Tegoroczny majówkowy wypad pod znakiem kolejnej „babskiej wyprawy” spędziłyśmy w przepięknej i klimatycznej Andaluzji na słynnym, słonecznym wybrzeżu Costa del Sol.
Wylot o zabójczej godzinie, czyli bladym świtem; zbiórka na lotnisku o 4 rano, więc licząc z pobudką i dojazdem na Okęcie to dzień zaczął się ok 2 w nocy, brr!!!, ale ma to też swoje dobre strony:), bo wylądowałyśmy w Maladze o 10 rano, a w hotelu byłyśmy już przed południem i co za tym idzie calutki dzień był więc przed nami :).
Ale żeby nie było za łatwo, więc nie ma to tamto:), szkoda teraz czasu na rozpakowywanie i całe to grzebanie się po pokoju; wzięłyśmy więc szybki prysznic i ruszyłyśmy jak to się mówi ”w miasto” :).
Ale żeby potem nie było: to od razu napiszę wszystkim nowym zainteresowanym użytkownikom naszego portalu, których mógłby zwabić kierunek podróży - (Costa del Sol brzmi bowiem bardzo rozrywkowo) - że nie będzie to relacja o żadnych tam megawypasionych wakacjach w megawypasionym hotelu (chociaż temu niczego nie brakowało - ”Aparthotel Vistamar” 4* );nie będzie żadnych zdjęć i setek ujęć z wyposażeniem pokoju, łazienki, minibarku, itd... Ci co mnie tu trochę znają, to już wiedzą, że wyjazd oczywiście nie był w typie leżing, smażing czy plażing, bo to zupełnie nie moje klimaty; mnie zawsze szkoda czasu na zbijanie bąków w hotelach; od leżenia to ja mam dom, ogród i wygodne sofy :)), - w tej Relacji będzie się zwiedzało! - więc zawiedzeni mogą od razu zamknąć tę Relację :).
A my tymczasem - zaczynamy z marszu poznawać okoliczne atrakcje.
Pierwszego dnia do hotelu wróciłyśmy grubo po 21; czyli ledwo zdążyłyśmy na kolację:),a potem jeszcze drineczek... i drugi...., i gadka szmatka i zrobiła się 2 w nocy! :) padłyśmy więc spać jak mopsy, bo od 24 godzin byłyśmy jakby nie patrzeć na nogach:), a rano.... kolejne latanie jak na wariackich papierach, bo tyle tu atrakcji, cudnych miejsc, ciekawych rzeczy... że nie wiadomo od czego zacząć i co najpierw :).
Żeby nie błądzić jak dzieci we mgle, zrobiłyśmy sobie wstępny zarys/plan pobytu, co i kiedy chcemy zobaczyć. Na szczęście dobrałyśmy się charakterami, bo żadna z nas nie jest typem plażowo-barowym, więc pod tym względem tym razem nie było żadnych zgrzytów i jednomyślnie rzuciłyśmy się wyłącznie na aktywne spędzanie czasu :).
Uznałyśmy, że tydzień w Andaluzji to i tak jest o wiele za mało, żeby poznać jej wszystkie perełki, a chciałyśmy też liznąć nieco takiej prawdziwej Andaluzji, czyli dotrzeć do miejsc, których nie ma zwykle w programach wycieczek objazdowych.
No tak..., wszystko fajnie, ale taki plan oznaczał, że z wielu sztandarowych i wręcz obowiązkowych miejsc trzeba będzie niestety zrezygnować, bo nie da się wszędzie dotrzeć w 3-4 dni (tyle czasu przeznaczyłyśmy bowiem na zabytki z listy objazdówek), resztę dni chciałyśmy poszwędać się trochę po okolicy lokalnymi autobusami czy pociągami.
Na nasz pobyt wybrałyśmy znaną miejscowość Benalmadena położoną w samym sercu Costa del Sol pomiędzy znanymi kurortami Torremolinos i Fuengirolą; wybrałyśmy to miejsce z powodu względnie dobrej lokalizacji i bliskości większości miejsc, które chciałyśmy zobaczyć; dość blisko miałyśmy również do najbardziej luksusowego kurortu tego wybrzeża - Marbelli od strony zachodniej jak również i do Malagi od strony wschodniej.
Oczywiście decydując się na wyjazd do Andaluzji wiedziałam, że hiszpańskie Wybrzeże Słońca, mimo ogromnej popularności jako wakacyjnej destynacji nie należy niestety do urodziwych, cichych miejsc ani nawet klimatycznych, ponieważ jest całkowicie zabudowane wielkimi, betonowymi hotelami bez żadnego architektonicznego smaku i to w dodatku tuż przy samych plażach, co bardzo psuje naturalne widoki; w Benalmadenie, Fuengiroli czy szczególnie w kiczowatrym do granic absurdu Torremolinos architektura jest wręcz ohydna; upchnięte obok drugiego betonowe bloczyska, plaże i deptaki pękające w szwach, wokół wszechobecna komercja, knajpy serwujące ociekające tłuszczem frytki, irish puby, a pomiędzy tym wszystkim mnóstwio angielskich i niemieckich emerytów, rosyjskich bogaczy, wypindrzonych gejów i Bóg raczy wiedzieć kogo jeszcze.
Generalnie Costa del Sol to miejsce na głośne i gwarne wakacje wśród tłumów imprezowiczów i nie jest to miejsce na takie wakacje jakie lubię, ale jednak żeby zobaczyć Andaluzję nie da się niestety ominąć tego prawdę mówiąc okropnego wybrzeża; ale wystarczy wyruszyć nieco dalej poza turystyczne enklawy, aby znaleźć się w zupełnie innym świecie..... i właśnie ten inny świat był głównym celem naszej tegorocznej babskiej wyprawy.
Benalmadena posiada największy port jachtowy na wybrzeżu Costa del Sol, słynną Puerto Marinę, którą ze wszystkich stron otaczają pięknie udekorowane kwiatami kiczowate budynki w pseudo „śródziemnomorskim stylu”; celowo piszę to w cudzysłowie, ponieważ budynki portowe, mimo zachwytu wielu turystów sprawiają wrażenie kiczowatych i pełnych blichtru; zatem trącają nieco złym smakiem.
Marina może się jednak podobać ogólnym klimatem miejsca, jest zresztą bardzo podobna w stylu do luksusowego Porto Banus w Marbelli, która nazywana jest tu hiszpańskim Saint Tropez (tyle, że luksus Porto Banus nie polega na atmosferze i urodzie mariny, ale na wartości jachtów, które tam cumują, i rolls-royce'ów które tam parkują oraz na nazwiskach ich znanych właścicieli:); moim zdaniem jednak obu tym marinom daleko jest do urody prawdziwych klimatycznych portowych marin południowej Europy, choćby nawet tych niewielkich, które pamiętam z dawnego pobytu w innej części Hiszpanii - na Costa Brava, nie mówiąc już o takich perełkach jak np. na riwierze włoskiej czy francuskiej, które podobały mi się jak dotąd najbardziej. Marbella posiada jednak ładną starówkę Casco Antiguo, gdzie przy głównym, ukwieconym placyku (Plaza de los Naranjos)- znajdziemy mnóstwo strasznie drogich kawiarnianych stolików :).
W ciągu gorącego dnia na Marinie nie dzieje się nic specjalnego; wypasione jachty bujają się leniwie na wodzie, niewiele ludzi spaceruje tu o tej porze dnia, a ci co już tu są błąkają się wakacyjnie pstrykając zdjęcia, jedząc lody... ot nuuuuda...., ale za to późnym wieczorem i nocą miejsce to naprawdę się ożywia; dzieje się tu wtedy znacznie więcej, gra muzyka, wokół jest mnóstwo ludzi, różnych imprez, rysowników, malarzy, ktoś robi sobie tatuaż, inny zaplata warkoczyki, ktoś stylizuje się w specjalnych atelier do fotek retro, dziewczyny tańczą flamenco, nocne kluby tętnią żywiołową muzyką i gwarem młodzieży, w knajpkach nie można znaleźć wolnego stolika, itd., sklepiki pamiątkowe tętnią wypełnione turystami i niestety chińszczyzną:); ale ogólnie polecam to miejsce na przechadzkę szczególnie późno wieczorową porą; jest tu wtedy zupełnie inna atmosfera niż w gorącym upale dnia.
Sama miejscowość Benalmadena, jak juz wspomniałam też nie jest ani urokliwa, ani urodziwa, jak wszystkie sąsiednie kurorty; podzielona jest jednak na dwie części: górną i dolną - górna część - zwana Pueblo, w przeciwieństwie do tej dolnej - nazywanej Costa - jest za to naprawdę przecudowna, ale o dziwo jakoś mało popularna wśród turystów; to naprawdę przeurocza, przepiękna, prawdziwie andaluzyjska, wiejska i bardzo klimatyczna część i nie wiem jakim cudem udało się uroczemu Pueblo ominąć zabetonowania:) Pueblo jest takim typowym klimatycznym białym miasteczkiem pełnym casas blanco jakich wiele w całej Andaluzji; niezwykle ukwiecone to miejsce ,takie ciche, spokojne, gdzie na placykach siedzi sobie mnóstwo dziadków gaworząc o ważnych dla nich sprawach; ale tutaj na szczęście nie docierają urlopowicze-imprezowicze spragnieni hurgotu, którzy wolą pozostać w bardziej ekskluzywnej części miasta -Benalmadena Costa.
Wioska Pueblo położona jest 300 metrów n.p.m , tym samym dzięki takiej lokalizacji spacery po Pueblo i widoki roztaczające sie stąd co krok należą do czystej przyjemności; a wędrówki pomiędzy wąskimi, bielonymi domami po brukowanych uliczkach ukwieconych nieskończoną ilością wiszących doniczek z pelargoniami i innym kwieciem cieszą i duszę i oczy.
Benalmadena Pueblo jest ulubionym miejscem dla wielu tutejszych Hiszpanów i obcokrajowców, głównie brytyjczyków, którzy coraz chętniej kupują tu stare hiszpańskie casas blancas.
Sercem Pueblo jest ukwiecona Plaza de Eespana -centralny punkt, miejsce pełne kawiarenek, ludzi otoczone drzewkami pomarańczowymi, Plac jest także domem dla ”Nina de Benalmadena ”(dziewczynki z Benalmadena). Ta mała i urokliwa rzeźba przedstawia mała dziewczynkę z otwarta muszlą w dłoniach.
Będąc w Pueblo warto dojść nieco niżej do Castillo de Colomares; nie jest to prawdziwy zamek jak wskazuje sama nazwa, ale pomnik, który jest poświęcony Kolumbowi i jego wyprawom. Pomnik-Zamek jest na pierwszy rzut oka dość kiczowaty i pstrokaty, przypomina nawet nieco te wszystkie dziwadła z Disneylandów, ale w sumie jest dość urokliwy, bo pięknie ukwiecony, utrzymany i rozpościerają się stąd fantastyczne widoki, więc warto tu przyjść choć na małą chwilkę w przerwie od obłędnie pięknych uliczek i klimatycznych placyków Pueblo. (wstęp do Colomares chyba 2, czy 3 EURO). Colomares został zbudowany z użyciem wszystkich stylów architektonicznych; jego elementy nie sa przypadkowe, to jakby ksiązka historyczna wyryta w kamieniu o XV wieku w hiszpańskiej kulturze i sztuce. M.in . znajdziemy tu fontannę wężową, dom Aragona, Fontannę Zalotów (jako pamiatka spotkania Króla Ferdynanda i Izabeli, Bramę Jedności z gotycką fasadą wieżę orientalną ”Marzenie Kolumba” kapliczkę romańską w stylu mudejar, rufa łodzi jak zamek wieżowy i wiele innych elementów związanych w jakiś sposób z życiem Krzysztofa Kolumba i ważnymi dla niego i jego odkryć geograficznych osobami.
Wracając do części Costa: ciągnąca się tam na odcinku 9 km piaszczysta plaża, ciepłe morze (ale nie w maju), olbrzymia ilość bardzo dobrych hoteli, doskonale wyposażone wypożyczalnie wszelkiego wodnego sprzętu, mnóstwo restauracji, barów tapas i chiringuitos (bary na plażach) są wszystkim tym, co turyści odwiedzający takie miejscowości cenią najbardziej.
W okolicy znajduje się aż 17 plaż, m.in.: Santa Ana, Melilleros, La Perla, Las Yucas, Bil Bil, Arroyo de la Miel, Arroyo Hondo, Torremuelle, La Morera, Tajo de la Soga, Carvajal, Malapesquera, Fuente de la Salud, Benalnatura, a więc miłośnicy plażowania mają tu gdzie spędzać czas :).
Na najmłodszych czeka tu ze swoimi atrakcjami popularny park rozrywki Tivoli World (karuzele, kolejki górskie, bungee, pałac strachu, itd...), czy też słynne delfinarium Salwo Marina w którym organizowane są pokazy uwielbiane przez dzieci: w wykonaniu pingwinów, delfinów i lwów morskich, które my podarowałyśmy sobie świadomie, zresztą po wizycie w Loro Parku na Teneryfie podaruję sobie już jakiekolwiek wizyty w tych wszystkich Delfinariach, które bardziej mnie denerwują niż zachwycają.
Szeroka promenada w Benalmadenie zachęca do dłuuuugich, wieczornych spacerów, a pobliskie liczne knajpki kuszą zapachem śródziemnomorskich dań. W Benalmadenie znajdziemy ogromną ilość restauracji, kafejek, pubów, tapas barów i chiringuitos(w samym centrum jest ich ponad 200) gdzie można popróbować rewelacyjnej, hiszpańskiej kuchni.
Na nudę nie będzie mogła narzekać również młodzież, zwłaszcza zwolennicy i miłośnicy nocnych wypadów do barów, dyskotek i zabaw do białego rana; Ci znajdą tu całe mnóstwo miejsc rozrywkowych i tętniących do późnych godzin nocnych.
Oprócz typowo turystycznego klimatu miejscowość oferuje turystom mnóstwo innych atrakcji : nie można ominąć pięknego parku miejskiego La Paloma z urodziwym jeziorkiem, fontanną, kawiarenką i pięknym kaktusarium. W parku jest niewielka zagroda gdzie mieszkają kozy, które dzieciaki uwielbiają obserwować; a jak najmłodszym znudzi się słuchanie koziego bekania i myczenia, to jest dla nich mini park linowy gdzie mogą dać upust swojej dziecięcej energii :).
Przechadzając się promenadą Benalmadeny nie sposób nie natknąć się na znany tu Castillo el Bil-Bil; to ładny, zbudowany w 1934 roku w mauretańskim stylu niewielki zameczek obecnie pełniący rolę centrum kulturalnego i wystawienniczego, gdzie organizuje sie wystawy sztuki, koncerty, konferencje, itd. Urodziwe wnętrze Bil-Bil to ładne patio z arkadami i kilkoma salami w których można pooglądać sezonowe wystawy (zamożne wyposażenie arabskich domów i pałacyków z czasów niedawnych).
Można też wsiąść do piętrowego autobusu Benalmadena City Sightseeing, z którego można wysiadać dowolną ilość razy na przystankach usytuowanych w pobliżu najważniejszych atrakcji miasta. (Bardzo polecam tę formę zwiedzania, szczególnie jak czasu mamy niewiele, a dużo chcielibysmy zobaczyć)). Bilet na taki autobus kosztuje 13 EUR i jest ważny 24 godziny a dodatkowo posiadając taki bilet można też poruszać się miejskimi autobusami bezpłatnie przez 24 godziny od momentu zakupu (4 najbardziej popularne linie) i mamy darmowy wstęp do Mariposario, o którym napiszę za chwilę.
Dość popularną atrakcją miasta jest znajdująca się w dzielnicy Arroyo de la Miel (Potok Płynący Miodem) kolejka górska, którą możemy wjechać na szczyt wzgórza Calamorro, znajdujący się na wysokości 769 m n.p.m. Z kolejki możemy podziwiać urocze widoki na miasto i okolice, na morze śródziemne i zachwycające panoramy na pasmo gór Sierra Nevada widoczne stąd przy dobrej pogodzie; poza tym na wzgórzu w określonych godzinach odbywają się pokazy tresowanych ptaków drapieżnych, a poza licznymi punktami widokowymi można wybrać się też na krótką wędrówkę licznymi ścieżkami turystycznymi, ale ta którą my wybrałyśmy była dość stroma i niewygodna, z licznymi kamiennymi, dość stromymi schodkami prowadzącymi to w górę to w dół, gdzie często za stopnie robiły po prostu nierówne kamienie; trasa faktycznie piękna, ale trzeba było nieco uważać, żeby nie zwichnąć sobie już na początku pobytu nóżki:) - bardzo polecam wybrać się tutaj i przejechać na to wzgórze kolejką, a tam przeznaczyć czas jakieś +/- 3 godzinki na obejrzenie wszystkiego, nacieszenie oczu widokami z góry, na wędrówki po szlaku i na posiedzenie na końcu przy zimnym piwku w tutejszej kawiarni.
Dalej, jadąc w stronę Pueblo, możemy wysiąść z naszego czerwonego autobusu w okolicy buddyjskiej stupy, widocznej z oddali i dotychczas podobno największej jaka została wzniesiona na Zachodzie (ma wysokość 108 stóp (33 metry) i tam udać się do stylizowanego na azjatycki budynku ”Mariposario”, gdzie znajduje się dość urokliwy i ciekawy Park Motyli, gdzie pod dachem znajdziemy małą tropikalną dżunglę z mnóstwem egzotycznych roślin i fruwających barwnych motyli. Wejściówka tutaj jest jednak dość droga, biorąc pod uwagę wielkość tego miejsca i ilość dostępnych tu atrakcji (wszystko co jest tu do zobaczenia w ślimaczym tempie zajmuje ok 30 minut); miejsce to mimo niekłamanego uroku, w sumie nie warte jest aż 15 EUR za wstęp, no chyba, że ma się bilet na czerwony autobus turystyczny, wtedy, tak jak my, wejdziecie tu za free :).
Jeśli w ciągu dnia atrakcji turystycznych jest nam wciąż mało, możemy wybrać się do wielu miejsc na pokazy flamenco, np. do hotelu Torrequebrada, gdzie regularnie odbywają się takie rewie flamenco show.
Nam zakosztowanie wszystkich uroków Benalmadeny i okolic zabrało całe 2 dni, po których czułyśmy się nasycone wakacyjnymi urokami Costa del Sol, a potem... przyszedł czas na prawdziwą Andaluzję, chociaż w bardzo mocno okrojonej wersji, ale o tym napiszę już w kolejnych częściach andaluzyjskich Relacji.
Meg_Szobi | Bardzo fajny i wyczerpujacy opis. Zdjecia roniez piekne! Pozdrawiam |
roman_gor | Po tygodniowej wycieczce objazdowej miło wspominamy nasz pobyt w Benalmadenie. Pozdrawiamy :-) |
Michasia_Bogus | Andaluzja wspaniała sprawa, wielkie marzenie...Może za rok uda nam się zrealizować 7/7 w to piękne miejsce Hiszpanii, są już pierwsze plany na naszą przyszłoroczną okrągłą rocznicę ślubu.Teneryfa czy Andaluzja, hmmm...Chyba jednak Andaluzja co? Póki co,za 4dni kolejne wielkie greckie wakacje ;):) |
papuas | wypad do tropikalnej dżungli tylko 15 EUR i możliwość foto barwnych motyli :) Na Twą prawdziwą Andaluzję załapię się dopiero po powrocie, bo tak się składa, że jutro wyjeżdżam m.in. do Andaluzji:) |
Soniza89 | Bardzo fajnie sie zaczyna :) |