VARADERO, KUBA: DWA TYGODNIE W HOTELU ROC BARLOVENTO, WYCIECZKI DO SANTA MARTA I MATANZAS, LISTOPAD 2018
VARADERO TO NIEKONIECZNIE TYLKO HOTELE--TO TEŻ PRAWDZIWA KUBA, O CZYM SIĘ DOWIEDZIAŁEM PODCZAS NASZEJ WYCIECZKI
Nigdy nie miałem specjalnie chęci, aby pojechać do
Varadero, gdzie spodziewałem się zobaczyć prawie 100 różnych hoteli i kurortów, piaszczyste plaże - i nic więcej. Na szczęście się myliłem! To prawda, że wiele hoteli znajdujących się we wschodniej części Półwyspu Hicacos (na wschód od Calle 64) jest niezmiernie luksusowych, większych i oferujących znacznie wyższy standard, ale znajdują się one ‘w szczerym polu’, poza nimi i pięknymi plażami właściwie niczego nie ma—trzeba brać autobus lub taksówkę, aby coś więcej zobaczyć. Natomiast zachodnia część Varadero przypomina małe miasteczko. Nasz hotel, Roc Barlovento, znajdował się bardzo blisko mostu nad kanałem nawigacyjnym Kawama, na samym początku półwyspu Hicacos. Tak więc okazało się, że jest to DOSKONAŁA lokalizacja! Często spacerowaliśmy kilka kilometrów główną ulicą Varadero (Avenida 1ra) i zaglądaliśmy do różnych restauracji, sklepów, parków, hoteli, domów prywatnych i innych atrakcji—nawet konsulat Kanady znajdował się niedaleko hotelu. Wieczorami przechadzaliśmy się wzdłuż kanału, gdzie Kubańczycy łowili ryby i krewetki, a po drodze zobaczyliśmy rezydencję Al Capone, Casa de Al (chociaż jest prawie pewne, że Al Capone nigdy tam nie był). Jednak najlepsze spacery były do miejscowości Santa Marta, położonej tuż za mostem, który łączył półwysep Hicacos z pozostałym lądem.
Był to nasz 14 wyjazd na Kubę w ciągu 10 lat (od 4 do 18 listopada, 2018). Wybraliśmy hotel Roc Barlovento głównie z powodu licznych pozytywnych recenzji opublikowanych na TripAdvisor - i na pewno nie zawiedliśmy się. Manager był Niemcem – dlatego może hotel był dość dobrze zarządzany (chociaż potrzeba byłoby o wiele więcej, niż niemiecki zarząd, by rzeczywiście dokonać widocznych i radykalnych zmian na Kubie….).
Hotel był całkiem dobrze zaprojektowany, w hiszpańskim stylu, stosunkowo mały i przytulny i przez to nie potrzeba dużo chodzić pomiędzy restauracjami, sklepami, plażą i pokojami hotelowymi. A do tego jest tylko dla dorosłych—nie było więc żadnych płaczących i biegających dzieciaków! Około 60% turystów to Kanadyjczycy (mówiący po angielsku i francusku), 30% Niemcy, jak też spotkaliśmy przybyszów z Hiszpanii, Włoch i innych krajów.
Hotel miał 3 baseny, ale nigdy z nich nie korzystaliśmy. Mały sklepik, tienda, posiadał dość dobry wybór napojów, rumów, wódek, szamponów, ubrań, kosmetyków i tym podobnych artykułów. Malutki stoisko w środku hotelu sprzedawało pocztówki i znaczki (skrzynka pocztowa była w hotelu—od razu musze wspomnieć, że wysłałem 10 kartek pocztowych i żadna z nich nie dotarła do adresatów), jak też kilkakrotnie artysta-malarz malował i sprzedawał obrazy. W recepcji hotelowej można było wymienić walutę, ale kurs był bardzo słaby - zaledwie 68 CUC za $100 kanadyjskich, podczas gdy bank oferował około 73,50 CUC. Kilka bardzo przyjaznych (i spasionych) kotów wałęsało się po terenach hotelowych, zwłaszcza podczas posiłków w pobliżu stolików przed restauracją—ale hotel też ustawił specjalną ‘kawiarnię dla kotów’, gdzie turyści mogli zostawiać im przysmaki. Nic dziwnego, że było niezmiernie wybredne!
O 10 rano odbywały półgodzinne ćwiczenia ‘stretching’ i jogi, prowadzone przez Zahilys, bardzo przyjemną Kubankę, która pracowała przy animacji i prowadziła również inne zajęcia. Jednak nie było zbyt wielkiego zainteresowanie tą aktywnością i dość często byliśmy jedynymi uczestnikami. W małej budce można było otrzymać ręczniki plażowe—w niej mieściła się też mała biblioteka z książkami w językach angielskim, francuskim i niemieckim, do której dotowaliśmy nasze 4 przeczytane pozycje. Każdego wieczoru odbywały się różne występy rozrywkowe, ale uczestniczyliśmy tylko w jednym, który miał miejsce w basenie i był imponujący! W hotelu można też wykupić różne wycieczki. Pod koniec naszego pobytu pojawiła się informacja o bardzo tanim przejeździe autobusowym do
Hawany - myślę, że kosztował 40 CUC w obie strony lub 25 CUC w jedną stronę na osobę.
Dwa tygodnie przed przyjazdem wysłaliśmy do hotelu e-mail, prosząc o cichy pokój na najwyższym piętrze i rzeczywiście nasza prośba została spełniona - otrzymaliśmy pokój nr 333. Z okna widzieliśmy część kortu tenisowego i dużo zieleni. Od czasu do czasu czuliśmy zapach ropy / benzyny - około 1 km od naszego hotelu, w Santa Marta, znajdowały się dwie wieże wiertnicze.
Balkon był mały, ale wystarczający, aby na nim usiąść i wygrzewać się na słońcu. Pokój posiadał 2 podwójne łóżkami, telewizor HD z około 25 kanałami—jednym z nich był kanał CNN (przeznaczający ponad 95% czasu antenowego na wiadomości związane z osobą prezydenta Trumpa, co było niezmiernie nudne—pozostałe 4% na sprawy dotyczące USA i tylko 1% na wiadomości międzynarodowe – zapewne w Związku Radzieckim telewizja było bardziej interesująca!) Sejf było płatny (2 CUC dziennie, 28 CUC przez 2 tygodnie). Zawsze mieliśmy ciepłą i zimną wodę, klimatyzator działał idealnie i łatwo było zdalnie zmienić przepływ powietrza lub temperaturę. Mała lodówka dobrze chłodziła nasze napoje. Trzy razy mieliśmy drobne problemy (z sejfem i zasłoną) - w ciągu 10 minut od ich zgłoszenia przyszedł technik i je naprawił. Kilka razy nasze karty magnetyczne przestały działać i musieliśmy iść do lobby, aby je ponownie zaprogramować. Pokojówka, Norian, była bardzo dokładna i zawsze po powrocie z plaży zastawaliśmy nasz pokój wysprzątany.
Plaża była rozległa i piaszczysta, było na niej dużo zawsze wolnych krzeseł i palapas. Mogliśmy też obserwować romantyczne zachody słońca. Często kąpałem się w oceanie—pierwsze 30 metrów było bardzo płytkie. Pod koniec naszego pobytu zrobiło się wietrznie, fale stały się dość spore i pojawiła się żółta, a następnie czerwona flaga (zakaz pływania). Pewnego razu niespodziewanie pokaźna fala przetoczyła się przez plażę, zaskakując wielu relaksujących urlopowiczów (i zalewając ich rzeczy).
Innym bardzo istotnym powodem, dla którego wybraliśmy ten właśnie hotel, była możliwość spożywania wszystkich posiłków na świeżym powietrzu—zresztą nie korzystało z tej sposobności zbyt wiele turystów. My natomiast ani razu nie jedliśmy wewnątrz! Jedzenie było ogólnie podobne każdego dnia, ale urozmaicone i smaczne - często nawet pyszne. Na śniadanie zawsze jadłem jajka z boczkiem, a czasem omlety, a także mnóstwo owoców, soków i jogurt. Zwykle nie jedliśmy lunchu, ale dwukrotnie się skusiliśmy i był doskonały - oprócz regularnych posiłków, rozstawiono na powietrzu ogromny grill i serwowany wyśmienite steki, hamburgery, hot dogi i inne dania z grilla. Podczas kolacji kucharz serwował wspaniałą wieprzowinę i wołowinę z grilla, a także kilka rodzajów ryb, krewetek, kalmarów i małży. Można też było zamówić spaghetti i pizzę. Były też przepyszne gulasze, kurczak, szynka parmeńska, ser i sałatki. Nie natknąłem się jednak na pomidory, które uwielbiam. Kelnerzy zawsze przynosili do naszego stołu kawę, soki, wino lub piwo. W pobliżu plaży znajdował się bar przekąskowy, serwujący podstawowe jedzenie - hamburgery (bardzo dobre), hot dogi, kanapki z szynką i serem, owoce i sałatę. Obok znajdował się bar z zimnym piwem i napojami alkoholowymi.
W lobby hotelowym znajdował się mały barek, ale z powodu podjeżdżających samochodów, taksówek i autobusów było tam gwarno i zalatywało spalinami. Wieczorem można było posłuchać muzyki na żywo—uwielbiałem skrzypka i gitarzystę, byli fantastyczni. Bar na centralnym placu (w sąsiedztwie restauracji meksykańskiej) był doskonały, posiadał dużo stołów i krzeseł i nigdy nie było do niego kolejek - często zatrzymywaliśmy się w nim na drinka w drodze z plaży. Ogrodnicy często przynosili na plażę orzechy kokosowe i od razu je odpowiednio obierali dla turystów.
Podczas naszego piętnastodniowego pobytu, 12 lub 13 dni było dość słonecznych i gorących (ponad +30 ° C). Ponieważ często pozostawialiśmy otwarte drzwi balkonowe, widzieliśmy w naszym pokoju kilka komarów, ale poza tym nie spostrzegłem żadnych innych owadów.
Często przechadzaliśmy się z hotelu do miejscowości Santa Marta - dojście do mostu zajmowało nam około 2 minuty, po jego przejściu skręciliśmy w lewo i już szliśmy ulicami miasteczka. Było one całkiem ładne, z mnóstwem restauracji, kawiarni i casas particulares. Większość restauracji oferowała bardzo urozmaicone dania po rozsądnych cenach. W niedzielny poranek udaliśmy się na targ—warto było! Farmerzy sprzedawali mnóstwo owoców i warzyw, wszystkie ceny były w CUP (tj. Moneda National, 25 CUP = 1 CUC = 1 USD) i produkty były bardzo tanie. Kupiłem ‘swojskie’ piwo za około 6 CUP od szklanki, całkiem dobre, bardzo różniło się od sprzedawanego komercyjnie. Nabyliśmy także pyszne jedzenie od sprzedawcy ulicznego.
Miasteczko miało dużo casas particulares i odwiedziliśmy jedno z nich. Właściciel mówił po angielsku, odwiedził nawet Kanadę (na zaproszenie turystów, z którymi się zaprzyjaźnił) i opowiedział nam wiele ciekawych historyjek o tym mieście. Ponieważ wielu jego mieszkańców pracowało w hotelach w Varadero, powodziło im się nie najgorzej, co było widać po wielu zadbanych i dużych domach prywatnych.
Kilka razy wstąpiliśmy do prywatnej kawiarenki na bardzo dobrą kawę i ciasteczka. Otworzyła się zaledwie rok temu, całe wyposażenie było fabrycznie nowe, a na błyszczących aparatach do parzenia kawy i cappuccino widniały napisy, „Made in Italy”.
Wieczorem wielokrotnie spacerowaliśmy wzdłuż kanału - zwykle gromadziły się tam grupy kubańskich wędkarzy. Chodziliśmy także po Avenida 1ra, nawet doszliśmy do słynnego baru „The Beatles Bar”, wchodząc po drodze do restauracji, kawiarni i sklepików, ‘tiendas’.
Gdy poszliśmy do banku, aby wymienić pieniądze, w środku znajdowało się ponad 10 turystów i musieliśmy czekać prawie godzinę - paszport był również wymagany do sfinalizowania transakcji.
Staraliśmy się jak najwięcej chodzić pieszo, ale kiedy byliśmy zmęczeni, zawsze czekało mnóstwo taksówek, ‘coco taxi’ i dorożek konnych, gotowych na podwiezienie nas do hotelu. Dwukrotnie skorzystaliśmy z autobusu hop-on-hop-off. Ostatni przystanek znajdował się prawie vis-a-vis naszego hotelu (w pobliżu restauracji La Sangria), kursował co 20 minut (rzadziej wieczorem), kosztował 5 CUC za osobę i zabierał nas do samego końca półwyspu Hicacos.
Hotel oferował wycieczki do Hawany, ale ponieważ 10 lat temu spędziliśmy tydzień na zwiedzaniu tego pięknego miasta, postanowiliśmy odwiedzić jedynie miasto Matanzas, znajdujące się pomiędzy Hawaną a Varadero. Udało nam się znaleźć wygodną taksówkę za 30 CUC, która wysadziła nas w Matanzas na placu Libertad Square. Catherine poszła do Muzeum Farmaceutycznego, a ja zwiedziłem budynek rządowy, bodajże ratusz.
Początkowo pracownicy nie chcieli mnie do niego wpuścić, ale wyjaśniłem, że tylko chciałem obejrzeć zdjęcia na ścianach. Przedstawiały wizytę Fidela Castro w tym mieście. Pośrodku placu znajdowała się statua Jose Marti. Następnie poszliśmy do restauracji w hotelu Velasco, sąsiadującym z Teatro Velasco, a potem ulicą Calle Milanes w kierunku morza, mijając Catedral de San Carlos Boromeo.
W końcu dotarliśmy do teatru Sauto, który był w remoncie. Na placu przed teatrem znajdowały się stare szyny tramwajowe—na Kubie swojego czasu w wielu miastach kursowały tramwaje, ale to już dawna historia. Teatr został otwarty w 1863 roku i był symbolem miasta. Takie sławy jak francuska aktorka Sarah Bernhardt, rosyjska tancerka Anna Pavlova, włoska piosenkarka operowa Enrico Caruso i hiszpański gitarzysta Andrés Segovia występowały na jego scenie.
W pobliżu teatru znajdowało się Museo de los Bomberos (Muzeum Strażaków), ale nie poszliśmy do niego. Spędziliśmy trochę czasu w Cafe i Cremeria Atenas vis-a-vis teatru i wypiliśmy kilka drinków, które były w dość przystępnej cenie. Siedząc na patio, mieliśmy wspaniały widok na budynek teatru i mogliśmy obserwować życie miasta. W pobliżu znajdowały się dwa mosty nad rzeką Rio San Juan. Nawiasem mówiąc, było bardzo gorąco i wilgotno i przez cały dzień wypiłem 9 puszek piwa Bucanero!
Obeszliśmy dookoła budynku teatru w nadziei, że być może uda nam się zajrzeć do środka, ale był zamknięty na cztery spusty. Poszliśmy ulicą Calle 272 wzdłuż wybrzeża. Równolegle do brzegu i na środku ulic znajdowały się tory kolejowe - byłem pewien, że dawno temu zostały porzucone, wyglądały na stare i raczej zepsute, ale powiedziano nam, że pociągi wciąż jeżdżą! Jeśli rzeczywiście to prawda, w takim razie to cud techniki! Tuż obok ulicy Calle 270 na małym „półwyspie” znajdowała się kubańska knajpka, wszystkie ceny podano w CUP. Zamówiliśmy pudełko smażonych krewetek - o ile pamiętam, 10 z nich kosztowało około 30 CUP i były wyśmienite! Sądzę, że było to haitańska część miasta Matanzas—kilkakrotnie spostrzegłem Kubańczyków z dość osobliwymi rysami twarzy - być może byli oni potomkami haitańskich przybyszów.
Wieczorem spacerowaliśmy ulicą Calle 97, wzdłuż rzeki Rio San Juan i zatrzymaliśmy się w galerii „Lolo Galeria-Taller”. Niesamowita! W środku znajdowało się mnóstwo dzieł sztuki - rzeźby, obrazy, posągi, wyroby ceramiczne – wykonane przez różnych artystów.
Niektóre prace były trochę przerażające, ale niezmiernie kreatywne. Podobało mi się wiele obrazów i nie zawahałbym się je powiesić w domu lub biurze. Niestety ceny (przynajmniej te oficjalne) były dość wysokie—z pewnością możliwe byłoby wytargowanie się z artystami.
Ponownie znaleźliśmy się w pobliżu katedry, odbywały się tam jakieś uroczystości i grupa ludzi, ubranych w fantazyjne stroje, udała się na główny plac. Odwiedziliśmy także klub szachowy, nazwany na cześć słynnego kubańskiego ‘cudownego dziecka’ szachowego, José Raúla Capablanca y Graupera (1888–1942), który był mistrzem świata w szachach od 1921 do 1927 roku.
Robiło się późno i zaczęliśmy się rozglądać za taksówką. Podczas naszych poszukiwań nawinął się jakiś Kubańczyk i zaczął z nami rozmawiać i domyślając się, że szukamy środka transportu, natychmiast zaoferował nam swoją pomoc, prawdopodobnie oczekując od nas napiwku. Chodziliśmy z nim przez chwilę i ostatecznie zobaczyliśmy prywatną taksówkę; po krótkiej dyskusji wynegocjowaliśmy cenę 25 CUC (kierowca nie był zbyt zachwycony taką ceną) i daliśmy kilka CUC naszemu pośrednikowi.
Samochód był bardzo stary, jedyne, co wydawało się w nim działać, to silnik oraz światła przednie i tylne. W całkowitej ciemności nie mogliśmy nawet prowadzić rozmowy ze względu na hałas, a do tego wnętrze samochodu zalatywało spalinami, które musiały przedostawać się przez liczne pęknięcia. Przed wjazdem do Varadero znajdował się policyjny punkt kontrolny—policja zatrzymała taksówkę. Kierowca wysiadł z samochodu, a policjant oficjalnie strzelił obcasami i zasalutował. Rozmawiali przez chwilę i mogliśmy jechać dalej. Zapytałem go, czy policjant chciał łapówki—odpowiedział, że nie. W każdym razie wróciliśmy do hotelu i daliśmy mu 30 CUC. Nawiasem mówiąc, jeśli zatrzymalibyśmy się w hotelu położonym dalej na półwyspie, z pewnością cena byłaby znacznie wyższa, dotarcie tam zajęłoby więcej czasu - nasza lokalizacja ma wiele zalet!
Przez wiele lat bardzo niechętnie odnosiłem się do wyjazdu do Varadero, nie chcąc być otoczonym jedynie kurortami i hotelami. Tak się nie stało – lokalizacja Hotelu Roc Barlovento spowodowała, że nie byliśmy w enklawie turystycznej. Niezmiernie polubiliśmy ten hotel i jego miły personel—mieliśmy udane wakacje! Ostatniego dnia pobyty, w autobusie jadącym na lotnisko, rozmawialiśmy z jadącymi turystami o ich wrażeniach na temat hoteli, w których mieszkali. Okazało się, że większość z nich nie była specjalnie zadowolona, a wręcz rozczarowana hotelami, które były droższe i o wyższych standardach od tego, w którym mieszkaliśmy.
Chciałbym jeszcze dodać, że planowaliśmy spędzić 2 tygodnie w tym samym hotelu w listopadzie 2020 roku. Niestety, COVID-19 zniweczył nasze plany-ale mam nadzieję, że wybierzemy się do Varadero za rok!