Jeśli ktoś sądzi, że opera jest sztuką elitarną, to się myli. W Bregencji jest ona dla mas. Trzymajcie się mocno, bo wrażenia będą porównywalne z tymi, jak podczas przejazdu rollercoasterem. Mocne nerwy testował tutaj James Bond. Rzecz dzieje się na wodzie, karty pływackie nie zaszkodzą!
Zaczyna się spokojnie - słychać pierwsze dźwięki przy blasku zachodzącego słońca, znad wody dochodzi krzyk mew, gdzieś w dali sunie podświetlony statek pasażerski. W porcie życie tli się jedynie w barach. W tym czasie publiczność zgromadzona nad Jeziorem Bodeńskim, lekko licząc siedem tysięcy ludzi, zamiera w zachwycie. A potem zaczyna się zapierający dech w piersiach show.
Czego tu nie było w ubiegłym roku, kiedy na tej największej scenie operowej świata na wodzie wystawiano „Czarodziejski flet” Amadeusza Mozarta! Ziejące ogniem smoki z rozwianymi grzywami, podświetlone łodzie krążące wokół głównej sceny na wodzie. Do tego nieustanne wystrzały i fajerwerki pod gwiaździstym niebem, akrobaci wirujący w powietrzu na linach. Publiczność wstrzymała oddech, kiedy jakiś tenor w asyście prześlicznej sopranistki nagle zniknęli pod wodą. Nikt nie rzucił się z pomocą. Zresztą, nie było kół ratunkowych, a większość widowni siedziała w swetrach i kurtkach, owinięta w koce. I nagle ulga, przecież to byli dublerzy w piankowym kombinezonie, a nie cudowni śpiewacy. Dobra zabawa musi mieć jednak happy end. Stąd zmieniono zakończenie opery Mozarta, bo źli ludzie muszą umrzeć (inaczej niż w oryginale, gdzie okrutna Królowa Nocy zostaje oszczędzona).
Ale warunki opery są twarde jak na statku. Jeśli pada, artyści śpiewają w najlepsze, a widownia pod gołym niebem moknie. Spektakl zaś trwa około trzech godzin, przerw nie ma. Nie wolno rozkładać parasoli! Kasa zwraca za bilety tylko wtedy, kiedy leje. I choć nie są one wcale tanie (29-300 euro), rozchodzą się jak świeże bułeczki. Nic dziwnego, bo dzięki najnowszej technice widowisko stało się równie emocjonujące jak najlepszy amerykański film akcji.
Na kilka godzin przed spektaklem mogliśmy przejść długim mostem, żeby z bliska obejrzeć wszystkie te cuda techniki, orkiestrę grającą pod sceną, tuż nad taflą wody. Instrumenty trochę cierpią z powodu wilgoci, jak mówili muzycy. Ale kto by się tym przejmował. Nasz zachwyt wzbudziła scenografia umieszczona na ponad stu palach zakotwiczonych głęboko w dnie jeziora. Wzdłuż zaś dekoracji puszczono spiralę szyn liczących 200 metrów.
W zrobienie sceny do „Czarodziejskiego fleta” zaangażowało się kilkadziesiąt firm nie tylko z Austrii, ale też sąsiednich krajów, Szwajcarii i Niemiec. Dzięki ich sztuczkom technicznym mogliśmy podziwiać pływające po wodzie rekwizyty, raz po raz wybuchy płomieni, akrobatów wirujących nad sceną, a bregencka opera zachwyciła cały świat.
Dziś, ze względu na ogromne koszty całego przedsięwzięcia, sięgające 20 mln euro, dekoracje wymienia się co dwa lata. Kiedy w 2010 roku grano tutaj „Aidę” Verdiego, częścią scenografii były 15-metrowe niebieskie stopy. A kiedy rok później wystawiano operę „Andrea Chenier” Giordana, z wody wynurzyło się 17-metrowe popiersie, po którym stąpali śpiewacy. W tym sezonie będzie można podziwiać wspaniałe dekoracje do „Turandota” Giacomo Pucciniego (utwór znany jest przede wszystkim z lirycznej arii „Nessun Dorma”, mistrzowsko wykonywanej przez Luciano Pavarottiego). Wystąpią wiedeńscy symfonicy oraz chóry i soliści najsłynniejszych teatrów świata (22 lipca - 23 sierpnia).
Najstarsi mieszkańcy pamiętają, że początki były skromne. 70 lat temu operę wystawiano na statku, nikt nie marzył nawet o takim sukcesie. Festiwal Bregencki, trwający przez cały sierpień, to dzisiaj gigantyczne show, podziwiane corocznie przez 170 tysięcy ludzi. Czasem w ławkach dla VIP-ów będziecie mogli wypatrzeć Eltona Johna i Petera Gabriela, wokalistę zespołu „Genesis”, członków rodzin książęcych i znanych polityków.
To miejsce upodobał sobie też James Bond, który nigdy pięknymi kobietami i dobrym towarzystwem nie gardził. Jeśli jesteście fanami agenta 007, na pewno pamiętacie, jak w „Quantum of Solace” rozprawiał się z przeciwnikiem na scenie wypełnionej „wielkim okiem”, będącym fragmentem bregenckiej scenografii do „Toski” Pucciniego.
Brak komentarzy. |