Kolejną, tym razem znacznie krótszą, wycieczkę po wyspie Bali zorganizowaliśmy sobie z tym samym kierowcą - niezawodnym Mr. Nommanem. Postanowiliśmy pojechać na leżący na południe od Kuta Półwysep Bukit.
Planowaliśmy wybrać się do popularnego parku wodnego Waterbom Park w Kuta. Odstraszały nas jednak tłumy turystów. Na szczęście Mr. Nomman zasugerował nam nowo otwarty, wiec mniej znany park wodny niedaleko miejscowości Pecatu, właśnie na Polwyspie Bukit. Chcieliśmy też odwiedzić słynną świątynię na klifie w Uluwatu - Pura Lahur Uluwatu. I właśnie do tej świątyni pojechaliśmy najpierw.
Świątynia Pura Ulu Watu wybudowana została na szczycie 70-ciometrowego klifu, nad błękitnymi wodami Oceanu Indyjskiego. Jest to przepiękne miejsce. Stojąc przed świątynią i spoglądając na spadek urwiska, mając niekończącą się przestrzeń oceanu przed sobą i zieloną tropikalną dżunglą za sobą, ma się uczucie, że jest się na krawędzi ziemi.
Wchodzimy na teren świątyni. Wokół starożytne kamienne mury, bramy i posągi. Na samej krawędzi klifu główny i najstarszy, liczący ponad tysiąc lat, ołtarz. Za nim kilka pagod krytych charakterystycznymi czarnymi włóknami palmy cukrowej. Dalej już tylko przepaść i wody oceanu. Panującą tu ciszę zakłócają jedynie wrzaski małp i szum fal, które rozbijają się o skały daleko poniżej. Oszałamiający widok i poczucie religijnego spokoju, które jakby wisi w powietrzu, wprawiają nas w relaksującą zadumę.
Pura Lahur Uluwatu to świątynia poświęcona duchom morza. Poszczególne człony jej nazwy da się przetłumaczyć jako: „świątynia” (Pura) „boskiego pochodzenia” (Luhur), „skraj lądu” (ulu), i „skała” (watu). Jest ona jedną z najstarszych świątyń na Bali i została założona w początkach X wieku przez przybyłego z Jawy kapłana hinduskiego Empu Kuturana.
W XV wieku, pielgrzymujący kapłan Dhang Hyang Dwi Jendra, założyciel świątyni Pura Tanah Lot, przybył do Pura Uluwatu. Modląc się w świątyni osiągnął stan jedności z bogami i dlatego wybrał ją jako ostatnie miejsce swojej pielgrzymki i miejsce ziemskiego spoczynku. Świątynia, jako grób świętego pielgrzyma, ma wielkie znaczenie dla Balijczyków.
Pura Lahur Uluwatu znana jest również z zamieszkujących jej okolice małp. Liczne makaki jawajskie można spotkać dosłownie wszędzie. Są dużo bardziej śmiałe i nachalne niż ich pobratymcy z Małpiego Gaju w Ubud i słyną z tego, że kradną turystom co tylko się da. Wchodząc na teren świątyni należy schować wszystko co małpy mogą zwinąć: czapki, okulary, biżuterię. Trzeba przełożyć paski aparatów i torebek przez szyję i ramię.
Makaki towarzyszyły nam na każdym kroku, z wyjątkiem górnej części świątyni. Wzbudzający respekt małp, uzbrojeni w proce strażnicy trzymają makaki na dystans od głównych obiektów sakralnych. Ale poza tym zakazanym terenem makaki robią co chcą. Mężczyzn raczej się boja ale paniom skaczą na ramiona, iskaja włosy. Wszystko jest w porządku dopóki dwie lub więcej małp nie zapragnie obdarzyć sympatią tą samą osobę. Wtedy potrafią toczyć na jej głowie zażarte pojedynki wrzeszcząc przeraźliwie. Spotkało to naszą koleżankę na której trzy małpy stoczyły pojedynek przepychając się i ciągnąc ją za włosy. Najlepiej trzymać się w większej grupie, wtedy małpy trzymają dystans :).
Słyszałem i czytałem na necie o tym, że małpy z Uluwatu mają coś w rodzaju „układu” ze strażnikami świątyni. Kradną one turystom co się da a następnie spotykają się ze strażnikami w „ustalonych” miejscach aby wymienić trefny towar na jedzenie. Traktowałem te opowieści z przymrużeniem oka ale tym razem miałem okazję osobiście przekonać się, że to prawda.
Założyłem okulary dosłownie na moment zęby sprawdzić obiektyw aparatu i to wystarczyło śledzącemu mnie makakowi. Poczułem tylko miękkie lądowanie na moim ramieniu i bye bye okulary! Cala akcja trwała dosłownie ułamek sekundy. Wraz z dziewczynami zaczeliśmy ganiać małpę po dżungli, starliśmy się wymienić okulary na długopis, ale złodziej nie był zainteresowany. W ty samym czasie kolega poinformował jednego ze strażników o popełnionym przestępstwie :).
Z daleka okulary wydawały się być połamane, więc odpuściłem sobie i poszliśmy dalej zwiedzać świątynię. Jakież było moje zdziwienie gdy, kiedy wróciliśmy przed główne wejście do świątyni, czekał na nas strażnik z moimi okularami. Ich odzyskanie kosztowało mnie 50.000 rupii (5$). Ucieszyłem się bo to dosyć drogie fotochromy. Teraz mam na nich ślady małpich zębów na pamiątkę.
W negocjacjach z małpami - złodziejkami strażnicy stosują metodę kija i marchewki, a konkretnie procy i orzeszków. I jak widać to działa. Rada jest taka: jeśli nie chcecie stracić pieniędzy nie zakładajcie okularów nawet na chwilę :). Mnie udało się odzyskać okulary ale spacerując po klifach widzieliśmy w lesie wiele pojedynczych klapek, czapek, pasów od sarongów, połamane okulary słoneczne, itp. Jak widać nie każdy ma szczęście :).
Z Uluwatu pojechaliśmy do oddalonego o jakieś 20 minut jazdy parku wodnego w okolicach Pecatu. Na teren parku wjeżdża się przez bramę przyozdobioną potężna statuą boga Wisznu. Na tym samym terenie znajduje się Garuda Wisnu Kencana Cultural Park, gdzie można podziwiać wiele ogromnych posagów balijskich bogów. Niestety nie starczyło nam czasu żeby tam pojechać.
Park Wodny godny jest polecenia. Wstęp kosztuje 10$ (100.000 rupii) od osoby plus 1$ za zamykaną szafkę. Jedna szafka jest wystarczająco duża na 4 osoby. Na ogromnym terenie parku wiele atrakcji dla dzieci, wodne zjeżdżalnie, płynący „potok” po którym można popływać na pontonach (6.000 rupii od osoby), itp. I strasznie pusto. Oprócz nas było tam może z 10 osób! A samej obsługi widzieliśmy ze 40 ludzi! Spędziliśmy tam około trzech godzin, podczas których Mr. Nomman pospał sobie w samochodzie :). Polecamy żeby się porelaksować, schłodzić i pośmiać. Szczególnie fajne dla ludzi podróżujących z dziećmi.
Cała wycieczka trwała ok. 6 godzin. Za samochód z kierowcą zapłaciliśmy 250.000 rupii. Za wstęp na teren świątyni Pura Lahur Uluwatu zapłaciliśmy 20.000 rupii na osobę. Pamiętać należy żeby zabrać ze sobą sarongi. Na miejscu można je wypożyczyć ale przyjemność ta kosztuje prawie tyle co dobry sarong kupiony na bazarku.
Podaje namiary na najlepszego z, ogółem 5, kierowców jakich spotkaliśmy na Bali. Facet jest solidny, uczciwy, dobrze mówi po angielsku, zna znakomicie całą wyspę, służy poradą i ma poczucie humoru wiec jazda z nim to przyjemność:
Mr. Nomman, tel. +61 81 338 151 138, E-mail: norman_68ada@yahoo.com
Kierowca ten bierze tyle co inni: 400.000 rupii (40USD) za 10 godzin, 500.000 rupii za 12 godzin, 250:000 rupii za 5 godzin. I jest to cena końcowa. Znaleźliśmy kierowców nawet tańszych ale potem okazało się, że trzeba było im dopłacać do paliwa, za parkingi, dla policji, itp., więc na koniec wychodziło znacznie więcej i robiło się trochę nieprzyjemnie. Mr. Nomman dysponuje dużym klimatyzowanym terenowym samochodem w którym jest b. dużo miejsca (nawet na 7 osób). I nie próbuje nabrać turystów na typowe sztuczki żeby wyciągnąć ekstra pieniądze - nie opowiada bajeczek jaki to on biedny, ze to nie jego samochód, ze on ma z tego tylko 5$, itp. Gorąco polecamy :).
eleni | Świetny opis podróży, bardzo dokładne szczegóły!!! |