Trzecią część objazdówki po Hiszpanii ograniczę do Andaluzji i mauretańskich śladów - zbytnio rozrosła się już zdjęciowo, a do końca jeszcze kilka pięknych miejsc. W Andaluzji byliśmy już przed laty, a teraz powrót do wspomnień i pięknej, misternie zdobionej architektury Maurów.
Zaczynamy od Sewilli i Kordoby, potem Granada. Po śniadaniu wyjeżdżamy z Zafry do Sewilli, wysiadamy z autokaru obok Złotej Wieży i zaczynamy zwiedzanie od królewskiego Alcazaru oraz jego ogrodów (dającego przedsmak Alhambry), a następnie katedra ze swymi wspaniałościami. Przy katedrze Patio Pomarańczy dawny dziedziniec ablucyjny meczetu. W katedrze próby dziecięcego chórku przed świętem Corpus Christi (Boże Ciało). Oglądamy odnowione ogromne gotyckie retabulum dzieło Dancarta, grobowiec Kolumba, gotyckie stalle, obraz pędzla Murilla, katedralny skarbiec. Normalny oczopląs i zbyt mało czasu na normalne oglądanie. Ja zostawiam sobie więcej czasu, bo gdy wszyscy pędzą na Giraldę spokojnie oglądam zabytki katedry. La Giralda kiedyś minaret dziś dzwonnica katedry góruje nad miastem i jest doskonałym punktem widokowym. Nie jestem fanem panoram, a na Giraldzie kiedyś byłem więc bingo. Po zwiedzeniu katedry króciutki spacerek uliczkami Santa Cruz (dawnej dzielnicy żydowskiej), a następnie wizyta w parku Marii Luizy z pawilonami wystawy iberoamerykańskiej z 1929r. Po drodze mijamy budynek dawnej fabryki cygar (dziś Uniwersytet) gdzie umiejscowiony jest początek opery Carmen.
Po Sewilli jedziemy do Kordoby. Zwiedzamy jedynie Mezquitę dawny meczet, którego najstarsze części sięgają VIII wieku. Przez mauretański most na rzymskich fundamentach podchodzimy pod meczet - katedrę. Do budowy meczetu w jego najstarszej części użyto oryginalnych rzymskich kolumn z wcześniejszych budowli. Po wypędzeniu Maurów w meczet wbudowano katedrę chrześcijańską. Na szczęście chrześcijańscy wandale wyburzyli tylko niedużą ilość pierwotnych kolumn i łuków, tak więc mamy dziś co podziwiać. Po zwiedzeniu Mesquity króciutki spacer w pobliżu - zaułki oraz patia i żegnaj Kordobo.
Na nocleg jedziemy do Granady. Po kolacji szwendamy się rodzinnie po mieście i podpatrujemy nocne życie, wszak to sobotni weekend. Pomimo późnej godziny lokaliki i kafejki pełne gwarnych gości, ale to normalne; na południu życie toczy się inaczej.
Po śniadaniu autokar podwozi nas pod Alhambrę i rozpoczynamy zwiedzanie z miejscowymi przewodnikami (ilość osób w grupie jest limitowana). My słyszymy w słuchawce głos tłumaczącego po polsku. Na początek rzut oka na pałac Karola V, a potem perełki mauretańskiej architektury kolejne patia, sale i zdobienia. Po obejrzeniu pałacu ogrody Generalife i na końcu twierdza czyli Alkazaba. Z wieży twierdzy widoki panoramiczne na miasto.
Z Alhambry zjeżdżamy pod katedrę i spacer po Granadzie. Wchodzimy oczywiście do katedry, ale niejako jedynie na próg, bo trwa niedzielne nabożeństwo. Dalsze wejście niemożliwe - zagrodzone sznurem i strażnicy powtarzający no foto, no foto... Uliczkami podchodzimy na skraj Albaicin - dochodzimy do kancelarii królewskiej i kościoła św. Anny, a potem czas wolny powrót do hotelu. Po południowej sjeście wychodzimy rodzinnie na miasto i chyba nas dopadł PRZESYT. Mnie również nie chce się zwiedzać (pomimo, że wiele tu zabytków i ponoć ciekawy kościół S.Jeromino). Zaglądamy jedynie do jakiegoś kościoła obok katedry i wchodzimy do Kaplicy Królewskiej, gdzie swe grobowce mają królowie katoliccy. Wstęp płatny chyba 4 euro i „no foto”. W zakrystii małe muzeum. Oczywiście przekraczam zakaz fotografowania coraz szerzej niestety wprowadzany. Rozumiem zakaz dla profesjonalistów, ale amatorsko? Zdjęcia w takich miejscach można (i trzeba) robić bez używania flesza, a nawet bez pomiaru odległości (wysyłanie wiązki zielonego lub czerwonego światła). Dalszy czas wolny to uliczny ogródek i obserwacja, kontemplacja, degustacja. Wracamy na kolację, a po niej wyjazd do Albaicin na wieczór flamenco. Dość sceptycznie podchodzę do wszystkich skomercjalizowanych atrakcji turystycznych, ale tu w Granadzie, Cyganom po prostu odmówić nie wypada. Ciasnymi uliczkami podchodzimy na punkt widokowy przy kościele S. Nicolas skąd widok na podświetloną Alhambrę. Flamenco ma ukryty sens i treści, które przygodny obserwator nie zawsze rozszyfruje. Tak do końca mnie nie porwało, ale wysiłek (tancerze dają niejeden spektakl) i kunszt warty zobaczenia. Granadą i flamenco kończymy przygodę z Andaluzją i nazajutrz do Toledo.
Brak komentarzy. |