Wielu osobom praca rezydenta kojarzy się z nieustającymi wakacjami pod palmą, za które w dodatku dostaje się wypłatę. Niewielu turystów zdaje sobie sprawę z faktu, iż nierzadko ten zawód wiąże się z byciem w pracy 24 godziny na dobę a plażę częściej widuje się z okna autobusu czy na zdjęciu w katalogu, niż na żywo.
Plaża - tak blisko, a zarazem tak daleko
Już podczas pierwszych dni mojego debiutu w roli rezydenta w pełni odczułam, jak stereotypowe wyobrażenie przeciętnego zjadacza chleba na temat tego zawodu rozmija się z prawdą. Mieszkając kilkaset metrów od najpiękniejszej plaży tureckiej riwiery miałam okazję odwiedzić ją może trzy razy podczas całego sezonu - w ciągu dnia zawsze byłam w pracy, prowadząc spotkania informacyjne, dyżurując w hotelach, jeżdżąc na wycieczki fakultatywne czy robiąc transfery. Plażę najczęściej podziwiałam z okien autobusu, opisując jej walory przybywającym właśnie z lotniska turystom; podobnie miałam okazję „zwiedzić” co najmniej parędziesiąt basenów wizytując w różnych hotelach, rzecz jasna wszystkie podziwiałam z daleka w moim służbowym uniformie - kiedy temperatury przekraczały 40 °C, taki widok był prawdziwą torturą!
A po pracy, kiedy już zapadł zmrok, jedyną możliwością zakosztowania wodnej ochłody okazywał się prysznic we własnej łazience. A potem wszyscy się dziwią, że rezydent spędza pół roku w ciepłych krajach, a wraca bledszy niż przed wyjazdem?
Klątwa komórki
„Smyczą” każdego rezydenta czy pilota jest jego włączony całą dobę służbowy telefon. Często pełni on funkcję tzw. „numeru alarmowego” - jeśli turysta znajdzie się w podbramkowej sytuacji, dzwoni do rezydenta z prośbą o pomoc czy poradę. Niestety, wielu turystów nadużywa tej możliwości - do wyjątków nie należą np. telefony w środku nocy ze skargami na temat pokoju hotelowego czy z zapytaniem o to, jak wrócić z centrum z dyskoteki do hotelu.
Dla mnie absolutną rekordzistką w kategorii „absurdalne telefony do rezydenta” stała się pani, która wymusiła na mnie przybycie późną nocną porą do swojego hotelu, twierdząc, że ma bardzo poważny, osobisty problem, o którym absolutnie nie może rozprawiać przez komórkę. Pełna najróżniejszych przypuszczeń i obaw udałam się do jej hotelu - jak się okazało jedynie po to, by dowiedzieć się, że tajemniczą „tragedią” owej pani był fakt, iż smsy z jej komórki nie dochodziły do Polski...
Słyszałam też krążącą w pilockim światku anegdotkę o starszym małżeństwie, które podczas objazdówki po Indiach zadzwoniło do pilotki z wielką prośbą o... natychmiastowe kupno i dostarczenie prezerwatyw do ich pokoju?
Turystyczny nightlife
Skoro w dzień obowiązki nie pozwalają na chwilę oddechu, to że może nocna pora okaże się łaskawsza? Bynajmniej. Czasami praca przeciąga się do późnych godzin nocnych, bądź nawet do rana. Bywa, że nowe grupy turystów przylatują np. o 3 w nocy, co automatycznie oznacza poświęcenie snu na rzecz transferu. Niektóre wycieczki fakultatywne wymagające pokonania dłuższych dystansów rozpoczynają lub kończą się w środku nocy. Jeśli mamy szczęście i przed nami teoretycznie wolna od obowiązków noc, także należy być w gotowości - o najdziwniejszej porze może na przykład zadzwonić do nas na przykład ktoś potrzebujący pomocy medycznej czy turysta, który padł ofiarą kradzieży.
Jeżeli kogoś i tego rodzaju przygoda ominęła i postanowił spędzić letni wieczór jak turysta, a nie pracownik kurortu, wybierając się na przykład na imprezę, także nie powinien zatracać swojej czujności. Chyba żadne biuro nie życzyłoby sobie, aby turyści spotkali na tej samej dyskotece swojego rezydenta „pod wpływem”, wykonującego spontaniczny taniec na barze wśród aplauzu publiczności...
Mieszkalne perypetie
Choć wydawałoby się, że możliwość darmowego pomieszkiwania w pięciogwiazdkowym hotelu jest spełnieniem marzeń miłośnika luksusu, większość znanych mi rezydentów wystrzega się tego jak ognia. Mając do wyboru wspaniały hotel i najzwyczajniejsze mieszkanie większość z nich bez wahania wskaże to drugie. Ja również.
Mieszkanie w hotelu wraz z turystami zazwyczaj wiąże się z setkami dodatkowych pytań i problemów, które zadawane są w najmniej pożądanych przez nas momentach. Każde wyjście z pokoju i spotkanie z turystami może przerodzić się na przykład w dyskusję na temat niezbyt gustownego urządzenia hotelowej łazienki czy niesmacznych deserów na stołówce. W mieszkaniu mamy możliwość skryć się choć na chwilę przed czujnymi oczyma turystów, pozwolić sobie na chwilę słabości, a jeśli dzielimy je z innymi pilotami czy rezydentami, standardem jest wzajemne dzielenie się swoimi doświadczeniami, poradami i podnoszenie na duchu tych, którzy maja gorszy dzień.
piea | mam wrażenie, że rezydenci przede wszystkim zapominają że są w pracy! rozumiem, że zdarzają się upierdliwi turyści, ale rezydent jest po to by wysłuchać KAŻDEGO problemu, a fanaberii nie musi przecież spełniać, ale ma być pod ręką i służyć pomocą! - a to "chowanie się" po wynajętych mieszkaniach zamiast w hotelach - to tak jakby lekarz w szpitalu ukrywał się przed pacjentami.... Kochani Rezydenci, taką macie pracę, że macie pomagać klientom a nie chować się przed nimi; telefon to w waszym przypadku narzędzie pracy a nie smycz; bywają rezydenci oddani i pomocni ale trafiają się i tacy jak w wyżej opisanym artykule ; warto rezydentom uzmysłowić, że wybierając taką pracę muszą zdawać sobie sprawę że nie na uciekaniu i chowaniu się przed turystami ona polega ani na sprzedaży tylko i wyłącznie wycieczek fakultatywnych, szkoda, ze niektórzy traktują tą pracę jako nieustające wakacje.... |