Feuerteventura została tym razem wybrana przez dzieci. Wiedząc, że raczej nie będziemy mogli wyjechać w tym roku w listopadzie, tak jak przeważnie wyjeżdżamy zaproponowaliśmy naszej młodzieży wspólny wyjazd we wrześniu. Po usłyszeniu tysiąca argumentów przeciw wspólnemu wyjazdowi, doszlismy do porozumienia . Warunek, dzieci oczywiście, nie lecimy dłużej niż pięć godzin, lot z Wrocławia czyli z domu, nie może być za gorąco, nic nie zwiedzamy no i oni wybierają hotel.
Padło znowu na Itakę i na Fuerteventurę i również tym razem się na nich nie zawiedliśmy. Wybrana została Hiszpania - młodzież postanowiła w ramach przymusowego wyjazdu podszkolić swój hiszpański.
Wylot punktualnie o 2-giej nad ranem. W hotelu byliśmy około 10-tejrano. Nim zdążyliśmy się zameldować skończyło się śniadanie, które i tak nam się nie należało bo doba hotelowa zaczyna się o 16-tej. Opaski nam założyli, mogliśmy już korzystać z All Inclusive, ale póki co czynne były same bary z napojami a pierwszy bar otwierali dopiero o 12-tej. Jednak nasza nienajedzona bez końca Nelka, wtargnęła do nieczynnej już restauracji i po chwili wyszła z pełnym talerzem żarełka. Dziewczę potrafi...
No ale perspektywa czekania do 16-tej młodzieży nie pasowała. My po wypiciu dwóch zimnych piwek poszliśmy zwiedzać hotel, a młodzież została w barze w lobby - bo przecież brudni po podróży nie wyjdą do ludzi. Nie minęło 10 minut dostaliśmy telefon od syna , że czekają na nas z kartami do apartamentów. Postanowili w ramach szkolenia języka iść do recepcji i wynegocjować wcześniejszą porę dostania pokojów. Jak widać negocjacje przeszły nawet nasze oczekiwania i już po 11-tej gniliśmy na leżakach przy basenie.
I tak na tych leżakach spędziliśmy dwa dni a, że słonce na Fuertaventurze zachodziło późno, grzało nieźle i też długo, basen opuszczaliśmy przed 20-tą. I całe dwa dni piliśmy drinki i zimne piwko, jedliśmy, czytaliśmy książki - znaczy się wszyscy czytali, bo mi się nawet czytać nie chciało. Ja za to przez dwa dni przeczytałam kilka razy przewodnik i postanowiłam zmienić trochę charakter naszego pobytu - tak żeby rozprostować kości.
Nie było tak dobrze jak myślałam. Maż mi uległ bo nie miał innego wyjścia, młodzież zgodziła się na jeden dzień wyjazdu - POD WARUNKIEM, że zahaczymy o centrum handlowe w stolicy las Rotudas - zgoda. Wypożyczyliśmy samochód - syn w ramach szkolenia hiszpańskiego poszedł do hotelowej wypożyczalni na negocjacje ceny - oj dobry z niego negocjator - i wzięliśmy auto na trzy dni. Trafiło nam się autko z pełnym bakiem, więc hulaj dusza. Dwa dni objeździliśmy z mężem przeróżne kawałki wybrzeża, i te bardziej i te mniej dostępne. Dojeżdżaliśmy szutrówkami dokąd się dało, dalej szliśmy pieszo. Ostatni trzeci dzień, ten poświęcony nam przez dzieci, pojechalismy z południa na północ do Corralejo. Pojechaliśmy środkiem wyspy , żeby jak najwięcej Fuerty liznąć - serpentyny pnące się w górę, pustynny krajobraz, malutkie osady w dolinach - widok surowy ale piękny, w oddali groźny ocean, powulkaniczne skały wokoło - nawet młodzież była zachwycona, ale żeby jeszcze klime z auta można było zabierać z sobą.
Droga do Corralejo, ze zwiedzaniem kilku malutkich osad i prześlicznego miasteczka Betancuria zajęła nam około 5 godzin. Betancurii warto poświecić trochę więcej czasu-jest to najstarsza miejscowość na wyspie, pierwsza stolica wyspy i chyba najładniejsze miasteczko Fuetreventury. W samym centrum miasteczka wznosi się prześliczny Kościół św. Marii z Betancurii, który jest otoczony pięknymi kamieniczkami, gdzie wyróżnia się odresturowany dworek Casa Santa Maria, w którym mieści się prześliczna restauracja i artyści lokalni są pochłonięci swoja pracą.
Wydmy Corralejo super sprawa, piach nawiany z Sahary, nie wygląda tak jak na Saharze, nie umiem tego wytłumaczyć, nie ma nawet porównania z piachem saharyjskim - no ale jest go ogrom i ten ogrom robi wrażenie. Szczególnie gdy zza jego grzbietu widzimy turkusowy ocean zlewający się z bezchmurnym, granatowym niebem. Plaże w okolicach Corralejo są równie piękne jak na półwyspie Jandia ale zdecydowanie krótsze. Cały piaszczysty obszar wydm ma około 27 km kw. i wchodzi w skład parku przyrodniczego, którego najwyższym punktem jest górujące nad wydmami wzgórze Montana Roja-czerwona góra.
Zwiedzanie zwiedzaniem, wydmy wydmami, kąpiele w oceanie kąpielami, ale nadszedł czas powrotu i trzeba było się przyszykować do odwiedzenia stolicy i zrobienia zakupów w Zarze i Mango... Przezorny zawsze zabezpieczony. Bo jak można wejść do centrum handlowego ubrudzonym w piasku -młodzież na wszystko jest przygotowana, więc wyciągamy z bagażnika butelki z wodą i robimy pucowanko. Zaczyna Nelka, żeby przypadkiem wody jej nie zabrakło, no i żeby nie musiała się wycierać ręcznikiem, którym już ktoś inny wytarł sobie np. nogi. Trochę szarpaniny z bratem - przecież mógł „osioł” zabrać swoje butelki... ale jakoś dali radę i wypucowali się. Nawet nam na przepłukanie nóg wody dali. A tak na marginesie - ja na taki pomysł bym nie wpadła, na te zakupy to bym pewnie też się wybrała, ale żeby aż tak sterylnie...
Jesteśmy w Puerto Del Rosario. Z zaparkowaniem auta nie ma problemu, wiec parkujemy przy deptaku. Generalnie nie ma co tu zwiedzać, ku radości dzieci...no ale Nelka kwiczy, że zaraz umrze z głodu więc siadamy w przesympatycznej knajpce - dawno w takiej prześlicznej tawernie nie byliśmy - najadamy się do syta, napijamy jeszcze więcej, dopychamy ciasteczkami i przepyszną kawą - oj brakowało mi takiej w hotelu, i czekamy na rachunek. Knajpka prowadzona przez Hiszpanów, dogadać po angielsku się nie można, ale od czego ma się dzieci „szlifujące sobie język hiszpański”. Pani przynosząc rachunek stwierdziła, że jesteśmy Włochami, bo akcent Karola taki Włoski. Włoski nie włoski ale jest naszym zbawicielem, nie musimy dogadywać się na migi. Bierzemy rachunek, patrzymy na ogrom talerzy na stole i szok... dawno nie zapłaciliśmy tak małego rachunku - ostatni raz w Tajlnadii - zostawiamy zapłatę i spory napiwek no i postanawiamy, że następnym razem nie będziemy brali na Fuercie opcji All Inclusive, a na pewno tu wrócimy dla samych plaż.
Z pełnym brzuchem Nelka może jechać na swoje zakupy. Centrum handlowe nowoczesne, przy głównej drodze wiodącej z północy na południe - nie ma tam innej drogi, widzieliśmy je już jadąc w dzień przyjazdu z lotniska do hotelu. Znaczy się Nelka je wycziła, mąż twierdzi też. No ale jak by mogło być inaczej... jesteśmy 20 km za stolicą, a galerii nie ma... Cholera... Ja już sama nie wiem, czy maż to zrobił celowo czy nie ale Nelka nie dała za wygrana i musiał zawrócić... Znaleźliśmy - przy głównej drodze jak wół, tylko przed wjazdem do stolicy od strony Corralejo a nie przy wyjeździe, a my ten kawałek przejechaliśmy przez centrum miasta.
Zakupy się udały, ekspedientka wysłuchała w Zarze od Nelki opier...., że jak to jest, że nie mają pełnego asortymentu a ona chciała płaszcz, który jest na stronie internetowej, nawet pokazała jej zdęcie płaszczyka w telefonie - 10 minut czekania i płaszcz z nowej kolekcji miła pani przyniosła z magazynu.
Nelka szczęśliwa z pełnymi torbami, my szczęśliwi, że już po zakupach poszliśmy do auta i pojechaliśmy do hotelu.
Następnego dnia zrobiliśmy sobie spacer brzegiem oceanu do plazy Sotavento - oczywiście sami - 4,5 godziny marszu. Była dobra pora odpływu, brzeg szeroki, niekiedy trzeba było przechodzić po skałkach - warto mieć jakieś mocniejsze buty, nawet sandały, ale kto o tym pomyślał - szliśmy więc tymi skałkami w japonkach - oj było niewygodnie ale daliśmy radę. Zwieńczeniem tego spaceru było dojście do przepięknej błękitnej laguny - wielkiego rozlewiska oceanu. Widok zapierający dech w piersiach, a szczególnie gdy wejdzie się na wysokie wydmy i cały ten obraz widzi się z góry. Do wieczora czas spędziliśmy na tej plaży, ale do hotelu wróciliśmy taxi-a to tylko 15 minut drogi.
Jeśli stacjonuje się na południu wyspy koniecznie trzeba zrobić spacer wzdłuż brzegu z Costa Calmy do Morro Jable - około 4 godziny w jedną stronę.
Obowiązkiem jest wybranie się do rezerwatu wydm Corralejo, skąd też odpływają promy na Lobos i Lanzarote.
Na zwiedzenie wyspy 3 dni w zupełności wystarczy. Jadąc na północ bocznymi drogami - bardzo krętymi, wąskimi i stromymi warto zatrzymać się na punktach widokowych i zajechać do Betancurii, Antiguy, Pajary, la Olivy - malutkie, zielone osady w środku księżycowego krajobrazu.
Wyspę najlepiej zwiedzać wynajętym samochodem. Wypożyczalni jest bardzo dużo i mają bardzo konkurencyjne ceny. Należy jednak zwracać uwagę co jest w pakiecie ubezpieczeniowym - generalnie tam gdzie mniejsza cena za samochód to większy udział własny w razie uszkodzenia samochodu. Ceny wypożyczenia samochodu wahały się od około 160 euro do 380 euro w cenie auta około 95 euro za trzy dni - auto typu opel corsa. My wypożyczaliśmy autko w hotelu, z czystego lenistwa, choć trochę drożej - wyniosło nas to 110 euro z dodatkowym ubezpieczeniem zwalniającym z kosztów własnych. Małym autem oczywiście nie można jeździć po szutrowych drogach - dojeżdżaliśmy tam dokąd daliśmy radę czyli wjechaliśmy prawie w każdą szutrówkę ... nie ma czego się obawiać.
Paliwo jest bardzo tanie - litr benzyny bezołowiowej - 4,11.
Wiatr na wyspie wieje niemiłosiernie i dlatego nie czuje się jak spieka słonce - najbardziej miedzy 14-16. Filtry bardzo wysokie są wskazane.
Jeśli chce się spacerować kilometrami wzdłuż brzegu trzeba uważać na pływy oceanu. Woda w czasie przypływu potrafi się podnieść nawet grubo ponad metr i zalać plażę nawet 200-300 m. Harmonogram pływów jest w hotelowej recepcji oraz w gazetach.
Teraz informacja dla miłośników zakupów. W stolicy, przy głównej drodze wiodącej z północy wyspy na południe jest największe centrum handlowe na wyspach - Las Rotundas. Jednak nie można go porównywać np. ze Złotymi Tarasami - jednak jeśli ktoś jest zwolennikiem ZARY, tak jak moja córka, to może zrobić tam niezłe zakupy - ceny niższe około 20 % niż u nas. Warto też zaopatrzyć się w perfumy, a tez dobrze się zaoszczędzi. Ja już tak mam, że zawsze wracam z zapasem perfum więc mając niskie ceny zapas zrobiłam spory. Jeśli chodzi o jakiekolwiek zakupy - omijając sklepy na lotnisku.
texarkana | Świetna relacja, uśmiałam się jak norka! Kasia, przebojowe masz dzieciaki! |
myszka | "Trochę szarpaniny z bratem - przecież mógł „osioł” zabrać swoje butelki... ale jakoś dali radę i wypucowali się." Nie ma to jak siostrzano braterskie rozmowy znam je dobrze a autopsji:) |
sporna | dobra kasia juz mam na samej gorze jest nazwa hotelu . ale kasiu musisz wybaczyc kobiecie w stanie błogosławionym :) |
sporna | ja ja ci zazdroszcze takiej duzej juz Nelki :) Relacja super ! kasia teraz nie wiem czy cos przegapiam czy niedoczytałam ale w jakim hotelu byliscie? |