Malta od początku była dla mnie swoistą tajemnicą. Postępując wbrew mojej złotej zasadzie dowiedzenia się czegoś o celu mojej następnej podróży wiedziałem o tej wyspie jedynie tyle, że można się tam dogadać po angielsku. Nie wiedziałem jak dużo z Anglii może mieć w sobie wyspa leżąca niedaleko od Sycylii.
Żółty Autobus
Port lotniczy był sterylnie czysty, jasny i pusty. Wyglądało na to, że nasz samolot to jeden z niewielu, które tu ostatnimi czasy zawitały. Ktoś powiedział, że niedługo powinien podjechać jakiś autobus. „Za chwilę!” Chwila przedłużała się w nieskończoność. Wiatr hulający na płycie lotniska dawał się we znaki, a ja w oczekiwaniu na autobus, mający nas zabrać do Valetty zastanawiałem się, czy ta wszechobecna pustka, wypełniona ciszą bardziej mnie przeraża czy podnieca. Początek marca, Malta uśpiona w poza sezonowym oczekiwaniu doczekała się by obudzić jednego turystę z Polski.
W końcu autobus wtoczył się na przystanek. Stary dieslowy motor rzęził niemiłosiernie, a gablota drgała niczym galareta. Zaczęła się jazda. Światła poczciwego grata rozświetlały otoczoną ciemnością drogę prowadzącą nas do świetlistego skupiska na horyzoncie, a ja co chwila podskakiwałem na siedzeniu trzymając się kurczliwie barierki i radując niemiłosiernie z wariackiego stylu jazdy naszego mówiącego angielskim cockney kierowcy.
Fascynująca brzydota
Valetta wydała mi się brzydka, a ta brzydota fascynująca. Obdrapane ściany, dziurawe dachy, porozrzucane materiały konstrukcyjne, pordzewiałe angielskie tablice drogowe i ujadające zza ciemnych zaułków psy. Wszystko to skąpane w pomarańczowym miękkim świetle nocnych lamp. Podczas wojny alianci mieli na Malcie swoje bazy. Stąd miasto do dziś nosi na sobie znamiona wojennych niemieckich bombardowań, dodając jej post apokaliptycznego klimatu.
W końcu po dobrej pół godzinie poczciwy gruchot dowiózł nas na plac, z którego mieliśmy kontynuować naszą podróż. Plac stał się pierwszym z jak się później, okazało wielu miejsc przepełnionych duchem imperium Brytyjskiego.
Wspomniany plac, zastawiony był bowiem żółtymi autobusami rodem przypominającym te słynne filmowe żółtki dowożące dzieciaki do szkoły.
Rozpędzeni żółtym pociskiem pognaliśmy przed siebie próbując zrozumieć czy aby na pewno trafiliśmy na śródziemnomorską wyspę.
Angielskie śniadanie
Maltański krajobraz przecinany przez tajemnicze puby w prawdziwie angielskim stylu, rozkochuje w sobie od pierwszych chwil. Spędzający w nich całe dnie, angielscy emeryci, obserwowali nasze zachwyty nad wystrojem miejscowego z niekrytym rozbawieniem, podszytym jednak nutką sympatii. Wyraźnie patrzyłem na ludzi którzy byli u siebie.
Momentami faktycznie można odnieść wrażenie, że Malta zwłaszcza w miastach to taka mała Anglia. Lewostronny ruch, angielskie tablice, angielski otaczający nas ze wszystkich stron, a nade wszystko zadowoleni z życia, lekko zawieszeni w codzienności ludzie mówiący z akcentem wprawiającym nas wszystkich w zachwyt.
Sytuacja ze wszech miar komiczna, bo przecież nie przyjechałem na Maltę zachwycać się owocami brytyjskiego kolonializmu, a mimo to widok opalonego młodego chłopaka w ubrudzonej białej koszulce, sprzedającego owoce na straganie, oraz pijącego angielskie ciemne piwo, które przed chwilą przyniósł sobie z znajdującego się 100 metrów pubu wydawał mi się przeuroczy każdego razu bez wyjątku.
Angielska impreza
Nocami Anglicy biorą w posiadanie miejscowe dyskoteki. Te mniejsze, hotelowe stają się miejscami zawładniętymi przez muzykę z lat osiemdziesiątych oraz rozhulane towarzystwo przenoszące się raz jeszcze do czasów młodości i szaleństw. Lekkość i naturalność z jaką bawią się przeżywający drugą młodość emeryci wywołuje uśmiech na ustach. Wydaje się, że znaleźli oni swoje miejsce na ziemii, gdzie mogą się czuć swobodnie, tak jak chcieli na ojczystej ziemii, ale z jakiegoś powodu im się nie udawało. Od samego początku Malta daje poczucie wolności, lekkości i pełnego relaksu, które widok bawiących się jak dzieci kilku-dziesięciolatków dobitnie pokazuje. Na Malcie po prostu można być sobą. To chyba powód, sprawiający, że Anglicy spędzają tu kilka miesięcy rocznie.
Pełna harmonia
Angielscy rezydenci Malty i jej mieszkańcy wydają się zupełnie nie mieć problemu z kolonialną przeszłością kraju. Podczas pobytu nie odczułem ani przez chwilę napięcia na tym tle, które do dziś tak mocno dają o sobie znać chociażby w niedalekiej Hiszpanii czy Irlandii.
Wydaje się, że mieszkańcy Malty niezależnie od ich pochodzenia, na Malcie czują się wspaniale i daje się to odczuć.
Lata wpływów brytyjskich w tym regionie zmieniły niezmiennie maltański sposób życia. Malta spowita jest senną atmosferą w której śródziemnomorska natura maltańczyków, tworzy z angielskim sposobem na relaks parę wyglądającą w tańcu niezwykle magicznie i tajemniczo.
piea | fajna relacja, ale mamm wrażenie że jakby urwana w połowie; że to dopiero początek, tego co najlepsze.... , tego co ma nastąpić i tego, co ma odkryc Maltę i..... nagle się urwało; nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja czuję ogromny niedosyt jakby niedokończonej relacji.... cZekam więc jak najbardziej na kontyuację ; autora niedokończonego opisu/; brak mi tu bowiem zakończenia....; bo Malta ma z pewnością olbrzymi potencjał, ciągle jeszcze do odkrycia.... |