Na Dżerbę poleciałam z mamą bardzo niespodziewanie. W tym roku wybierałyśmy się do Agadiru. Ale jak sami widzicie los potrafi płatać figle, i zamiast Agadiru była Dżerba.
Wystarczył jeden telefon i trzy dni później siedziałyśmy w samolocie linii lotniczych Air Mediteranée lecąc na wyspę. Samolot był dosyć komfortowy, wiec można było zdrzemnąć się troszku. Po trzech godzinach lotu lądujemy na wyspie, lotnisku Djerba Zarzis. Jest godzina ósma rano czasu lokalnego. Miasto dopiero budzi się ze snu. Ochrona lotniska, celnicy widać było, że jeszcze do końca się nie obudzili. Odprawa celno-paszportowa przebiega bardzo sprawnie. Potem czekamy na bagaż dosyć krótko. Jesteśmy pierwszym samolotem, który wylądował i bagażowi rano są w pełni sił. W końcu wychodzimy na powierzchnię. Po wyjściu z budynku lotniczego bucha na nas gorące powietrze. Słonce już świeciło wysoko, niebo było bez żadnej chmurki i zapowiadał się kolejny piękny, słoneczny dzień. Widok palm daktylowych utwierdził nas, że wakacje się rozpoczęły!
Szybko znalazłyśmy naszego przedstawiciela i chwilę później ruszyliśmy autokarem do hotelu. Pomimo zmęczenia chłonęło się widoki przesuwające się za oknem. Zaczęła się pojawiać typowa architektura tunezyjska: białe domki z wieżyczkami i niebieskimi oknami i drzwiami otoczone białym murem. Gdzieś w oddali mignął meczet, palmy, kaktusy i spalona ziemia od słońca mówiła, że jesteśmy jednym krokiem w Afryce.
Oprócz ciekawej architektury i pięknej roślinności, pojawiały się brzydsze obrazy. Wszędzie poniewierało się pełno śmieci, głownie siatek i butelek plastikowych, papierów. Na kaktusach były pozawieszane siatki, pod palmami sterty śmieci i odpadów. Dosłownie każdy wolny kawałek ziemi był zanieczyszczony. Lekki szok dla nas. Nie było jednak czasu na rozmyślanie, bo autokar wjechał do strefy hotelowej. Tutaj krajobraz się zmienił, domy zastąpiły miejsca hotelom otoczonym białymi murami, w obrębie których było czysto i pięknie.
Nasz Hotel Club Palm Beach znajdował się 15 km od lotniska. Po poł godzinie drogi dojeżdżamy do naszej fortecy. Autokar zatrzymał się przed białą bramą. Strażnik wyszedł, dokładnie sprawdził przepustki i dopiero mogliśmy wjechać na teren hotelu.
Po wyjściu z chłodnego autokaru poczuliśmy powiew gorąca. Po powitaniu nas przez animatorów wchodzimy do holu hotelowego. Tu czekają na nas chłodne soki, fotele i pufy kolorowe do siedzenia. Animatorzy rozdają każdemu bransoletki All Inclusive, wypełniamy wnioski meldunku i idziemy na śniadanie.
To co zobaczyłam na stołówce przeszło moje oczekiwanie. Ilość potraw i rodzaje doprowadzały w pierwszej chwili do zawrotu głowy. Dopiero po wybraniu typowego francuskiego śniadania i ulokowaniu się w jadalni przy basenie zaczęłam realizować, że jesteśmy w bardzo, ale to bardzo ekskluzywnym hotelu. Mama była bardzo zadowolona i szczęśliwa.
Ponieważ hotel odbierało się o godzinie dwunastej, wiec szybko przebrałyśmy się i hejka na plażę. Zwiedzanie hotelu było zaplanowane po obiedzie.
Pierwsze spotkanie z Morzem Śródziemnym od paru lat było super. Jak dobrze było wskoczyć w fale, zanurzyć się w ciepłym morzu i poczuć zapach wody morskiej. Powiem Wam, że cale popołudnie spędziłam w morzu, trudno było mnie z niego wyciągnąć. Zresztą przez większość pobytu spędzałam dnie na plaży i leniuchowaniu.
Hotel był rewelacja, polecam. Animatorzy umilali nam czas przez cały dzień. Można było uczestniczyć we wszystkich sportach jakich się tylko chciało. Wieczory spędzało się na graniu, śpiewaniu, tańczeniu i oglądaniu teatrów, wieczorków show itp. Praktycznie jak ktoś nie miał ochoty na wyjście poza mury hotelu, spokojnie miał zapełniony dzień różnymi atrakcjami. Osobiście dla mnie jak na pierwszy raz to było za dużo luksusu i komfortu...
Poza plażowaniem robiłyśmy też wypady krajoznawcze, żeby poznać wyspę. Pierwszą naszą wycieczką było Meninx. Wybrałyśmy się na nią w poniedziałek wczesnym popołudniem. Zamówioną taxi przez strażnika bramowego wyruszyłyśmy na podbój wyspy.
Cenę z taksówkarzem trzeba ustalić zaraz na samym początku, i najlepiej płacić w dinarach. Po ustaleniu ceny ruszamy. Po wyjechaniu ze strefy hotelowej kierujemy się na południe. Zaczynają pojawiać się gaje palmowe i oliwne otoczone nasypem z ziemi, na których rosną kaktusy.
Właściwie każdy gaj otoczony jest nasypem z kaktusami. Kaktusy chronią przed wdzieraniem się piasku do gaju, a nasypy z ziemi mają zatrzymywać jak najdłużej wodę na polu. Woda na Dżerbie jest na wagę złota. Pada tylko trzy, cztery razy do roku, a to za mało na wszystkie potrzeby. Przez cały rok jest piękna słoneczna pogoda. Temperatura w zimie nie spada poniżej 20 °C. Na wyspie panuje mikroklimat.
Nasz kierowca zatrzymał się przy takim gaju palmowym. Mogłyśmy wejść na teren posiadłości, pospacerować i z bliska przyjrzeć się roślinności. Oprócz palm rosły drzewka oliwne, drzewka granatu i kaktusy z owocami. W głębi gaju stal biały dom z niebieskimi drzwiami i jednym oknem otoczony białym murem. Nic nie było widać.
Dawniej domy na wyspie były budowane z kamienia, zapewniały chłód w lecie, a ciepło w zimie. Dzisiaj mieszkańcy swoje posiadłości budują z cegły bo szybciej i taniej. Ale coraz częściej starzy mieszkańcy narzekają na nową technikę budowania. Cegła nie chłodzi powietrza w lecie, i nie jest tak trwała jak kamień i domy nie są takiej jakości jak dawniej.
Po oglądnięciu gaju palmowego po drodze widziałyśmy jeszcze gaje rodzynkowo palmowe. Male drzewka rodzynek nikną przy drzewach oliwnych. Ziemia jest spalona od słońca, ma kolor gliny. W wielu miejscach to nie ziemia tylko piasek. Aż dziw bierze, że w takich warunkach klimatycznych coś rośnie.
Jedziemy dalej. Szosa w wielu miejscach zasypana jest piaskiem. W końcu zatrzymujemy się przy tablicy z napisem po francusku i arabsku: teren archeologiczny - Meninx.
Meninx było osadą założoną przez Fenicjan w VIII w. p.n.e. Była to mała osada położona nad samym morzem i punkt odpoczynku dla kupców ruszających w głąb Afryki. Potem osadę przejęli Rzymianie i osiedlili się w niej na dłuższy czas. Żeby mieć stały kontakt z lądem wybudowali groblę łącząca Dżerbę z Tunezją. Grobla miała ułatwiać kontakty handlowe z kontynentem afrykańskim.
Dzisiaj miasto nie istnieje. Na ogromnym terenie przechadzając się można jeszcze zobaczyć resztki ruin. Są to kawałki kolumn z różowego albo wiśniowego marmuru, małe części murów rzeźbione. A wszystko rozsypane, nie poskładane, ani uporządkowane. Spacerując pomiędzy tymi kamieniami można wyobrażając sobie zobaczyć świetność tego miasta rzymskiego i potęgi Rzymu. Stojąc na polu w oddali na pełnym morzu widać Fortece Skorpiona.
Osobiście bardzo lubię zwiedzać takie zakątki, więc z przyjemnością z mamą pochodziłyśmy po całym placu. Morze w tym dniu miało piękny granatowo-lazurowy kolor co nadawało urok spacerowi.
Po Meninx pojechałyśmy zobaczyć jeszcze groblę. Jest to droga zbudowana na pełnym morzu, mająca siedem kilometrów długości. Przez całą groblę biegnie wodociąg, którym na Dżerbę sprowadzana jest woda z Tunezji. Żeby wjechać na groblę trzeba mieć specjalnie pozwolenie. Taksówki nie mogą wjeżdżać. Są od razu zatrzymywane przez kontrolę celną i ochronę ze względów bezpieczeństwa.
Było bardzo gorąco, słońce prażyło i po zobaczeniu Meninx inną drogą wróciłyśmy do hotelu. Przy takim gorącu powiem szczerze nie ma się ochoty na odkrywanie nowych miejsc. Polecam jednak wycieczkę dla lubiących historię i amatorów zwiedzania.
Dżerba to największa wyspa Afryki Północnej. Położona jest u wschodnio-południowych wybrzeży Tunezji w zatoce Mala Sytra nad Morzem Śródziemnym. Ze stałym lądem z Tunezją polaczano jest groblą wybudowaną na morzu jeszcze przez Rzymian.
Powierzchnia wyspy to 514 km kwadratowych. Wyspa liczy około 100 tys. mieszkańców. Głównymi mieszkańcami są potomkowie rdzennych Berberów, potem można spotkać ludność przybyłą z Afryki Pd., oraz Żydów i chrześcijan.
Stolicą Dżerby jest Houmnt Souk, leży w północnej stronie wyspy. Drugim i mniejszym miasteczkiem jest Midoun. Wyspa posiada swoje lotnisko Dżerba - Zarzis.
Językiem urzędowym na wyspie jest język arabski, a po nim język francuski. Mieszkańcy dość dobrze nim się posługują. Ale co się dziwić jak główną klientelą są Francuzi.
Główne ośrodki turystyczne rozlokowane są na północno-wschodnim, oraz wschodnim wybrzeżu śródziemnomorskim. Strefa hotelowa ciągnie się na obszarze trzydziestu czterech kilometrów. A samych hoteli jest ponad sto.
Walutą w Tunezji jest dinar tunezyjski (TND). Jeden dinar to około 1,95 funta. Walutę najlepiej wymieniać w hotelu i nie wolno zapomnieć wziąć wydruku wymiany. Wydruk jest potrzebny później do zamiany dinarów na euro (jeśli zostaną). Taka wymiana może się tylko odbyć na lotnisku przed przejściem paszportowym.
Ta mała wysepka ma swoja ciekawą historię. Djerba była utożsamiana z mityczną wyspą Lotofagow z Odysei Homera. Legenda głosi, ze kiedy Odyseusz ze swoja załogą wylądował na wyspie, żeglarze tak bardzo zachwycili się i zauroczyli urodą wyspy, że nie chcieli jej opuścić. Ich zachwyt podsycali mieszkańcy, którzy raczyli przybyszów oliwkami i słodyczą kłączy lotosu. W końcu zdesperowany Odys musiał poprzywiązywać swoich towarzyszy do wioseł, żeby móc kontynuować podróż. Nazwał potem Dżerbę wyspą Lotofagow, czyli jedzących lotos...
Brak komentarzy. |