Przemysł turystyczny to nie tylko gigantyczna fabryka zabawy i radości, ale także zarzewie poważnych konfliktów. Zwłaszcza gdy strony sporu nie przepadają za sobą od dawna i tylko czekają na potknięcie oponenta.
Najgorętszym miejscem (i to nie tylko ze względu na panujące temperatury) ostatniego sezonu był Cypr, którego zwaśnieni mieszkańcy postanowili walczyć ze sobą za pomocą oficjalnych pism i mniej oficjalnych pojedynków na forach internetowych. A szkoda, bo razem osiągnęliby więcej niż działając osobno.
Więcej niż granica
Nowożytna historia Cypru to opowieść o podziałach i skrajnej, fanatycznej wręcz nienawiści dwóch nacji zamieszkujących wyspę. Cypr zasiedlony został przez pragreków już w XIII w. p.n.e., przez ponad dwa tysiące lat wyspa była pod wpływem kultury greckiej, rzymskiej i bizantyjskiej, jednak wciąż zachowała dość jednolity społecznie charakter. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy w 1570 r. władzę przejęli Turcy. 300 lat tureckiego panowania doprowadziło Cypr na skraj przepaści - na wyspie panowała ogromna bieda, zaś każdy kto mógł ratował się emigracją. Sfrustrowani Cypryjczycy wzniecili powstanie, które szybko zostało stłumione. W ramach odwetu Turcy powiesili arcybiskupa Cypru na rynku w Nikozji, poza tym zabito ponad 400 miejscowych duchownych. Krwawe działania tylko zradykalizowały myślenie Cypryjczyków, którzy zapragnęli przyłączenia do silniejszej Grecji.
Niewiele jednak wyszło z tych planów - w trakcie wojny turecko-rosyjskiej w XIX w. na wyspę wkroczyli Brytyjczycy, którzy nie chcieli umocnienia pozycji Rosji na Bałkanach. Wielka Brytania porozumiała się z sułtanem, dzięki czemu Turcy w zamian za pokonanie Rosji mieli otrzymać aprobatę Anglii przy przejęciu władzy na Cyprze. W tym czasie Turcja zaczęła jednak swój flirt z Niemcami, przez co straciła sympatię Londynu. Podjęto decyzję o aneksji Cypru do Wielkiej Brytanii. Zmiana warty niewiele zmodyfikowała w życiu Cypryjczyków, znienawidzonych Turków zastąpili Brytyjczycy, którzy podobnie jak poprzednicy robili wszystko, by nie została urzeczywistniona idea połączenia z Grecją.
Zniewoleni mieszkańcy wyspy, zarówno Cypryjczycy jak i Turcy, połączyli swoje siły doprowadzając do rozmów z Wielką Brytanią odnośnie przyszłości ich ojczyzny. Ten jedyny w historii akt integracji zakończył się kolejną kłótnią. Każdy chciał czegoś innego - zamiast walczyć o wspólny kraj podzieleni mieszkańcy rozpoczęli zaciekłe spory o to, kto ile ziemi powinien dostać. W obliczu kłótni Brytyjczycy narzucili konstytucję oraz chcąc się pozbyć problemu ogłosili niepodległość Cypru. Na wyspie zapanował permanentny kryzys, pogłębiony inwazją turecką w 1974 r. O losie Cypru „przesądziła” afera Watergate. Cały świat zajął się amerykańskim skandalem, przez co niemal bez zainteresowania mediów powstała Republika Turecka Cypru Północnego. Od tego momentu, mimo prób negocjacji, niewiele zmieniło się na wyspie. Konflikt trwa w najlepsze, podgrzewany co jakiś czas przez którąś ze stron.
Pisma i pisemka
Ostatnim przedmiotem konfliktu stała się turystyka na wyspie. Parę lat temu Turcy, idąc za przykładem swych południowych sąsiadów, wpadli na pomysł rozwinięcia przemysłu turystycznego. Grecy cypryjscy zareagowali na tę ideę dość alergicznie, wszak dotychczas niemal całość ruchu turystycznego koncentrowała się po ich stronie. Turecka strona wyspy była celem wyłącznie jednodniowych wycieczek fakultatywnych. Ostatnimi laty rząd turecki oraz przedsiębiorcy wpompowali miliony w bazę hotelową i ogólną infrastrukturę wyspy. Trzeba przyznać, że dotychczasowe inwestycje są nadzwyczaj udane, natomiast ceny w porównaniu z Południem mocno konkurencyjne.
Cypryjczycy Greccy widząc sukces swoich sąsiadów wpadli w popłoch. W czasach kryzysu każdy turysta jest na wagę złota, tym czasem to właśnie Turcy posiedli receptę na turystyczny sukces. Być może właśnie z tych przyczyn w samym środku sezonu letniego cypryjskie MSZ wystosowało pismo do wszystkich rządów oraz potencjalnych turystów, w którym ostrzegło przed podróżami na teren Cypru Północnego. Informując także, iż lokalne lotnisko działa nielegalnie (nie ma pozwolenia na przyjmowanie zagranicznych lotów) oraz jest w tragicznym stanie technicznym. Na ten komunikat niemal natychmiast zareagowali przedstawiciele Cypru Płn. oraz działający tam organizatorzy. W rozesłanym do agentów i turystów piśmie odpierali argumenty, jakoby Ercan było nieprzygotowane lub nielegalne. W związku z napięta sytuacją, wszelkie loty na Cypr Płn. muszą odbywać się przez teren Turcji, dlatego wszystkich turystów wybierających się tam na wakacje czeka międzylądowanie w Antalyi. Oczywiście w piśmie nie mogło zabraknąć przysłowiowego prztyczka w nos dla oponenta. Turcy zwrócili uwagę, że właśnie trwa kolejna tura negocjacji, w trakcie której obie strony porozumiały się w sprawie rozwoju gospodarczego pogrążonej w ubóstwie Północy, na co samo ONZ przeznaczyło spore środki pieniężne. Pismo Greków ma być dowodem dla ONZ na niechęć wobec współpracy i rozwoju drugiej części wyspy.
Dzieli, krzywdzi, traci
Uwikłany w kilkusetletni spór Grecy i Turcy nie widzą, że ich wzajemna niechęć przynosi więcej szkód niż pożytku. Wielu turystów nie stać na wakacje na południu wyspy, zaś ci, którzy mogliby przyjechać na Północ nie chcą poświęcać swego czasu na międzylądowanie w Antalyi. Wilk nie jest syty, a i owcy się obrywa. Przedmiotem handlu w turystyce nie są wyłącznie miejsca w samolotach i hotelach, ale przede wszystkim zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Podważając wzajemnie swe kompetencje Północ i Południe skutecznie niszczą swoje marki i zamiast zachęcać turystów do odwiedzin - zniechęcają.
Brak komentarzy. |