Tegoroczne wakacje - nieoczekiwanie zamienione z powodu odwołania nam wczasów przez Biuro Ecco Holiday na Majorce, wypadły na zaskakująco pięknej i wciąż niezbyt popularnej Teneryfie!, pisząc niezbyt popularnej - mam oczywiście na myśli niewielką ilość Polaków w porównaniu z turystami innych narodowości przybywających na Wyspy i mimo, że ilość odwiedzających Wyspy Kanaryjskie naszych rodaków z roku na rok wciąż rośnie, to jednak ich ilość tutaj nie może się równać z liczbą naszych turystów odwiedzających co roku Turcję, Egipt czy Grecję. Ale może od początku....
Na wstępie kilka faktów: Teneryfa jest największą wyspą z 13 innych wysp należących do Archipelagu Wysp Kanaryjskich. Zaskakuje różnorodnością krajobrazu, formą geologiczną, roślinnością z niezwykłymi okazami endemicznymi a przede wszystkim fantastycznym klimatem!
Taki klimat w tej części świata poznaliśmy już 3 miesiące wcześniej będąc na pobliskiej Maderze, choć o tej porze roku jest tu rzecz jasna znacznie cieplej niż na przełomie lutego i marca, ale mimo prawdziwie letnich temperatur to jest to klimat idealny!, nawet odważę się na stwierdzenie, że to jest jeden z najbardziej sprzyjających człowiekowi klimatów na świecie! Jest ciepluteńko od rana do późnych godzin wieczornych, w południe jest mocno gorąco, ale non stop wieje lekki , ciepły i bardzo przyjemny wiaterek, nie jest parno ani duszno, nikt nie męczy się tu od suchego, piekielnego upału ani nie poci się jak w tropikalnej wilgoci. Dla mnie ten klimat tutaj- to po prostu bajka.
Oczywiście za to odpowiedzialna jest bliskość gorącej Afryki, przepływający tuż obok golfstrom, ocean Atlantycki i górzystość wyspy. Na szczęście podczas naszego pobytu nie wiała kalima (gorący wiatr niosący piaski i pyły z nad marokańskiej Sahary, podczas którego na Wyspach jest wtedy bardzo gorąco a widoczność jest wtedy taka jak podczas gęstej mgły).
Najbardziej widoczną, rzucającą się cechą na wyspie jest jej niepisany podział na bardzo suche, wręcz pustynne południe wyspy i niezwykle zieloną, soczystą i wilgotną północ. Teneryfa to taki prawie mały kontynent w miniaturze, z kilkunastoma strefami klimatycznymi, a co za tym idzie z bardzo zróżnicowaną roślinnością. Północny zachód jest górzysty, południe bardziej płaskie, choć góry są tu wszędzie, a środek Teneryfy to nieopisanie piękny Park Narodowy Canadas z górującym nad wyspą wierzchołkiem wulkanu El Teide (3,716 m n.p.m.). Większość okolicznych gór ma szczyty ponad chmurami, a góry są naturalną przeszkodą dla chmur, zatrzymując je na północy, dlatego południe wyspy jest tu takie suche i słoneczne, a piękna północ pozostaje wilgotna i prawie zawsze pochmurna, choć bardzo ciepła.
Wyjazd zaplanowaliśmy sobie jako taki bardziej wypoczynkowy, bez jakiegoś szaleństwa zwiedzania, którym zdążyłam się już w tym roku nasycić na innych wyjazdach :), no ale wiadomo przecież, że żaden turysta typu włóczęga (czyli ja :)) nie wytrzyma dłużej niż kilka dni na słodkim nicnieróbstwie, więc w końcu wyruszyliśmy na tzw. mały podbój wyspy.
Są tu oczywiście mniej i bardziej popularne trasy wycieczek; bardzo popularne i cieszące się ogromnym powodzeniem na wyspie są liczne Parki Rozrywki, na południu wyspy są znane największe na wyspie kurorty wypoczynkowe (Playa de las Americas, Costa Adeje i Los Christianos), gdzie jest największe skupisko hoteli i oczywiście co za tym idzie - ludzi. Mnie takie atrakcje jakoś nie przypadły do gustu; wszystko wokół jest dla anglików i pod anglików, takie strasznie skomercjalizowane miejsce, ale dla szukających rozrywki jest zapewne idealne. Jest tu potężna baza hotelowo - gastronomiczno - rozrywkowa, jest mnóstwo lokali, klubów nocnych, dyskotek, sklepów i tych z piękną odzieżą i z plażowym badziewiem, jest też mnóstwo taniej (ale i wątpliwej jakości) elektroniki. Jest tu ten cały wakacyjny koloryt, i nie brakuje niczego, czego potrzebuje przeciętny turysta.
Mimo niewątpliwych walorów takiego rodzaju kurortów, jakoś tak mało tu kanaryjsko; wręcz zupełnie nie odczułam tu hiszpańskich klimacików. Tym większa więc była nasza radość, że zdecydowaliśmy się na hotel w zachodniej części wyspy, tuż obok 500-metrowych klifów Los Gigantes - w malutkim, ale bardzo klimatycznym i o niskiej zabudowie - Puerto de Santiago. Miasteczku znacznie cichszym, mniej skomercjalizowanym i znacznie bardziej kanaryjskim, choć oczywiście nie pozbawionym bazy hotelowej, ale hotele na Teneryfie przy linii brzegowej - są wszędzie. Próżno więc szukać miejsc odosobnionych na pobyt tam, gdzie w pobliżu jest Atlantyk i nie ma gigantycznych gór. Jeśli chcemy poczuć bardziej sielskie klimaty, takie bez tłumów turystów i zgiełku kurortów, to należałoby popytać miejscowych o nocleg, ale to jest możliwe wyłącznie w wioskach wewnątrz wyspy daleko od plaż.
Mniej więcej kilkadziesiąt lat temu na Teneryfie nie było praktycznie niczego, oprócz pasterzy ganiających kozy po górskich pastwiskach :). Hi... hi...., to oczywiście prawie żart, ale faktycznie nie było tu niczego związanego z masową turystyką, a więc musiało być cudownie dziko, pusto i pięknie. Wyspa, mająca swoją historię i rdzenny, nieistniejący już dziś lud (Guanczowie) w najmniejszym stopniu nie może się oczywiście równać kulturowo ze starożytnym Rzymem, Grecją czy Egiptem i nie należy porównywać nawet tego miejsca w takich kategoriach, bowiem miłośnicy wakacyjnego zwiedzania zabytków mogą poczuć się tu zawiedzeni. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę gdzie się jedzie i że jeśli chcemy na wakacjach przesiąknąć duchem jakiejś odmiennej, antycznej kultury, to Teneryfa nie będzie najtrafniejszym wyborem. Jeśli jednak jedziemy na spotkanie z naturą, z niecodzienną przyrodą, z pięknymi dzikimi plenerami, aby poczuć, że poza szarymi betonowymi miastami istnieje też naturalne piękno, to będzie to doskonały wybór na wakacje! Teneryfa jest absolutnie we władaniu natury i zaskakuje ogromną różnorodnością pięknego krajobrazu.
Aby się jednak o tym przekonać, trzeba wyruszyć poza plażowe strefy letnich kurortów i wybrać się w głąb wyspy. A dosłownie kilka kilometrów od wybrzeża - znajdziemy się w zupełnie innym świecie. Można się tu wyciszyć i spokornieć, a przez to pobudzić umysł do refleksji i uwolnić go od natrętnych myśli. Takim szczególnym miejscem będzie na pewno Park Narodowy Canadas El Teide i Góry Anaga we wschodniej części wyspy.
To urzekająco piękne miejsce na wyspie. Księżycowy krajobraz wprowadza w zakłopotanie osoby takie jak ja - które uwielbiają bardziej zieleń i bujną roślinność - bowiem mimo, tej surowości jest tu po prostu przepięknie, ale o tym napiszę dokładniej w drugiej części relacji poświęconej wyspie.
Część wypoczynkową ograniczyliśmy do pobytu w Puerto de Santiago z wypadami do Los Gigantes i rejsem morskim, żeby zobaczyć dziko żyjące delfiny i wieloryby. Jest to zawsze niezwykłe przeżycie móc na żywo zobaczyć te piękne stworzenia takie wolne i beztroskie i poobserwować ich naturalne zachowania. Taki rejs trwa mniej więcej 4-5 godzin z lunchem, więc czasu jest dostatecznie długo na zachwycanie się morskimi istotami i na podziwianie Gigantów w ich pełnej majestatycznej krasie!
Czas wakacji milutko upływał nam tu na czarnej, urokliwej wulkanicznej plaży, lub przy hotelowym basenie, wieczory na spacerach po okolicy lub po prostu na spędzaniu czasu sącząc wieczorne drineczki :). W końcu urlop to urlop! Był więc czas na leżaczek, basenik, piwko, książeczkę, krzyżóweczkę, itd...., no ale lenistwo też jest męczące! :)), więc zbyt długo tak się po prostu nie da! :). Ciąg dalszy w części II.
Brak komentarzy. |