali się z animatorami, ze mną i z innymi znajomymi. Ale umówiliśmy się że następnego dnia na śniadaniu zrobimy sobie zdjęcie.
Dzień następny-Sobota... pyszne śniadanko a po śniadanku zdjęcie z chłopakami! pytali się mnie czy idę z nimi jeszcze do basenu bo mieli jeszcze trochę czasu ale niestety musiałem odmówić ponieważ czekała nas tego dnia wycieczka samochodowa po Korfu, także szybko się zebraliśmy z i mapą i z przewodnikiem ruszyliśmy w drogę. Pierwsza w planach była stolica wyspy Kerkira/Korfu .. Mamy do niej 22 km. :) przejeżdżamy przez Moraitike, Benitses i inne mniejsze miejscowości aż wreszcie zawitaliśmy w Korfu!
Samochód zostawiamy na parkingu i idziemy spacerkiem do Starej Twierdzy. Kupujemy bileciki (po parę euro) i wchodzimy. Zaraz przy bramach wejściowych odwiedzamy muzeum Bizantyjskie. Wszystkie informacje czytamy oczywiście w przewodniku. Następnie przechodzimy pod Kościół św. Jerzego i wchodzimy do niego! Potem po drodze na samą górę twierdzy mijamy wenecką wierzę zegarową. Na samej górze podziwialiśmy piękne widoki na cudowną stolicę wyspy! Gdy zeszliśmy byliśmy trochę zmęczeni wchodzeniem po schodkach w bardzo ciepły dzień dlatego wzięliśmy sobie w barze picie.
Gdy już opuściliśmy Starą Twierdzę przekąsiliśmy coś w McDonald’s (jedzonko w mac’u nie tak dobre jak u nas) mijamy Ratusz i wchodzimy w niesamowicie piękne uliczki Starego Miasta! Uliczki wąskie, trochę tłoczno, mnóstwo sklepików również markowych. Uliczkami tymi dochodzimy do kościoła św. Spirydiona. Przed kościołem stoją świeczki wotywne włożone w piasek.. zastanawiamy się o co chodzi.. może przyniesie to szczęście czy coś, po czym bierzemy świeczki, zapalamy od drugich i też wkładamy w piasek, ale potem już po drodze ze stolicy wszystko wyczytaliśmy w przewodniku! Wchodzimy do kościoła .. gołe ramiona oczywiście przykrywane są chustami.. i stajemy w kolejce żeby przejść do grobu. Stoi tam trzech jakiś księży czy mnichów nie wiem kto jest tam w ich religii haha :) i oni śpiewają, ale podchodzimy coraz bliżej i widzimy że kawałek trumny jest otwarte i ludzie schylają głowy tam .. myślimy sobie matko jak to trzeba całować to nie całujemy ... podchodzimy blisko okazuje się że odkryte są jego kawałek nogi i stopy (od łydki w dół) i ludzie całują te stopy! ja podchodzę i myślę sobie ze mi wystarczy tyko dotknąć ręką że nie muszę całować, powoli wyciągam rękę a ten mnich odciąga moją rękę i do mnie mówi : „Kiss, kiss” ... no i co ... kolejka była pocałowałem w te stopy... był owinięty w jakieś szaty jak mumia i miał takie śmieszne kapciuszki .. a zapach ... pachniał tak cytrynowo! Po tym wychodzimy ze świątyni :) Bardzo warto jest zapoznać się z historią św. Spirydiona, podobno raz w roku wychodzą z nim na miasto, i robią wiele różnych rzeczy .. ciekawe też jest czemu jest taka tradycja całowania. Ja oczywiście wszystko w przewodniku miałem! Ten kto będzie miał okazję być to radzę poczytać.
Udajemy się w stronę samochodu i udajemy się w dalszą podróż.. wyjeżdżamy z Kerkiry i następnym naszym punktem jest Sidari i Cape Drastis! Jedziemy w stronę Kontokali, potem w głąb wyspy przez Poulades, Skripero, Agros aż do Sidari po drodze robimy zdjęcia na tle ładnych górzystych terenów :) na początku dobijamy do jakiejś plaży bo dokładnie nie wiedzieliśmy gdzie są słynne klify i Canal d’Amour.. ale już widzimy klify w oddali.
Wsiadamy do samochodu jedziemy troszkę dalej (trzeba wyjechać minimalnie z Sidari), bierzemy ręczniki i zbliżamy się ścieżkami aż naszym oczom ukazują się wspaniałe wybrzeża! Kąpiemy się, chwilę odpoczywamy, podpisujemy się jak wszyscy kamieniami na klifach, robimy zdjęcia i idziemy do baru z którego jest jeszcze piękniejszy widok ponieważ jest on na górze jednego z klifów. Bierzemy picie, robimy zdjęcia i żegnamy się ze wspaniałymi plażami Sidari.
Zaraz za 2 km. znajduje się Cape Drastis. Tam dotrzeć nie jest łatwo ... przez wąskie strona piaszczyste drogi, malutkim samochodzikiem osobowym jest ciężko natomiast docieramy do malutkiego punktu widokowego! Widok na Cape Drastis zapiera dech w piersiach! Następnie było trzeba zawrócić o też proste nie było przez wąską dróżkę i strome zbocza (niektórzy nie lubią wysokości) dlatego było trochę śmiechu. Następnie przejeżdżamy zachodnim wybrzeżem szukając fajnej tawerny na obiadek :) Kierunek- Peroulades, Avliotes aż do Agios Stefanos kiedy w końcu okazało się ze Grecy w tym czasie mają sjestę. Niestety mieliśmy ograniczoną godzinę oddania samochodu, a w planach mieliśmy jeszcze Paleokastritse do której nie zdążyliśmy już niestety zawitać :( także potem odbiliśmy na Dafni i taką samą drogą wróciliśmy a po drodze jeszcze szybciutko zjedliśmy pyszne owoce morze na kolacje. Oddaliśmy samochód i wróciliśmy do hotelu.
Niedziela zleciała szybciutko na odpoczynku w hotelu i animacjach.
Natomiast w Poniedziałek 26.08 były moje urodziny! :) ale niestety nie miałem za bardzo humoru ponieważ był to ostatni dzień :(. Jeszcze w niedzielę po godz. 12 jak wróciłem do pokoju czekali wszyscy na mnie złożyli mi życzenia, dali prezenty i strzelili szampana :D.
Poniedziałek zleciał jeszcze szybciej jak niedziela ... po południu poszliśmy jeszcze do marketu zrobić ostatnie zakupy, pamiątki i te sprawy ... wróciliśmy i poszliśmy na kolacje a potem na animacje - animator Angelo wiedział ze mam urodziny i jak graliśmy w losy (my kupiliśmy losy a oni potem losowali i były nagrody), padło na mój los, poszedłem na scenę wybrałem nagrodę i Angelo poprosił wszystkich o powstanie.. i powiedział (oczywiście po angielsku) że: to jest mój przyjaciel i on jutro odjeżdża a ma dziś urodziny! Było mi strasznie miło! a na koniec zaśpiewali mi wszyscy sto lat po angielsku, francusku i po polsku. Gdy całe animacje się skończyły to z wielkim ściskiem w gardle poszedłem na zaplecze animatorów podziękowałem Angolo za wszystko i chciałem się żegnać, a on zapytał o której jutro wyjeżdżamy z hotelu i powiedział że będzie tu jutro to żebym jutro przyszedł to jutro się pożegnamy.
Następnego dnia po śniadaniu przejechaliśmy z walizkami do recepcji i czekaliśmy chwile na autokar a ja w tym czasie pobiegłem do animatorów (oczywiście z wielkim ściskiem gardła.. matko jak ja nienawidzę pożegnań a szczególnie takich jak wiem ze możemy już nigdy się nie spotkać-to jest okropne) .. spotkałem Babu i pytam się gdzie Angelo ... Babu powiedział że Angelo jest u siebie i jeszcze go nie ma w hotelu czy coś .. i powiedziałem ze ja zaraz jadę, i pożegnałem się tylko z Babu :(. Przykro mi było strasznie! teraz nie mam kontaktu z Angelo a przecież fajne znajomości trzeba utrzymywać .. szukałem dużo, nawet pisałem do hotelu ale nie odpisali. Niestety , zobaczymy może jakoś kiedyś się uda zdobyć kontakt lub przypadkiem spotkać.
Potem przejechaliśmy na lotnisko .. gdy podchodziliśmy już do wyjścia patrzymy a tu stoi samolot lini Enter Air (nasze pechowe linie z Turcji - wszystko opisane w podróży do Turcji) ale myślę sobie ze może to nie nasz, bo wszędzie pisze Travel Service podjeżdżamy autokarem pod... Enter Air, myślę no to ładnie! zapowiada się nie nudny lot! Ktoś z nas zapytał się stewardessy jak lot w tą stronę.. ona powiedziała tylko że tamten tak samo jak i ten to nie będzie miły lot! Start nie miły ale w końcu krótki pas na tym lotnisku także ok! Lecimy, lecimy macha cały czas! zero komfortu nie można się rozluźnić ... cały czas turbulencje... godzina po starcie połowa lotu minęła a sygnalizacja zapiąć pasy nadal nie wyłączona. Dopiero po 1,5 h lotu wyłączyli sygnalizację na chwile ponieważ 10 min. i znów zapinamy pasy bo zbliżamy się do lądowania. Zniżał się niefajnie ale jak wszedł w chmury to zaczęła się jakaś masakra ... tak machnęło 2 razy że trochę ludzi aż krzyknęło... tak na prawdę to w miarę ale jak ludzi krzyknęli to już każdego dotknął lekki strach! Pod chmurami też zniżał się marnie! Aż nagle jak walnął o pas ... ludzie drugi raz krzyknęli, i aż go odbiło od ziemi.. dopiero jak zaczął hamować i jechał już wolno wszystkim opadły emocje. Nie wiem, rozumiem mogła być zła pogoda, ale nie raz leciałem w kiepską pogodę, też nie było miło ale nie tak jak z liniami Enter Air! i jeszcze na dodatek że tak samo i to po raz drugi z tymi liniami. Lot trwał 2 godziny.
Następnie czekaliśmy 0,5 godz. na bagaże a jak wreszcie nam je dali .. zamknęli wyjścia .. nikt nie wiedział co się dzieje ale jedna osoba z naszej grupy wyszła wcześniej także mieliśmy z nią kontakt ... a nas trzymali tu przy bagażach... samoloty ciągle lądowały, robiło się coraz więcej ludzi. Informowali często ze nie wolno zostawiać bagażu samego i ze prosimy o wzięcie bagażu spod wyjścia nr chyba 44... aż w końcu ogłosili alarm ewakuacyjny wszyscy opuścili halę przylotów i parkingi przy hali ... kontaktowaliśmy się ze znajomą która stała przed lotniskiem to mówiła że ... zjeżdża się wojsko, jacyś pancerni. U nas już ludzie siedzieli na walizkach, mija godzina, ludzi co raz więcej - jakaś masakra! na szczęście po 2,5 h wypuścili nas ... ludzie zaczęli bić brawo a potem tak był tłok na parkingu , krzyki, trąbienie samochodów że aż głowa bolała! Potem z Warszawy pojechaliśmy od razu do naszego miasteczka i do domu! Było cudownie - super wycieczka, piękna wysepka, wypoczynek, wspaniałe znajomości = niesamowita podróż!
Na pewno całą wysepkę ponieważ jest piękna! ale z tego co ja widziałem to:
Brak komentarzy. |