Majorkę wspominam z dzieciństwa. Przed wieloma laty było to miejsce wprost niewyobrażalne, kipiące bogactwem i pięknem i jednocześnie tak nieosiągalne, że trudno ją było sobie namierzyć jako cel ewentualnego urlopu. Na szczęście było to dawno temu i dziś jest w zasadzie w zasięgu ręki prawie każdego z nas. I wreszcie nadarzyła się okazja, by tam pojechać i skonfrontować wyobrażenia sprzed lat.
Wyjazd był bardzo spontaniczny, ale dziś kupienie biletów lotniczych i rezerwacje hotelu robi się niemalże od ręki. Do tego oferta z ostatniej chwili też była zadawalająca. Pobyt praktycznie czterech dni, 3 noclegów z wyżywieniem i naturalnie przelot (z Frankfurtu nad Menem, bo tam też mieszkam) kosztował 280 euro/osobę. Niezwykle pomocne relacje i opisy podróży czytane na forach podróżniczych były tak ciekawe i obszerne, że czytając zdałam sobie sprawę jak wiele ta wyspa ma do zaoferowania i jak atrakcyjnie można tam spędzić czas. Tylko właśnie z tym czasem był problem, bo co wybrać i jak ogarnąć to wszystko w zaledwie trzy dni?. Ostatecznie, podglądając innych stworzyłam plan dwóch jednodniowych, całodziennych wycieczek, pomijając niestety wiele miejsc, które kiedyś mam nadzieje jeszcze zobaczyć.
Już w dniu przylotu po zakwaterowaniu w hotelu Timor wypożyczyliśmy małe zgrabne ale prawie nowe autko (30 euro /doba) i wyruszyliśmy na poznanie Palmy - stolicy liczącej ponad 330 tyś. mieszkańców. Jedną z głównych i najpiękniejszych atrakcji jest gotycka Katedra, malowniczo usytuowana na wzgórzu przy nadmorskiej promenadzie. Godzinami spacerowaliśmy po wąskich, uroczych uliczkach starego miasta. Sklepy i sklepiki, kręte zaułki, zabytki otoczone fortyfikacjami, bulwarami zbudowanymi na linii dawnych murów obronnych, pozostałości łaźni arabskich w otoczeniu małego, przyjaznego ogrodu a wszystko to w promieniach wiosennego słońca dawało dużo przyjemności.
Następnego dnia wybraliśmy się na poznanie północno-wschodniej części Majorki. Chcieliśmy oprócz wybrzeża zwiedzić ponoć najpiękniejszą i największą Jaskinię Coves del Drac i rzeczywiście - zrobiła na nas ogromne wrażenie. Podświetlone, przeurocze formy skalne podziwialiśmy a zachwytu nad tym widokiem nie było końca. Różnymi ścieżkami, zaułkami i schodami doszliśmy do podziemnego jeziora, przy którym urządzono salę koncertową. Kiedy cała grupa zajęła miejsca, nastały ciemności a na jeziorze pojawiła się oświetlona łódka, z której rozbrzmiewała muzyka Mozarta. Kolejno, z ciemności wyłaniały się następne, których światełka ślicznie odbijały się w tafli wody. Pięknie brzmiąca muzyka, przygaszone światła, roznoszący się zapach - nadawały temu wnętrzu niesamowitą atmosferę, tajemniczość i piękno a wrażeń takich się nie zapomina! Gorąco polecam.
Pojechaliśmy też do niedaleko położonego Auto safari Park. Niezła atrakcja, bo po części otwartej jeździ się wolno samochodem w towarzystwie ciekawskich małpek, które dostarczają radości, zachwytu i emocji. Niesamowite jest to, że całe małpie „rodzinki”, żyją sobie wolne na dość dużej przestrzeni, przemieszczając się swobodnie tam, gdzie je coś zainteresuje. Niemalże każde auto posuwające się wolno po wyznaczonej drodze jest dla nich okazją do odwiedzin i frajdą dla odwiedzających. Sam ogród sprawia wrażenie troszkę zaniedbanego, wstęp 15 euro/osobę, ale przeżycia są zaskakujące i miłe.
Zdołaliśmy jeszcze pojeździć po północnej części wyspy zwiedzając między innymi miasteczko Soller, z którego centrum odjeżdża stary tramwaj do odległego o 5km portu. Dla samej atrakcji turystycznej (4 euro/os.) warto się nim przejechać. Można tam spokojnie odpocząć, dobrze zjeść i upajać się widokiem zakotwiczonych jachtów i lazurowej wody zatoki. Ładna trasa spacerowa prowadzi do latarni morskiej Faro de Punta Grossa. Z Soller udaliśmy się bardzo krętą drogą nr. 710 w kierunku przełęczy Gorg Blau. Malowniczo i pięknie mijając po drodze uroczą wioskę Fornalutx, do której warto zajechać. Niestety nie było nam dalej dane podziwiać uroków, gdyż podczas jazdy nadeszła taka ulewa, że nie sposób było ani jechać, ani nawet wyjść z auta. Pół godziny przymusowego postoju i powrót w strugach deszczu. Zjeżdżając z gór ponownie jakby w jednej chwili nastąpiła poprawa pogody i znów świeciło słońce :). Szkoda, że nie zdołaliśmy wszystkiego na wyspie zobaczyć, ale to na co „rzuciliśmy okiem” utwierdziło nas w przekonaniu, że musimy tam jeszcze raz powrócić.
Warto wypożyczyć samochód, ceny na mieście niższe niż w Hotelach.
Brak komentarzy. |