Za miesiąc zaczną tu przybywać masy turystów, a ja jestem już teraz, odnajdując to, czego inni już wkrótce nie odczują, a więc niczym niezmąconą ciszę i spokój, pozwalające bez przeszkód chłonąć klimat miasta i odkrywać jego jeszcze wiosenny urok.
Tak wita Alanya
Turcja - Alanyę zamieszkuje oficjalnie prawie 100 tys. mieszkańców, ale latem jej wskaźniki chłonności turystycznej sięgają zenitu. I tak co roku. Lato to czas wytężonej pracy i próba cierpliwości dla „lokalesów”, za to zima przynosi odpoczynek, relaks i ukojenie. Ale w końcu tytuł „Miami Riwiery Tureckiej” do czegoś zobowiązuje...
Chyba największym problemem dla Alany w dalszym ciągu jest dość znaczna, jak na kurorty turystyczne, odległość od najbliższego lotniska w Antalyi. Rekompensująca to jednak wysoka jakość tutejszych dróg pozwala pokonać tę odległość nawet w 2 godziny. Czas spędzony w autobusie pozwala zaobserwować już pewne elementy tutejszej kultury i mentalności. Mijamy liczne szklarnie, tak wyraźnie przecież widziane z okien samolotu, plantacje bananowców (90% z nich znajduje się w prowincji Antalya), liczne hotele (tylko w Alanyi i okolicach jest ich około 1000) oraz ogromne parujące kotły, w których gotuje się kukurydzę.
Dojeżdżamy do granic miasta, co obwieszcza nam niebieska tablica z podaną nazwą miasta, liczbą mieszkańców, a czasami także wysokością nad poziomem morza. Po prawej stronie - widziane już od jakiegoś czasu morze, przybierające czasami kolor niczym niezmąconego turkusu oraz mały port dla jachtów i tym samym przystanek dla statków wykonujących rejs wzdłuż wybrzeży Alanyi. Zbliżając się do kurortu widać jeszcze charakterystyczną Kale, czyli twierdzę na szczycie półwyspu, dzielącego miasto na dwie części: Alanyę Zachodnią i Wschodnią. Mury miejskie jakby okalały wzgórze broniąc w dalszym ciągu wewnętrzny zamek przed najazdami. Widok ten najpiękniej prezentuje się w nocy, gdy mury są intensywnie oświetlone i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że mój podziw nigdy nie słabnie, mimo wkraczania do miasta o zmroku dziesiątki razy.
Na pierwszym rozwidleniu wita nas jeździec na koniu - założyciel miasta i tym samym najważniejszy sułtan z okresu seldżuckiego - Alladin Keykubat I. I tu ciekawostka: jest jeszcze jeden taki pomnik, w drugiej części miasta.
Zimowa rezydencja
W zasadzie pierwsze wzmianki o Alanyi sięgają już kilkuset lat przed naszą erą, ale wtedy mieściła się tutaj osada rybacka, praktycznie nic nieznacząca. Potem dzisiejsza Alanya stanowiła bazę dla piratów i dopiero w I połowie XIII wieku osadę podbił władca seldżucki. Legenda głosi, że aby odbić z rąk Ormian wybudowaną w międzyczasie twierdzę, uchodzącą już wtedy za jedną z najtrudniejszych do zdobycia, Alladin uciekł się do podstępu. Zdecydowano się na atak od strony morza pod osłoną nocy. W przedszeregu wykorzystano zwinne kozy, do których rogów przywiązano świece. Sprawność i szybkość zaskoczyła obrońców twierdzy tak bardzo, że przypłacili to klęską. Sułtan zdecydował się na rozbudowę osady, którą z racji masywnych murów obronnych i łagodnego w stosunku do położonej w głębi lądu Konyi (ówczesnej stolicy sułtanatu) ustanowił zimową rezydencją Imperium. Od jego imienia pochodzi też nazwa miasta, początkowo określana jako Alaiye, a po reformie piśmiennictwa doknanej przez Atatürka w 1928 roku, zmieniona na Alanya.
Śladem Kleopatry
Jest takie miejsce, które pozwala na objecie prawie całego miasta jednym spojrzeniem. Po pokonaniu kilku stromych zakrętów pnąc się wciąż w górę docieramy do panoramy widokowej Serir Terase. Warto tu przyjechać nie tylko za dnia, ale i w nocy. Kilka miejscowych knajpek stwarza doskonałą okazję do kontemplacji przy szklaneczce tureckiej herbaty lub czegoś mocniejszego, np. anyżowej wódki raki. Nawiasem mówiąc, trunek ten pije się tutaj trochę nietypowo, bowiem miesza się go z wodą mineralną. W efekcie powstaje biała mętna konsystencja, nazywana trochę przekornie „mlekiem lwa”.
Wracając do widoku, największy urok tkwi w tym, że Alanya „leży pod nami”. Vis-a-vis półwysep, dzielący wybrzeże na dwie niemalże równe części: po lewej część wschodnia (bo patrzymy od strony morza) z Plażą Keykubata, a po prawej zachodnia, na której rozciąga się słynna i jedna z najpiękniejszych w tej części Turcji Plaża Kleopatry. Według legendy, królowa Egiptu zażywała tutaj kąpieli morskich i słonecznych wraz z Markiem Antoniuszem. Warto też nadmienić, że z imieniem tej tajemniczej władczyni spotykamy się w Anatolii stosunkowo często (choćby Basen Kleopatry w Pamukkale czy też w kontekście jej zainteresowania występującymi obficie w prowincji Antalyi lasami cedrowymi). Na dole dostrzegamy też port, latarnię, symbol Alanyi - Kizil Kule (czyt. Czerwona Wieża), stocznie seldżuckie oraz Kale, a więc wszystkie dowody świetności miasta z XIII wieku. Z pozostałych stron miasto okalają wzniesienia masywu gór Taurus, jednego z dwóch głównych pasm górskich Turcji, rozciągające się pasmowo i równoleżnikowo wzdłuż całego wybrzeża Morza Śródziemnego.
Jeśli zostanie nam jeszcze trochę niezagospodarowanego czasu i nie boimy się adrenaliny, warto skorzystać z bogatej oferty przejażdżek jeepami w Góry Taurus. W czasie jeep safari można podziwiać przepiękne górskie widoki, pokryte roślinnością wzniesienia rzędu 1000-1500 m n.p.m., cytrusowe gaje i ukryte pośród nich wioski, w których poza małymi niezbędnymi udogodnieniami żyje się prawie tak jak przed laty. Żeby skorzystać z takiej oferty warto w biurze podróży rzucić hasło „Turcja - wczasy i wycieczki objazdowe”, dzięki czemu pod profesjonalną opieką pilota będziemy mogli udać się na jeep safari w Górach Taurus w Turcji.
Lampa Alladyna
Czas zajechać do portu i poczuć klimat miasta. Port i jego otoczenie stanowią praktycznie centrum Alanyi. W zasadzie rynku jako takiego nie ma, jest tylko główna ulica - Boulevard Atatürka, która liniowo przebiega przez całe miasto. Przy niej mieści się większość sklepów i kramów, restauracji, knajpek czy urzędów. Oprócz głównej ulicy nazwanej tak na cześć Ojca Turków, przy wjeździe do portu stoi zgodnie z tutejszym zwyczajem jego pomnik, a nie brak też Muzeum poświeconego temu wybitnemu przywódcy. W porcie można znaleźć mnóstwo sposobów na zagospodarowanie swojego czasu wolnego. Jednym z nich jest spacer po promenadzie, rozciągającej się od Czerwonej Wieży aż do Plaży Keykubata, upajając się powiewem morskiej bryzy i zapachem ryb, by zadumać się wreszcie na jednej z ławeczek w cieniu rozłożystego drzewa lub daktylowej palmy.
Można też skorzystać z oferty kilkugodzinnego rejsu wzdłuż Wybrzeża, by podziwiać w całej okazałości twierdzę Kale i zobaczyć z bliska jedyne zachowane stocznie w stylu seldżuckim. Przy promenadzie skupiło się serce nocnego życia Alanyi. To tutaj znajdują się najlepsze i znane nawet poza granicami miasta kluby i dyskoteki oraz wykwintne restauracje.
Za nimi „kwitnie” z kolei życie bazarowe, gdzie przyjezdni oddają się szałowi zakupowemu. Trzeba w końcu przywieźć to, co z Turcją się tak powszechnie kojarzy: wyroby skórzane, bawełniane, ozdobne lampy, chałwę, herbatę, nargilę...Jeszcze tylko kebab na wynos i wieczorna wizyta w hamamie - tureckiej łaźni. To obowiązkowa część pobytu w Turcji!
papuas | i tu rezydentka się myli, bo są regiony we Francji gdzie przed obiadem pija się aperetiff, który jest anyżówką czy jak kto woli arakiem rozcieńczonym wodą |