Zjednoczone Emiraty Arabskie - W pustyni i bez puszczy... :) - relacja z wakacji
Myślę, że wyjazd do Emiratów jest trochę jak „podróż w kosmos”… . To, co wydaje się być niemożliwe, tutaj staje się rzeczywistością, ale to, większość z Was już wie - dzięki nieprawdopodobnie skutecznemu PR’owi jaki posiada Dubaj; to przecież chyba najbardziej rozreklamowane miasto świata, więc trudno o nim nie usłyszeć :)
- stok narciarski na środku pustyni? – czemu nie?,
- siedmiogwiazdkowe hotele – proszę bardzo!,
- sztuczne wyspy w kształcie liścia palmy- ależ oczywiście że tak!
- klimatyzowane przystanki – takie rzeczy to tylko tutaj…
- kąpiele w lagunie pełnej rekinów- zapraszamy chętnych!,
- największe akwaria z największą ilością stworzeń morskich – voila!,
- a budynki takie, że aż mowę odejmuje: najwyższy, najdroższy, najbardziej krzywy, najbardziej skręcony jak pokręcony, budynek-jak ramka do zdjęcia…., kolejny jak dysk… Lampy Alladyna w budowie i długo by tak jeszcze wymieniać…. :)
Emiraty…. od kilku lat to dość popularny (a może modny?) cel podróży wielu ludzi zafascynowanych skupiskiem takiego bogactwa jakiego w jednym miejscu trudno szukać gdziekolwiek indziej na świecie; technologicznie to świat, który oszałamia przybysza z innej, bardziej normalnej rzeczywistości; podróż do Emiratów to z pewnością jest marzenie wielu osób, ciekawych jak to wszystko tutaj wygląda? taka podróż to trochę jak sen o baśniowym przepychu i niewyobrażalnym bogactwie …..
My nie jesteśmy żadnymi znawcami ani Emiratów, ani żadnych innych krajów arabskich i nie będziemy udawać, że jest inaczej. W tej relacji nie znajdziecie więc niczego co zabrzmiałoby jak profesjonalna relacja z podróży, ale oczywiście postaram się oddać „ducha” tego regionu widzianego naszymi oczami.
Opis, który znajdziecie poniżej będzie więc wyłącznie wynikiem naszych własnych obserwacji i subiektywnej oceny na podstawie tylko naszych wrażeń i będzie on dalece odmienny niż większości wracających z tych stron (zafascynowanych) turystów…
My Emiraty- potraktowaliśmy po prostu jako kraj ”przy okazji”, bo celem głównym był jednak Oman; i jadąc tam z takim nastawieniem było całkiem ok :)
Naszą przygodę z Dubajem rozpoczynamy od najstarszych części Dubaju: od spaceru po klimatycznych dzielnicach Al-Fahidi, Al-Bastakija i Deira – to najstarsze zamieszkałe tereny Dubaju; nawet krótki spacer tymi wąskimi uliczkami pozwolił popodziwiać tradycyjną architekturę, zwłaszcza porównując ją z ultranowoczesną zabudową Dubaju; warto przyjrzeć się tu baczniej ciekawym domom z tzw: „ wieżami wiatrowymi” – charakterystycznymi elementami architektonicznymi, które miały zapewniać mieszkańcom naturalną wentylację poprzez „łapanie” wiatru - dosłownie jako swoisty protoplasta systemu klimatyzacji:).
Warto było tu troszkę pospacerować, co pozostawiło w nas bardzo przyjemne wrażenia, a szczerze mówiąc to chętnie spędziłabym w tej części miasta znacznie więcej czasu, kosztem tych wszystkich technologicznych nowoczesności, które ani mnie nie powaliły, ani nawet nie zachwyciły; na ich widok nie było żadnego zapierania tchu, ani żadnego oczekiwanego: Wow! , ot - super hiper wieżowce na miarę XXII wieku i masa innych dziwacznych wyzwań techniki mających na celu głównie: zadziwiać; - czyli coś, co powstało w szaleńczym tempie na zamówienie żądnych zachwytu świata – obrzydliwie bogatych szejków.
Nie jest to niczym niemożliwym ani niezwykłym - bo opłacając odpowiednio najlepszych architektów świata, zostawiając im zupełną swobodę w tworzeniu coraz to bardziej niesamowitych projektów, gdzie koszty nie grają roli i mając taką kasę z ropy jak szejkowie – każdy kraj (który by tylko chciał) mógłby tego dokonać - tylko pytanie: po co?
Emiratczycy lubią i chcą zadziwiać świat, a dla nich nie ma rzeczy niemożliwych… (choć obecnie sporo budów i innych rozpoczętych inwestycji jest „chwilowo” wstrzymanych właśnie z powodu problemów finansowych…).
No cóż… raz na pewno warto zobaczyć całe to dubajskie szaleństwo i przekonać się na własne oczy czym zachwyca się świat…., ale ja jestem jednak zdecydowanie zwierzęciem mało miejskim; nawet tu, w Dubaju się o tym przekonałam i zatęskniłam za klimatami „wsi spokojna, wsi wesoła” :).
Emiraty dla wielu ludzi z całego świata są zarobkowym rajem; mieszkają tu i pracują tysiące fachowców z wielu krajów; są świetnie opłacani, mają doskonałe warunki do pracy i życia (mowa jest oczywiście o wyższej kadrze inżynierskiej i specjalistów z wielu innych dziedzin) a wiele zatrudniających ich firm tworzy im dodatkowe bonusy jak np:(wynajem mieszkań, świetna opieka zdrowotna, służbowe samochody, itd…), a brak podatków tworzą tu naprawdę coś w rodzaju Raju.
W zasadzie, żeby stać się taką prawdziwą cząstką tego raju to wystarczy się tu urodzić i posiadać oboje rodziców emiratczyków i już w tym momencie mamy przyczepioną na resztę życia ”złotą etykietkę” z szeregiem niedostępnych dla innych przywilejów, bowiem te zarezerwowane są tylko dla obywateli tego kraju.
Ważnym i nieco przemilczanym tematem jest też „druga strona medalu”, czyli to, jakim kosztem to wszystko tu powstaje; o represjach, braku swobód obywatelskich i o niewolniczej pracy setek tysięcy robotników głównie z Indii, Bangladeszu, Pakistanu i Filipin – słyszeliście na pewno, bo w łamaniu praw człowieka i w wyzysku – bajkowy kraj szejków nie wypadają już tak brylantowo jak w pobijaniu rekordów Guinnessa… ale to dłuższy temat na długą i trudną dyskusję…; kto jest trochę bardziej zainteresowany tym tematem i zechce dowiedzieć się nieco więcej – ten znajdzie na ten temat mnóstwo informacji dostępnych choćby w sieci; wiedza ta jest jednak przerażająca…, bo petrodolary zapewniły Emiratom pobłażliwość świata i przymykanie oka na wiele niewygodnych tematów; bo czyż interesy z Emiratami i zyski ekonomiczne innych krajów świata - miałyby odwagę złożyć je na ołtarzu walki o prawa człowieka...?
Doczytałam sobie trochę po powrocie (swoją drogą polecam również- najnowszą książkę Jacka Pałkiewicza „Dubaj-Prawdzie Oblicze”, gdzie autor w bezpardonowy sposób obnażył prawdę o emirackiej świątyni luksusu od podszewki – i to tak, że po wydaniu tej książki Pan Jacek ma dożywotni zakaz wjazdu do Emiaratów pod groźbą aresztu!!! ) – ta książka naprawdę wciąga – i szokuje i zadziwia; otwieramy coraz szerzej oczy… po podziwie nad technologicznie zaawansowanymi inwestycjami składamy wielki hołd architektom i inżynierom z całego świata, ale i jesteśmy zszokowani też tym, co się tam dzieje od zaplecza….
Mnie najbardziej zadziwiło to, że w kraju muzułmańskim, gdzie istnieją tak restrykcyjne przepisy prawa, gdzie nie wypada chodzić nieodpowiednio (w ich mniemaniu) ubranym w letnio roznegliżowanym stylu nawet w 50 stopniowym upale, gdzie nie kupicie nawet babskiego, 2% piwa w sklepie, nie mówiąc o mocniejszych trunkach - bo alkoholu się tu (oficjalnie) nie piją, gdzie nie wypada w miejscach publicznych dać niewinnego buziaka nawet własnemu mężowi – dzieją się takie orgie, łącznie z prostytutkami na czele, że taki Amsterdam i jego słynna ulica Czerwonych Latarni – wydają się być bardzo grzecznym klasztorem :)) (więcej na ten temat możecie sobie poczytać w nowej książce Piotra Krysiaka ”Dziewczyny z Dubaju”, która właśnie świeżutko wchodzi na rynek) – no cóż…. jak są takie pieniądze, to jest absolutnie wszystko: z zakłamaniem i obłudą na czele! gdzie nawet Allach przymyka na to wszystko oko :)) ; (myślę, że po opublikowaniu tej Relacji, też będę persona non grata w Dubaju :)) , ale więcej się tam nie wybieram…, choć kto wie...? może kiedyś jakaś przesiadka... w drodze gdzieś dalej w świat...? więc już może lepiej zamilknę na ten temat:))
Wracając do atrakcji: są w Emiratach miejsca, które nam się podobały i niekłamanie nas zachwyciły…, miedzy innymi:
1). W programie wycieczki jest wizyta w sąsiednim emiracie Abu Dhabi – oddalonego od Dubaju mniej więcej 150 km; tam czeka na nas kilka atrakcji, ale wszyscy czekamy oczywiście na tą największą – Wielki Meczet Szejka Zayeda – coś, co zawsze chciałam zobaczyć i m.in. dlatego wybraliśmy ten program; rzeczywistość na miejscu nie zawiodła, a wręcz nawet przerosła oczekiwania.
Wielki Meczet…. cóż tu pisać? – no zachwycający! to istny poemat w białym marmurze!; zniewalający swym ogromem i jednocześnie lekkością; niesamowita biel daje tu po oczach a z bliska wszystko lśni i błyszczy. Nie jest to oczywiście żaden zabytek, bo całkowicie ukończona budowla została oddana do użytku w 2007 roku . Projekt był wielkim marzeniem „Ojca” Emiratów Arabskich – szejka Zayeda, (który był też pierwszym prezydentem tego kraju) ale zanim powstał, zatrudniono tu kilka tysięcy architektów i przeróżnych wykonawców z artystami włącznie, a do jego budowy użyto najwyższej klasy materiałów jak marmury, kamienie szlachetne i półszlachetne, oczywiście złoto i kryształy, wspaniałe terakoty i inną ceramikę, itd….
Tutaj autentycznie wszystko robi wrażenie, szczęka opada nisko a my sami popadamy w niekłamany zachwyt, nawet przez chwilę odnosi się wrażenie: że chyba przesadzili – sami przekroczyli próg perfekcji i subtelną granicę dobrego smaku, chcąc wywołać na oglądających uczucie wręcz euforii :), no ale to szejkowie… wiadomo, tutaj wszystko musi być NAJ! i jest Naj! udało im się to znakomicie; tutaj każdy, nawet najmniejszy szczegół robi olbrzymie wrażenie.
Nie wiem co oszołomiło mnie tu najbardziej? czy te 82 kopuły- których zwieńczenia i kapitele wykonane zostały z 24 karatowego złota? ; czy największy na świecie (posiadający powierzchnię ponad 5 tys m2 i ważący ponad 35 ton) wspaniały dywan w przepięknej kolorystyce i ornamentyce, ręcznie tkany przez ponad 1000 tkaczek i tkaczy ze wspaniałej irańskiej wełny? czy te niesamowite, marmurowe posadzki zdobione z pietyzmem barwnymi mozaikami kwiatowymi z kolorowych kamieni? a może te wspaniałe kolumny inkrustowane macicą perłową? no i te słynne żyrandole… wykonane z pozłacanej stali nierdzewnej i złoconego mosiądzu, ozdobione miliardami kryształów Svarovskiego, gdzie największy ma wysokość 15 m, średnicę 10 m i waży 12 ton, posiada wewnątrz nawet specjalną klatkę schodową (żeby elektryk mógł weń wejść i zmienić żarówkę:)).
Uff… taki właśnie jest ten Meczet – to cud umysłów projektantów ale i ludzkich rąk - po prostu trzeba go zobaczyć i choćby tylko z tego powodu warto jechać do Emiratów:)
Oczywiście nie będę Wam tu chronologicznie opisywać wszystkich odwiedzonych na tej wycieczce miejsc, bo za dużo było tych atrakcji, ale postaram się przynajmniej opisać je wszystkie skrótowo pod konkretnymi zdjęciami; w relacji natomiast wrócę do tego, co nam się podobało w Emiratach najbardziej.
A więc punkt drugi:
2). Pustynia… tak… to zachwyca zawsze, przynajmniej ja lubię takie klimaty. Zawsze, jak widzę taką dużą piaskownicę, w dodatku w przepięknym cynamonowo-złotym kolorze, z pofałdowanymi wydmami i stadkami wielbłądów a dodatkowo w romantycznym świetle wczesno-zachodzącego słońca – to gęba sama mi się śmieje. Podczas tej wycieczki wyjazd na pustynię jest jednak dodatkowym fakultetem płatnym osobno i to wcale nie mało, ale myślę, że to bardzo rozsądnie wydane pieniądze. (Jest tu nieco drożej niż fakultet na pustyni do Ergu Chebbi w Maroku, ale mimo, że tu i tam to pustynia, to jednak emocje są zupełnie inne – tutaj na znacznie wyższej adrenalinie :) - bo nijak nie da się oczywiście porównać spokojnej, dostojnej jazdy grzecznymi wielbłądami po marokańskich wydmach do szaleństw jeepami z dużą prędkością po stokach takich wysokich i stromych wydm tutaj:).
Wsiadamy więc po pięć dusz do jeepów i prujemy na pustynię Al Rab-al-Khali; widoki po drodze robią się… pustynne, przepiękne…; dojeżdżamy do miejsca, gdzie zaczyna się jazda jeepami po wydmach. Nie opiszę Wam tych emocji celowo zbyt dokładnie, żeby nie psuć przyszłym odwiedzającym frajdy, ale powiem tylko jedno: po stokroć warto!!! Ostrzegam jednak, że jeśli ktoś jest mocno wrażliwy na wszelką jazdę w podskokach, to bardzo, ale to baaaaardzo Was tu wytrzęsie :), jazda w podskokach i spora trzęsiawka – jest gwarantowana!, więc bądźcie tego w pełni świadomi ale za to stopień frajdy i fantastyczne doznania wynagrodzą „poobijanie” :). W cenie tej imprezy jest też wliczona wieczorna kolacja w „obozie” na pustyni, podczas której są przewidziane również występy artystyczne; gdzie można sobie zapalić sziszę, pojeździć na wielbłądzie, przebrać się w abaję i diszdaszę i pocykać sobie takie „arabskie” fotki, nawet mozna sobie kupic tu alkohol(nie ważne że 5xdroższy, ale można:)) ; można również zrobić sobie piękną, naturalną hennę (skorzystałam, ale trzymała się niestety tylko tydzień).
Podsumowując - sporo atrakcji jak na jedno popołudne i wieczór. My polecamy, podobało nam się, ba! – byliśmy wniebowzięci- szczególnie tą szaloną jazdą:)
3). Akwarium w hotelu „Atlantis the Palm” – kolejne miejsce, które zrobiło na nas spore wrażenie; w różnych akwariach i oceanariach bywaliśmy w ciągu ostatnich kilkunastu lat wielokrotnie, mimo, że z wielu takich miejsc nie zamieszczałam zdjęć i nic na ten temat nie pisałam; wiele tego rodzaju miejsc jest naprawdę pięknych, choć sposób prezentacji żywota stworzeń morskich jest z reguły w mniejszym lub większym stopniu dość powtarzalny; dotąd największe wrażenie zrobiło na nas takie morskie Akwarium na Teneryfie w Loro Parku, gdzie szklanym tunelem wchodzi się do środka ogromnego akwenu, a rekiny, płaszczki i setki innych gatunków ryb pływają obok nas za szkalnymi ścianami i wysoko nad głową nad łukpowatym tunelem (podobne rozwiązanie jest w Galerii Dubai Mall, gdzie nie wchodziliśmy do środka tylko podziwialiśmy morski świat przez wielką szklaną ścianę) ; Tutaj natomiast Akwarium o nazwie Lost Chambers – to podwodne założenie wzorowane nieco na wizji Atlantydy, gdzie oglądający zachwycają się, oprócz morskich stworzeń - zatopionymi ruinami, co daje niezwykłe wrażenie; całość skomponowana z dużym rozmachem; można tak chodzic z komnaty do komnaty i godzinami przyglądać się morskiemu życiu. Pieknie zaaranżowane miejsce; bardzo polecamy.
4) Targ wielbłądów w Al-Ain – miejsce dla niektórych brudne i śmierdzące, dla innych bardzo ciekawe; nam się tam podobało, bo było tak prawdziwie… tam nic nie jest reżyserowane dla turystów; zwykły, codzienny targ zwierząt, gdzie miejscowi dokonują transakcji oglądając i kupując wielbłądy i kozy; dla kogoś kto pamięta z dzieciństwa takie targi, gdzie jechało się z dziadkiem czy jakimś wujkiem – i oglądało się konie, krowy i świnie wystawione na sprzedaż- ot takie miejsce nie jest niczym dziwnym ani nadzwyczajnym, ale właśnie przez tę swoją prostotę, zwykłą codzienność i nie udawanie niczego – jest to po prostu autentyczne miejsce i dlatego ciekawe. Plus do tego możliwość obcowania ze słodką, tygodniową kózką – najmłodszą mieszkanką zagrody urodzoną kilka dni wcześniej – urocze.
Czas trochę na pokrytykowanie :) ; myślę że to nawet nie tyle krytyka, co punkt widzenia:)
Czas więc na słynny Miracle Garden, nad którym słychać głównie zachwyty, no a ja się tu nieco wyłamię...
Niektórzy z Was pewnie wiedzą, że jestem wielką miłośniczką ogrodów; sama mam własny i naprawdę wielki ogród przydomowy, dlatego bardzo doceniam wszelkie założenia ogrodowe, bo poza oczywistą urodą takich miejsc - wiem z doświadczenia ile jest z tym zachodu i autentycznej pracy. Od zawsze uwielbiam ogrody; kocham je również zwiedzać i zwiedzam gdzie tylko jestem i coś takiego jest w pobliżu: a widziałam ich w życiu już naprawdę sporo i podziwiałam w różnych zakątkach Polski i świata - wiele pięknych założeń ogrodowych- i tych kwiatowych i wspaniałych parków; ogrodów pałacowych -zwykle francuskich, ale i angielskie, dendrologiczne, tropikalne, wszelkie arboreta, kaktusaria, palmiarnie, itd,,, i jestem na tym tle dość wrażliwa; osobiście najbardziej kocham wszelkie założenia naturalistyczne, dlatego najlepiej czuję się i najbardziej zachwycają mnie ogrody angielskie, gdzie cenię ich naturalność; bo z założenia nie lubię w ogrodach sztuczności, nadawania im dziwnych form na siłę, strzyżenia roślin (nie mylić z koniecznym cięciem) itd... ; natomiast Ogród Cudów w Dubaju - to miejsce może i ładne (to rzecz gustu), na pewno niesamowicie kolorowe i pachnące i zaprojektowane ze sporym rozmachem ; niektóre aranżacje dość pomysłowe i sympatyczne no i wielki szacun za dostarczenie tym milionom kwiatków odpowiedniej ilości wody i utrzymanie tego wszystkiego w należytej wilgoci (w końcu to gorąca pustynia, więc tym bardziej jest to spore wyzwanie...); no i tyle zachwytów :);
Poza tym całość tego ”ogrodu” - utrzymana jest w nieco odpustowym tonie, a plastikowe paradne papugi, pawie, gęsi, pszczółki, łabędzie i inne tego typu straszydła nadają niestety całości strasznie kiczowaty wydźwięk; na mnie tego rodzaju dodatki działają jak te wszystkie kiczowate krasnalki, żabki, grzybki i bocianki w przydomowych ogródkach :), czyli zamiast zachwycać - wywierają wrażenie zupełnie odwrotne.
Dubai Miracle Garden - to taki raczej duży, kolorowy ogródek, ukwiecony milionami roślin doniczkowych i adresowany głównie dla dzieci - należałoby tam jeszcze tylko poustawiać karuzele, huśtawki, piaskownice, zamontować siatki i parki linowe i w tej scenerii dzieciaki miałyby tu doprawdy istny Raj, a zamiast szumnej nazwy ”Miracle Garden” lepiej pasowałaby nazwa Flowered Kids Paradise :), bo moim zdaniem to nie jest żaden ogród - to po prostu barwny kwiatowy lunapark.
Jak podsumować Emiraty? no cóż… wiem że większość osób wracających z tego kraju jest raczej oczarowana… a pod adresem Dubaju płyną same zachwyty i laurki, no my się tu jednak wyłamiemy… i nie będziemy słodzić, że nam się bardzo podobało, że zachwyciło, i zaszumiało w głowie… no nic z tych rzeczy nam nie chciało towarzyszyć…, ale to subiektywna ocena, więc Ci którzy chcą tam pojechać, ba! – marzą o tym – niech się nie sugerują tym co ja tu wypisuję, bo moje odczucia mają prawo być inne niż choćby każdego z Was, w końcu to moja Relacja :) więc i moje wrażenia, choć zgoła odmienne niż większości.
Dlaczego takie odnieśliśmy wrażenia? – no cóż… nam w Emiratach zabrakło przede wszystkim atmosfery arabskiego kraju! to taki jakiś sztuczny twór… bez prawdziwych ludzi – w sensie, że emiratczycy poprzez całe to bogactwo- gdzieś się po drodze wyalienowali, stali się nieobecni w tym kraju, są jak duchy… - czyli gdzieś są, ale gdzie? – siedzą w swoich pałacach poukrywani przed światem, przemykają swoimi klimatyzowanymi, złotymi ferrari, lamborghini, bugatti, maserati, itd… nie ocierając się o prawdziwy świat a przecież koloryt kraju tworzą rdzenni mieszkańcy – jak w Omanie, jak w Maroku, Egipcie, czy w setkach innych miejsc itd…
To taki dziwny Raj, który nie posiada żadnych historycznych korzeni, w zasadzie bez kultury i własnej tożsamości … dziwny Raj, którego minione pokolenia nie pozostawiły po sobie żadnego etnograficznego szkieletu a obecnych mieszkańców nie wiążą zupełnie żadne tradycje, które są owocem olbrzymich różnic kulturowych, które tu napłynęły ze wszystkich stron świata.
Emiratyczycy sami zapędzili się w taki „kozi róg”; świadomość tego jak funkcjonuje ten kraj, stworzenie raju dla mieszkańców, to bezgraniczne bogactwo, otaczanie własnych obywateli etykietką luksusu od dnia narodzin pełne wręcz „chorych” przywilei – to wszystko spowodowało poważne następstwa: w młodych ludziach luksus zabił ambicję, zabił chęć pogłębiania wiedzy, nauki, zabił w ogóle chęć dążenia do czegokolwiek, do samorozwoju, itd… bo po co? – skoro wszystko im się i tak należy bez żadnego wysiłku. Emiratczyk nie pracuje - on idzie do pracy (najlepszej jaka jest, bo to gwarantuje mu państwo i płacą mu za to jeszcze kokosy, mimo że to raczej leń i po prostu bezpardonowo mówiąc- matoł, bo wybitnie marni z nich fachowcy, którzy na niczym się nie znają, bo nie muszą…. mają całą armię fachowców z całego świata, którzy na nich pracują a oni sami są tylko do spijania śmietanki.
Ńapływ wielu narodowości z całego świata spowodował w tym kraju istny tygiel, który siłą rzeczy tak naprawdę tworzy ten kraj i powoli go zmienia; bardziej tu można poczuć Azję niż arabski orient; a sami emiratczycy będący mniejszością we własnym kraju siłą rzeczy zostają z niego „wypierani” – oczywiście nie dosłownie, ale jest tu mnóstwo aspektów społecznych, które kiedyś w przyszłości mogą stanowić poważne zmiany, a nawet i zagrożenia... bowiem Państwo- to ludzie którzy go tworzą….
Oczywiście, przeciętny turysta nie zastanawia się nad takimi sprawami i raczej interesują go wyłącznie atrakcje jakie dostępne są wokół, no ale przecież każdy kraj który odwiedzamy to nie tylko piękne budynki, zabytki, muzea i zdobycze techniki , a my lubimy znać choćby powierzchownie sytuację polityczną, ekonomiczną i to jak kraj funkcjonuje, a Emiraty są pod tym względem tak daleko odmiennym bytem od reszty świata, że warto to podkreślić i zastanowić się choć przez moment.
Całe to idiotyczne szaleństwo umorusane w złotodajnej ropie spowodowało również , że zrodziły się tu z czystej próżności takie absurdy o jakich świat nie słyszał, bo Emiraty to też kraj absurdów :)
Przykłady? proszę bardzo: tutaj nikt nikogo nie zadziwi luksusowym samochodem, bo każdy kto żyje w tym kraju (i nie jest nisko opłacanym robotnikiem z Azji) ma jakiś luksusowy samochód, nawet policja jeździ tu lamborghini :)) więc zupełnie taki ktoś nie zwraca tym na siebie uwagi, ale że emiratczycy uwielbiają skupiać na sobie uwagę innych i ich podziw – to wymyślili sobie system rejestracji samochodowych :): im mniej cyferek – tym tablica droższa :) dochodzi tu do absurdów tego typu, że te tablice często są droższe niż sam samochód:) a niektóre o wiele, wiele droższe... bardzo wiele :); niektóre z nich osiągają jakiś totalny szczyt absurdu, bo osiągają kwoty rzędu dziesiątek milionów dirhamów!!! Rekordzista na takiej aukcji tablic zapłacił coś ok 35 mln złotych!!! ; pozostawię ten idiotyzm bez komentarza… bo nawet próżność ma swoją granicę:)
Kolejny absurd, a raczej koszmarny szok: to zgwałcona kobieta w Emiratach – jeśli ofiara takiego zdarzenia zgłosi ów fakt na policję i nie ma wymaganych świadków (konieczni są czterej muzułmani; - skąd u diabła wziąć świadków gwałtu, i to w dodatku czterech???...) – to natychmiast taka pokrzywdzona trafia przed sąd i zostaje sama oskarżona o nierząd i ląduje w więzieniu jak przestepca!- z góry przypina jej się etykietkę winnej ladacznicy! i to jest chore! – znane są i głośno opisywane niektóre takie przypadki turystek (np. z Norwegii czy Wlk. Brytanii) nagłośnione przez media z ich krajów – też tego nie skomentuję bo nie chcę się denerwować.
Jest jeszcze wiele takich „kwiatuszków”, które mają być ukryte przed oczami świata i jako tematy niewygodne sprytnie są zamiecione „pod dywan”….(nawet przez rodziny panujące), ale przecież tego wszystkiego w tym Raju nie widać, bo gdzieś to wszystko znika w wielkomiejskim gwarze miasta rozświetlonego neonami, miasta jak ze snu… i ginie w tłumach kolorowych, zachwyconych turystów dla których dubajski raj – jest krainą bezgranicznej szczęśliwości... .
I to w zasadzie jest już koniec mojej relacji z Emiratów;
Dziękuję tym, którzy zechcieli sobie poczytać nasze wrażenia, może kiedyś w przyszłości w drodze do Dubaju - coś z tych spostrzeżeń komuś się przyda...
Planujesz wakacje? Zobacz nasze propozycje wycieczek:
Komentarze:
kawusia6 2019-02-24 | Super opis- mnie niby nigdy nie kusiły wypady w tamte rejony; ale po obejrzeniu zdjęć; zastanawiam się...może jednak warto. W końcu te wszystkie "NAJ" jednak coś znaczą. Zdjęcia piękne - :) |
papuas 2018-04-18 | no cóż ...
Jedno z dwóch świetnych na TM piór, które "się czyta"...
Podziękowania za relację i sporą ilość foto, które pozwoliły zapoznać się z krajem. Do Emiratów na pewno nie zawitam (chyba, że przesiadkowo),gdyż nowoczesność jest na ostatnim miejscu listy marzeń. Nie, nie; oglądałem i czytałem z wielką przyjemnością, ale to mi w zupełności wystarczy. Dla mnie też jest to taki trochę "sztuczny" kraj-raj, gdzie maskuje się tradycję i kulturę, a pokazuje swoje NAJ. I przychylam się do spostrzeżenia, że bogactwo może tu odbić się czkawką - niewątpliwie pieniądz demoralizuje, a zbyt wielka jego ilość zabija ambicję jednostek i wzmaga lenistwo. |