Czy warto jechać na wakacje do Pattayi i czego możemy się tam spodziewać? Biura podróży i kolorowe foldery kuszą klientów wakacjami w rajskim tajskim mieście Pattaya. Poznajcie prawdziwą twarz metropolii, w której rządzą love, sex and money!
I love Pattaya
Na początku lat 90-tych moja przyjaciółka miała koszulkę z napisem I love Pattaya. Nadruk przedstawiał plażę, palmy, cudowną wodę, słońce. W czasach, gdy na wakacje jeździło się na wczasy FWP lub kolonie, taka koszulka była kwintesencją dalekiego, nieosiągalnego świata. Nie było jeszcze internetu a powiew „Zachodu” zapewniała co najwyżej „Dynastia” lub filmy video. Koszulka z palmą i zagranicznym napisem dawała nam zapewne poczucie, że jesteśmy choć trochę bliżej egzotyki znanej z ekranu. I chyba dlatego była to nasza ulubiona koszulka. Po jakimś czasie dowiedziałyśmy się, że Pattaya to największy dom publiczny świata. Ubranko poszło w odstawkę. Po latach miałam okazję przekonać się sama, czym jest to miejsce i czy zasługuje na swoje grzeszne miano.
Już nie ma dzikich plaż...
Pattaya Beach... Rozczaruje się ten, kto pojedzie tam na idylliczne plażowanie. Pattaya to miasto moloch, gdzie swoje miejsce na wąziutkiej plaży próbują znaleźć Tajowie z rodzinami i turyści. Leżaki toną w wodzie, sprzęt do sportów wodnych skacze po brudnych falach, woda dawno straciła odcień błękitu i jest zdecydowanie brzydsza od bałtyckich toni. Na palmach rosnących wzdłuż plaży szaleją ptaszki i robią swoje. Po promenadzie kręcą się zastępy spacerowiczów, tajskich sprzedawców i tanich prostytutek. Raz w tygodniu rozkłada się tam bazar z ciuchami. Po ulicy wiecznie jeżdżą auta i skutery a na to wszystko spoglądają potężne gmachy dobrych hoteli.
Plażowego raju nie ma więc co szukać ani w centrum Pattayi, ani w jej trochę spokojniejszej dzielnicy Jomtien. Można to miasto co najwyżej potraktować jako punkt wypadowy na wysepki rozsiane po Zatoce Tajlandzkiej. Można tu szukać niedrogich nieruchomości, masowo budowanych głównie dla rosyjskiego klienta. To świetne miejsce dla tych, którzy z języków obcych znają tylko rosyjski. Ok. 90 % turystów Pattayi to Rosjanie, nie ma więc problemu z informacjami czy wycieczkami w ich języku. Oczywiście nie brak tu rodzin z dziećmi czy szalonych nastolatków, ale dominują mężczyźni w wieku każdym. Nie ma się co oszukiwać - symbolem Pattayi jest seksturystyka. Pattaya Beach to już raczej Pattaya Bitch.
Erotyczne spełnienie US ARMY
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu Pattaya była wioską rybacką. W czasie wojny w Wietnamie stała się miejscem wypoczynku amerykańskich żołnierzy. Popyt nakręcił podaż. Beach paradise przeistoczył się w sex paradise.
W Pattai świat prostytucji jest dostępny dla wszystkich, jest tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Nie trzeba szukać, pytać, kluczyć w poszukiwaniu zakazanych dzielnic. Można bezkarnie i bezpiecznie, w dzień i w nocy spacerować po ulicach pełnych rozwiązłości. Nawet nie będąc klientem można poczuć atmosferę odwiecznej gry pieniądza i erotyki. Wystarczy wyjść z hotelu w centrum miasta i przejść kilka kroków. W uliczkach prostopadłych do centralnej plaży kryją się prawdziwe zagłębia cielesnych uciech. Mniej lub bardziej wyszukane lokale. Mniej lub bardziej wyszukane neony. Mniej lub bardziej wyszukane panie.
W chwilach przerwy w pracy, dziewczęta gromadzą się przed lokalami, jak żywe reklamy swych macierzystych firm. Siedzą, stoją lub leżą na szezlongach wypatrując towarzystwa. Zapraszają na drinka, same coś popijają, czasem jedzą, palą, plotkują, śmieją się, bywają smutne lub zupełnie obojętne. Czasem któraś z nich modli się trzymając w dłoniach kadzidła, a potem, wedle buddyjskiej tradycji, w wyznaczonym miejscu składa ofiarę duchom.
Dziewczę, które pracuje w „agencji” musi dbać o prezencję, ale nie musi tracić czasu na poszukiwanie seksownych strojów. Ciągle podchodzą do nich handlarze z butkami na niebotycznych obcasach, sukienkami zawieszonymi na plastikowych manekinach, torebusiami błyszczącymi od cekinów, frywolną bielizną. Na każdej z takich ulic jest salon masażu tajskiego, gdzie można odprężyć zmęczone pracą ciałko, a w salonie urody podreperować szponiaste paznokcie, makijaż czy fryzurę. Wszystko blisko, stworzone jakby na ludzką miarę. Praktyczne azjatyckie podejście do życia i tajskie zdolności organizacyjne.
Walking Street - pieszo do nieba, pieszo do piekła
Kolejną enklawą rozrywki w Pattayi jest „Walking Street”. Wieczorem ze zdwojoną siłą ożywają bary, puby, dyskoteki, restauracje, kluby go-go. Jest trochę sklepów, głośna muzyka , tłumy klientów i ciekawskich przechodniów z cyfrówkami w rękach. Dziewczyny tańczą przy rurach zamontowanych tak, że widać je z ulicy. Inne głośnym piskiem, śmiechem lub podśpiewywaniem zachęcają do skorzystania z usług właśnie ich lokalu. Reklamują sekret, który kryje się za zamkniętymi drzwiami. Co chwilę do turystów i turystek podchodzą panowie z zafoliowanymi kartami - cennikami. Te karty, to erotyczne menu, które podpowie nam, ile kosztują wszelkiego autoramentu usługi cielesne i wizualne (go-go, striptiz, sex na żywo itp.).
Tłoczno jest też w lokalu, który oferuje zupełnie inny rodzaj cielesności. Muai thai, czyli boks tajski, to ukochany sport Tajów. Zawodnicy w skupieniu odprawiają rytuał wai kru i ram muay, oczy tajskich kibiców nabożnie śledzą każdy ich ruch. Wreszcie zaczyna się brutalna, kontaktowa walka. Szybkie ruchy zawodników, huk energetycznej muzyki, doping kibiców, szczęk kapsli zrzucanych z butelek z piwem. W przerwie walk na ring wychodzi zaklinacz kobr. Z prostych rzeczy powstaje magiczny, wciągający spektakl, od którego nie można oderwać wzroku. W Pattayi serce bije szybciej nie tylko na widok pań lekkich obyczajów.
Trzecia płeć
Klienci, którzy poszukują bardziej wyrafinowanych rozrywek, mogą skorzystać z usług ladyboys. Operacje zmiany płci są w Tajlandii szalenie popularne. Doszło do tego, że najpiękniejsze Tajki to te, które były kiedyś mężczyznami. Najłatwiej się o tym przekonać oglądając barwne, dozwolone nawet dla dzieci, show ladyboys. Po spektaklu artyści (artystki?) wychodzą do widzów - można im się przyjrzeć z bliska, a za dolara nawet zrobić sobie wspólne zdjęcie.
Jeżeli chodzi o przemysł erotyczny, to wieść niesie, że za chwile uniesień spędzone z pięknym przedstawicielem trzeciej płci trzeba zapłacić krocie. Ladyboys po najbardziej udanych operacjach to najdroższe prostytutki w Tajlandii.
Miłość bez granic
Powszechnym widokiem w Pattayi jest Tajka i podstarzały przedstawiciel rasy białej. Ewentualnie Taj i podstarzały przedstawiciel rasy białej. Czasem są to przelotne związki, czasem głęboka, wieloletnia miłość, którą w tym mieście można swobodnie zamanifestować. Bez tabu, bez potępienia, z buddyjskim dystansem, z życiowym podejściem do ludzkich spraw.
Wytchnienie
Aby odpocząć od chaosu, hałasu i rozpustnej atmosfery Pattayi warto wybrać się wieczorem... na plażę. W czasie odpływu staje się szeroka i piękniejsza niż za dnia, spokojniejsza, pusta. I tylko światła i stłumione szumy przypominają nam, że zaraz za wiecznie ruchliwą ulicą czeka grzeszna metropolia.
Pattaya - kochaj albo rzuć
Pattayę można z czystym sumieniem nazwać burdelem i syfem, centrum seksu i lateksu, można kląć jej brudne plaże i ulice, męczący hałas. Można nie akceptować procederów, jakie się tam dzieją. Można ominąć grzeszne ulice i zamknąć oczy na „Walking Street”. Można po prostu nie jechać tam na wakacje. Ale z drugiej strony warto wiedzieć, że takie miejsce jest, tętni życiem i ciągle są chętni na jego uroki. Pattaya uczy tolerancji i robi to na szeroką skalę. Bo jak inaczej powiedzieć o mieście, w którym erotyczny biznes funkcjonuje tak jawnie, a przez państwo prostytucja jest oficjalnie zakazana?
Na koniec mojej podróży uległam namiętności. Zakupowej. Przewrotnie i na złość malkontentom, prostytucji i samej sobie, nabyłam nową koszulkę z napisem I love Pattaya.
Informacje dodatkowe:
Jak dojechać do Pattayi? Z lotniska Suvarnabhumi (Bangkok) do Pattayi kursują bezpośrednie autokary. Cena biletu ok. 120 bahtów (ok. 13-15 zł), można je nabyć na stoisku przewoźnika w dolnej części lotniska. Przejazd trwa ok. 1,5 h. Przystanek końcowy w Pattayi umiejscowiono na pograniczu dzielnicy centralnej i Jomtien. Z przystanku kursują busiki songthaew, czyli pick-upy z 2 rzędami siedzeń na pace. Przejazd do centrum lub Jomtien kosztuje ok. 10 bahtów (ok. 1 zł). Są też taksówki i taxi-skutery.
Najbardziej znane, choć nie jedyne w Pattayi show ladyboys to Alcazar. Bilety można nabyć w kasach rewii lub biurach turystycznych.
Najlepszy czas wyjazdów do Tajlandii to miesiące listopad - marzec. Temperatury w dzień sięgają ok. 30 st. Celsjusza, w nocy 20-25 st. C. Od marca do maja trwa pora gorąca, od czerwca do października pora deszczowa.
W Pattayi można znaleźć noclegi na każdą kieszeń: od prostych pokoi (najtaniej jest w centrum) po luksusowe hotele międzynarodowych sieci.
kangur | No i bylismy w Pattaya. I musze powiedziec, ze bylem nieco zle nastawiony przez powyzszy artykul i generalnie: rozczarowalem sie pozytywnie :) Pattaya to duze miasto i duzy kurort. Definitywnie nie jest to miejsce dla osob przyjezdzajacych pierwszy raz do Tajlandii. Nie znajdziesz tu dzikiej Tajlandii. Ale jest to miejsce warte odwiedzenia jesli podrozujesz po tym kraju, albo przyjezdzasz na kolejna juz wizyte. Co nam sie w Pattaya podobalo: czystosc, ktorej nie widzialem ani na Phuket, ani na Koh Samui czy w Bangkoku; swietnie rozwiazana i tania komunikacja (duze tuk tuki, tzw bahtbusy, za 10 bahtow); nizsze niz gdzie indziej ceny (za jedzenie, hotele, masarze, transport, wycieczki); brak nahalnych sprzedawcow; ciekawe rzeczy do robienia i zwiedzania wokol miasta (jak floating market, Sankuarium Prawdy, liczne swiatynie); koralowa wyspa Koh Larn z pieknymi rafami i plazami. A co nam sie nie podobalo: plaze w samym Pattaya - waskie, zatloczone i zastawione tysiacami parasoli. Ale my i tak nie plazujemy (poza tym najpiekniejsze i najdziksze plaze mamy o 15 min. jazdy samochodem od domu :) Teraz o tym rozdmuchanym sexbiznesie: Walking Street jest czescia pattajskiego folkloru, naprawde warto tam isc na kolacje zeby poobserwowac ten kolorowy tlum. Prostytutek i klubow go-go jest na kilometr kwadratowy tyle samo co na Phuket w Patong, tyle, ze Pattaya jest wielokrotnie wieksza. W kazdym razie nie stanowi to jakiegokolwiek problemu a prostytutki sa znacznie mniej nahalne niz w Patong :) Ogolnie, w zadnym wypadku nie zalujemy, ze pojechalismy do Pattaya. I nie powiem, ze kiedy zjezdzimy juz Tajlandie to tam nie wrocimy :) W kazdym razie stwierdzenie, ze Phuket w porównaniu do Pattayi to jak by porównać niebo i piekło jest jak najbardziej nieprawdziwe :) Ale ogolnie nie polecamy Pattai jako destynacji na pierwszy wyjazd do tego kraju :) |
kangur | Grześku, uwierzę jak sam zobaczę :) Zanim pierwszy raz pojechałem na Phuket naczytałem sie podobnych artykułów na polskich stronach internetowych, z których wynikało, ze jest to jeden wielki komercyjny b...del na kółkach gdzie na każdym kroku obijasz się o prostytutki i obleśnych facetów - ich klientów. Artykuły te tak mnie zniechęciły, że nie chciałem wogóle jechać do Tajlandii. Byliśmy na Phuket trzy razy a tylko raz poszliśmy na tą słynną ulicę Patong z całym tym sexbiznesem, ping pong showami, itp. Sam wiesz, że jak tam nie pójdziesz to możesz jeżdzić po całej wyspie i tego nie zobaczysz. Tak samo może być z Pattaya. Wybieramy się tam w kwietniu i, z tego co wiem, jest tam sporo fajnych miejsc do zobaczenia i ciekawych rzeczy do robienia. A napewno nie będziemy się pchać w te opisane w artykule miejsca. Może pójdziemy tam z raz żeby na własne oczy zobaczyć te bezeceństwa ;). Ile ludzi tyle opinii. Ja sobie wyrobie swoją jak to zobaczę na własne oczy :) I napewno się nią podzielę. Pzdr :) |
Fresh | Grzesiek, Phuket w porównaniu do Pattayi to jak by porównać niebo i piekło :) |
kangur | Hmmm...podobne artyluły czytałem o Phuket... |