Norwegia - cz.3 - Jest na północy taki piękny kraj.... - relacja z wakacji
Norwegia jest niesłychanie bogatym krajem jeśli chodzi o przyrodę (choć od jakichś 40 lat i nie tylko pod tym względem:)). Matka Natura nie poskąpiła temu kawałkowi Ziemi nieprzeciętnej urody!
Wracając z Bergen, z miejsca, gdzie ze styku dwóch mórz (północnego i norweskiego) w kierunku południa kraju, trzeba przejechać przez region Telemark przez niezwykłą krainę: największy górski płaskowyż w Europie i jednocześnie największy park Narodowy w Norwegii- przez niezwykłej urody surową krainę Hardangervidda.
Jadąc przez kilka godzin przez te ogromne tereny – można zauważyć jak bardzo zmienia się tu krajobraz i jak jest różnorodny - poprzez zielone, pagórkowate, zalesione tereny pełne rzek, bystrych strumieni i jezior obfitych w ryby, poprzez smagane wiatrem rozległe skaliste wrzosowiska aż do surowych księżycowych wręcz krajobrazów niesamowitej nieskalanej górskiej przyrody powyżej strefy drzew; miejscami jadąc przez Płaskowyż Hardangervidda ma się wrażenie że jesteśmy gdzieś na dalekiej Arktyce! , te arktyczne krajobrazy, ośnieżone góry wokół, totalne pustkowia pozbawione roślinności i smagane ostrymi wiatrami, gdzieniegdzie porozrzucane domki hytta i stadka reniferów widziane hen daleko w tle na horyzoncie... – to wszystko przenosi nas w jakiś nierealny, arktyczny świat; świat, który w wyobraźni miałam przed oczami w czasach dzieciństwa zaczytując się w książkach Centkiewiczów o zimnych, dalekich krainach, które uwielbiałam czytać z wypiekami na twarzy już jako dzieciak.
Aż jedna trzecia płaskowyżu Hardangervidda jest pod ochroną parku narodowego, a pozostały obszar to rezerwaty przyrody. Na tym płaskowyżu znajdują się najbardziej popularne wodospady norweskie jak Vøringfossen, Latefossen, Steinsdalsfossen i Skjeggedal, oraz lodowce Hardangerjøkulen i Folgefonna, który jest trzecim największym lodowcem w Norwegii.
Dla mnie przejazd przez te tereny był mega przeżyciem i długo zapamiętam te nieziemskie wręcz krajobrazy, które mocno mnie zauroczyły. Miłym przerywnikiem tutaj były dwie dodatkowe atrakcje: jak wizyta w Centrum Handargervidda (kolejna, druga już atrakcja za Dalsnibbę:), gdzie zwiedzaliśmy sympatyczną wystawę przyrodniczą w tamtejszym muzeum oraz oglądaliśmy fantastyczny wizualizacyjny film w kinie panoramic 180o , gdzie „lataliśmy śmigłowcem” :) nad fjordami i po dolinach Norwegii….; a kolejną był przystanek w malowniczym miejscu Płaskowyżu, gdzie wiatr hulał jak wściekły ( tutaj przydały nam się bardzo wcześniej zakupione czapeczki, na które reszta uczestników wycieczki spoglądała z zazdrością:), bo wprawdzie też pokupowali wcześniej, ale pochowali do walizek, a tutaj by się włąśnie przydały… :)); mieliśmy tu też miłą wizytę w klimatycznym norweskim schronisku, gdzie mogliśmy się ogrzać, wypić kawę i herbatę do woli i popróbować pysznych norweskich wafli zwanych tu vafler z ubitą śmietaną i musem ze świeżych malin i borówek (nasz Franek opłacił to wszystko z kaski, która została za Dalsnibbę, a była to była trzecia, ostatnia atrakcja za nieudaną Dalsnibbę:).
Norweskie vaflery to rodzaj po prostu bardzo chrupiących gofrów pieczonych z troszkę innego rodzaju ciasta, często jadane na różnych norweskich piknikach, spotkaniach i różnych świętach; są po prostu popularną przekąską w tym kraju i to na tyle, że pod koniec marca obchodzi się tutaj nawet Międzynarodowy Dzień Gofra:)
Jak już jestem przy norweskiej kuchni to wspomnę tylko, że oczywiście poza rybami serwowanymi w dziesiątkach wariantów (w hotelach na śniadania również) chętnie próbowałam tu różnych wariacji lokalnego sera „żółtego” , który jest bardziej brązowy jak żółty i ma dość specyficzny smak; mnie nawet smakował, mojemu mężowskiemu jednak niekoniecznie:); a mowa tu dokładniej o „ norge goldenchees”, zwanym Gjetost (Getmesost) – specjał, który bardziej przypomina wyrób cukierniczy niż ser jako taki; a wytwarza się go z koziego mleka barwionego karmelem, a posiada on specyficzny słodkawy smak i ma dość mocno zwartą strukturę ale bywają też miękkie odmiany tego sera, które dają się rozsmarować.
Podsumowując całość moich norweskich opisów; - sama zadaję sobie pytanie: co mi się w tej Norwegii podobało najbardziej? oczywiście przyroda!- to wiadomo, bo po to przyjeżdża się w ogóle do tego kraju, ale co poza walorami przyrodniczymi.....?
- chyba najbardziej ujęła mnie tu prostota architektury wręcz fantastycznie wkomponowana w otaczający krajobraz, rzucająca się w oczy harmonia zabudowy; te kolorowe drewniane domeczki na tle zwykle potężnych gór wyglądają jak kolorowe klocki poukładane gdzie nie gdzie w ładzie i składzie; te eko domy z trawą na dachu – są po prostu urzekająco wspaniałe i nie mogłam się na nie tu napatrzeć. Nawet te wszystkie najbardziej nowoczesne projekty architektoniczne (słynny zespół Snøhetta) silnie inspirowane są przyrodą, a myślą przewodnią w architekturze jest tu funkcjonalność i prostota.
Życie w Norwegii zawsze płynęło tu spokojnie i w zgodzie z rytmem natury – i tak też budowano tu domy, gdzie naturalnym budulcem od zawsze było drewno, którego w tym kraju na szczęście nie brakuje i jest tutaj bardzo łatwo dostępne; ale budulec ten posiada jedną bardzo poważną wadę – łatwo się pali, więc norweskie miasta trawiły pożary przez całe wieki po kilkanaście/ kilkadziesiąt razy, nie zachowując dla potomnych zbyt wiele spuścizny pod postacią trwałej architektury; dlatego tak mało jest tu zabytków; jeżdżąc przez kraj przez różne wioski i małe miasteczka, obserwując otoczenie zza szyby w oczy rzuca się nam niezwykła harmonia zabudowy i nawiązywanie do jednolitych, tradycyjnych wzorców.
Mimo tak licznych pożarów, zachowały się tu jednak drewniane zabytki, którym udało się przetrwać wiele wieków. To oczywiście są słynne norweskie kościółki słupowo-klepkowe (stavkirke), które stanowią bardzo istotny element norweskiej architektury a które powstawały tu już od X do XIII wieku; w czasach średniowiecza było ich ponoć ok. 1000 ; dziś przetrwało ich łącznie z tymi poza granicami Norwegii – 29 sztuk; My Polacy możemy mówić o sporym szczęściu, bo jeden taki oryginalny stavkirke możemy podziwiać u nas w Karpaczu bez konieczności podróży do Norwegii:).
Co mnie tu jeszcze zadziwiło? Na pewno nie miałam bladego pojęcia o tzw. przedszkolach leśnych, o których dowiedziałam się na miejscu że występują tu już od wielu lat, i cieszą się ogromnym powodzeniem i ta formuła bardzo się tu sprawdziła; a cóż to takiego jest to leśne przedszkole? – idąc tropem nazwy- wcale nie oznacza, że placówki znajdują się w lesie:) , bo tak naprawdę te przedszkola się w ogóle nie znajdują nigdzie”:).
Na czym polega leśne przedszkole w Norwegii? Otóż dzieci całe dnie spędzają ze swoimi wychowawcami na dworzu, bo nie ma tam czegoś takiego jak budynek przedszkolny; jest oczywiście jakieś miejsce, gdzie dzieci jadają posiłki i odpoczywają, ale generalnie jest to jakiś duży namiot czy wiata a całe dnie dzieciaki i tak spędzają na dworze bawiąc się czy podczas jakichś zajęć dydaktycznych z opiekunami i to bez względu na pogodę: nawet jak leje i jest spory mróz- to też w odpowiednim ubraniu dzieciaczki dzień spędzają na powietrzu robiąc między innymi zabawki ( to też zdziwienie, ale dzieci w Norwegii nie dostają gotowców, tylko same produkują zabawki pod okiem opiekunów, co na pewno rozwija ich wyobraźnię i uczy kreatywności, natomiast sama formuła leśnych przedszkoli ma na celu hartowanie organizmu od małego.
A co mówią badania?
Ponoć norweskie dzieci nie chorują w ogóle, przynajmniej statystycznie; takie znane nam zmory jak dziecięce choroby górnych dróg oddechowych czy jakieś alergie tu nie istnieją – taki jest właśnie cel wychowania na dworzu i stąd formuła leśnych przedszkoli, które podobno zaczynają otwierać się również w innych krajach (w tym również w Polsce, choć niestety z budynkami, więc to taki trochę pic na wodę a nie prawdziwe leśne przedszkola:)).
Oczywiście w kwestii dobra dziecka istnieje tu też dość silnie rozwinięty Barnevernet, czyli Norweski Urząd Ochrony Praw Dziecka, ale to temat na zupełnie inną i bardzo obszerną dyskusję.
Co do życia zgodnego z naturą - dorośli Norwegowie po zimnym wychowie w przedszkolach leśnych:)- mają autentycznego bzika na punkcie spędzania czasu na wolnym powietrzu uprawiając przeróżne sporty i tzw. aktywny tryb życia;
W zasadzie wszyscy mają tu jakieś małe domki weekendowe (tzw. hytta) gdzieś w górach czy nad jeziorami i masowo wyjeżdżają na weekendy, żeby pobyć wspólnie razem na łonie przyrody, jeżdżąc na rowerze, wędkując, pływając, większość obywateli ma jakieś własne łódki bądź inne mniejsze lub większe łodzie, którymi żegluje się i pływa z całymi rodzinami; większość wspina się po skałkach, chodzi po górach i obowiązkowo wszyscy jeżdżą na nartach, czyli krótko mówiąc: prowadzą bardzo zdrowy tryb życia, aktywnie spędzają wolny czas na łonie przyrody i z rodziną – czemu przyświeca idea jak powinno się spędzać czas wolny:)!
Przy czym w Norwegii czas wolny (czytaj weekend) trwa aż całe 3 dni! - tak, tak, Norwegia- bogaty kraj ropą płynący- pracuje tylko 4 dni w tygodniu (od poniedziałku do czwartku), bo piątki, soboty i niedziele są tu wolne! Stać ich na to :) , choć jak jesteśmy już przy tym temacie, to warto wspomnieć, że to ich bogactwo trysnęło z ziemi raptem niewiele ponad pół wieku temu, kiedy to w latach 60-tych XX wieku czarne złoto zaczęło nagle dość gwałtownie bogacić biedną i zacofaną wówczas Norwegię i faktem jest, że gdyby nie ropa, Norwegia dzisiaj była by zacofanym krajem tak biednym jak np. Albania:), ale stało się inaczej i dziś jest to jedno z najlepszych pod względem poziomu życia miejsc na świecie.
Poziom życia jest tu wysoki, kraj terytorialnie jest wielki; a obywateli jest garstka ( 5 mln mieszkańców w tym 600 tys emigrantów) ;zarobki są bardzo wysokie (średnia pensja ok. 40.000 NOK (=20,000 zł), ale przy tych ich cenach- to wydaje się wcale nie dużo, ale wiadomo jak to jest ze średnią; duża część obywateli zarabia po prostu sporo więcej.
Widać, że ludziom żyje się tu dobrze i chociaż Norwegowie nie obnoszą się zupełnie ze swoim bogactwem (raczej mają skromne choć solidne domy, brak jest tu zupełnie krzyczących z daleka nowobogackich rezydencji z wieżyczkami i złotymi płotami, jakie znamy u nas:); choć przy skromnym drewnianym domeczku często stoi najnowszy merc do tego jakiś terenowy smok, np BMKa i elektryczna tesla dla żonki:))a przy jeziorku za domkiem zacumowany kołysze się jakiś fajny jachcik za 1mln USD:) , - albo nawet prędzej skromna drewniana łódeczka, bo jachcik stoi w jakiejs marinie :)
Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Norwegii:
Komentarze:
Soniza89 2016-10-13 | Alu rewelacja !!!! Ty masz nie tylko reke do pisana ale rowniez do robienia cudownych zdjec :) |
eleni 2016-09-19 | Och jak precyzyjnie opisałaś Norwegię, zaczytałam się jak nie wiem co. Nie byłam w Norwegii ( ale marzy mi się taki wypad ), tylko w Szwecji. Klimaty są bardzo podobne. Brak jednak tych cudnych klifów, które tak mnie zauroczyły. Opisujesz jak mądrze hartują dzieci przez co nie znają przeziębień. Faktycznie dla nich zapalenie gardła to żadna choroba.Gdy moja córka poszła w Szwecji do lekarza poważnie przeziębiona usłyszała, że ma pić cherbatki:) Dzięci chodzą po deszczu bawiąc się na placach w swoich słynnych kolorowych kurtkach przeciwdeszczowych i kaloszach. I żyją tak jak Norwegowie spokojnie, bez pośpiechu...Po takim zachęcającym wstępie zabieram się za oglądanie 3 części. Pozdrawionka. |