Co można zobaczyć w Izraelu przez trzy dni? Niewiele, raczej zaledwie łyknąć odrobinę tamtych klimatów.
Pierwsza atrakcja to przejście graniczne w Elijacie. Autokar arabski nie wjedzie na terytorium Ziemi Obiecanej. Bagaże w rękę i pieszo do posterunku granicznego. Tam każdy przepytywany mniej lub więcej. Nieszczęśnicy, którzy ośmielili się odwiedzić wcześniej Maroko, gorączkowo przypominają sobie wszystkie kontakty, daty, prezenty, bo są na tę okoliczność szczegółowo przepytywani. Po 5-cio godzinnym oczekiwaniu na oddanie paszportów owym nieszczęśnikom, nareszcie wolni możemy wsiąść do izraelskiego autokaru po to tylko aby przejechać przez piękne miasto Elijat do granicy z Jordanią. Tam znów pieszo z bagażami przemarsz do Jordanii. Przy opuszczaniu Jordanii jeszcze weselej. Kilka następujących po sobie punktów kontroli dokumentów. Jeszcze tylko zdjęcie i odciski palców i już jesteśmy na terenie Izraela.
Jerozolima robi niesamowite wrażenie Tygiel kultur, zapachów, smaków. Obok bogactwa, nowoczesności, stare, cudowne uliczki, Arabowie jak z bajki, ortodoksyjni Żydzi. Droga krzyżowa to duże przeżycie duchowe nawet dla osób nie specjalnie religijnych.
Bardzo przykrym dla mnie momentem było przekraczanie check pointów przy wjeździe do Betlejem. Wysokie mury odgradzające dwie społeczności, codzienne upodlenie ludzi, którzy idą do pracy w izraelskiej części. Betlejem jest szare i smutne, ludzie przygaszeni pomimo codziennej fali turystów z całego świata. Może dlatego, ze ten świat przyjedzie, popatrzy, pojedzie i dalej milczy o tym jak żyje naród palestyński.
Podobne wrażenia miałam przy wjeździe na teren Autonomii Palestyńskiej. Nagle kończy się dobra droga, przejeżdżamy przez check point i zaczyna się bieda. To Jerycho, starożytne miasto, leżące w depresji, gdzie latem temperatura przekracza niekiedy 50 stopni.
Jeszcze tylko kąpiel w Morzu Martwym i już wracamy do Egiptu przez
Z uczuciem lekkiej ulgi (nie wiem, czy tylko ja miałam takie odczucia) opuszczałam ten piękny ale najeżony posterunkami policyjnymi kraj, gdzie zbyt często widziałam karabiny na ulicach a nawet w naszym autokarze. Z radością wchodziłam (znowu pieszo) do Egiptu, witana prze Egipcjan nieuzbrojonych ale za to szeroko uśmiechniętych.
Brak komentarzy. |