Jadąc jedną z kilku obwodnic Pekinu przejeżdżamy przez kilkupoziomowe skrzyżowania, mijamy wysokie, szklane dowody rozwoju i dobrobytu gospodarczego Chin. Zaskakuje nas nowoczesność, ale rozczarowuje zatracony duch kultury i tradycji. Aby je poczuć zagłębić trzeba się w pekińskie Hutongi.
Ciche zaułki głośnej metropolii
Hutongi stanowią swego rodzaju enklawy między ruchliwymi i zatłoczonymi arteriami komunikacyjnymi Pekinu. Zbudowane są z niewysokich, przypominających nieco baraki, domów założonych na planie prostokątów z wewnętrznymi dziedzińcami. Mieszkańcy zdobią je kwiatami, małą architekturą i uatrakcyjniają klatkami ze śpiewającymi, kolorowymi kanarkami lub papużkami. Ruch kołowy jest w hutongach ograniczony głównie ze względu na wąskie uliczki. Niektórymi, stanowiącymi główne osie, przejedzie samochód. Na większości jednak jedynym środkiem komunikacyjnym mieszkańców są riksze i jednoślady. Najwęższe przejścia mają zaledwie pół metra stąd najwygodniej poruszać się na piechotę.
Hutongi różniły się w przeszłości znacznie od siebie. Podzielone były ze względu na pozycję społeczną ich mieszkańców, a na poszczególnych domostwach liczne elementy architektury informowały o statusie ich lokatorów. Dzięki temu hutongi należące do dyplomatów czy fabrykantów były zadbane, wybetonowane i czyste. Natomiast te, w których mieszkała biedota zabłocone, brudne i odpychające. Wszystkie jednak, obojętnie przez kogo zamieszkałe, były cichymi, wielopokoleniowymi domami, które tworzyły kompleksy przypominające niemal małe miasteczka. Pełne były warsztatów rzemieślniczych, sklepów i targowisk. Życie towarzyskie toczyło się na alejkach. Biegały na nich dzieci, starsi przesiadywali i dyskutowali na tematy polityczne, kobiety zajmowały się pracami gospodarczymi. Rozwój cywilizacji i niezrozumiałe plany ambitnych władców zmieniły ten pierwotny krajobraz.
Bliskie zagłady
Różne są dane pokazujące zagładę pekińskich hutongów. Bez względu na konkretne liczby istotny jest fakt, że ilość tych urokliwych kompleksów zmalała niezwykle szybko i drastycznie za czasów rządów Mao Zedonga. W rozumieniu zwolenników socjalizmu i rewolucji kulturalnej stare hutongi, ogniska tradycji i starych obrzędów powinny jak najszybciej zniknąć z powierzchni rozwijającego się ku chwale komunizmu miasta. Systematycznie i konsekwencje wyburzano je więc, przesiedlano bezlitośnie mieszkańców, a na ich miejscach stawiano nowoczesną architekturę. Druga fala zniszczenia przeszła przed igrzyskami olimpijskimi w roku 2008. Władze Pekinu jak i całych Chin chcąc pokazać światu swój kraj jako organizm niezwykle rozwinięty skutecznie zaczął niszczyć mało, ich zdaniem, reprezentacyjne dzielnice. Te, które uchroniły się przed zniszczeniem zostały przykryte banerami, barierami, billboardami tak, aby odciąć je od oczu zachodnich gości. Dzisiaj, chociaż hutongów pozostało niewiele, to można być spokojnym o ich przyszłość. Nie tylko są otoczone ochroną ale również stają się modnymi dzielnicami osób zamożnych. Zmienia to bezpowrotnie ich charakter jako miejsc pełnych artystów i pisarzy ale dzięki temu zapewnia przetrwanie. Poszczególne domy są systematycznie odnawiane, a ich rynkowe ceny galopują w górę. Jeżeli wierzyć przewodnikom i mieszkańcom Pekinu ich ceny sięgają nawet kilkudziesięciu milionów dolarów.
Zwiedzanie
Zbliżając się do któregoś z hutongów, zwłaszcza z tych najmodniejszych, oczekują na turystów dziesiątki rikszarzy. Tworzą oni potężne korporacje, zarządzane przez prawdziwych biznesmenów, którzy dbają o stałe kontakty z największymi agencjami turystycznymi. Co chwilę rusza więc niczym konna kawalkada, procesja rikszy z zaopatrzonymi w aparaty obcokrajowcami. Przejażdżka trwa zazwyczaj ok. 1,5h i urozmaicona jest wejściem na któryś z zacisznych dziedzińców. Chociaż, jak każdy przejaw masowej turystyki, nie jest to idealny sposób na poznanie hutongów to daje dosyć duże wyobrażenie jak, zwłaszcza w przeszłości, toczyło się w nich życie. Niektórzy wracają po takiej przejażdżce bogatsi o setki zdjęć, inni z głowami pełnymi refleksji. Na naszych oczach zanika bowiem kolejny autentyczny element naszej wspólnej, ludzkiej kultury. Nawet otaczając hutongi ochroną nie przywrócimy im pierwotnego zgiełku i atmosfery, a przywracają nawet historyczny wygląd elewacji i ulic nie wzbudzimy na nowo pekińskiej duszy.
Brak komentarzy. |