Oferty dnia

Tajlandia - Krabi, Phi Phi, Khao Lak - relacja z wakacji

Zdjecie - Tajlandia - Krabi, Phi Phi, Khao Lak

Ze względu na to że parę osób z tego forum wybiera się w najbliższym czasie do Tajlandii postanowiłam dokończyć moją podróż, może moje informacje komuś się przydadzą!

Pociąg z Bangkoku do Surath Thani odjeżdża z dworca o godz. 19:30, miała to być nudna 13 godzinna podróż, a była najwspanialsza przygoda ... ale po kolei...

Bilety do Krabi postanowiliśmy kupić 2 dni przed planowanym wyjazdem. Pan Tuk Tukowiec zawiózł nas na stacje! Przed stacją zatrzymała nas młoda bardzo krzykliwa dziewczyna z pytaniem gdzie się wybieramy i zaoferowała nam bardzo przyjazna cenę. Po negocjacjach za podróż 1500 BHT! Oczywiście wchodzimy w to! Kieruje nas do biura turystycznego. Widząc to nasz Tuk Tukowiec zaczął krzyczeć i coś mówić po swojemu ... w końcu przeszedł na przyjaźniejszy nam język angielski i powiedział ze Pani z biura chce nas naciągnąć... jak to naciągnąć? Za jego radą „olaliśmy” naciągaczkę i poszliśmy do kasy, a tam cena biletu tego samego który oferowano nam 2 minuty temu kosztuje 650 BHT! Masakra jakaś, chciała nas oskubać na 850 BHT! O jak dobrze, że są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie!

Pierwsza rada - biletów nigdy nie kupować od pośredników ale potem jeszcze parę razy się o tym przekonamy :)

Na stacji kolejowej zjawiamy się już o 18-tej, lepiej troszkę poczekać niż się spóźnić ... czas umila nam oczywiście Chang...

Wsiadamy do klasy 3, ale jak to pani z kasy biletowej powiedziała wagon klimatyzowany... w ich rozumieniu wagon klimatyzowany to taki który posiada wiatraki :))) Podróż miała być długa i nudna, ale jak może być nudna skoro zaraz przyszedł do nas Pan z „warsa” z całym wiadrem changów ... bawiliśmy się do 4 nad ranem wraz z naszymi towarzyszami Tajami! Niestety tylko 2 mówiło po angielsku więc tłumaczenie zajmowało im trochę czasu! My z moim małzem znaleźliśmy jeszcze cukierki i ciastka polskie, obdzieliliśmy wszystkie dzieciaki z naszego wagonu. Było naprawdę bardzo sympatycznie! Tajów bardzo interesowało nasze życie w Europie, a my byliśmy zafascynowani nimi.

Planowany dojazd na miejsce to 9:30 ale chyba im się troszkę przedłużyło, bo dojechaliśmy dopiero na 11:30! Wykończeni nocnym imprezowaniem wysiedliśmy na stacji, a tam już dorwało nas 2 Tajów i skierowało do autobusu na Krabi! Podróż trwała 3 godziny, w pewnym momencie na jednym z przystanków wysiedli wszyscy miejscowi, zostali tylko turyści. Jechaliśmy jeszcze 10 minut, aż wjechaliśmy w polną drogę gdzie stały tuk tuki! Można było sobie tam wynająć transport, który miał zawieść nas na Ao Nang za 100 BHT, oczywiście negocjacje nie wchodziły w grę! Ale nie ma cwaniaka na Polaka, założyliśmy plecaki i poszliśmy szukać czegoś innego ... popytaliśmy i zabraliśmy się na stopa na pace pick up’a do Ao Nang!

W Ao Nang zatrzymaliśmy się w hotelu Ao Nang Buri Resort - mały hotelik 6 minutek pieszo do miasta z cudowną plażą Nopparatthara Beach!! Dla mnie plaża była świetną ze względu na brak turystów! Śniadania wliczone w cenę pokoju. O ile dobrze pamiętam z pokój zapłaciliśmy 1200 BHT! Ao Nang to turystyczna miejscowość z wieloma knajpkami, sklepikami z pamiątkami i mnóstwem biur turystycznych. W Ao Nang planowaliśmy zostać 3 dni.

Rankiem dnia kolejnego Longtailem popłynęliśmy na Railay. Płynie się tam 15 minut. Bileciki kupuje się w budce. W jedną stronę kosztuje 80 bahtów (8zł) od osoby w sezonie. Niestety, ale minimum to 8 osób. Więc albo płacisz za pozostałe osoby i płyniesz natychmiast albo czekasz aż się zbierze więcej ludzi... My czekaliśmy tylko chwilkę bo nasza ekipa liczyła 6 osób. Na Railey spędziliśmy cały dzień, a wieczorem wybraliśmy się na miasto, szybkie zakupy pamiątek, jakaś restauracyjka i do hotelu.

A propos restauracji - jestem osobą o bardzo wrażliwym żołądku ale w Tajlandii naprawdę nie ma się czego obawiać. O wiele bardziej smakowało mi jedzenie na wózkach niż w restauracji!

Na kolejny dzień zaplanowaliśmy raffting połączony z trekkingiem na słonikach! Wycieczkę wykupiliśmy w jednym z biur na mieście, cena wyjściowa 2500 BHT po negocjacjach mojego małza 1100 BHT! Bus odbiera nas o 8 rano spod hotelu i jedziemy w nieznanym kierunku, nie mam pojęcia w jakim miejscu mieliśmy spływ kajakowy ale z Ao Nang jechaliśmy ok. 2 godzin!

Pierwszym punktem programu był raffting. W jednym pontonie może siedzieć 6 osób (4 turystów i 2 Tajów)! Świetna impreza, chociaż czasami było niebezpiecznie, spływ liczył 9 km. Potem szybki lunch i kolejny punkt - trekking na słoniach. Pisałam już o tym w jednym z wątków i na tym się zatrzymajmy. Po powrocie zafundowano nam pokaz umiejętności małpek oraz słoników! Hmm, ale i takie atrakcje jakoś mnie nie bawią. Słoniki tańczyły w rytm muzyki, stawały na przednich nogach, kręciły hula hop ... ale tak naprawdę, to po co to? Jakoś od dzieciństwa mam tak, że nie lubię cyrków i chyba za stara już jestem żeby mi się odmieniło!

Do hotelu wróciliśmy ok. godz. 17, szybki obiad i na miasto w poszukiwaniu biletów na Phi Phi - na kolejny dzień!

Na samym końcu plaży Nopparatthara znajduje się port z którego odpływają promy na Phi Phi! Bogatsi o wcześniejsze doświadczenia ruszyliśmy prosto do kasy biletowej z nadzieją, że bilety będą tanie ... bilety i owszem tanie 450 BHT, ale przecież my Polacy i Słowacy musimy się przekonać czy na pewno nigdzie indziej nie znajdziemy taniej. Obskoczyliśmy lokalne biura i znaleźliśmy ten sam bilet za 350 BHT. Więc kolejna rada - lepiej sprawdzić w paru miejscach dla porównania :)).

Rejs na Phi Phi trwa 2 godziny, po wyjściu na ląd od razu zatrzymują nas Tajowie aby zapłacić 20 BHT na sprzątanie wyspy! Noclegu na wyspie nie mieliśmy ale przed wyjazdem do Tajlandii zapisaliśmy parę hoteli na kartkach i postanowiliśmy negocjować na miejscu! Wybraliśmy hotel Phuttachot Resort! Hotel może nie należał do luksusowych, ale nam niewiele do szczęścia potrzeba. Ważne, że jest czyste łóżko i ciepła woda pod prysznicem.

Phi Phi to różnorodna wyspa, można mieszkać za grosze w szałasach lub w naprawdę ekskluzywnych hotelach!

Zwiedzanie wyspy zaczynamy od plaży. Ogólnie Phi Phi dzieli się na Phi Phi Ley - niezamieszkałą i Phi Phi Don -zamieszkałą! Na wyspie znajdują się 2 zatoki. Pierwsza to ta, do której przypłynęła nasza łódź, a druga zatoka do plażowania. Z jednej do drugiej zatoczki można przejść w szerszym miejscu (jakieś 300 m) przez ciasne uliczki ze sklepikami i knajpkami, lub w najwęższym (ok. 100 m ) przez jakieś pola campingowe! W sumie zwiedzenie całej wyspy zajęło nam „chwilkę” :)

Drugiego dnia zaplanowaliśmy naszą piątką snurkowanie, a mój małz nurkowanie ze sprzętem. Za snurkowanie + 4 wyspy + Maya Bay zapłaciliśmy 320 BHT dodam Jeszcze, że wycieczka była całodniowa! Wyspy na które popłynęliśmy to Moskito, Monkey, Bamboo oraz „nie pamiętam” :))

Za nurki dla zainteresowanych Tomek zapłacił 2200 BHT! Taki jest koszt dla osoby posiadającej kurs divingowy. Dla tych, którzy potrzebują instruktora koszt wynosi 3500BHT!! Na wyspie jest ponad 25 centrów nurkowych i wszystkie prowadzone przez Amerykanów, Europejczyków lub Australijczyków. Niestety nie ma opcji targowania się, wszyscy są tak dogadani że nikt z ceny nie zjeżdża!

Po powrocie ze snurkowania szybka kolacja z naleśnikami!! A propos naleśników - naczytałam się przed wyjazdem o tym przysmaku i dla mnie dzień bez naleśnika w Tajlandii, to dzień stracony! Małą kuleczkę ciasta rozgniata na blacie wózka. Jak już jest rozpłaszczona to zaczyna pani walić nim o blat stołu. Tak kilkanaście razy i robi się z tego cienki jak papier arkusz o wymiarach gdzieś 30/30 cm. Potem nakłada się banany lub coś innego, lekko zagina brzegi i przekłada na patelnie. Smaży się chwilkę na maśle palmowym! Po usmażeniu kroi się tasakiem na kwadraciki i polewa nutellą lub jakimś sosem. Koszt naleśnika na Phi Phi to 60 BHT!

Po obfitej kolacji czas na masaż tajski oraz fish spa - zadaniem takich rybek jest zlikwidowanie martwego naskórka ze stóp - bardzo fajne uczucie łaskotania.

Na kolejny dzień mieliśmy już wykupione bilety na prom na Phuket, a stamtąd autokar na Khao Lak! Nasz „kuter” wypływał o 14:00, więc mieliśmy jeszcze chwilkę aby zobaczyć piękny punkt widokowy na Phi Phi!

Na Phuket dopływamy o godz. 16. Wysiadamy w porcie, a tam jedno stoisko gdzie należy sobie zamówić taxi! My poprosiliśmy na bus station! Pan taksówkarz pyta nas, czy mamy już bilet na Khao Lak, my odpowiadamy że nie, więc Pan Taksówkarz bardzo chciał nam pomoc i zawiózł nas do biura turystycznego! Koszt biletu na Khao Lak w biurze to 350 BHT. Grzecznie dziękujemy i prosimy o zawiezienie na dworzec. Kierujemy się do kasy biletowej, a tam cena biletu 90 BHT - masakra, znów nas chcieli oskubać na tyle kasy - ale nasze motto przecież brzmi nie ma cwaniaka na Polaka :)).

Nie twierdzę, że Tajowie nie są mili - są przemili, oni nie oszukują czasem tylko mijają się z prawdą , takie jest moje spostrzeżenie. Na naszej drodze było mnóstwo Tajów, którzy nam pomogli ale byli i tacy, którym widząc europejskich turystów świeciły się dolary w oczach. My bardzo dużo przemieszczaliśmy się wszystkimi środkami transportu - autostopem, pociągami, busami czym tylko się dało ... więc mamy jakiś obraz.

Wracając do podroży! Do Khao Lak dojechaliśmy na 22. Przejazd busem był naprawdę z przygodami. Deszcz lał nam się na głowę, ale nam to nie przeszkadzało póki były Changi :)).

Godzina 22:00 a my nie mamy hotelu na Lhao Lak - lekka panika. Postanowiliśmy, że dwójka zostaje i pilnuje bagaży, a reszta szuka noclegu. Trafiliśmy do Suwan Palm Resort - przepiękny hotelik, taki klimatyczny, rodzinny! W recepcji niestety nikogo już nie było ale zobaczyliśmy cennik za jedną noc w hotelu - 3500 BHT. Cena nas trochę ścięła z nóg, ponieważ na Khao Lak postanowiliśmy zostać 3 noce, więc szybki rachunek 3 X 3500 = kupa kasy :)))).

Moj Małz znalazł szybko numer do właścicielki hotelu, zadzwoniliśmy i zaczęły się negocjacje. Cena zeszła do 700 BHT ze śniadaniem! :)).

Najważniejszym punktem na Khao Lak miały być wyspy Similian, niestety pogoda nie dopisała, ciągle padało i żadne promy nie odpływały w tamtym kierunku. Cały czas spędziliśmy na graniu w karty, jeżdżeniu w deszczu na skuterkach, byliśmy również na show transwestytów :) i puszczaliśmy lampiony z życzeniami w kosmos :).

Moim życzeniem było, aby jeszcze kiedyś wrócić do Tajlandii. Jest to cudowny kraj z przesympatycznymi uśmiechniętymi ludźmi, z przepysznym jedzeniem! Jeśli ktoś się zastanawia czy tam jechać, to absolutnie polecam! Ja na pewno jeszcze tam wrócę, ale następnym razem z moją córeczką :).

Szukasz wycieczki? Zobacz nasze propozycje wakacji w Tajlandii:
Autor: sporna / 2011.03
Komentarze:
Brak komentarzy.