To miał być brytyjski hit kinowy 1951 roku. Do superprodukcji poszukiwano odpowiedniego, hiszpańskiego miasteczka, które bez zbędnej charakteryzacji zagra w filmie. Scenarzysta podróżował wzdłuż wybrzeża i w oko „wpadła” mu Tossa de Mar - miasteczko, jak z bajki...
Pierwszy klaps i ... klapa
W latach 50. Tossa de Mar znana była jedynie okolicznym rybakom. Jej dawna sława przeminęła z wiatrem. Na wzgórzu pozostały ruiny kościoła i fragmenty średniowiecznych murów obronnych. Teraz Tossa była znów jedynie zwyczajną wioską, w której odbywały się targi rybne. Nieoczekiwany przyjazd ekipy filmowej odmienił ciche życie mieszkańców. Ustawiono kamery a w blasku fleszy pojawili się Ava Gadner i James Mason. Film miał nosić tytuł „Pandora i Latający Holender” i opowiadał dramatyczną historię miłości miejscowej pieśniarki i tajemniczego cudzoziemca, kapitana jachtu. Kochanek z czasem okazał się być XVII - wiecznym wyklętym żeglarzem, od lat błądzącym po morzach, którego uratować może jedynie gotowa za niego umrzeć kobieta. Mimo wielkiego budżetu i doborowej obsady, film okazał się kompletną klapą. Pretensjonalny, nudny, niedorzeczny. Być może, i na piękną Tossę nikt nie zwróciłby uwagi, gdyby nie zaskakujący przyjazd na plan pewnej amerykańskiej gwiazdy.
Od romansu do Sinatry i sławy
Zdjęcia Avy i Franka Sinatry obiegły świat a do dziś dumnie prezentowane są w restauracjach i sklepikach fotograficznych Tossy. To prawdziwa reklama miasteczka. Para pije na nich wino, przechadza się plażą, rozmawia. Za tą elegancką fasadą kryła się jednak burza emocji. Sinatra przyleciał bowiem do Tossy, żeby ratować swój związek. Gorący romans pary aktorskiej był wówczas na nagłówkach wszystkich gazet. Ale, Ava na planie filmowym poznała przystojnego Hiszpana. Ktoś z ekipy musiał donieść o tym Sinatrze, skoro ten jak najszybciej przyleciał do Hiszpanii. I to nie z pustymi rękoma. Miał ze sobą argument nie do zbicia - naszyjnik z prawdziwych szmaragdów. Kryzys tym razem został zażegnany, choć późniejsze losy pary nie zakończyły się happy endem. Za to, świat usłyszał wreszcie o Tossa de Mar. Do miasteczka, „po którym spacerował Sinatra” zaczęły ściągać tłumy turystów a niepozorna wioska zmieniła się w tętniący życiem kurort - jeden z najpiękniejszych na Costa Brava.
Minuta dla archeologów
Tossę założyli najpewniej Iberowie. A w czasach rzymskich (około II w. n.e.) podniesiona została do rangi vila (miasta). Do dziś trwają prace archeologiczne w poszukiwaniu śladów rzymskiej historii. Okazuje się, że na tym terenie istniały głównie rezydencje letniskowe. Niedaleko dworca autobusowego obejrzeć można unikalne fundamenty willi rzymskich bogaczy. Wielbicieli antyku zainteresować może Muzeum Miejskie, w którym zgromadzono wyposażenie tych willi - mozaiki i naczynia.
Co zwiedzić w Tossa de Mar?
Największą atrakcją dla turystów są pozostałości miasta średniowiecznego. Tossa jest zresztą jedynym na Costa Brava miejscem, które zachowało swoje średniowieczne mury obronne. Fortyfikacje z XII i XIII wieku uzupełnione zostały współczesnymi murami, tworząc pierścień o długości ponad 400 metrów. Osiem stuleci przetrwały też trzy wieże widokowe i kilkadzisiąt kamiennych domów w obrębie murów. Spacer stromymi uliczkami jest, jak pobyt w galerii sztuki. Wejścia do kamieniczek zdobią ceramiczne rzeźby i figurynki. Wiele domów należy do artystów, można więc prze uchylone drzwi wypatrzyć pyszne obrazy i ciekawe aranżacje wnętrz. A wszystko to pośród arcykolorowych kwiatów i śródziemnomorskiej zieleni. Wchodząc na wzgórze od strony zatoki spotkamy też realistyczną rzeźbę pięknej Avy Gardner. Do wspólnej fotografii z filmową Pandorą ustawiają się, rzecz jasna, głównie panowie.
Odrobina Andaluzji w Katalonii
Na przełomie XIX i XX stulecia w dole, za murami powstało Nowe Miasto z bielonymi domami, które przypominają andaluzyjskie. Biel murów podkreślają soczystozielone drzewka magnoliowe, które rosną tu całymi szpalerami. Ta część Tossy dopomina się przerwy na smaczny posiłek. Jest to kwartał restauracyjny. W powietrzu unosi się kuszący zapach owoców morza, paelli i chorizo. W gorące dni polecana jest też clara czyli piwo z sokiem z cytryny.
Brak komentarzy. |