To były wakacje! Najpierw myśleliśmy o Meksyku, ale zraził nas upał. A że miało być pięknie i niezbyt gorąco, wybraliśmy się do Kalifornii. Południową Kalifornię zwiedziliśmy już w 2002 roku, w kwietniu - widzieliśmy wtedy wspaniałe wodospady Yosemite, gigantyczne mamutowce w Sequoia National Park, kwitnące wydmy nad Pacyfikiem i pustynię z drzewiastymi jukkami. Teraz chcieliśmy zobaczyć, co ma do zaoferowania Kalifornia północna. I nie zawiedliśmy się...
Park Narodowy Redwoods to nie tylko baśniowe lasy sekwojowe. To także 40 mil malowniczego (acz wietrznego) wybrzeża Pacyfiku, na którym można spotkać w czasie odpływu kolorowe rozgwiazdy, kraby i ukwiały. Park Narodowy Lassen Volcanic to piękne góry, w których biel śniegu kontrastuje z kolorami kwiatów kwitnących wczesnym latem w ogromnych ilościach. Można tam podziwiać zarówno utwory wulkaniczne, jak i miejsca aktywności geotermalnej Ziemi. Nie chce się stamtąd wyjeżdżać. A kto chce się przyjrzeć bliżej samej lawie, powinien odwiedzić Pomnik Przyrody Lava Beds z polami stosunkowo młodej lawy, w której znajdują się kręte korytarze i jaskiniowe sale.
Jako osoby lubiące przede wszystkim spędzać czas na tzw. łonie przyrody, kochamy Stany za ich różnorodne krajobrazy, za florę i faunę, za piękne i tanie (acz proste) kempingi i za jedzenie w puszkach, które wystarczy podgrzać w rondelku i mieć lunch z głowy. I za te pralnie publiczne, które raz-dwa-trzy rozwiązują problem brudnych ciuchów.
A za co kochamy Kalifornię? Za jej łagodny klimat, za kalifornijskie sushi i za zapach sadów pomarańczowych i cytrynowych. Za nasączone mgłą lasy sekwojowe i suche, kolące, drzewiaste jukki. Za błękit Pacyfiku i kolory kwiatów. Nic dziwnego, że wszyscy Amerykanie marzą o tym, by żyć w Kalifornii. Tylko nie każdy dostanie tam pracę...
Jeśli chodzi o Kalifornię... PRAWIE WSZYSTKO!
Na pierwszym miejscu - parki narodowe:
NIE POLECAM natomiast Channel Islands NP - przereklamowane. Krajobrazowo nędzne te wyspy, a żeby znaleźć jakąś ciekawą przyrodę trzeba się zaczaić i siedzieć tam przez wiele dni. Aczkolwiek sam rejs na wyspy, owszem, przyjemny.
Nie gorsze są pomniki przyrody:
Z parków stanowych poleciłabym:
Rezerwaty przyrody:
Miasta:
Inne zabytki: Stare hiszpańskie misje - było ich dużo, zachowało się mniej, ale każda z obecnie dostępnych jest inna i ma swój urok; mnie się podobają:
A oprócz misji jest jeszcze fajne parki historyczne: California Citrus State Historic Park (gdzie zatrzymał się czas w momencie, gdy królował tam przemysł cytrusowy) i Bodie State Historical Park (ghost town, opuszczone 50 lat temu miasteczko z czasów gorączki złota, bardzo filmowe).
Jak więc widać - do wyboru, do koloru. Starczyłoby na rok.
Noclegi
Są motele, ale to jest jednak wydatek min. 50 dolarów, a w tej chwili pewnie więcej (tych po 30 dolarów za noc nie polecamy). Tyle, że nie wszędzie można je znaleźć. Jeżeli ktoś podróżuje tak jak my - bez żadnych rezerwacji, z pełnią wolności i oczekiwaniem przygody - powinien być raczej przygotowany na nocleg w namiocie. Kempingów nie brakuje. Lepszy standard można znaleźć w parkach stanowych (state parks - tu bywa prąd i zwykle można robić rezerwacje), ale piękniejsze miejscówki w parkach narodowych (często bez prądu i bez możliwości rezerwacji). Najlepsze są prywatne (prąd, świetlica, spa, pole golfowe itp.), ale to już nieco droższa impreza, powiedzmy że jak tani motel, no i nie są zbyt ładnie położone. No i kempingowanie nie jest to na pewno opcją dla ludzi poszukujących luksusu i wytchnienia od prac fizycznych, czy chociażby potrzebujących odpoczynku od pichcenia - szukanie lokalu zajmuje zbyt wiele czasu, najczęściej na lunch czy obiad trzeba jechać poza park, więc prościej jest mieć puszki i upichcić jakąś jednogarnkową strawę.
Pożary
Kalifornia to kraina lasów - a więc także pożarów. Trzeba liczyć się z tym, że niektóre drogi i atrakcyjne miejsca mogą być zamknięte z tego właśnie powodu. Gdy tam byliśmy, spotkaliśmy się z czymś takim w okolicy Lassen Volcanic. Wiatr niósł zapach spalenizny na dziesiątki kilometrów i trzeba było jechać objazdami.
Niewygody podróżnicze
Tam, gdzie pięknie i odludnie, nie ma infrastruktury. Jeden dziadowski sklepik przy maleńkiej stacji benzynowej - i trzeba się modlić ze szczęścia, że w ogóle jest. Trudno, trzeba zjeść obleśnego hot-doga i chipsy, na deser loda i nie rozpaczać. Problem jest też z pralnią. Pralni samoobsługowych, tak bardzo przydatnych podczas wakacji, trzeba szukać w większych miejscowościach. I może się zdarzyć, że będzie kolejka! Podobnie można doświadczyć problemu z załatwieniem tzw. „ważnych, codziennych spraw”. W prerii się nie da (wieje i kierowcy trąbią), w lesie jak na złość nie ma parkingu, a jak jest to pełno na nim ludzi. Czasem szukanie zacisznej bardaszki (i w ogóle jakiejkolwiek bardaszki) może zająć godzinę. Dlatego trzeba pomyśleć o jakimś systemie uzyskiwania stanu ulgi przynajmniej dla dzieciaków. Oczywiście tak źle jest tylko czasami!
Jedzenie
Przy turystyce kempingowej po parkach narodowych najlepszą opcją jest zakupienie kartusza z gazem, maszynki, czajnika i rondelka. Potem robi się duże zakupy w napotkanym sklepie (głównie puszki i instanty, kiełbasa na ognisko albo chabanina na grilla) i jest się niezależnym. Puszki i instanty to tylko puszki i instanty, ale te w USA są całkiem niezłe, a w każdym razie na pewno można się przyzwyczaić. Jak człowiek dokupi sobie mleko, bułkę czosnkową, worek surowych marchewek i owoce - nie zemrze. Na większości kempingów i w wielu miejscach piknikowych są grille, warto mieć więc węgiel i podpałkę. Nie trzeba wtedy rozpalać ogniska, żeby zjeść kiełbaskę lub stek.
Karta do parków
Jeśli ktoś planuje wizytę w co najmniej pięciu dużych i słynnych parkach narodowych, warto kupić „parkowy paszport” (National Park Pass) na cały rok, obecnie za 80 $. Jeśli nawet na pojedyncze bilety wydałoby się o parę dolarów mniej, to zaoszczędzi się czas. Wstęp do parku narodowego może kosztować od 10 do 25 $ za samochód, więc można przekalkulować. Uwaga: do parków stanowych kupuje się osobne bilety.
Brak komentarzy. |