Nie ma jednej metody dla spragnionych wrażeń myśliwych. Tak jak nie ma jednej pory na udane safari. Ale wiemy już, że w Kenii warto wybrać się na nie tuż po wschodzie słońca, kiedy trafiają się największe trofea. Jeśli komuś uda się upolować (czytaj: sfotografować) Wielką Piątkę: lwa, słonia, lamparta, nosorożca i bawoła, będzie w siódmym niebie.
Czy wiecie, że safari w języku suahili znaczy podróż? Zapoczątkowali ją wielcy odkrywcy Czarnego Lądu, tacy jak David Livingstone, Henry Morton Stanley, Cecil Rhodes, czy Lord Delamere. Znaleźli tu nieograniczoną przestrzeń, wolność i słońce. Szukali przeżyć wykraczających poza horyzonty skostniałego świata, a odkryli miliony dzikich zwierząt i plemiona żyjące tradycyjnie od tysięcy lat. Czas odkrywców Czarnego Lądu się skończył - wygodnie można dotrzeć tu samolotem, ale rozpoczęta przez nich podróż - safari wciąż trwa. Kto połknie bakcyla dzikiej Afryki, potem do niej wraca...
Nasz obóz Kipalo w regionie Taita jest pięknie położony na skałach. Przysiadamy na rozrzuconych poduchach, aby delektować się widokiem okolicznych wzgórz. Rano budzi nas śpiew ptaków i świeżo zaparzona kawa serwowana przed namiotem. Nasza restauracja ma dach z liści palmowych, wokół dzika natura... Do Mombasy jest kilka godzin jazdy jeepem, do najbliższego sklepu prawie godzina. Wow! Ale zaczynamy mówić jak Kenijczycy: „hakuna matata”, co znaczy „nie ma problemu”.
Przecinamy sawannę wzdłuż i wszerz naszym jeepem wypatrując dzikiej zwierzyny. W zasięgu wzroku żyrafy, cętkowane zebry, stada impali. Julius, nasz kierowca, nagle ostro hamuje. Tuż przy drodze zatrzymała się samotna lwica, zaskoczona nie mniej od nas tym nagłym spotkaniem. Stary zwyczaj nakazuje Masajowi zabić lwa przed ślubem.„Na szczęście, ta tradycja zamiera. Grzywna za ten czyn wynosi 60 krów, a za to można mieć nie jedną, ale kilka żon!”, śmieje Julius. Nasze safari udało się w połowie. Nie zobaczyliśmy ani geparda, ani tygrysa. Ale zostały w nas magiczne obrazy, niesamowite zachody słońca, uśmiech tubylców i tęsknota, żeby tu jeszcze wrócić.
MarzenaF | hahaha.... oj popiła, popiła i być może było to tamtejsze piwo Tusker. Nie jestem amatorką piwa, ale w tym upale, to akurat, moje gardło przyjmowało całkiem dobrze :) |
piea | ha ha ha... tygrysy na sawannie! oplułam się ze śmiechu! Pani Elu, co Pani tam piła w tej Kenii? :)) |
papuas | no big 5 zostało poprawione, ale Hemingway nie opisuje tak bawołu, a antylopę szablorogą :) |
MarzenaF | to prawda, autorka pofantazjowała sobie. Pytony nie występują w Afryce Wschodniej, tylko Południowej i Zachodniej. Poza tym, z tego co pamiętam, to Satao Elerai Camp jest w parku Amboseli, a nie Tsavo, w Tsavo jest Satao Camp, nazwy podobne, ale to nie to samo. Autorka albo nigdy tam nie była, albo była już bardzo dawno temu i wszystko jej się pomieszało |
papuas | niestety same bzdury; fantazja poniosła |