Hiszpańska Andaluzja niewątpliwie słynie z dziedzictwa arabskiego, które pozostało po kilkusetletnim pobycie Maurów na Półwyspie Iberyjskim. Miasta, które pamiętają z tego okresu najwięcej to Grenada i Kordoba. Trasa natomiast, która je łączy, to szlak Kalifatu Kordoby.
Garstka faktów historycznych
Kalifatem Kordoby nazywało się arabskie państwo ze stolicą w Kordobie istniejące niewiele ponad 100 lat między 929 a 1031 rokiem. Był to jeden z kilku etapów, na które historycznie dzieli się cały okres al-andalus, czyli okres pobytu Maurów w Europie trwający od czasu ich lądowania w Tarifie w roku 711 do ostatecznego ich wypędzenia w 1492.
Założycielem Kalifatu był Abd ar-Rahman III, potomek emirów Kordoby, którzy długo opierali się swoim wrogom z Damaszku. Kalifat Kordoby był potężnym tworem zajmującym nie tylko obszary Półwyspu Iberyjskiego, ale także tereny północnej Afryki. Tak duże terytorium i duża odległość od Bliskiego Wschodu powodowała, że żyjący w Kordobie i innych andaluzyjskich miastach możni mogli w spokoju oddawać się uciechom. Przypada na ten czas także okres nieporównywalnego w historii rozwoju nauk ścisłych, literatury i architektury. Powstawały nieprawdopodobnie piękne budowle ku chwale Allaha i Kalifa. Założono tonące w złocie miasto - Madinat Al-Zahra, które swoim splendorem wyprzedzało nawet samą Kordobę. W trakcie Kalifatu do rangi ważnego i reprezentacyjnego miasta regionu wyrosła także Grenada, która później, w wieku XV, zasłynęła jako ostatni bastion arabski w Europie. Kalifat Kordoby rozpadł się po 1031 roku kiedy nie poradzono sobie z sukcesją po śmierci Hiszama III, dzisiaj znanego jako ostatni Kalif Kordoby. Całe państwo rozpadło się na mniejsze państewka. Nie umiały one jednak stawić oporu najeźdźcom, tym z arabskiej Afryki jak i z chrześcijańskiej Europy.
Grenada
Podróż szlakiem Kalifatu Kordoby zacząłem w Grenadzie, w mieście liczącym ok. 270 tysięcy mieszkańców, będącym doskonałym punktem wypadowym do zwiedzanie Andaluzji. Sam fakt, że przebiegają przez nie wszystkie opisane i przygotowane dla turystów regionalne szlaki, potwierdza to bezsprzecznie. Możemy stąd wybrać się śladami ostatniej dynastii arabskiej rządzącej w Europie na północ, do miast Baeza i Ubeda, możemy śladem Washingtona Irvinga pojechać do Sewilli, czy wraz z armią dynastii Almorawidów dotrzeć na Gibraltar.
Wychodząc na uliczki Grenady natychmiast poczułem arabską spuściznę drzemiąca w jej bramach i na jej ulicach. Na każdym kroku zauważałem mauretańską architekturę, która ukazywała przede mną swoje pofalowane łuki i drobiazgowe zdobienia. O pozostałe odczucia zadbali już właściciele miejscowych sklepów i lokali. Czułem unoszący się w powietrzu zapach palonego w fajkach wodnych tytoniu, parzonej w tradycyjny sposób herbaty i wystawionych na przyulicznych straganach przypraw. Spacerowałem lawirując między kolorowymi szalami, dywanikami i torebkami, zaskakiwany na każdym kroku przez wyskakujących z nich handlarzy.
Po tym pełnym wrażeń spacerze dotarłem w końcu na jeden z głównych placów miasta, Plaza Nueva (Nowy Rynek) leżący u podnóży potężnej twierdzy Alhambra - najważniejszego zabytku Grenady. Słyszałem, że nie łatwo się do niej dostać, więc zasięgnąłem rady w znajdującym się w pobliżu centrum informacji turystycznej. Powiedziano mi, że Alhambra ma ograniczoną dzienną liczbę odwiedzających na poziomie 7700 osób, co w szczycie sezonu jest ilością niewystarczającą. Mnie uratował niski sezon. W przeciwnym razie nie udałoby mi się dostać do niej tego samego dnia, a kto wie czy w ogóle w najbliższych dniach. Miałem szczęście i dostałem rezerwację na popołudniowe wejście. Zostały mi jeszcze 2 godziny czasu. Spędziłem je w jednej z pięknie pachnących herbaciarni, racząc się nieodłącznym trunkiem dawnych włodarzy, górującej nad miastem, twierdzy.
Na szczyt wzgórza, gdzie znajduje się wejście do Alhambry dostać można się piechotą bądź podjechać małym busem miejskim. Zarówno jeden jak i drugi sposób jest ciekawy. Wchodząc od strony Plaza Nueva cieszymy się urokiem parku miejskiego pełnego studentów, amatorów joggingu i turystów. Jadąc busem podziwiamy natomiast kunszt kierowcy, który z dużą prędkością pokonuje uliczki niewiele szersze niż sam jego pojazd.
Główny dziedziniec twierdzy jest miejscem otwartym dla każdego, dopiero, aby wejść do jednej z trzech głównych części należy mieć bilet. Części te to: letni pałac i ogrody Generalife, pałac Nasrydów ze słynnym dziedzińcem i fontanną lwów oraz najstarsza część - Alcazaba. Na zwiedzenie wszystkich potrzebowałem ponad trzy godziny. Zmęczenie było ogromne, ale ono minie szybko natomiast satysfakcja i uznanie dla mauretańskich budowniczych pozostanie na długo. Na wieczór tego pełnego wrażeń dnia pozostała mi wizyta w łaźniach arabskich. Spokojna muzyka i masaże szybko postawiły mnie na nogi i przygotowały do kolejnego etapu zwiedzania.
Z Grenady do Kordoby
Jadąc do Kordoby postanowiłem zajrzeć do dwóch miejscowości znajdujących się na trasie. Na szlaku zaznaczonych mamy ich bardzo dużo. Trzeba jednak obiektywnie stwierdzić, że głównymi atrakcjami są Grenada i Kordoba, a miasta pośrednie są jedynie dodatkiem. Ich wyboru dokonać trzeba samemu kierując się zabytkami, widokami, czy po prostu chęcią zjechania z trasy.
Cały dystans jaki miałem tego dnia do pokonania to zaledwie 167 km. Nie śpiesząc się, po obfitym śniadaniu, ruszyłem w drogę. Pierwszy postój postanowiłem zrobić po niespełna 60 km w miejscowości Alcala La Real. Zbliżała się godzina na hiszpańską cafe con leche (kawa z mlekiem) więc tym bardziej miałem ochotę na przerwę. Alcala La Real jest miasteczkiem godnym postoju w czasie naszej podróży. Pamięta czasy rzymskie, a w okresie interesującego mnie Kalifatu Kordoby była ważnym strategicznym punktem na trakcie do Grenady. Potwierdzeniem tego jest wybudowana na pobliskim wzgórzu forteca, która z wysokości 1033 m. n.p.m. dumnie spogląda na okolicę.
Kolejnym miastem, w którym się zatrzymałem, była Baena, niespełna 65 km od Kordoby. Miasto skusiło mnie przede wszystkim pięknym położeniem i kuchnią. Chciałem odpocząć od historii i dostarczyć sobie innych uciech. Baena słynie z oliwy z oliwek, a wzgórze, na zboczach którego leży, otoczone jest oliwnymi gajami. Zakupiłem więc kilka butelek i zjadłem szybkie bocadillo (kanapkę) z suszoną szynką Jamon Serrano, oliwkami i oczywiście z oliwą z oliwek. Do Kordoby została mi już tylko niecała godzina drogi. Mogłem spokojnie pospacerować urokliwymi uliczkami Baeny i na wieczór ruszyć do stolicy Kalifatu.
Kordoba
Historyczne centrum Kordoby leży nad rzeką Gwadalkiwir. Najbardziej znanym zabytkiem miasta jest Mezquita (Meczet). To do niego udałem się z samego rana skuszony licznymi pozytywnymi opiniami na temat jego uroku. Miejsce to nie zawiodło mnie. Wnętrze meczetu wypełnia las cienkich, wykonanych z czerwonego marmuru, kolumn. Wszystkie one są identyczne w każdym calu przez co wplątany między nie szybko tracę orientację. Na środku Mezquity znajduje się rzymskokatolicka katedra. Dowód zwycięstwa wojsk chrześcijańskich nad arabskimi władcami tych ziem. Zrezygnowali oni z całkowitego zburzenia meczetu kierując się oszczędnościami albo doceniając architektoniczny kunszt budowniczych. Dzięki temu możemy podziwiać go do dzisiaj.
Po zwiedzaniu Mezquity zapragnąłem poznać szczegóły związane z założeniami Koranu i ideami muzułmanów. Idealnym do tego miejscem jest znajdująca się po drugiej stronie rzeki wieża Calahorra. Utworzono w niej muzeum z odpowiedziami na wszystkie nurtujące, ciekawskich takich jak ja, pytania. Zaopatrzony w odpowiedni audio przewodnik ruszyłem w trasę po świecie arabskim. Dowiedziałem się tam szczegółów historii Kalifatu Kordoby i uświadomiłem sobie jak wiele jeszcze niepoznanych miejsc pozostało mi do odwiedzenia. Może następnym razem uda mi się zobaczyć je wszystkie.
kangur | Fajnie napisane...wracaja wspomnienia z Andaluzii... |