Przygotowywane z wyjątkową troską, ze ściśle określonych, najlepszych gatunkowo składników. Powiedzieć o nich zwykłe kanapki zakrawa niemal na świętokradztwo. Lepiej pasuje chyba: dzieła sztuki. Albo po prostu - smorrebrod
Na stoły Europy kanapki zawitały już w średniowieczu. Pojawiły się dosłownie na stołach, ponieważ cienkie plastry chleba były serwowane jako talerze. Później zostały włączone do menu, ponieważ nasiąknięte sosami z mięsa „podstawki” stanowiły i tak bardzo smakowity kąsek. W późniejszych wiekach rolnicy dostawali od kochających żon chleb, kiełbasę i ser, żeby mieli czym podreperować w południe siły nadszarpnięte orką. W XIX wieku bezlitosny kapitalizm wymusił drastyczne skrócenie przerwy obiadowej. Duńscy robotnicy, nie mogąc wracać do domu na obiad, zaczęli przynosić do pracy pojemniki z kanapkami. Bardziej pomysłowi wpadli wkrótce również na pomysł otwarcia małych restauracji, w których mogli kupić kanapki np. kawalerowie. Z czasem smorrebrod stał się narodowym przysmakiem.
Dosłownie smorrebrod znaczy posmarowany chleb. Ale nie byle jaki chleb. Do robienia swoich narodowych kanapek Duńczycy używają rugbrod czyli ciemnego żytniego chleba wypiekanego w Skandynawii od tysięcy lat. Dla przykładu kilka danych. Duńscy rolnicy zbierają co roku ponad 260 tys. ton żyta, każdy obywatel zjada rocznie ok. 25 kg chleba, czyli dziennie w Danii krojonych jest około 9 milionów kromek. Duński chleb różni się nieco od tego wypiekanego w innych częściach Europy. Jest ciemniejszy i nieco bardziej kwaśny, bogaty w błonnik i składniki odżywcze, takie jak fosfor, magnez, proteiny i witaminę B1. Jego przygotowanie i upieczenie zajmuje ponad 24 godziny. Nic dziwnego, że w Danii jedynym sklepem otwartym w niedziele jest piekarnia. Kolejnym składnikiem jest masło. Duńczycy smarują chleb nie tylko dlatego, że to poprawia smak, ale również chroni przed zawilgoceniem. No i clou programu, czyli dodatki. Tutaj liczy się zarówno smak, jak i efekt wizualny.
Smorrebrod nie tylko wyśmienicie zaspokaja głód, ale również wyzwala kreatywność. Liczy się tu bowiem nie tylko wygląd i smak, ale również odpowiednia nazwa, będąca niekiedy najlepszym narzędziem marketingowym. Jedną z najstarszych kompozycji kanapkowych jest Dyrlegens Natmad, czyli w wolnym tłumaczeniu „Nocna przekąska weterynarza”. Jej ojcem chrzestnym był pewien XIX-wieczny weterynarz, który nie zasnął zanim nie skonsumował kanapki z pasztetem, galaretą, słonym mięsem i krążkami cebuli. Jednym z ulubionych zestawów jest również Stjerneskud, czyli „Spadająca gwiazda” przygotowana na bazie krewetek, smażonych filetów rybnych, koperku, plasterków cytryny, ogórka i kawioru. W kompozycji Pariserbof, czyli „Stek paryski”, jak sama nazwa wskazuje, główną rolę odgrywa mięso mielone, surowe żółtko jajka, cebula i kapary. Nazwa Smorrebrodsmad - „Jedzenie chleba z masłem” bywa nieco myląca, ponieważ na żytnim chlebie kładzie się nie tylko masło, ale również plastry pieczeni wołowej, cebulę i zapiekany chrzan. Można spróbować również Bof med spejlogg, czyli plastrów pieczeni wołowej na zimno z cebulą i sadzonym jajkiem. Z kolei Floskesteg składa się z pieczeni wieprzowej, masła z ogórkiem i buraczków. Na śniadanie można zjeść „Słońce nad Gudhjem”, czyli filet ze śledzia wędzony w gorącym dymie, podany z cebulą, szczypiorkiem, rzodkiewką i surowym żółtkiem na wierzchu. A dla prawdziwych mężczyzn „Jedzenie lwa” - tatar garnirowany kaparami, cebulą, buraczkami, chrzanem i surowym jajkiem. Czasami kanapki nazywa się również na pamiątkę szczególnie ważnych czy sławnych ludzi, ale do tej pory zaszczyt ten spotkał nielicznych. Można zjeść kanapkę HC Andersen - przygotowaną z boczkiem wędzonym, pastą, wątróbką, plastrami pomidora i rzodkiewką. Z kolei Victor Borge - kanapka upamiętniająca znanego duńskiego pianistę i komika - to elegancka kompozycja z łososia, krewetek, kawioru i cytryny, a Uffe Ellemenn Jensen (nazwana na cześć znanego polityka) to propozycja dla miłośników duńskich klopsów.
Niektóre restauracje specjalizują się w serwowaniu smorrebrod od wieków. Prekursorem był Oskar Davidsen, u którego zamawiał przekąskę wspomniany wyżej weterynarz. Ale menu restauracji w Norrebro oprócz „Nocnej przekąski weterynarza” zawierało jeszcze 177 innych propozycji. Obecnie o głodnych weterynarzy i nie tylko dba już piąte pokolenie rodziny Davidsen, z wnuczką Oskara. Kompozycja złożona z chleba, steku z musztardą i sałatki ziemniaczanej jest flagową pozycją w menu Slotskelderen hos Gitte Kik - restauracji założonej w gmachu gorzelni. Rodzina Kik stwierdziła, że podawanie samego alkoholu zbyt szybko pozbawia ich klientów i postanowili podawać również smorrebrod. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Restauracje dbają też o fanatyków zdrowego żywienia. Chleb razowy ma obecnie więcej otręb i błonnika, warstwa masła jest cieńsza, a na życzenie używa się majonezu light. Duńskie sklepy oferują również szeroki asortyment produktów dla tych, którzy czują w sobie duszę artysty i wolą sami stworzyć własną kompozycję śniadaniową i spożyć ją w miłym otoczeniu przyrody w jednym z licznych duńskich parków, ale zawsze z zachowaniem zasad kanapkowego savoir vivre’u. Nigdy nie jemy kanapek z rybą i kanapek z mięsem na tym samym talerzu, a jako dressing do surowego łososia i kawioru stosujemy schnapps Rod Aalborg, podawany w skorupce jajka. No i pijąc toast, wznosimy kieliszek patrząc wszystkim w oczy i mówiąc: skol!
Brak komentarzy. |