Rezydent bez reklamacji to jak żołnierz bez karabinu. Każdemu z nas zdarza się od czasu do czasu odebrać od klienta mniej lub bardziej poważną reklamację dotyczącą jakiegoś uchybienia ze strony hotelowej obsługi, biura podróży, czy nawet słońca, które odważyło się zaświecić za mocno i poparzyć skórę Bogu ducha winnego turysty.
Reklamacyjne anegdotki.
Niektóre z reklamacji stały się tak słynne, że w turystycznym światku powtarza się je jako anegdoty. Najsłynniejsza chyba opowiada o turystyce, która oskarżyła hotel o zanieczyszczenie basenu... plemnikami, za sprawą których jej kąpiąca się w nim córka miała wrócić z Egiptu „przy nadziei”. Klasyką reklamacyjnego humoru są także skargi turystów, którzy „przeziębili się już w samolocie” i „przechorowali całe wakacje” z powodu „pootwieranych podczas lotu okien”. Natomiast moja ulubiona historyjka z tego gatunku dotyczy pary, która za godny reklamacji defekt swoich wakacji w Szwajcarii uznała brak fioletowej krowy Milka w tamtejszych górach. Biuro podróży podobno wykazać się miało wielkim poczuciem humoru, tłumacząc niezadowolonym klientom, iż główny zakład produkcyjny czekolady Milka znajduje się w Niemczech, tak więc zachęcają do udziału w organizowanej przez nich wycieczce do Bawarii, gdzie być może uda się zobaczyć tak nietypowo ubarwione zwierzę.
Niedzielni podróżnicy.
Słysząc o tego rodzaju sprawach, z pewnością można zdrowo się uśmiać, wiele osób jednak powątpiewa, czy możliwe jest, że ktoś w swoich skargach tak bardzo sięga absurdu. Odkąd zaczęłam pracować jako rezydent, sama otrzymałam wiele reklamacji balansujących na granicy śmieszności. Powody bywają prozaiczne - na przykład wielu dzisiejszych klientów biur podróży ma skłonność do przekręcania nazw i terminów geograficznych. Trudno się nie uśmiechnąć, kiedy pani spędzająca wakacje w Turcji ubolewa, iż „Hammamet był brudny”, mając oczywiście na myśli hammam - turecką łaźnię, a nie tunezyjskie miasto o podobnej nazwie; turystka z Ekwadoru skarży się na „zamknięte sklepy w Cuicocha”, zważywszy na fakt, iż Cuicocha jest jeziorem, zaś jeszcze inna pani wytyka tureckiej „Analyi” nieładne plaże, pozostawiając spory zakres domysłom, o jakie miasto właściwie jej chodzi - najpopularniejszy kurort Riwiery Alanya, większe miasto Antalya, czy też jeszcze inną, wyimaginowana krainę.
Kulturowe faux - pas
Mnóstwo reklamacji wynika także z niezrozumienia innej kultury - stąd chociażby oburzenie niektórych turystów w krajach muzułmańskich na brak schabowego na talerzu czy też meczetu „złośliwie umiejscowionego w pobliżu hotelu w celu indoktrynacji religijnej za pomocą kocich wrzasków o 5 rano”. Niektórzy posuwają się do skarg na „zbyt dużą ilość Arabów”... w państwie arabskim. Wielu polskim turystom nie odpowiada także towarzystwo Rosjan w tym samym hotelu. Abstrahując od różnic kulturowych, wszystkiemu przestałam się dziwić, czytając reklamacje na temat „zbyt wysokiego wulkanu”, któremu wedle sugestii turystyki, można by nieco skrócić czubek, żeby wycieczce łatwiej się wchodziło na szczyt. Ciepło natomiast wspominam młodego, dość specyficznego mężczyznę, który użalał się nad brakiem w ofercie wycieczek fakultatywnych spaceru po cmentarzu, w trakcie którego można by „zapoznać się z katalońską sztuką sepulkralną” i „doświadczyć dreszczyku emocji”.
Podstępne promienie słońca.
Z niektórymi turystami jest jak z klientami restauracji szybkiej obsługi, którym trzeba napisać na kubku z gorącą herbatą, że mogą się nią poparzyć. Zwykle już w autobusie zaczynam ostrzegać, że upały mogą mieć katastrofalne skutki, jeśli nie zadbamy o odpowiednią ochronę przed słońcem, powtarzam to po raz kolejny na spotkaniu informacyjnym i na każdej wycieczce, a i tak zawsze trafi się chociaż jedna persona doświadczająca poparzenia słonecznego i obwiniająca o nie cały otaczający ją świat, tylko nie siebie. Reklamacje dotyczące „zbyt wysokiego nasłonecznienia nad hotelowym basenem” czy „upałów niemożliwych do zniesienia” trudno traktować poważnie - aż chce się rzec „cierp ciało, jakżeś chciało”. Inni wybierając się na wakacje w lipcu czy sierpniu narzekają na oblegające plażę tłumy - w końcu mieli prawo oczekiwać, że w szczycie sezonu został zarezerwowany dla nich kawałek dziewiczej plaży z zakazem wstępu dla osób postronnych. Temat wody w morzu, za ciepłej lub za gorącej, także należy do topowej listy.
Brak powodu to reklamacji? Sam go sobie stwórz!
O ile przywołane wcześniej reklamacje miały chociażby ten pozytywny skutek, że na twarzy kilku osób mogły wywołać uśmiech, to zdarzają się i takie przypadki, kiedy nikomu nie jest do śmiechu. Niektórzy turyści chcąc spędzić wakacje jak najmniejszym kosztem, dniami i nocami wyszukują ewentualne preteksty do zareklamowania swoich wczasów, bądź co gorsza, sami je prowokują. Przywiezione z Polski w słoiku karaluchy wypuszczone w hotelowym pokoju to w końcu idealny powód do domagania się zwrotu kosztów za traumatyczne przeżycia podczas wakacji, nieprawdaż? Niektórzy nie powstrzymają się przed uszkodzeniem z premedytacją jakiegoś sprzętu w pokoju czy przed poplamieniem pościeli bądź ręczników, o co następnie obwiniają hotelową obsługę. Już chyba jednak lepiej rozumiem uskarżanie się na brak fioletowej krowy...
texarkana | Mnie martwi to, że idioci mają skądś kasę na podróżowanie... idioci powinni być biedni jak mysz kościelna! |
piea | powiem jedno: idiotów na tym świecie nie brakuje! |
kangur | Ale obciach... |