Damnoen Saduak czyli Targ na wodzie. To małe miasteczko położone jest 60 km na północny-wschód od Bangkoku, w prowincji Ratczaburi. Miejsce to uchodzi za jeden z nielicznych, oryginalnych, pływających targów jakie zachowały się jeszcze w Tajlandii. Kanał, w którym się kłębią łodzie sprzedawców i kupujących ma 32 km. Został wykopany w 1866 roku za panowania króla Ramy IV, i łączy ze sobą rzeki Mae Klong i Tacheen.
Na targ Damnoen Saduak pojechaliśmy z wycieczką zorganizowaną. Wycieczkę wykupiliśmy w jednym z biur podroży mieszczących się w dzielnicy turystów Khao San.
Rano o godzinie siódmej przyjechał po nas do hotelu busik, który zawiózł nas na Khao San. Tam kierowca nas wysadził i kazał czekać. A sam poszedł gdzieś i tyle go było widać. Zdążyliśmy w tym czasie wypić po kawie, poobserwować budzące się miasto do życia: nocnych turystów w stanie upojenia i ledwie trzymających się na nogach a powracających do swoich hoteli, sprzedawców wyjmujących towar i liczących nocny zarobek. Mijały minuty a my dwie takie istoty cierpliwie czekaliśmy na dalsze rozwiniecie dnia i naszego kierowcę.
Po czterdziestu minutach, przyszedł kierowca z innymi pasażerami i zaprosił nas do busika. We mnie się gotowało i miałam już na końcu języka powiedzieć parę mocnych zdań. Ale szkoda było nerwów i słów na rozmowę. Byliśmy w Azji gdzie cierpliwość była wystawiona na ciężką próbę, i gdzie do ślamazarności trzeba było przywyknąć. Busik ruszył, ale nie dojechał daleko. Po wyjechaniu z miasta zaraz zatrzymaliśmy się zatankować paliwo. Potem po pół godzinie znowu była przerwa na toaletę i zakąskę. A czas gnał do przodu. Wiedzieliśmy, że na targu trzeba być jak najwcześniej. W godzinach porannych zjeżdżają się Tajowie z bliższych i dalszych okolic ze swoimi produktami na sprzedaż. Te wczesne chwile porannego handlu są warte zobaczenia. Później jest przedstawienie dla turystów!
Zanim dojechaliśmy na miejsce była jedenasta. Trzeba było stać w kolejce, żeby wsiąść do łódki. Jeszcze w ostatniej chwili okazało się, że za łódkę trzeba dopłacić, a miało to być w cenie wycieczki. Cyrk i komedia!!!
Wsiedliśmy do długiej chyboczącej się łodzi, prowadzonej przez kobietę i stanęliśmy w korku na wodnym szlaku. Przed nami był tłum lodzi z turystami. Płynęliśmy wąskim kanałem - klongiem wzdłuż którego były poustawiane stragany na brzegu jak i prosto w zakotwiczonych przy nich łodziach na wodzie. Na targu można było kupić wszystkiego po trochu: ubrania, buty, hamaki, koszyki i inne wyroby rękodzielnicze. Łódka się chybotała na wszystkie strony, obijała o inne łodzie. Ale nasza wioślarka dzielnie omijała inne łódki, zgrabnie koło nich przepływała żeby się nie zderzyć i nie uszkodzić swojej i innej łódki. Zatrzymywała się przy stoiskach mając nadzieję, że coś kupimy. Obok nas przepływały małe łódki mieszkańców z jedzeniem, wszelkiego rodzaju dobrami, które urodziła ziemia i wytworzyła ręka ludzka. A wszystko pięknie ułożone, udekorowane i kolorowe. Prawie wszystkie lodzie były prowadzone przez kobiety, ubrane w kraciaste koszule, lub kombinezony z kapeluszami na głowach. To był wodny targ kobiet. Mężczyzn można było policzyć na palcach.
Całą atmosferę targu psuły kolejki lodzi z turystami, pstryki aparatów fotograficznych i zatrzymywanie się przy straganach z pamiątkami. O tej godzinie to był targ i teatr dla turystów. Sama przejażdżka trwała pół godziny i nie sprawiła nam wielkiej przyjemności. Po niej zdegustowani jeszcze poszliśmy się przejść miedzy straganami na brzegu. Ceny większe niż w Bangkoku, a produkty takie same.
Na zakończenie okazało się, że mamy jeszcze jeden rejs po kanale, ale już łodzią motorową. To była przejażdżka po klongach miasteczka. Płynąc nimi widzieliśmy domy na wodzie ze swoimi mieszkańcami. Tu mężczyzna nabierający wodę do wiadra, tam kobieta wieszająca pranie, lub podlewająca kwiatki. Domki wszystkie są drewniane, zbudowane na palach. Przy każdym domu łódka, balkonik z kwiatami, a wokół piękne zielone palmy podróżniczki. Mijając kanały i przyglądając się życiu tych ludzi nabrałam innego spojrzenia na tą wycieczkę. Ten krótki rejs po klongach pokazał nam prawdziwe życie mieszkańców na wodzie, jakże różne od naszego!
Na targ radzę się wybrać dzień wcześniej. Zarezerwować hotel w miasteczku i rano samemu wynająć łódkę u jednego z handlujących i uczestniczyć w prawdziwym handlu Tajów. Wynajęcie lodki ok. 100 BHT. Wycieczka nas kosztowała 250 BHT i łódka pierwsza dodatkowo 150 BHT.
Brak komentarzy. |