Wiele lat temu, publiczna jedynka miała cykl filmów Kurosawy. Leciały późno w nocy. Największe dzieła, najlepsi aktorzy. W jednym z nich zobaczyłem po raz pierwszy coś zaskakującego, coś egzotycznego i pięknego. Zamek samurajów. Od tego czasu chyba zaczęła się moja przygoda z Japonią. Od tej pierwszej młodzieńczej fascynacji zamkiem.
Gdy po raz pierwszy zacząłem na poważnie myśleć o podróży do ukochanej Japonii, w pierwszym odruchu szukałem lotów i noclegów w Tokyo. Potem jednak, gdy zacząłem konkretnie sprawdzać jakie miejsca chcę odwiedzić - Kyoto, Hiroshima, Himeji, etc. okazało się, że w rzeczywistości bliżej mi będzie z Osaki czy Kyoto niż ze stołecznego Tokyo. Mając na uwadze shinkaseny i szybkość podróży, to w zasadzie chyba fakt, że Himeji jest tuż za miedzą sprawiło, że zdecydowałem się na bazę w Osace.
Ale cóż to jest to Himeji? A jest to ni mniej ni więcej tylko najwspanialszy z japońskich zamków, autentyczny, oryginalny. W obiegowej świadomości pokutuje pod bezbarwną nazwą Himeji (od nazwy miasta), gdy w rzeczywistości jest to Zamek Hakkurojo czyli Zamek Białej Czapli. Budowa obecnego zamku rozpoczęła się w 1581 roku. Na początku XVII wieku odnowił go zięć szoguna Tokugawy. Zamek aż do restauracji władzy cesarskiej był własnością kilku potężnych rodów samurajskich. Obecny kształt pochodzi z 1618 r, czyli od dnia zakończenia budowy. Co jest nieco zaskakujące. Historia Japonii to historia ciągłych wojen, więc tym bardziej zaskakuje fakt, że zamek nigdy nie został zdobyty... choć to akurat może wynikać z faktu, że nigdy nikt nie zaatakował go. Ale jeszcze bardziej zdumiewające jest to, że zamek ominęły trzęsienia ziemi, pożary i inne katastrofy naturalne. Może stąd wynika wiara Japończyków, że Biała Czapla nigdy się nie ugnie.
Przez Himeji przejeżdżaliśmy w drodze do Hiroshimy. Wypatrywaliśmy zamku w mijanym mieście. Przewodnik twierdził, że jest centralnie położony. Nic nie widzieliśmy. Kilka dni później przyjechaliśmy specjalnie do Himeji by zwiedzić zamek. Mapka w łapce, spacer tak na 10 minut. Niby się zbliżamy, a tu ni widu ni słychu. W końcu wychodzimy na otwartą przestrzeń i widzimy... zamek namalowany na wielkim „blaszaku”. No tak... no jakże my mogliśmy cokolwiek zobaczyć, jak wypatrywaliśmy charakterystycznej wieży a nie blaszaka z malunkiem. W pierwszej chwili chce mi się płakać. Ale nic to idziemy dalej.
Po krótkim śledztwie okazało się, że tylko główna wieża jest zabudowana rusztowaniami, reszta terenów i zabudowań jest dostępna dla zwiedzających. Robimy dzielna minę i odpychamy się by zobaczyć co się da.
Nie wiem jak Wy to odbierzecie, ale na mnie zamki samurajskie robią wrażenie bardzo kruchych, eterycznych i delikatnych. Podczas gdy europejskie zamki to kamienne twierdze o grubych murach, potężnych basztach i flankach, o wąziutkich otworach strzelniczych. Nigdy nie silono się na piękno czy walory estetyczne. Liczyło się tylko wartość obronna. Tutaj jednakże, Zamek Białej Czapli to doskonała harmonia między walorami obronnymi a pięknem rezydencji potężnego pana feudalnego. Próżno szukać w europejskich zamkach pięknych terenów zielonych, ogrodów, kwitnących drzewek. A w Hakkurojo co chwila widać dbałość o takie ekstrawagancje. I co jeszcze bardziej zaskakuje, to fakt, że nie są to późniejsze dodatki, lecz oryginalne zamysły budowniczych.
Gdy kluczy się między murami, zabudowaniami, łatwo jest sobie wyobrazić, duchy dostojnie kroczących samurajów w smoczych zbrojach, damy w zwiewnych kimonach, brzęk katan. W jednym z pawilonów urządzono mini muzeum, w jednej z zaciemnionych sal, kapitalnie podświetlone stały autentyczne zbroje samurajów. Gra światła, półcieni robi niesamowite wrażenie. I tak wraz z kolejnymi dziedzińcami, bramami zbliżamy się do mojego „rozczarowania”, które okazało się być nie aż takim rozczarowaniem jak to początkowo się wydawało. Rusztowanie służyło nie tylko do renowacji donjona ale również jako platformy dla zwiedzających by mogli podziwiać wieżę z niesamowitej perspektywy. Choć sam donjon był zamknięty dla zwiedzających to można było wjechać windą na dwa ostatnie poziomy rusztowań, by zobaczyć szczytowe dachy zamku na wyciągnięcie ręki. Z jednej strony rozciągała się wspaniała panorama na zamkowe tereny i leżące za nimi współczesne miasto a z drugiej widać było zaprawę murarską pomiędzy dachówkami. I choć nie dane mi było nacieszyć się widokiem upragnionego zamku w całej okazałości, to jednak dane mi było widzieć detale niedostępne dla większości turystów.
Brak komentarzy. |