Drugi odcinek naszego objazdu po lądowej części Grecji zajął nam tydzień czasu. Zaczął się od wyjazdu z Meteory w okolice Olimpu, a dalej po Delfy i Ateny.
Zatrzymaliśmy się najpierw na campingu „Olympos Beach” w Litochorou - Plaka, nad samym morzem. Od naszego namiotu było ok. 20 metrów do plaży! Ale - oczywiście - plaża i morze nie stanowiły głównego celu naszego pobytu w tym miejscu. Bardziej zależało nam na bliskości Olimpu. Zaplanowaliśmy na następny dzień po przyjeździe wycieczką w góry, jednak pogoda nieco pokrzyżowała nam szyki. Ciemne, groźne, niskie chmury, a potem ulewny deszcz, sprawiły, że ograniczyliśmy się do zwiedzania miasteczka Litochorou, wraz z dwoma klasztorami greko-prawosławnymi - położonymi nieco wyżej, już ponad miasteczkiem, u podnóża Olimpu. Dolny, kościół św. Dionisiosa, położony na wys. 850 m. n.p.m. - nowszy i starannie zagospodarowany, zadbany zarówno wokół, jak i w środku. Górny, na wys. ok. 1000 m n.p.m. - to stary (z początku XVI w.) monastyr św. Dionisiosa - może mniej „wychuchany” w każdym centymetrze powierzchni, ale za to z klimatem, z wyraźnie odczuwalną historią kilku wieków i do tego wspaniale zatopiony w lesie, na zboczu potężnego masywu Olimpu.
Największe zniszczenia tego klasztoru miały miejsce w 1943 roku, na skutek działań Niemców podczas II wojny światowej. Odbudowę rozpoczęto w 2000 r. - do chwili naszej wizyty ukończono rekonstrukcję katolikonu (głównego kościoła w kompleksie monastyru).
W dniu naszego wyjazdu Zeus uśmiechnął się do nas, i odsłonił swoje oblicze - prezentując wierzchołek Olimpu, w całej okazałości ... Rano, w blasku promieni słonecznych skały wydawały się jakby aż płonęły na tle błękitu nieba. Podekscytowani tym widokiem wyruszyliśmy w dalszą drogę. Na trasie 300 kilometrowego przejazdu z Litochorou do Delf zatrzymaliśmy się na krótką przerwę kawową około południa w niewielkim miasteczku Gravia, w którym zwrócił naszą uwagę ciekawy architektonicznie, współczesny kościół bizantyjski.
Delfy.
Naszą bazę stanowił tu camping „Apollon” - bajecznie położony (!) poniżej drogi, na zboczu góry, z szeroką panoramą 180o. I - w przeciwieństwie do poprzedniego campingu nad morzem, w Litochorou, gdzie dominującą nacją byli Polacy - teraz na całym campingu słyszeliśmy głównie język francuski... Były i grupy francuskiej młodzieży, i indywidualni turyści z Francji. Poza językiem francuskim było na tym campingu dużo muzyki, ale takiej łagodnej - gitara, bębny, grzechotki, bez żadnych wzmacniaczy! A nawet - w niedzielę wieczorem - miała miejsce na campingu Msza polowa - odprawiana również po francusku. Muszę przyznać, że chociaż akurat ten język jest mi całkowicie obcy (znam tylko parę podstawowych słów czy zwrotów), lubię słuchać pieśni liturgicznych we francuskich katedrach. I choć camping to nie gotycka katedra, nawet tutaj, śpiewy liturgiczne francuskiej grupy brzmiały imponująco.
Zwiedzanie ruin starożytnych Delf rozłożyliśmy sobie na 2 dni, z podziałem na zasadniczą część - Apollina (powyżej drogi), a potem muzeum i dolna część - (poświęcona Atenie).
Starożytne Delfy rodziły się wśród dzikich, wysokich masywów górskich, swą zabudową wydzierały naturze urwiska skalne. Obecnie - w sąsiedztwie starożytnych Delf - wyrosła współczesna miejscowość, o tej samej nazwie.
Delfy leżą na zboczu górskim Fedriad, zamkniętym Skałami Tytanów, a od strony Amfisy oddzielone łysym grzbietem górskim. Krajobraz Delf uchodzi (zresztą zupełnie słusznie!) za jeden z najwspanialszych w Europie. Strome zbocza schodzą się ku świętemu gajowi oliwnemu, który z równiny Krissy prowadzi do zatoczki Itei - odgałęzienia Zatoki Korynckiej.
Delfy - to nie tylko bogactwo zabytków antycznych, ale to również dogodny punkt wyjścia do wyprawy na Parnas, do wycieczki w górę Delf na Fedriady i w dół Delf - do źródła Zaleska (antyczna nazwa: Sybaris).
Wykopaliska delfickie obejmują zasadniczo 2 części:
Do tych podstawowych zespołów sakralnych i świeckich budowli doszły już w starożytności urządzenia sportowe, ze słynnym stadionem delfickim, na którym nie mogłam sobie odmówić wyścigu w biegach z koleżanką.
W czasach nowożytnych - wybudowano gmach muzeum, którego nie można pominąć (!) zwiedzając Delfy. Muzeum składa się zaledwie z 9 sal za to skupia najcenniejsze znaleziska ze swego terenu.
Powstało w 1903 roku, z fundacji Ateńczyka Syngrosa i inwencji Paryżanina - Tournaire’a. To były zaczątki. Współczesne muzeum otwarto w 1938 r.
Bezcenne zbiory obejmują: marmurowe posągi bogów, herosów, ludzi i zwierząt; płaskorzeźby, fryzy, metopy, rzeźby przyczółkowe i figuralne, przegląd od archaicznych idoli do schyłkowego naśladownictwa klasyków; Sfinks Naksyjczyków, kariatydy Knidyjczyków i Syfnijczyków, nimfy, tancerki, atleci, filozofowie ( w jednej z rzeźb, z III w. dopatrzono się Platona). Na płaskorzeźbach - sceny zbiorowe.
Nie wiem, czy to zasługa położenia Delf, ale chyba najbardziej przypadły mi do gustu ze wszystkich antycznych pozostałości greckich.
Ateny - Camping Athens.
Z samego rana zostawiliśmy samochód na campingu i do miasta wybraliśmy transport publiczny, żeby nie stresować się problemami z parkowaniem w ciasnocie śródmieścia. Z pobliskiego przystanku mieliśmy 2 linie autobusowe (A-15 lub B-15) do samego centrum.
Akurat oboje z mężem zwiedzaliśmy już kiedyś Ateny, więc mogliśmy pozwolić sobie teraz na więcej luzu. Zaczęliśmy od spacerku po Place, u stóp Akropolu, od wąskich, klimatycznych uliczek i od spojrzenia z góry na miasto, które już poprzednio zrobiło na mnie wrażenie gęstwiny białych domków, ciasno zabudowanych, aż po horyzont. Chciałam sprawdzić, czy nadal jest tak samo, czy może po latach odbiór będzie inny... Bez zmian :) I dalej też, wszystko sobie przypominałam (choć poprzednio byłam dawno, jeszcze z rodzicami), i słońce też tak samo świeciło i ciepło przygrzewało!
Z Plaki poszliśmy na ul. Mitropoli, gdzie mąż pokazał mi malusieńki, stary kościółek, wręcz wtopiony w inne, współczesne budynki (nie pamiętam, czy go poprzednio widziałam). Potem była jakaś południowa kawa, parlament i uroczysta zmiana warty przed Grobem Nieznanego Żołnierza, „obowiązkowe” fotki, i dalsza rundka w miasto: wokół National Garden, via Zapio, stadion „Athens”, siedziba prezydenta (i znów okazja do okolicznościowych zdjęć z wartownikiem w galowym stroju z pomponami), jeszcze przeszliśmy ulicą Akademicką, oglądając jej piękne budowle: Akademię Sztuk Pięknych, Uniwersytet, Bibliotekę Narodową... aż doszliśmy do Agiou Konstandinou na plac Metaxourgio, na którym jest pętla autobusowa linii A-15 i B-15.
Wracamy na camping, gotujemy zasłużony obiadek i tak zakończył się nasz powtórny podbój Aten: (męża po 26-ciu a mój - po 17 latach nieobecności).
Brak komentarzy. |