Na samym końcu bieszczadzkiego buta, tuż obok granicy z Ukrainą, rosnące niewzruszenie drzewa skrywają mroczną tajemnicę. Między nimi widać pojedyncze, ledwo zauważalne fragmenty zabudowań. To ruiny spalonej w czasie wojny wsi Sianki. Kolejne niezrozumiałe świadectwo bezwzględnej historii.
Przedwojenne Zakopane
Od początku XIX wieku do wybuchu II Wojny Światowej Sianki były majątkiem rodziny Stroińskich. Byli oni świadkami zarówno jej szybkiego rozwoju jak i bolesnego upadku. Sianki zapewne do dzisiaj żyłyby zapomniane przez świat, gdyby nie decyzja o budowie kolei na linii Przemyśl-Użhorod, która zapadła w latach 70. XIX wieku. Linia przecięła wioskę na pół, a zbudowany w niej dworzec przyczynił się do wzrostu jej popularności. Skryta do tamtej pory w bieszczadzkich ostępach osada stała się nagle łatwo dostępna dla szukających wytchnienia obywateli. Tak zaczął się rozwój jednego z najbardziej znanych, przedwojennych kurortów.
W momencie największej popularności w Siankach mieszkało 1,5 tys. ludzi, a miejsc noclegowych przygotowanych było na drugie tyle. Przyjeżdżano tu latem, cieszyć się słoneczną pogodą i miłą, górską bryzą, łagodzącą letni skwar. Przyjeżdżano także zimą, aby korzystać z przygotowanych kurortów narciarskich. Sianki były przedwojennym Zakopanem pełnym kawiarni i pensjonatów. Na potrzeby mieszkańców funkcjonowało aż 5 cerkwi grekokatolickich. Status i rangę wsi potwierdził sam Józef Piłsudski, który spędził w niej wakacje z dziećmi wchodząc, jak mówią przekazy, na pobliskie góry.
Okres prosperity został brutalnie zakończony po działaniach II Wojny Światowej. Granica przecięła wieś na pół. Część po stronie Związku Radzieckiego została ocalona. Jest dzisiaj dobrze funkcjonującą ukraińską wsią z ok. 150 rodzinami w niej mieszkającymi. Część po stronie polskiej została brutalnie wyludniona i spalona. Stojąc dzisiaj na porośniętej wysoką trawą polanie nie dowierzamy jaką popularnością ziemie te się kiedyś cieszyły. Przypomina nam o tym mozolnie i równomiernie przejeżdżający, na wciąż istniejącej trasie, pociąg.
Doliną górnego Sanu
Wielu jest spragnionych wizyty w Siankach i nie ma się temu co dziwić. Niewiele jest bowiem tak atrakcyjnych krajobrazowo, zapomnianych i tajemniczych szlaków w polskich górach. Wydaje się jakby każda polana i każde drzewo było świadkiem czegoś ważnego i skrywało jakiś mroczny sekret. Idąc od strony wsi Bukowiec mijamy, zapisane cyrylicą, przysłonięte wysoką trawą, kapliczki. Na terenie wsi Bieniowa, która podzieliła los Sianek, uchował się mały cmentarz milczący dziś w cieniu zarośli i drzew. Szlak wiedzie w niedalekiej odległości od wspomnianej linii kolejowej, więc spokój co jakiś czas przerywa sunący skład. Jego odgłos przenosi się po ciele krótkim dreszczem tak jakby potęgował ogarniającą i przytłaczającą nas ciszę.
W miarę zbliżania się do celu szlak zagłębia się w gęsty las. Przejście zostało w wystarczający sposób przygotowane i oznaczone przez zarząd Bieszczadzkiego Parku Narodowego dzięki czemu marsz ułatwiają nam przygotowane mostki i platformy. Po długiej, wiodącej głównie po płaskim terenie, wędrówce, dochodzimy do celu - pozostałości wsi Sianki. Spoglądają na nas pełne zmarszczek drzewa owocowe, z których plony zrywali dawni lokatorzy pobliskich domostw. Punktem centralnym jest miejsce gdzie stała drewniana cerkiew oraz grób najbardziej znanych z rodu ostatnich zarządców tych ziem - Klary i Franciszka Stroińskich. Miejsce to nazywane jest potocznie grobem Hrabiny i pod tą nazwą jest rozpoznawane przez miejscowych i miłośników Bieszczadów. Warto przysiąść tutaj na moment, wzrok skupić na porośniętych mchem i trawą nagrobkach, a myśli na historii Sianek. Pozornie nieprawdopodobnej, ale w każdym słowie prawdziwej.
omen | Byłam, widziałam.Zadumałam się na przemijaniem czasu. |