W Lizbonie jest takie miejsce, które od niemal 900 lat przyciąga ludzi z najróżniejszych krańców Portugalii i nie tylko. Miejsce spotkań awangardy, klasyki i kiczu wraz z wybujałymi zachciankami, brzękiem pieniędzy i muzyką fado w tle. Feira da ladra - najbardziej znany rynek w Portugalii odkrywa przed wami swoje tajemnice.
Otoczka
Po wielokrotnych zmianach swojego miejsca rynek od kilkunastu lat znajduje się w górnej części Lizbony - Alfamie. Urokliwa, z wąskimi, stromymi uliczkami, co chwilę przecinanymi przez żółte tramwaje jest idealnym krajoobrazem dla tętniącego życiem kramu.
Kupić tu można dosłownie wszystko. Od struny za kilkadziesiąt centów po kompletną gitarę. Są stare walkmany, płyty winylowe, książki, futra niewiadomoego pochodzenia, części komputerowe, oraz cała masa mniej lub bardziej przydatnych bibelotów najróżniejszej maści. Słowem wszystko czego dusza zapragnie.
Klimat
Tym czym najbardziej urzeka Feira da Ladra jest niewątpliwie jej niepowtarzalny klimat. Zaimprowizowane stoiska, bądź zwykłe ceraty leżące na ziemi robią za gabloty wystawowe. Gąszcz świecidełek, ubrań i wszelkiej maści przedmiotów przyprawić może o zawrót głowy, a wąskie przesmyki między rozłożonymi towarami o klaustrofobię. Mimo to jakimś sobie tylko znanym sposobem Feira da ladra jest świetnie zorganizowana, a ruch przebiega tam niezwykle sprawnie. Co chwilę dobiega nas krzyk kogoś reklamującego swoje towary, kupujący przepychają się między sobą przewalając gigantyczną stertę ubrań za kilka centów, a z oddali dobiega nęcący zapach chorriso - grillowanej portugalskiej kiełbaski z ustawionego pod pobliskim drzewem kramiku.
Osobowośći
Mówi się, że to ludzie tworzą klimat miejsc. Feira da ladra jest tego najlepszym przykładem. Przechadzając się między kolejnymi stoiskami nierzadko to nie produkty a sprzedawcy przyciągają ciekawskie spojrzenia. Pojawiają się prawdziwe aparaty. Choćby Joao sprzedający w tym samym miejscu od 15 lat. Natapirowane czarne włosy, wytatuowany rękaw na prawej ręce i nieustannie będąca w ruchu matowa zapalniczka Zippo to jego znaki rozpoznawcze. Uważa, że praca jest ludzkim cierpieniem i nie powinna nikogo interesować. Zgodnie ze swoimi przekonaniami handluje rzeczami, które znajdzie, wyniesie z opuszczonego domu, bądź najzwyczajniej w świecie ukradnie. Szczyci się, tym, że od 15 lat nie spędził w pracy ani jednego dnia. Przechodzi się wokół swojego kramiku niczym dumny paw, rozpowiadając każdemu klientowi o swoich najbardziej dochodowych „skokach” i najniższych w Lizbonie cenach. Mówi też, że może zdobyć prawię każdą rzecz od narkotyków po broń. Od aktów nadania tytułu szlacheckiego po akt urodzenia. Nie udało mi się nigdy sprawdzić jego opowieści, ale pewność z jaką wypowiada każde słowo i towary które oferuję każą myśleć, że niezależnie czy jest to prawda czy szaleństwo to jak najprawdziwsze.
Życie
Feira to jedna nie tylko niezwykły rynek, to tętniące życiem miejsce wkrada się w dusze przechodniów urzekając jakąś tajemnicą. Bije ona od ludzi, od historii każdego towaru, po który się tu przychodzi. Tajemnica połączona z czasem, który tutaj potoczył się jakimś alternatywnym biegiem i jakby wypaczył rzeczywistość. To wyapczenie, niezależnie od negatywnego wydźwięku wiąże dusze, ludzi notorycznie tam wracających. Nierzadko zakupy są ostatnim z motywów powtarzających się wizyt. Oby się to nie zmieniło przez następne kilkaset lat.
Brak komentarzy. |