Do Hiszpanii ciągnęło mnie od dawna, a szczególnie do Barcelony, gdzie chciałam poznać Wielkiego Gaudiego ze swoim światem rzeźb. Marzenie się spełniło. W marcu tego roku kupiliśmy z kumplem bilety. Szykowała się wyprawa. Moj kumpel jechał żeby być na meczu swojego ukochanego klubu Barcelona. Ja żeby pozwiedzać miasto i poczuć rytmy hiszpańskie. Lecieliśmy z Paryża easyJet tylko za 60 euro.
Przygotowanie się zaczęły od razu, którymi się zajęłam. Postanowiliśmy nocować w jakimś sympatycznym hostelu albo w pensjonacie położonym blisko centrum, żeby wszędzie dostać się na piechtę. Znalazłam sympatyczny pensjonat: Pension de la Plaza de Goya - adres: carrer de SepAslveda 187, Barcelona, tel:934519965. Cena w miarę przystępna, około 30 euro za osobę. Pensjonat znajdował się koło Placa Universitat, a 10 min. od głównego placu Barcelony - Pl. de Catalunya. Położenie było świetne, wszędzie blisko. A sam pensjonat bardzo sympatyczny, pokoje duże, czyste, łazienka z wc też w normie, nawet w pokoju był czajnik elektryczny do zrobienia czegoś ciepłego. Jedynym szokiem który przeżyliśmy było, że obsługa w ogóle nie mówiła po angielsku. Trzeba było pisać po angielsku i dopiero recepcjonistka wstukiwała zdanie angielskie do komputera i tak sobie tłumaczyła.
W sobotę rano o godz. 6:40 mieliśmy wylot z Paryża do Barcelony. Po godzinie i piętnastu minutach spędzonych w chmurach lądowanie w Barcelonie. Po wyjściu z budynku lotniczego czeka nas niespodzianka, słońce i ciepło nas przywitało. Radość wielka, bo z Paryża wylatywaliśmy w deszczu.
Witaj Barcelono! Nie szukając długo wsiadamy do autokaru tzw. AEROBUS, który wiezie nas do centrum miasta (bilet 3.50 euro od osoby). Wysiadamy na najsłynniejszym Plaza de Catalana ze swoimi słynnymi fontannami, na którym jest ful ludzi. Jest dziesiąta rano, wiec postanawiamy zjeść śniadanie hiszpańskie i dopiero udać się do naszego lokum. Na Plaza de Catalunya jest bardzo sympatyczna kafejka Café Zurich, znana ze swojego wystroju wewnętrznego, wszystko w drewnie. My ponieważ słońce świeciło pozostaliśmy na tarasie. Przy czarnej kawie ze słodką bułeczką obserwowaliśmy tłum przemierzający plac. Tłum wszystkich narodowości, tu słyszało się angielski, tam francuski, a jeszcze gdzieś dalej mieszankę językową. Ludziska ubrani kolorowo, letnio, uśmiechnięci i zadowoleni z życia. Okazało się, że większa ilość turystów przyjechała na ważny niedzielny mecz.
Po śniadaniu poszliśmy do naszego pensjonatu zanieść bagaże i przebrać się. I wreszcie ruszyliśmy w rejs na podbój miasta.
Na pierwszy rzut poszła główna Aleja La Rambla. Jest to miejsce najbardziej tętniące życiem w mieście. Na samej alei można spotkać ciekawych przebierańców, czasami strasznych wręcz mrożących krew w żyłach. Ale są cząstką tego miejsca. Idąc aleją, po prawej stronie napotykamy Morcado Boqueria - targ owoców i słodyczy. Ilość kolorów, owoców nas urzeka wręcz szokuje. Wszystko tak pięknie ułożone, udekorowane, można zobaczyć i pokosztować wszystkie owoce świata, a dla łakomczuchów jest tez pełno słodkości. My spróbowaliśmy po pudełeczku owoców a do tego mus owocowy. Pyszności, polecam a kosztuje kapkę drobnych.
Po targu ruszamy dalej La Rambla. Po drodze w małą wąską uliczką Nou de la Rambla gdzie zwiedzamy Pałac Gaudiego. Sam pałac jest zbudowany w środku z cegły nie ma rzeźb, schody i sufit robią wrażenie. Za to dach budynku jest ciekawy; zza rogu mała choinka wygląda, kwiatek i jeszcze coś. Niestety górnej części pałacu nie można było zwiedzać, trwał remont. Po muzeum dalej ruszamy La Rambla w kierunku portu i dochodzimy do gigantycznego pomnika Kolumba, który otoczony jest czterema lwami przedstawiającymi cztery strony świata. Jest to główny punkt orientacyjny dla turystów. Za pomnikiem wreszcie widzimy błękitne morze z plażami, kafejkami, a w oddali Góra Montjuic.
Przechadzamy się po porcie, plaży gdzie jest mały odpoczynek. Zamoczenie nóg i wystawienia buziek do słońca. Siedząc na plaży widzimy małe wagoniki linowe, które jada na Wzgórze Montjuic. Jest to teleferico - kolejka linowa która zaczyna się w starym porcie przy starym molo Moll del Relotge. Polecam przejechać się kolejką, z góry widać całą Barcelonę, a w szczególności port i otoczenie. Widoki są wspaniałe i zapierające, a sama jazda to dreszczyk emocji. Po kolejce obeszliśmy naokoło port ze swoimi restauracjami. Zahaczyliśmy o Drassanes, są to XIV - wieczne doki, jedyne na świecie i warte zobaczenia.
Późnym popołudniem wdepnęliśmy na La Rambla do ciastkarni, żeby wzmocnić się energią na wieczór. Ponieważ była to noc otwartych muzeów, więc mieliśmy w planie zobaczyć Muzeo Picasso. A warto jest do niego wdepnąć, jest ciekawa kolekcja wczesnych dzieł i głośnych płócien „Las Meninas Velazqueza”.
Po Piccasie bardzo ale to bardzo mieliśmy ochotę na Casa Mila, zwaną również La Pedrera Gaudiego. Ten budynek to istne dzieło, każde mieszkanie jest inne, a dach ze swoimi rzeźbami jest niesamowity. Niestety nie dane nam było wejść do środka, kolejka na trzy godziny, stwierdziliśmy że wystarczy zobaczyć z dołu i tak robi wrażenie. To nie budynek, ale rzeźbiony pałacyk z balkonami, a każdy inny i ciekawszy. Cudo warte zobaczenia. Tak dzień dobiegł końca, z małą kolacją na La Rambla.
Drugi dzień. Po śniadaniu udajemy się metrem do stacji Diagonal a stamtąd pierwszym hiszpańskim tramwajem niebieskim na Wzgórze Tibidabo (512 m.), które stanowi centralny punkt miasta. Tramwaj niebieski podwozi nas do Pl del Funicular. Tam przesiadamy się w małą zółto - niebieską kolejkę, która wywozi nas na sam szczyt.
Na górze można zwiedzić neogotycki kościół Sagrat Cor ze swoimi rzeźbami i wieżyczkami - robi wrażenie. Na wzgórzu znajduje się pierwsze wesołe miasteczko dla dzieci. Dla dorosłych wzgórze jest miejscem do uprawiania joggingu, a dla cyklistów świetnym miejscem do zjazdu. Ze wzgórza rozpościera się widok na morze i góry Serra de Collserola. Po krótkim spacerze do miasta schodzimy na piechotę ulicą Carretera de Aigues. Po drodze widzimy piękne pałacyki w stylu hiszpańskim, domy ze wspaniałymi ogrodami z roślinnością śródziemnomorską, palmy nam się kłaniają, słońce przygrzewa a schodzi się szybko.
Po tym spacerze kierujemy się do najciekawszej atrakcji Barcelony Park Gaudiego (Parc Guell). Park wita nas murem ze swoimi pomarańczowymi wieżyczkami. Po wejściu trzeba pokłonić się salamandrze, zrobić parę zdjęć i ruszyć na poszukiwanie najdłuższej ławki świata. Po spacerze wreszcie wychodzimy na pierwszy taras i widzimy krętą biało-niebiesko-czerwoną ławkę na której każdy chce usiąść, dotknąć, zrobić zdjęcie i obejść dookoła. Jest tyle narodu, że trzeba poczekać żeby usiąść na minutkę i pstryknąć zdjęcie. W końcu udaje nam się usiąść i posiedzieć na tym małym okazie, które jest niesamowite a zarazem piękne. Te kolory i te mozaiki, z których można stworzyć takie dzieło zachwycają oko. Siedząc ma się wrażenie ze jest się w zaczarowanej krainie!!! Nie mogliśmy się napatrzyć. Żeby dłużej pobyć w tym magicznym miejscu, postanowiliśmy zjeść obiad w parkowej kawiarni wśród tych niespotykanych rzeźb, ze słońcem na czele.
Późnym popołudniem kierunkiem naszym był stadion i mecz. O ludzie!!! Prawie cala Barcelona jechała na stadion, do tego przyjezdni kibice. Mowy nie było o dostaniu biletu w ostatniej chwili. Ale mojemu koledze udało się zobaczyć wjeżdżających na stadion piłkarzy. Na ten mecz przyjechało bardzo dużo Polaków z Polski, niesamowici są kibice. My po zobaczeniu tego fulu ludzi, i całej atmosfery wróciliśmy na La Rambla szukać kafejki żeby obejrzeć mecz. Mecz obejrzeliśmy w bardzo fajnej kafejce przy piwie, śpiewaniu i oklaskach, bo Barcelona wygrała. A co się działo po wygranym meczu, zabawa uliczna ze wszystkimi zagrywkami!!! Drugi dzień pobytu dobiegł końca. Dużo było wrażeń. A najmilsza pamiątka to Park Gaudi.
Trzeci dzień i ostatni. Wcześnie rano ruszamy żeby zobaczyć słynną barcelońską katedrę Sagrada Familia - Świątynia Pokutna Swietej Rodziny. Przepiękna katedra, perła Barcelony i dzieło Gaudiego. Jest to potężna budowla z 12 wieżami, która do dnia dzisiejszego nie została ukończona. Na wieżyczkach można zobaczyć choinki, gołąbki pokoju, kiście winogron, a wszystko w swoich naturalnych kolorach. Kolor szary katedry przeplata się z tymi cudeńkami rzeźbionymi przez Gaudiego. Miedzy rzeźbami widać postacie świętej rodziny. Ciekawy styl i architektura. Jest inna, bardziej cieplejsza i przystępniejsza w porównaniu z innymi katedrami.
Po katedrze pojechaliśmy jeszcze do Park Ciutadella. Można w nim zobaczyć Parlament Katalonii i Muzeum Sztuki Nowoczesnej, oraz śliczne fontanny i rzeźby nowoczesne. Czas nas gonił, więc tylko mały szybki spacer po parku zakończony zobaczeniem Łuku Triumfalnego.
Barcelona to DUMA KATALONCZYKOW i drugie miasto w Hiszpanii, które przyciąga turystów. Położone jest na równinie miedzy rzekami Liobregat i Besos. Dawniej była kolonią rzymską, miała swoje forum leżące w punkcie przecięcia osi. Dzisiejsze forum to Placa Sant Jaume na którym mieści się siedziba miasta.
Miasto ma wspaniałą historię (warto przeczytać w przewodniku po Hiszpani), wygląd przeszłości pozostawiły trwałe ślady.
Do miasta najlepiej jest pojechać nie w sezonie, wtedy jest mniej turystów i ceny automatycznie spadają. Po moim wypadzie wiem, że na miasto trzeba przeznaczyć co najmniej cztery dni. To wystarczy minimalnie do obejrzenia wszystkich większych atrakcji.
Polecam nasz pensjonat, który miał lokalizację super i był w miarę przystępny cenowo.
WEŹCIE ZE SOBĄ ROZMÓWKI HISZPAŃSKIE. W Barcelonie niechętnie rozmawiają w innym języku niż kataloński.
maciekart | Bardzo ciekawy i przydatny opis przed wyjazdem do Barcelony ;) |