Wyjeżdżając na wakacje do krajów skandynawskich zawsze tak planuję trasę, żeby niedziela wypadła w pobliżu miejscowości, w której jest kościół katolicki (są takie w całej Skandynawii, ale niezbyt liczne!).
Tym razem padło na Bergen. Tu czuję się już tak „u siebie”, że mam prawie „swoją parafię” - św. Pawła. Ale dla pewności, przed wyjazdem z Polski wolałam upewnić się w necie, czy nie zmienili rozkładu Mszy niedzielnych... I rzeczywiście wyczytałam informację, która mnie nieco zaskoczyła: będę miała w Bergen „2 w 1” - i niedzielę, i Boże Ciało. Bowiem w Norwegii (jak i w pozostałych krajach Północy) świętowanie uroczystości Bożego Ciała jest przeniesione z czwartku na najbliższą, następującą po nim niedzielę. Wyczytałam też, że centralna Msza św. odbędzie się o godz. 14-tej, w kościele św. Jana (to w Bergen kościół protestancki! Ale jak widać nie mają uprzedzeń religijnych, ekumenizm ma praktyczne zastosowanie), a następnie przejdzie tradycyjna procesja, która zakończy się w katolickim kościele św. Pawła. Znając dobrze Bergen, wiem że oba kościoły są od siebie bardzo blisko, więc nie zdziwiła mnie taka trasa procesji.
A na miejscu, w Bergen, rozmach uroczystości przebił moje najśmielsze nawet przypuszczenia czy oczekiwania... Jeszcze przed rozpoczęciem Mszy św. zobaczyłam Polaków... w strojach górali podhalańskich, za chwilę... grupy Hindusek w odświętnych sari, itd., itd. Moim zaskoczeniom nie było końca. Ale taka to właśnie barwna i wielonarodowościowa jest społeczność katolicka w Norwegii. Przypominam sobie, gdy byłam tu po raz pierwszy, w ’93 roku, w kościele spotkałam poza Norwegami kilkoro Czarnych, a dominowali skośnoocy (głównie Wietnamczycy). Teraz mieszanka kulturowo-narodowościowa jest jeszcze bogatsza, a coraz liczniejszą grupę zaczynają stanowić też Polacy.
Po bardzo uroczystej Mszy św. (trwającej chyba 1,5h) wyruszyła równie uroczysta, dostojna wręcz - procesja. Przejściom pomiędzy kolejnymi ołtarzami cały czas towarzyszyły śpiewy kanonów łacińskich, prowadzone przez organistę i chórzystów.
Pierwszy ołtarz - usytuowany na rozległym placu przed muzeum sąsiadującym prawie z kościołem św. Jana - był ołtarzem wietnamskim... Rozległy się śpiewy i modlitwy w tym jakże obco dla nas Europejczyków brzmiącym języku. Również ewangelia była czytana przez księdza - Wietnamczyka w ich ojczystym języku.
Drugi ołtarz - z obrazem Jana Pawła II na centralnym miejscu - był ołtarzem polskim(!)... i tu wszystko odbywało się po polsku.
Odcinek od 2 do 3-go ołtarza okazał się kolejnym zaskoczeniem dla mnie, bowiem minęliśmy kościół św. Pawła (na który zaplanowane jest zakończenie procesji) a czoło procesji skierowało się w kierunku Sali koncertowej Griega i dalej, przemierzając centrum Bergen, aż na drugą stronę jeziorka...
Trzeci ołtarz - hinduski i dopiero czwarty, po obejściu dookoła jeziora - norweski.
I dopiero wtedy, po obejściu znacznej części miasta, procesja skierowała się w drogę powrotną, do kościoła katolickiego - pod wezwaniem św. Pawła, na zakończenie uroczystości. Zrobiło się już po 18-tej... Dobrze, że w czerwcu w Norwegii trwa dzień polarny i nawet tu, w południowo-zachodniej części kraju słońce świeci bardzo długo (pod warunkiem, że świeci!) i praktycznie nie ściemnia się do b. późnych godzin nocnych. Więc nawet ta godz. 18 - to jeszcze absolutna pełnia dnia!
Brak komentarzy. |